Mam wrażenie, że dawno nie było nic o książkach.
A ja parę książek - polecajek mam, a jakże! Takich na zimę i nie tylko. W skrócie - kryminał i coś z zestawu matki - feministki. Zapraszam!
Po pierwsze primo, kryminały. Przeczytałam drugą część trylogii Anny Kańtoch – najpierw była „Wiosna zaginionych”, teraz jest „Lato utraconych”. To znaczy teraz ogólnie jest Zima Zagubionych w Życiu, wiadomo, ALE wracając do książek Kańtoch – polecam. Druga część nawet bardziej wciągająca niż pierwsza! Pierwszą opisałam króciutko tu (kliku klik). „Lato…” dzieje się w roku 1999, cofamy się w czasie z bohaterką, panią komisarz Krystyną Lesińską, a zaginiony brat, który był wówczas prawie że centralną postacią, tu pojawia się w zaledwie w kilku wzmiankach. Jedna nich jest taka, że Krystyna wie, że już już zaraz sobie o czymś niezwykle ważnym przypomni, ale… Nie uchwyciła tego. Tajemnica jej brata jest dalej tajemnicą, Krystyna zajmuje się głównie prowadzonym śledztwem.
Anna Kańtoch nie idzie w ten rodzaj kryminału z nakładkami – że jedna afera goni drugą, tropy prowadzą w złym kierunku, a potem okazuje się, że te wszystkie mylne poszlaki były szczegółowo przewidziane w planie i zatwierdzone przez Szarą Eminencję. To też nie dżejmsybondy. Nie, to kryminały, które mają w sobie przyciągające tło społeczno – obyczajowe, psychologiczne i taką jakąś… prawdziwość? Bohaterka – żadna miss, nie zwróciłaby twojej uwagi na siebie – prowadzi nas przez swoje życie osobiste i przez rozwiązywane zagadki. Ja ją polubiłam, nie mogę się doczekać kolejnego spotkania!
Też tak mam… – znacie ten tytuł?
Przeczytałam książkę Magdaleny Kostyszyn, i zabolało… Kolczasta ta książka. Próżno w niej szukać humoru z blogu czy fejsbukowych wpisów Chujowej Pani Domu. Książka niewielka, objętościowo dałaby się przeczytać w jeden wieczór, gdyby tylko była lekką komedyjką – ale nie jest. Ja czytałam dłużej, bo musiałam co jakiś czas odłożyć i ochłonąć, porozmawiać z kimś obok i obgadać poruszone problemy. Nawet, przyznam się, trochę wypłakać…
Niektóre z problemów kobiet, opisanych w „Też tak mam”, znam dobrze – nie są mi obce różne podejścia do macierzyństwa, depresja poporodowa, przemoc seksualna. Ale rozdział o przemocy ekonomicznej był dla mnie zaskoczeniem. Opisywane historie – wstrząsające.
W pamięci mam rozmowę, kiedy żona opisuje jak mąż z dziećmi wrócili z zakupów. Mąż dobrze zarabia, żona jest w domu – nie pracuje. I dzieci wracają obkupione kurteczkami, butami za parę tysiaków a żona na wypowiedzianą głośno swobodną myśl „Nie było takich w większym rozmiarze? Przecież śliczne te rzeczy!” słyszy „Na taką kurtkę trzeba sobie zasłużyć”.
Mnie zmroziło.
I dużo jest w książce takich historii, które zostają w głowie i tam będą uwierać, niestety. Nie jest to lektura przyjemnych felietoników. Mimo to, warto przeczytać. Na przykład, jak jest się mamą nastolatki. Żeby pamiętać, że tak mam dziewczynę wychować, żeby nigdy nie żałowała, że jest kobietą i coś jej się z tego tytułu nie należy. Albo jak wychowuje się syna – żeby rozumiał, co to jest feminizm i równouprawnienie. Albo jak jest się nauczycielką – żeby nie pchać swoich uczniów w stronę stereotypów „chłopcy tak mają” i „dziewczynkom to nie wypada”.
I kiedy jest się człowiekiem, który chce poczuć, że może zmienić coś w swoim życiu. Bo wiele z tych kobiet w rozmowach z autorką przyznaje, że długo myślały, że tak po prostu na świecie jest. Że jak jest się kobietą, to ma boleć…
A że mi było jeszcze za wesoło, to po „Też tak mam” sięgnęłam po „Jak pokochać centra handlowe” Natalii Fiedorczuk. Książka sprzed paru lat, swego czasu wywołała dyskusję na temat macierzyństwa non-fiction. Która to dyskusja trwa i trwa, swoją drogą… A ja bardzo lubię się jej przysłuchiwać. Wsłuchiwanie się w różne historie, opowieści o byciu mamą, rodzicem, jest dla mnie wciągające i wciąż coś nowego w tych opowieściach odkrywam.
A wiecie, jaka myśl nasuwa się po przeczytaniu obu książek naraz? Otóż nasuwa się myśl taka, że o wiele łatwiej byłoby nam, kobietom, być świetnymi matkami, gdybyśmy się bardziej wspierały a nie dokopywały sobie nawzajem. Wiecie, ile można usłyszeć mądrości i „życzliwych” rad od obcych nieraz ludzi na temat swojego brzucha w ciąży, niemowlaka w wózku czy dwulatka na zakupach. Bardzo łatwo przyczepić się, zgromić wzrokiem, dać poczuć swoją wyższość, OCENIĆ.
A tymczasem tym, czego rodzice potrzebują najczęściej, jest nie OCENA, tylko rozmowa, może przykład. Różne podejmujemy, jako rodzice, decyzje – jedno dziecko czy więcej, wracamy do pracy czy zostajemy, ale kredyt sam się nie spłaci, wyjechać za granicę czy zostać – nie nam oceniać. Może my zrobimy inaczej, ale to nie znaczy że lepiej… Nikt przepisu na idealne bycie rodzicem nie odkrył.
No chyba że przegapiłam! I nie znalazłam! I dlatego nie jestem idealnym rodzicem!
To będę czytać dalej. Może ten przepis znajdę!
Oczywiście najważniejszy dylemat to, uwaga, uwaga! – zakładamy czapeczkę czy nie! To nie jest taka śmiesznostka, jak by się wam wydawało, za decyzją o czapeczce stoi cały szereg konsekwencji… Jak nie założysz, to będziesz musiała spokojnie tłumaczyć, dlaczego i słyszeć na koniec „No kiedyś to było wychowanie, teraz to nie ma…”. Jak nie masz odwagi się wychylić to zakładasz tę nieszczęsną czapeczkę latem, zimą dwie, a Twoje dziecko uczy się bycia w społeczeństwie od maleńkości – nie ma, że będzie wyjątkiem. Czapeczka musi być! A zaraz potem skarpetki. Potem różowe kokardki, bo dziewczynki mają być śliczne. I tak dalej…
Oraz, o zgrozo, czy ONO NIE JEST PRZYPADKIEM GŁODNE??? Moje najulubieńsze pytanie do mam płaczących niemowląt. No rzeczywiście, kusi mnie zawsze odpowiedzieć, zapomniałaś, że twoje dziecko jest głodne, pewnie próbowałaś mu czytać Mickiewicza w tym czasie, a na to, że jest głodne, nie wpadłaś; dzięki wielkie, zapomniałam, że ono jest na pewno głodne! Zapomniałam, że dzieci jedzą! Ups, zdarza mi się, no wszyscy przecież wiemy że mamy zbiorowo uwielbiają głodzić dzieci!
Ech, czasami milczenie jest złotem.
Z takich lżejszych felietonów o byciu matką, to polecam „Kaszka z mlekiem” Sarah Turner. Taki nie-poradnik, z humorem, lekkością, choć o poważnych sprawach. Na przykład takich:
rozdział: „Czego obiecywałam sobie nie robić (a i tak robię) jako mama”,
podrozdział: „…używam niedorzecznych gróźb bez żadnego pokrycia”
i przykład:
„W tej chwili dzwonię do Świętego Mikołaja, musi wiedzieć, że byliście niegrzeczni. Niestety, nie możecie nic zrobić, żeby to odpracować. Rety, co za kretyński tekst, szczególnie w sierpniu.”
inny podrozdział: „Używam zdrobnień”: „To się nie stało. Wcale nie powiedziałam: Ojej, drukareczka jest głodna!, kiedy w pracy skończył mi się toner. Nie, to nie mogło mieć miejsca”.
I dużo innych życiowych przykładów. Bez pouczania. Za to z ogromem miłości, empatii i poczucia humoru.
Na koniec jeszcze zostawię Wam link.
Nadmiarem pieniędzy nikt z nas nie grzeszy, wiem, ale jak parę złotych chcecie wpłacić, żeby wspomóc Hospicjum Dutkiewicza w Gdańsku, to proszę, ułatwię to, możecie pozbyć się paru złociszczy z kieszeni. Ani Święta nie będą przez to radośniejsze, ani poczucie niesprawiedliwości mniejsze, ale są potrzeby, które trzeba załatwić, sfinansować i już. Możemy pomóc, to pomóżmy. Czasem nawet nie wiemy, jak blisko nas są ci którzy opieki hospicyjnej potrzebują. Lub potrzebowali.
https://www.fundacjahospicyjna.pl/pl/jak-mozesz-pomoc
Przelew na hospicjum poprzez Fundację Siepomaga: https://www.fundacjahospicyjna.pl/…/jak…/siepomaga
I pojedynczy przelew https://www.fundacjahospicyjna.pl/…/jak…/mikroplatnosci.