„Żeby coś się zdarzyło,
żeby mogło się zdarzyć,
i zjawiła się miłość –
trzeba marzyć.
Zamiast dmuchać na zimne,
na gorącym się sparzyć,
z deszczu pobiec pod rynnę –
trzeba marzyć.
Gdy spadają jak liście
kartki dat z kalendarzy,
kiedy szaro i mgliście –
trzeba marzyć.
W chłodnej pustej godzinie
na swój los się odważyć,
nim twe szczęście cię minie –
trzeba marzyć.
W rytmie wietrznej tęsknoty
wraca fala do plaży,
ty pamiętaj wciąż o tym –
trzeba marzyć.
Żeby coś się zdarzyło,
żeby mogło się zdarzyć,
i zjawiła się miłość –
trzeba marzyć”.
Tym wierszem Jonasza Kofty książka Mój brat Feliks się kończy. Ja ów piękny wiersz daję na początku. Chciałabym, żebyście wiedzieli, że pomimo smutnej sytuacji opisanej w opowieści, jest też radość i nadzieja.
Zarys opowieści jest bowiem taki: pięcioletni Piotruś zostaje podczas interwencji policyjnej odebrany z domu, w którym mieszkał z mamą. Razem z nim do pogotowia rodzinnego trafia też jego dopiero co urodzony braciszek, Feliks.
Piotruś uczy się życia trochę od nowa, a trochę musi radzić sobie z bagażem przeszłości. I ze świadomością, że ciężko będzie znaleźć rodzinę dla rodzeństwa, zwłaszcza, że braciszek Feliks jest chory – ma Zespół Downa.
Ta nazwa, jak i wiele innych, niezrozumiałych dla chłopca: ośrodek adopcyjny, trisomia 21, opieka społeczna – w jego żywej wyobraźni przekształca się w różnokolorowe smoki. Wśród nich jeden smok jest szczególnie groźny. Nazywa się Rozdzielenie Rodzeństwa. Piotrek nie chce opuszczać Feliksa, nie pozwoli na to!
Wymyśla, iż w takiej sytuacji do akcji trzeba wprowadzić siły wyższe – kto inny może pomóc, jak nie sam Święty Mikołaj?! Piotrek za wszelką cenę chce wygrać z groźnym smokiem. A przy okazji i z ludzką bezdusznością.
Czy wygra? Jak się ułoży życie chłopców i innych dzieci z Pogotowia Rodzinnego u cioci Magdy i wujka Jacka? Przeczytajcie…
Zanurzcie się chwilę foto-opowieści, a po zdjęciach zapraszam na część drugą mojego postu.
Przepiękne ilustracje Anny Łazowskiej – dodają książce niezbędnej magii.
Mój brat Feliks to książka Reginy Golińskiej-Barancewicz, znanej jednak powszechnie pod imieniem Hania. Dlaczego? Zaraz przeczytacie sami, mam bowiem dla Was wywiad z autorką. Ale najpierw jeszcze kilka słów ode mnie:
Znamy się z Hanią od… siedmiu lat! Mój ty Boże, jak ten czas leci! A znamy się zupełnie niestandardowo, wbrew wszelkim powszechnym wyobrażeniom. Po pierwsze, poznałyśmy się jako matki „młode” jedynie z nazwy, bo urodziłyśmy swoje drugie dzieci w wieku raczej średnim niż młodym. Po drugie poznałyśmy się przez internet – powoli odkrywając, że po drugiej stronie ekranu siedzi normalnie prawdziwa bratnia dusza, że możemy sobie nawzajem pisać o wszystkim, także o swoim marzeniach pisarskich. Hania postawiła na konkurs im. Astrid Lindgren, wysłała Feliksa. Oczywiście mocno jej kibicowałam! Bo to niezwykle prawdziwa opowieść o bardzo ważnych dziecięcych sprawach, pisana z punktu widzenia psycholożki i wrażliwej kobiety.
Książka Hani zdobyła w VI Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren, organizowanym przez moja ulubioną Fundację Cała Polska czyta dzieciom wyróżnienie. To był jeden z piękniejszych dni w naszej przyjaźni, pełen radości oczywiście w domu Hani, u mnie pełen szalonej zazdrości, a jakże:) Chociaż pocieszam się, że skoro ona chwali moje opowiastki, to pewnie kiedyś w końcu jakieś wydawnictwo też je dostrzeże:) W końcu zna się dziewczyna na pisaniu!
Haniu, gratuluję Tobie, gratuluję Wydawnictwu Literatura tak dobrego wyboru wydanej książki, Wam serdecznie polecam i już pozostawiam Was sam na sam z autorką i jej „Konfesjonałem”:
- Hania czy Regina? Skąd u ciebie dwa imiona?
Wszystkie moje imiona urzędowo nadane to Regina Hanna plus Teresa z bierzmowania. Tylko ostatnie wybrałam sama, przy czym od razu zaznaczę, że kryterium wyboru, jakie przyjęłam, nie były zasługi i przymioty świętego patrona, ale jego uroda. Święta Tereska, na obrazku od mojej Babci, była po prostu najładniejsza. Przypominam, że miałam wtedy lat 14, to dużo tłumaczy.
Ale wróćmy do imion z chrztu. Reginy nie toleruję w oficjalnej formie, nie identyfikuję się osobowościowo z jej twardym i zasadniczym brzmieniem, zdrobnienie Reginka jest wykluczone, działa na mnie alergicznie i wyzwala mroczne uczucia do osoby, która wpadła na pomysł, żeby go użyć. Renia – ewentualnie może być, ale co z tego, skoro społeczeństwo w 98 przypadkach na 100 natychmiast zamienia to na Renatę, którego to imienia nie cierpię jeszcze bardziej niż Reginy. Nie mówiąc już o tym, że jest zupełnie innym imieniem. Kiedyś myślałam, że z chwilą osiągnięcia pełnoletniości zmienię imię urzędowo, ale, w miarę dojrzewania płatów czołowych i rozwoju inteligencji emocjonalnej, uświadomiłam sobie, że jednak mamie, która uważała to imię za piękne, mogłoby być przykro.
Zatem, po maturze dla rodziców zostałam Renią, a dla reszty świata posługuję się imieniem Hanna. Klasycznym, popularnym, o neutralnym brzmieniu i akceptowalnych zdrobnieniach.
Och, jak ja dobrze rozumiałam Anię z Zielonego Wzgórza, która chciała być Kordelią….
- Jaki jest Twój ulubiony bohater literacki?
Nie mam. To tak jakby kazać człowiekowi z trójki własnych dzieci wybrać to najbardziej ulubione. Do każdego bohatera literackiego, który zaistniał pozytywnie w moim życiu mam osobisty stosunek i niejasne wrażenie, że gdybym wybrała jednego pozostali czuliby się niekomfortowo.
- Jakie jest Twoje wewnętrzne zwierzątko?
Wewnętrzne zwierzątko mojej osobowości to bezdyskusyjnie kot. Mam większość tych cech kociej natury, za które ludzie kotów nie lubią. Jestem humorzasta, introwertyczna, lubię, kiedy ludzie to mnie pozostawiają decyzję o bliższej relacji, łatwo mnie urazić i jestem bardzo pamiętliwa, wybredna co do jedzenia, mogę zasnąć w każdym miejscu i w każdych warunkach. Przywiązuję się do miejsca, nie lubię zmian, wolę słońce od wody i spokój od nadmiaru atrakcji.
- Dokończ zdanie: „Jestem szczęśliwym człowiekiem, ponieważ…”
Jestem szczęśliwym człowiekiem, bo moje marzenia prędzej czy później się spełniają. Czasem później, ale póki co – prawie wszystkie. Na dwa jeszcze czekam.
Skończyłam wymarzone studia, wprawdzie na 40 urodziny, ale zawsze. Mam wymarzoną pracę w szpitalu. Mam fajną rodzinę z dodatkowym wymarzonym, acz nieoczekiwanym, bonusem w postaci córeczki. Redaktor naczelna Wydawnictwa Literatura dała mi szansę na wydanie książki spełniając tym moje marzenie przechowywane w kategorii: „ Niespełnialne, ale pomarzyć można”.
Umiem docenić to co mi się zdarza i cieszyć się tym, więc jestem szczęśliwym człowiekiem.
- Co dodaje Tobie energii? A co Cię smuci?
Co dodaje mi energii a co mnie smuci?
Energii, i to ogromnej, zawsze dodaje mi zbliżający się termin ukończenia jakieś pracy. Prokrastynacja to moje drugie imię, postawa bardzo niewskazana w pracy literata:)
Smucą mnie sytuacje, w których nie mogę już nic zrobić, żeby komuś pomóc i mam tu na myśli głównie moją pracę w szpitalu.
- Bez czego nie mogłabyś się w życiu obejść?
Nie mogłabym się w życiu obejść bez książek, muzyki i czekolady. No i chyba bez dzieci:) Mam ich tyle i od tak dawna, że nie pamiętam i nie wyobrażam sobie, jak to jest bez nich.
- Czego nie możesz się doczekać, kiedy rano się budzisz?
Czego nie mogę się doczekać, kiedy rano się budzę? Pewnie powinnam odpowiedzieć ambitnie, że procesu tworzenia, ale prawda jest taka, że nie mogę się doczekać tej pierwszej kawy i jednego rozdziału aktualnie czytanej książki. Zgodnie z moją kocią naturą, często wstaję wcześniej, zanim obudzi się reszta rodziny, żeby ta chwila była tylko i wyłącznie moja.
- Rada dla początkujących pisarzy? I powiedz, skąd pomysł na opowieść o Piotrku i Feliksie?
O pracy pisarza mogę powiedzieć niewiele, ponieważ Mój brat Feliks jest moją pierwszą książką, która jakimś niewiarygodnym zrządzeniem losu została dostrzeżona przez jury Konkursu Literackiego im. Astrid Lindgren. Zatem raczej nie jest to ten etap, kiedy mogę formułować rady i wskazówki.
Ale gdybym koniecznie musiała coś poradzić, to chyba tylko to, żeby brać udział w konkursach literackich. Nawet jeśli startują w nich osoby, których książki ma się na półkach i od lat czyta je dzieciom. Nigdy nie wiadomo jaka zaistnieje magia 🙂
A pomysł na książkę wziął się z doświadczeń w mojej pracy zawodowej.
Przez kilka lat pracowałam w Ośrodku Adopcyjnym jako psycholog. Do moich zadań należało, oprócz przeprowadzania badań psychologicznych kandydatów na rodziny adopcyjne, także udział w kwalifikowaniu dzieci do przysposobienia, czyli określenie specyfiki potrzeb dziecka w kontekście prawidłowego doboru rodziny. Wiązało się to z przeprowadzaniem badań psychologicznych dzieci zgłaszanych do przysposobienia w miejscu ich pobytu w pieczy zastępczej.
Odwiedziłam zatem dużo domów pełniących funkcję pogotowia rodzinnego i poznałam wielu ich podopiecznych, których historie i przeżycia na długo zapadły mi w pamięć.
W książce odniosłam się do problemu rozdzielania rodzeństw, zwłaszcza w sytuacji, kiedy jedno z nich z różnych powodów ma mniejsze szanse na adopcję i tego co czuje dziecko, kiedy ktoś projektuje jego życie ponad jego głową, bez jego udziału, kierując się wprawdzie najlepiej pojętym jego dobrem, nie bierze jednak pod uwagę, że do adopcji dziecko nie trafia z relacyjnej próżni – często jest głęboko związane emocjonalnie z rodzeństwem, rodzicami zastępczymi i miejscem, które przez dłuższy czas uważało za swój dom.
Bohaterowie książki są oczywiście postaciami fikcyjnymi, natomiast pogotowie rodzinne opisane w książce jest dokładnie takie jakich na szczęście wiele w realnym świecie – ciepłe, wspierające miejsce, stworzone przez wspaniałych ludzi, w którym dzieci, nierzadko po raz pierwszy w życiu, czują się bezpieczne, akceptowane i szczęśliwe. Miałam zaszczyt poznać te domy osobiście i chciałam pokazać dzieciom, które będą tę książkę czytały, że pobyt w pieczy zastępczej może być dobrym doświadczeniem, dającym siłę i radość.
Dziękuję Wydawnictwu Literatura za możliwość objęcia opieką książki Hani. W ten sposób na tylnej okładce znalazłam się w tak cudnym towarzystwie jak Fundacja Cała Polska czyta dzieciom czy serwis książkowo-kulturalny Granice.pl
O samym konkursie im. Astrid Lindgren i nagrodzonych książkach poczytacie TUTAJ (klik-klik, czytam)
Zapraszam też na stronę Wydawnictwa, jeżeli chcecie poszukać ciekawych książek dla dzieci. Bo czytać zawsze warto, co tu dużo mówić… Po kliknięciu w logo Literatury przeniesiecie się na stronę nie tylko wydawnictwa, ale na stronę marzeń, budowania siły i wrażliwości, na stronę wzruszeń i śmiechów. Wchodzicie?…