źródło zdjęcia tytułowego: opolnocywparyzu.pl/kolyska-1872-berthe-morisot/
Maja pokazała mi ten obraz już dawno temu. Utkwił mi w głowie, wiercił dziurę w myślach.
No co jest? – denerwowałam się – co ci się znowu nie zgadza, Ola? – myślałam sobie.
I tak sobie patrzałam, na tę kołyskę, czytałam kolejne książki, wpisy czy artykuły o macierzyństwie, myślałam… Aż wpadłam na właściwy trop. Znalazłam, co mnie uwierało.
Dla mnie ten obraz, oprócz tego, ze jest po prostu piękny, śliczny kolorystycznie, delikatny, to jest też dosyć smutny. Mama wygląda na zmęczoną, zatroskaną. Patrzy z ogromną miłością na niemowlę w kołysce i myśli o tym wszystkim, co może wydarzyć się złego, boi się, że nie uchroni swojego dziecka przed chorobą, wypadkiem, zaginięciem, porwaniem, tragedią, wojną… Że nie będzie dosyć dobrą mamą.
Pewnie przypomina sobie z wyrzutami sumienia, że jeszcze wczoraj miała ochotę trzasnąć drzwiami i wyjść, nie zastanawiając się, kto zajmie się dzieckiem – tak jak może to zrobić każdy inny człowiek w rodzinie. Każdy inny pozostały człowiek w rodzinie nie ogłasza „idę siku, popilnujcie dziecka”, kiedy… no po prostu idzie.
Mama na obrazie zastanawia się, czy na pewno zjadła śniadanie dziś, czy może było to jednak wczoraj. Czy na liście zakupów wpisała mleko w proszku, pieluchy, chusteczki, obiad dla wszystkich, chleb, owoce, witaminy, jogurty do zdrowych koktajli, rozsądną ilość słodyczy, skarpetki, bluzeczki, czapeczki, kocyki, książki o wychowaniu, rozwijające zabawki, maści… i na pewno o czymś zapomniała. Dla siebie wpisuje kawę. A potem widzi w korytarzu buty starszego dziecka, w których podeszwa się odkleja i przeliczając wszystkie ceny w głowie, przestawia listę, żeby finansowo zmieścić na niej jeszcze nowe buty.
W nocy mama z obrazu płacze razem z dzieckiem z tej pięknej kołyski, bo przecież kołysze je już tak długo, a ono dalej płacze, wrzeszczy wręcz tak, że ona ma ochotę wrzasnąć też i to głośniej. Rano ma wyrzuty sumienia.
A wiecie, jaki jest oficjalny opis obrazu:
„Po jednej stronie znajduje się kołyska i niemowlę widoczne zza delikatnej, utrzymanej w tonacjach różu zasłony, z drugiej natomiast skupiona i pełna pogody matka, przyglądająca się śpiącemu dziecku. Widniejące w tle za kobiecą postacią zasłony o niebieskawych akcentach odpowiadają tkaninie zakrywającej kołyskę. Obraz wypełnia uczucie lekkości i łagodności – wyraz intymnego szczęścia.”
Także tak. Lekkość. Łagodność. Ja tam wiem swoje…
Ten obraz – bardzo dobry widać, bo tak powinna działać sztuka – jest jak lustro. Ja widziałam w nim siebie… Ale te „uczucia lekkości”, „intymnego szczęścia”, „łagodności” nie rzuciły mi się w oczy od razu. Może jak tak przechylę głowę… To wtedy coś mi przemknie, tak kątem oka!
Żartuję. Przecież dużo chwil jest naprawdę pięknych, właśnie wypełnionych łagodnością i szczęściem.
Albo i nie żartuję. Bo równie dużo chwil nie jest…
Ten obraz naprawdę jest jak lustro! Widzę wyraźnie, że ta kobieta zastanawia się, czy zasnęło naprawdę, czy zaraz otworzy oczka i się uśmiechnie, a może zacznie płakać, a może znowu będzie głodne?… A ten opis to kto pisał?! Lekkość, no rzeczywiście! Może za dziesięć lat. Przy wyjątkowej amnezji. Olu, piękny post!
Kto pisał opis?
Hehe, pewnie jakiś facet 😉sama sobie zmoderowałam swój własny komentarz. Znam w końcu wielu facetów, którzy są wspaniałymi ojcami i nie chcę wszystkich pakować do jednego worka, nie chcę iść stereotypem. I dzięki Kasiu 🙂Olu, ja już kolejny raz po Twoim wpisie mam łzy w oczach, a płaczliwa szczególnie nie jestem. Albo to menopauza, albo naprawdę bierz się za pisanie książki o macierzyństwie.
A na tym obrazie ja widzę matkę czuwającą przy chorym dziecku i jej rozterki: Budzić na mierzenie gorączki, czy nie? Dac teraz Nurofen, czy czekać z panadolem do rana? Jezu, czy on ma jakąś wysypkę na buzi? A jak to odra? Wołać pediatrę do domu, czy zaoszczędzić stówę, której nie mam i ciągnąć go do przychodni?
Tak, jak mówisz, Ola…..dużo chwil szczęściem nie jest.
Menopauza, zbiorowa w dodatku, jak tak się wszyscy ciągle wzruszają 😉 A choroby dziecka, czy małego czy dużego – o matuniu, to dopiero potrafi spędzić sen z powiek! A z tym budzeniem, to jeszcze taki pomniejszy dylemat miałam zawsze przy popołudniowych drzemkach – budzić i zgodzić się na marudzenie czy nie budzić ale mieć zapewniony rozrywkowy wieczór z wyspanym bobasem!
Piękny ten obraz Olu i faktycznie każdy może interpretować go swoimi oczami Lekkość widzę tu w muslinie tiulu firanek i na kołysce. Dzieciątko spokojnie śpi Mama trochę zatroskana zamyślona ale z miłością patrzy na dziecko *śpij kochanie tak bardzo się cieszę że cię mam będę cię chronić troszczyć się o ciebie zrobię wszystko żebyś była szczęśliwa *To moje lustro tak widzę ten obraz❤️❤️❤️
O, widzisz, dobrze, że przypominasz o radości, bo wśród tych wszystkich codziennych wielkich i małych zmartwień łatwo zapomnieć o tym, co radosne!