Przygotowałam przez ostatnie dni taki swój alfabet. Alfabet Oli.
Nawet fajna zabawa, polecam na długie wieczory! Liczą się skojarzenia, garść przemyśleń też można dorzucić, a co!
A – Ale. Najbardziej denerwujące słowo świata. Zrobiłbym to, ale… Kocham cię, ale…, Jestem tolerancyjny, ale…
Czujecie już te nerwy?! Grr…
B – Blog. Jest taki jeden fajny, gdziespomiedzy.pl. Polecam, serio, serio!
C – Czekolada! I wszystko jasne. Ewentualnie C jak cukier, ale z dodatkiem czekolady. Czekolada na gorąco. Czekolada z ciastkami. Czekolada z muffinkami. Czekolada z orzechami. Pamiętajcie, nie ufamy nikomu, kto nie lubi czekolady!
D – Duma. Podstępne uczucie. Bliżej mu do złości niż szczęścia, trwa tylko przez chwilę. Potrafi zniszczyć relacje, jeśli jest związana z niskim poczuciem wartości – wtedy źle pojmowana duma nie pozwala na dyskusję. To ja już wolę D jak dyskusja. Albo dialog!
E – Education! We don’t need no education… Przynajmniej w wykonaniu kolejnych ministrów naszych miłościwie nam panujących.
E jak ekipa! Ich pomysł na fortunę za sorbetowe lody przebijają banknoty pamiątkowe NBP, które na allegro chodzą za parę stówek. Ja tam tego nie ogarniam…
F – Feminizm. Dla mnie ważna rzecz, bo mówi o wolności. O równym traktowaniu kobiet i mężczyzn w całym życiu – od nieogolonych nóg poczynając, na drodze zawodowej kończąc. Mówi o prawie kobiet do wyrażania uczuć – żeby nie słyszały, że „dziewczynkom to nie wypada”, a „chłopcy to już tak mają”. Żeby kobiety, którym dzieje się krzywda, nie uważały, że to „ich wina”
G – Gdyby. O, to moje ulubione słówko! Jestem mistrzem w kreowaniu sobie równoległej rzeczywistości. Zamykam oczy i wyobrażam sobie, co by było, gdyby… A potem otwieram i okazuje się, że albo nabrałam sił, albo że nie nabrałam sił, wręcz przeciwnie. Różnie bywa. Czasem wymyślanie, co by było, gdyby, paradoksalnie jest dla mnie jakimś rodzajem motywacji, że może jednak uda się zrobić coś inaczej.
H – Harry Potter i Hermiona! Hobbit. Ulubiony świat fantastyki. Byle dalej od rzeczywistości. Harari – polecam. Imię Hania – prawda, że piękne? „Hej, hej Hanno, hej Hanno, usłysz mnie, wietrze wiej w sinej mgle…” (T. Woźniak)
I – Irracjonalność. Tak średnio, bym powiedziała… Jak ktoś dobrze, zabawnie czy przejmująco swoją irracjonalność uzasadni, to jeszcze rozumiem. Ale samego faktu odrzucania logiki na rzecz irracjonalnych teorii to już nie lubię. Wręcz się denerwuję.
J – Jak to? Już poniedziałek?! Jak to, już piątek? Już wieczór? Już… wstaw cokolwiek. To ulubione zdanie mego męża – dziwi się światu radośnie niczym dziecko, co dzień od nowa. Ja już się przyzwyczaiłam, czasem tylko przewracam oczami, ale już rzadko, naprawdę. Wręcz bałabym się, że coś jest nie tak, jakbym nie słyszała „Jak to?!”
K – Kawa? Kino? Kocham? Jej, banały… Wiem, książki! Co Wy ostatnio fajnego czytaliście?
L – Listy. W moim życiu ważną rolę pełnią listy: rzeczy zrobionych, rzeczy do zrobienia, listy zakupów, planów, pomysłów. Myślę też o listach takich typowych – że się pisze do kogoś. Też takie pisałam. Jak byłam młoda, to w gazetach były takie rubryki „Napisz do mnie” i jako grzeczna, posłuszna dziewczynka słuchałam się i pisałam… I nie, to nie były rubryki matrymonialne, tylko szukanie przyjaźni. Swoich listów oczywiście nie mam, ale te, które dostawałam i owszem, są w pudełku na strychu. Listy mailowe też pisałam…
Ł – Łażenie. Kiedyś nie trzeba było mnie długo namawiać na wędrówkę, a im mniej miała celu, tym lepiej. Łaziliśmy nie żeby gdzieś zdążyć, zwiedzić, tylko żeby po prostu iść przed siebie. Jedzenie – chleb z pasztetową. Makaron rozgotowany na gazowej kuchence. Jak pojechaliśmy do Szwecji, żeby zarobić na zbieraniu jagód, to samego zbierania jagód nie cierpiałam, ale łażenie po skandynawskich lasach, łąkach – jak najbardziej! A dziś – no dalej lubię, ale jak pojechaliśmy raz nad jezioro, to wzięłam filiżanki. Do kawy z termosu. Także tak…
M – Młodość. Udręka, płacz, zgrzytanie zębami. Wiecie, co jest lepsze? Być młodym w duchu, mieć takie poczucie, że wszystko możesz, ale już z doświadczeniem przeżyć. Wtedy jest lepiej.
N – No żesz. No żesz do licha ciężkiego. No żesz kurrrrrrrczaczek (bo jednak dziecko patrzy). No żesz ile mogę mówić to samo? No żesz… a kuśnij się w rzyć (moje ulubione).
O – Ostracyzm społeczny – to pierwsza myśl Mai. O jak okulary – to mojego męża. W sumie dla nas to symbol upływających lat – ich im więcej upływa, tym bardziej literki się rozjeżdżają. Dla mnie okulary to też pamiątka po zdalnym nauczaniu, chociaż i tak miałam mniej lekcji niż Maja. O jak obiady! Temat rzeka, no nie? To w skrócie: jak mi się chce, to nawet lubię je robić. Jak mi się nie chce, to nie lubię.
P – Postaraj się. Postaraj się zrobić, zapamiętać. Postaraj się nie denerwować. Mieć więcej czasu. No, dalej, postaraj się… Ale wiesz, mocniej! Za mało! Try a little harder, baby. I tak nigdy ci się nie uda. I tak jest źle. Brzmi znajomo?…
R – Raz. Coś raz się może nie udać każdemu. No nie udało się ten jeden raz. Trudno. Poprawiamy koronę i zasuwamy do przodu!
P.S. Czy ten „raz” może trwać całe życie??
S – Słowa. Opowieści. Osnowa świata. Podobno ludzie zaczęli wyróżniać się jako ludzie, kiedy zaczęli tworzyć opowieści. Moje dzieci uwielbiały słuchać bajek, legend czy wymyślanych naprędce historyjek. Uspokajały się i zamieniały w słuch. Ja też lubię żyć w świecie tworzonym ze słów, z poezji.
T – Trauma. Myślę, że to u nas odsuwane pojęcie, nie chcemy jako społeczeństwo się z nim zmierzyć. Szybciej wyśmiać i odrzucić. A nieleczone traumy są jak nieleczone rany, jak nieleczone choroby… Niszczą. Do tego odbijają się na otoczeniu, cierpi cała rodzina. Kiedyś słyszałam, że trauma jednego pokolenia trwa przez trzy kolejne pokolenia i według moich obserwacji coś w tym jest.
U – Uważaj! Jedno z najczęstszych słów w pracy i w domu, przy dzieciach. Na równi z „umiesz już?”
W – Wróg. Walka. Woda. Walka z wrogiem o wodę. Wojna. Wolność. Ale ciężka litera! I jeszcze W jak wybory – nie ma to jak rodzinne kłótnie na noże w domach przed wyborami. A politycy spokojnie idą razem na wódeczkę. Też na W.
Z – Zmiany. Trudna rzecz. Ale warta wysiłku.
I Z jak zdjęcia. Mój mąż robił naprawdę fajne zdjęcia, mogliśmy założyć blog razem jakieś kilkanaśce lat temu… A tak mam zajęcie co jakiś czas przeglądając je i szukając czegoś pasującego. Zapraszam!









Piękne zdjęcia! Na tym „Gdyby” wyglądasz jak Poświatowska! Piękny alfabet, jak zwykle i pośmiałam się, i wzruszylam, niezwykły talent masz. I oczywiście już zaczęłam swój alfabet pisać!
Kasiu dziękuję ci za wszystkie miłe słowa, zawsze sprawiają, że się uśmiechnę 🙂 I że chcę pisać dalej – wiec jakby co, to będzie twoja wina, że ciągle się w to bawię, hehe. A zdjęcia rzeczywiście udane, myślę, że mój mąż ma talent w tej dziedzinie!