Czytamy dzieciom - bo warto. Pamiętacie 1000 powodów, dla których warto czytać dziecku? Dziś kolejne polecajki!
Poznajecie, z jakiego cudnego filmu pochodzi zdjęcie powyżej? Mój rocznik pewnie tak, za naszych czasów filmów w kinach było jeszcze mniej niż dziś spokojnych dni, więc raczej wszystkie się pamięta. Na mnie „Niekończąca się opowieść” wywołała niesamowite wrażenie i kocham do dziś zarówno film, jak i książkę. I wcale mi nie przeszkadza, że już kiedyś o tym pisałam, bo to pewnie też nie ostatni raz. Czy ja polecam „Niekończącą się opowieść”? TAK!
Ale polecam też parę innych fajnych książek dla dzieci, sprawdzonych oczywiście nie tylko przez mnie, ale i przez inne dostępne mi okoliczne dzieci. Łapcie więc, wykorzystajcie nasze poświęcenie w szukaniu ciekawych pozycji i piszcie, jeżeli coś też znacie i też lubicie, i piszcie, co wasze okoliczne dzieci polecają!
1. „Bułeczka ratuje świat”, Sara Ohlsson, Lisen Adbage, Wydawnictwo Dwie Siostry
Pierwsza książka, którą musiałam Piotrusiowi przeczytać w całości od razu (stron, pisanych dość dużym drukiem, jest 86), tak go wciągnęło. Pisana bardzo przejrzyście, nawet, kiedy porusza takie problemy jak wolność i odpowiedzialność, ekologia czy, uwaga, śmierć. Kiedy czytaliśmy drugi raz, Piotrek miał już swoją serię pytań, co chwilę przerywał i doszliśmy do strony zaledwie 10, ale za to rozmowy trwały chyba z godzinę. A co to jest, a co tamto znaczy, a czemu Bułeczka powiedziała tak, a czemu inaczej… - i niech mnie dundel świśnie, jeśli nie o to chodzi w czytaniu, prawda? Bułeczka jest dosyć pyskatą sześciolatką, która uwielbia wakacje, bo wtedy można robić, co się chce i nikt nie może ci rozkazywać. Wiecie, nie to co w szkole. Swoje ukochane wakacje spędza z babcią i chłopakiem babci, który jest ornitologiem. Książeczka jest naprawdę zabawna, mądra, skłania do przemyśleń ale i po prostu gwarantuje dobrą rozrywkę. Piotrek daje szóstkę!
2. „Nudzę się”, Michael Ian Black, nasza Księgarnia
Czerwcowy hit w mojej byłej zerówce. Śmiech i nauka razem – może być lepsze połączenie? To książeczka typu Świnka Malinka i Słoń Leon – mało tekstu, duże, raczej proste ilustracje. Proste, ale wymowne i poruszające wyobraźnię. Idealna do nauki czytania, bo tekst łatwo zapamiętać i rozpoznawać wyrazy całościowo. Miałam wrażenie, że pod koniec czerwca prawie każde dziecko z mojej grupy umiałoby rozpoznać napis „nuda” wśród tysiąca innych. A cała akcja dotyczy tego, że bohaterka z całych sił stara się przekonać zgryźliwego Ziemniaczka, że bycie dzieckiem jest po prostu SUPER!
3. „Czasem się złoszczę. Bajki, które pomagają radzić sobie z emocjami”, Begona Ibarrola, Wyd. Finebooks
Autorka tej już trochę poważniejszej książeczki to hiszpańska psycholożka i pedagożka, pisała już bajki, które mówią o byciu szczęśliwym, o życiu wśród innych, o odkrywaniu talentów – ale ja trafiłam na opowiadania, które pomagają w radzeniu sobie ze złością. Opowiadania są pisane w różnym klimacie, raz weselsze, raz smutniejsze, niektóre budzą nawet lekką grozę (Piotrek jak usłyszał, że złość może być jak lew, to się przestraszył), jest więc wybór – co będzie pasować do waszego dziecka. Każda bajka kończy się poradami dla rodziców i wychowawców, co jest przydatną częścią tej książeczki. Moje ulubione opowiadanie to „Odrobina magii”, o elfiku Zadziorku, który jest jeszcze mały i nie rozumie, że czasem musi na coś poczekać. I wtedy strasznie się złości! Mama z tatą idą po radę do doradczyni – najstarszej elfki i ona wysyła ich po czarodziejskie klepsydry. Klepsydry, jedna mniejsza, druga większa, pomagają Zadziorkowi zrozumieć pojęcie czasu i uczą cierpliwości. Bajki fajnie pokazują też, jak ważna jest rola dorosłych w poznawaniu przez dzieci świata emocji. Nie wahają się szukać rady, rozmawiają z dzieckiem, tłumaczą, dają też sobie wytłumaczyć, co robili źle, jak w opowiadaniu „Nie budźcie smoka”. Tam dziewczynka wpada w ataki złości, ponieważ nikt jej nie potrafi wyjaśnić, dlaczego rodzice zajmują się chorym braciszkiem w szpitalu. Kiedy wsłuchamy się w świat dziecięcych pytań i rozterek, może nas uderzyć, jak wiele jeszcze jest przed nimi nauki o świecie. Nam wydaje się, ze wszystko jest takie jasne, takie oczywiste, nie wymagające tłumaczeń – a jednak. Ja lubię im w tej drodze towarzyszyć, choć rozumiem też, że nie zawsze jest to łatwe. Książka „Czasem się złoszczę” to dobry poradnik w takim momencie – kiedy chcemy pomóc, i sobie i dziecku, ale brakuje nam pomysłów.
4. „Słonecznikowa 5”, Anna Cholewińska – Szkolik, Wydawnictwo Wilga
Ostatnia na dziś polecajka to ciepła opowieść o kochającej się rodzinie. Jest mama, tata, troje dzieci (pięcioletnie bliźniaki i malutki braciszek) i dodatkowo piesek, Zadzior. To taka opowieść o życiu trochę jak z marzeń każdego dziecka – rodzice są spokojni i się nie denerwują, każdy problem znajduje rozwiązanie, mama przesyła rano buziaki na powitanie znad patelni, tata bawi się w smoki i rycerzy… Tak, też mam wyrzuty sumienia, jak to czytam… Ale do tego jest dużo humoru, ładne ilustracje Marty Kulesza i Słonecznikowa 5 daje radę.
Wszystkie te książki będą na wiek około pięcioletni-może-trochę-więcej, a gwarantują też dobrą zabawę dorosłemu czytającemu*.
*no chyba, że musisz czytać „Nudzę się” po raz pierdyliardowy i jeszcze jeden. Wtedy to już przestaje być dobrą zabawą. Wtedy to staje się niebezpieczną zabawą, po której gotowym można być do bezgłośnego krzyku w poduszkę. Albo głośnego krzyku w innego, Bogu ducha winnego, dorosłego, który pojawi się na horyzoncie!
Mam też coś specjalnego, w promocji i w gratisie. Chciałam wam wszystkim szanownym moim czytelnikom, zaprezentować po raz pierwszy, PREMIEROWO, jeden rozdział z książeczki, którą próbuję sobie pisać. Jak ja się męczę z pisaniem, to wy się pomęczcie z czytaniem, a co!
Jest to opowieść o Lilce, spokojnej i rozważnej dziewczynce. Lilka właśnie jest po pierwszym dniu w zerówce. Mam pisać dalej, czy nie mam pisać dalej, jak myślicie?
Rozdział 3. Czy to mysz, czy to nie mysz?
Niebo ozłociło się zachodzącym słońcem. W kolorowych kamieniczkach przy miłczyckim rynku mieszkańcy powoli szykowali się do snu. W kuchni Lilki wszyscy siedzieli jeszcze w przy stole, podjadali kanapki przyszykowane przez mamę i opowiadali sobie przeżycia z całego dnia. Oczywiście najwięcej opowiadała Lilka. Z wypiekami na twarzy wymieniała przygody z pierwszego zerówkowego dnia. Machała przy tym rękami, ciągle wstawała i była bardzo zaaferowana.
– Jak się wszyscy przedstawiliśmy, to pani zrobiła taką śmieszną zabawę. Trzeba się było przywitać, ale nie ręką tylko nogami na przykład, albo łokciami – Lilka wstała i pokazywała po kolei, czym się „żabki” w grupie witały. Mama w ostatniej chwili chwyciła kubek z herbatą, potrąconą łokciem.
– Pupami też? – spytała.
– Też! – Lilka zachichotała. – Wszyscy się śmiali. To było super śmieszne. Potem pani wszystko pokazywała, jakie mamy zabawki, klocki, co gdzie trzeba układać. Ja oglądałam książeczki w kąciku czytelniczym.
Rodzice pokiwali głowami. Lila uwielbiała, kiedy czytali jej bajki i opowieści.
– Nikt nie płakał? – spytał tata.
– Nie, nikt. Jak ktoś się robił smutny, to pani zawsze go rozbawiła, a potem było już drugie śniadanie i już, do domu! I minął dzień!
– Wcale nie powiem „a nie mówiłem”, że nie ma się co bać – tata sięgnął po kolejną kanapkę i z pełną buzią powtórzył – wcale a wcale nie powiem, mniam, pycha, kochanie!
– Jesteś gotowa na jutrzejszy dzień? – spytała mama.
– Jeszcze troszkę się boję – przyznała dziewczynka – ale mam rysunek taty. Jak się boję, to na niego patrzę i jest mi lepiej. Dzięki, tato.
– Dobra, koniec na dziś. Czas spać – zarządziła mama. – Lila sprząta kuchnię a tata idzie się myć, ubierze piżamkę w biedroneczki i idzie spać, może być? – Mama zmrużyła oczy, zrobiła śmieszną minę, postukała się w nos i dodała – czy może jednak na odwrót?
Kiedy wykąpana Lilka leżała już w swoim łóżku, przypomniała sobie pewne dzisiejsze wydarzenie. Nie opowiadała tego nikomu, bo nie była pewna, czy sobie całej sytuacji nie wyobraziła, ale przydarzyło jej się jeszcze coś.
Kiedy przeglądała książeczki w kąciku sali, znów zobaczyła grzeczną czerwoną kudłatą myszkę. Jedna z klepek w drewnianym parkiecie była luźna i myszka znalazła drogę, by przejść z korytarza.
Tak przynajmniej Lilka pomyślała na początku.
Potem wszystko się zmieniło.
Kiedy ośmielona spokojem Lilki „myszka” podeszła bliżej, okazało się, że ma nie łapki, a ręce i nogi! Okazało się, że nie ma futerka, a szare kudłate coś było włosami, które dawno nie widziały grzebienia, zmierzwioną brodą sięgającą pasa i krzaczastymi brwiami! Zza tej masy splątanych włosów wyglądały bystre czarne oczy i wystawał pokaźny nos. Musiały być też w tej gęstwinie usta, bo Lila usłyszała niski, zachrypnięty głos:
– Ty mnie naprawdę widzisz, dziołcho?
– A czy „dziołcha” to coś obraźliwego? – upewniła się najpierw Lila. Nie zamierzała wchodzić w rozmowę z żadnym gburem, niezależnie od jego wzrostu. O, nie.
– A skąd! – parsknął stworek. – To tylko taka jak ty, ludzka dziewczynka. No, dziołcha.
– To dobrze. Więc tak, widzę cię. I myślałam, że jesteś myszką. Pomyliłam się. Kim jesteś?
– Mysza! A to dobre! – stworek klepnął się po kolanach i zarechotał. – To raczej ja mogę się teraz obrazić! Myszy żyją w ciasnych, ciemnych norkach, wszystkiego się boją i ciągle piszczą. Nie to co dzielne krasnoludy!
– Więc jesteś… krasnoludem? – dopytała uważnie Lilka.
– Tak! Właśnie! – stworek wypiął brzuch, potrząsnął brodą, aż posypały się z niej jakieś okruszki i jeszcze bardziej zachrypniętym głosem oznajmił: – A nazywam się, ekhm, no… Król. Tak.
Spod oka podpatrywał na dziewczynkę, która oparła brodę na dłoni i mierzyła go wzrokiem.
– Wiesz – powiedziała spokojnie, bo o dziwo nic a nic się nie bała – nie wydaje mi się, żebyś był krasnoludem. I to Królem. Tak jak ja nie jestem Królową Elfów, ani nawet zwykłym elfem.
– A skąd niby to wiesz? – dzielny krasnolud już nie wypinał brzucha. – Hę?!
– Mój tata robi ilustracje do książek dla dzieci. Często opowiada mi o tym, co rysuje i o krasnoludach z książek też mi opowiadał. O ich Królu też. Król krasnoludów był dużo większy, prawie taki jak ja, był bardzo groźny, nosił broń i walczył. I nigdy nie kłamał *. Ty jesteś malutki jak myszka, nic a nic się ciebie nie boję i chyba lubisz zmyślać. Jestem KRASNOLUDKIEM, prawda? Zgadza się?
– Ech, te dzieciaki teraz takie mądre się porobiły. To pewnie przez te kumputery i internety. Tak, jestem krasnoludkiem…
– To o wiele lepiej, wiesz? – Lilka się uśmiechnęła – Bo z krasnoludkiem mogę się zaprzyjaźnić.
– Zaprzyjaźnić! – zakrzyknął mały kłamczuszek. – To ci dopiero! A jak zamienię cię w żabę? Albo zjem ci twoje śniadanie? – przy tych słowach podejrzanie zaburczało mu w brzuchu.
– To nie krasnoludki zamieniają ludzi w żaby, tylko czarownice. A śniadaniem się z tobą podzielę. I wiesz, jutro przyniosę grzebień. Uczeszę cię w śliczne warkoczyki, dobrze?
-Argh! – wrzasnął dziko krasnoludek. – Grzebień! Warkoczyki, na mą brodę, to wariactwo! Czy ja jestem jakaś, jakaś… lalka Barbie?! A fuj!
– A mój tata zawsze rysuje krasnoludy uczesane w warkoczyki, nawet na brodzie. Nie musisz się tak denerwować.
– Tak? Nawet na… O rany. Na mą brodę, nie, w życiu! Nigdy! Warkoczyki, tfu! Twój tata rysuje mówisz… krasnoludom… No dobra, jak już tak bardzo nalegasz, to przynieś ten grzebień. Niech ci będzie, tylko już nie krzycz.
– To ty krzyczysz! – Lilka zachichotała. – Polubiłam cię, wiesz? Jestem Lilka. A ty? Jak nazywasz się tak naprawdę?
– Jestem Henio Pryk – Pruk, dziołcho Lilko. Witaj w mojej szkole.
– Witaj, Heniu – podali sobie ręce, jedną dużą, ludzką, drugą malutką, ewidentnie czymś umorusaną.
– Lilka! – rozległo się wołanie pani. – Chodź, zapraszam cię na dywan! Ułóż książeczki i chodź, dobrze?
– Dobrze! – zawołała dziewczynka i spojrzała z przestrachem, czy krasnoludek będzie gotów przedstawić się wszystkim dzieciom, ale kiedy spojrzała na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Henio, nikogo tam nie było. Tylko klepka podłogowa leciutko się chwiała.
Dlatego teraz, leżąc w łóżku, Lila nie była pewna, czy przypadkiem nie zasnęła w zerówkowym kąciku przy książeczkach i czy jej się to wszystko nie przyśniło… Długo nie mogła się zastanawiać, bo zmęczona emocjonującym dniem, zasnęła w pół myśli.
* Lilka ma na myśli Króla Krasnoludów o imieniu Thorin z książki pod tytułem „Hobbit, Tam i z powrotem”, autorstwa pana J. R.R. Tolkiena. Lilka zna tę historię, bo tata jej czytał, może spodobałaby się i Tobie?.
Olu pisz pisz pisz dalej napewno najlepszym recenzentem będą dzieci ale mi też się mega podoba z przyjemnością i ciekawością czytałam gratuluję Ci bardzo i pisz dalej masz tą iskrę w sobie ❤️ Piotruś jest twoim natchnieniem te jego pytania przemyślenia super chłopak Maja napewno też jest dobrą recenzentką i twoją pomocą fajna z was rodzinka
Cieszę się że dałaś próbkę swojej twórczości jestem z ciebie bardzo dumna❤️