O czym ja dziś będę pisać - o dzieciach, bo czapeczka, o filozofii, bo tożsamość, czy o... A, to zaraz. Na pewno o dzieciach, sama bym postawiła dolary przeciwko infacyjnym złotówkom, że skończę na pisaniu o dzieciach. Ale wiecie - i tu kurs złotówki nieco rośnie - filozofię też lubię...
Jest jeszcze trzecie wyjście. Coś, co łączy czapeczki i tożsamość. A tą rzeczą jest - moda.
Eee, że co?! Moda, modelki, Paryż, butiki, szpilki, cygaretki, długie nogi, kłótnie o wymiary, błyszczące magazyny - cały ten blichtr i połysk - jak to się ma do filozofii? I do czapeczki na głowie mojego dziecka???
A ja chwytam się pod boki i odpowiadam. Posłuchajcie.
Nasza wędrówka po świecie mody rozpoczyna się, kiedy dzieci są malutkie. Wszystko w nich takie tyci-tyci, te rączulki, te stópki, paluszki, sama słodycz, prawda? Gorzej, jak trzeba te słodkie rączki upychać w tycią kurteczkę a stópki wierzgają i zrzucają kolejne skarpetki. Ale na spacer wyjść trzeba, nie ma, że boli. I idziemy, pchamy przed siebie te parę kilo wierzgającej słodyczy plus wózek. A czasem na drodze pojawiają się inni ludzie… i wtedy zazwyczaj pada sakramentalne pytanie…
– Mamo, a gdzie czapeczka? Gdzie czapeczka? Taki guguś piękny, a chory będzie!
To nic, że wiatru żadnego, że wózek chroni dziecko i że mama wie lepiej. Przecież must have każdej dziecięcej mody to CZAPECZKA. Czy jest lipiec i pierdyliard stopni w cieniu czy umiarkowana wrześniowa słoneczna pogoda, CZAPECZKA musi być.
Ten mały kawałek materiału na głowie berbecia staje się pierwszym modowym wyzwaniem w jego życiu. Co zrobi mama, kiedy nad jej wózkiem i jej dzieckiem pochyla się coraz więcej głów i coraz głośniej krzyczą i skandują: “gdzie cza-pe-czka, gdzie cza-pe-czka!”? Ulegnie i ubierze? Nie ulegnie i będzie iść własną drogą? Podda się presji? Będzie mieć wyrzuty sumienia? Jak się zgodzi na czapeczkę, to co przyjdzie potem? Różowe falbanki dla córeczki, niebieskie moro dla synka? Broń Boże odwrotnie? A czy zdanie jej dziecka będzie się liczyć? Co ważniejsze – jednostka czy społeczeństwo?
Tak, wychowanie to nie jest taka łatwa sprawa! Nawet, jeśli chodzi “tylko” o czapeczkę.
Powiecie, że to nie kwestia mody, tylko zdrowego rozsądku, troski. A ja spytam, dlaczego w takim razie w innych krajach o zbliżonym klimacie, czasem nawet zimniejszym, traktuje się dziecięce czapeczki inaczej? My mamy inny styl. U nas panuje inna moda. Inne stereotypy…
A propos mody i kolorów, to mam ciekawostkę, usłyszałam o tym kiedyś od mojej córki. Otóż kolory niebieski i różowy były jeszcze na początku dwudziestego wieku traktowane odwrotnie niż dziś – niebieski dla dziewczynek (kojarzony z delikatnością i kobiecością), różowy dla chłopców (bo bliżej mu do dumnej i zdecydowanej czerwieni). Zmieniło się to, w latach czterdziestych i pięćdziesiątych, na skutek działań – uwaga, kogo? czego? – czołowych projektantów odzieży i świata mody. Tadam!
Można o tym poczytać tu:
Tak mimochodem wspomnę, że ja sama pchałam wózki z moimi słodkimi jednostkami ubrana z lekka dziwnie: nosiłam to, co mi szybko wpadło pod rękę i było wygodne. Rozciągnięte spodnie w kolorowe wzorki, takie co można było kupić na ryku za parę groszy, koszulki, co to mogły i do spania służyć i do chodzenia, rozwleczone sweterki, też kolorowe, ale zwykle w zupełnie odwrotnej kolorystyce niż spodnie… Nie było to związane z podążaniem za trendami mody. Nie wiem, co wtedy panowały za trendy w modzie. Czy jednak czegoś tym strojem nie wyrażałam, chcąc nie chcąc?
I tak płynnie w naszej wędrówce przechodzimy do tego, jak moda łączy się z wyrażaniem siebie i poczuciem tożsamości.
Czy można uciec od wyrażania siebie poprzez modę?
Akurat te a nie inne ubrania trafiły do naszych szaf. Decyduje cena, czas, materiał, wygoda, praca, własne preferencje – to oczywiste. Poruszamy się w obrębie swojego świata, swojej rzeczywistości, swoich wyobrażeń o modzie i mamy wpływ na to, co kupimy i potem znajdziemy w swojej garderobie. Ja kierowałam się wygodą, nosząc rozciągnięte spodnie w okresie urlopu wychowawczego. I ceną. Ludzi i tak bardziej interesował brak czapeczki. I twierdzę, że ten właśnie kolorowy ubiór podkreślał moją tożsamość – pokazywał, że akurat teraz jestem w takim momencie życia, kiedy elegancja, luksus i czas to towary nie do zdobycia. Albo że stawiam inne towary na pierwszym miejscu, a do tych powyżej kiedyś wrócę. Jeśli zechcę.
Bo to CHCENIE jest tu kluczowe.
Miałam kiedyś znajomą, która chodziła wciąż w dżinsach i tiszertach. Nie widziałam jej w luźnej, codziennej sukience. Wiecznie dżinsy. Tiszert i ewentualnie narzucony sweterek. I mówiła zawsze tak: “Ja tam nie mam czasu na interesowanie się modą. Noszę to, co wygodne! I szkoda to wyrzucić, zobacz, a moja siostra już tego nie nosi. A taka to fajna bluzka jeszcze! Wstyd wyrzucić!”. I tak sobie wtedy myślałam, wow, to jest dopiero petarda! Jak ona żyje z dala od mody! Jak dla niej moda jest obojętna!
Ale! Jest tu pewne ale. Czy moja znajoma zdołała uciec od wyrażania swojej osobowości? Jej dżinsy, jej koszulki stały się jeszcze bardziej widoczne na tle reszty moich znajomych. Zaczęły budować obraz kogoś, kto dba o środowisko. Kto ma zrównoważoną hierarchię wartości. Kto pomoże określić, co jest w życiu ważne. Kto nie ulega kaprysom. A mi osobiście zaczęło krążyć po głowie pytanie: czy ubrana w zwiewną sukienkę byłaby mniej wiarygodna? Mniej rzetelna?
Kluczowe jest CHCENIE. Kierując się logiką oszczędności i prostoty, jednocześnie moja znajoma odrzucała sukieneczki, fikuśne bluzeczki i sztruksy i pozwalała im iść na śmietnik historii, bo one już nie wyrażały nic dla niej ważnego. Jest w tym też logika wygody. Też lubię wygodne spodnie i koszulki. Ale lubię też przecież przewiewne sukienki na lato, też są wygodne! Gdzieś głęboko w sobie mamy to poczucie, że coś chcemy ubrać, bo to tanie, wygodne, nie do zdarcia itp., ale rzeczy obok już nie chcemy ubrać, choć też jest tania, wygodna, nie do zdarcia itp. Ale nie wyraża już nic o mnie…
Skoro przytaczam anegdotki, to mam jeszcze jedną, posłuchajcie.
Swego czasu zaczytywałam się w “Domu nad rozlewiskiem” Małgorzaty Kalicińskiej. Lubiłam tę książkę, była moim osobistym wprowadzeniem do feminizmu. Utkwiła mi w pamięci scena, kiedy Małgośka, bojąc się wypaść z obiegu i bojąc się utraty pracy zaryzykowała metamorfozę – zmieniła ubrania, zmieniła fryzurę – szał! I oczywiście nie było to takie proste. Pracę straciła. Ale scenka ta fajnie pokazuje nam, jaka siła tkwi w opowieści o modzie.
Opowieści wszak rządzą światem.
Przypominam też sobie moją mamę. Czasami z rozrzewnieniem opowiada ona o swoich młodzieńczych peerelowskich latach, kiedy to dostała w Peweksie sukienkę a’la płaszczyk, dżinsową, zapinaną (rozpinaną) i jedyną w swoim rodzaju. Czuła się… wyróżniona z tłumu. Podkreślona. Niczym kolorowy ptak wśród gołębi i wróbelków.
Podkreślenie to dobre słowo, pasuje do mody i tożsamości.
Ubiór nie tyle nas określa, co podkreśla.
Wśród rzędu takich samych garniturów, mundurków, słów, opinii – nagle my. Ja. Chcę zabłysnąć.
Chcę pokazać, że tu jestem! Macham do ciebie! Widzisz mnie? Właśnie mnie, w kolorowej sukience w kwiaty, w dżinsowym płaszczyku, w tiszertach po starszej siostrze… To jestem ja.
Mama Muminka w swojej szafie miała tylko torebki. Tata Muminka tylko swój cylinder. Nic więcej nie było im potrzebne do wyrażenia tego, kim są. Nic więcej nie było im potrzebne, żebyśmy MY wiedzieli, kim ONI są. Do tego, żeby tworzyć tezy o modzie, potrzebny mi jest drugi człowiek. Jestem dla niego jak książka, którą on, czy tego chcemy, czy nie, czasem nieświadomie, oceni po okładce.
Oczywiście jesteśmy na ogół zbyt mądrzy, żeby ulegać stereotypom, taką przynajmniej mamy nadzieję…
Czy ubiór określa naszą tożsamość? Pomaga budować to, kim jesteśmy?
Pomaga, nie decyduje ostatecznie. Miejsce naszej tożsamości jest gdzie indziej niż w kawałkach materiału, nakryciach głowy i rodzajach obuwia, choć jednocześnie nie da się całkowicie rozdzielić.
Jakaś sekretna pępowina łączy człowiecze wnętrze z widocznym dla reszty zewnętrzem. Może dżinsowa. Może u niektórych jedwabna. U mnie taka w kwiatki i wygodna.
Jesteście gotowi pójść ze mną jeszcze dalej? Droga będzie teraz trudniejsza, bardziej wyboista. Z kamieniami i z dziurami, uważajcie.
Uważajcie, bo zadam trudne pytania.
Wyobraźcie sobie, że ubiór nic nie znaczy. No fajnie by było, ale coś zaczyna uwierać, jakiś kamyk w bucie się pojawił, prawda? Ubiór nic nie znaczy… ale ty, córeczko, nie wychodź w za krótkiej sukience, to niebezpieczne. Ubiór nic nie znaczy, ale… słuchaj, nie bierz już tej tęczowej torebki ze sobą, po co ryzykować. Po co PROWOKOWAĆ. Nie ubieraj tej kurtki, wyglądasz jakoś… gejowato. Boże, taką ty z siebie szmatę zrobiłaś?! Tylko jedno ci w głowie! A ta znowu w swoim ciasnym garniturku, przecież ona ledwo w tym może oddychać, głupie to, co nie? Widzieliście tą? Modelkę chce z siebie zrobić, taka zawsze wymuskana, pod kolorek ubrana, jak jakaś dziunia z serialu. Pewnie w domu tylko przed lustrem siedzi. O, ten czarny golf, znowu on go nosi, chce wyglądac na takiego myślącego, inteligentnego, śmiechu warte!
Tak, ja sama jedno zdanie z tych powyższych kiedyś powiedziałam. Wstyd mi. Dziś przynajmniej mogę z doświadczenia skorzystać i nigdy więcej tego błędu nie zrobić.
Iran. To już nie kamyk, to już nie głupia gadka. To wyroki śmierci za to, że ośmielono się sprzeciwić. W kwestii włosów i ubioru – na wierzchu. W kwestii wolności i prawa do swojej tożsamości – głębiej i naprawdę. Mahsa Amini, 22-latka, ubrała spodnie i odkryła włosy. Za to została tak brutalnie pobita, że skończyło się to jej śmiercią. W wyniku społecznych protestów dalej popłynęła krew, do dziś wyroki kary śmierci są wykonywane na uczestnikach demonstracji. Wg danych Wikipedii (kliknij, żeby sprawdzić) wśród wszystkich zabitych jest też trzydzieścioro czworo dzieci.
Ubiór nic nie znaczy? Masz szczęście, jeśli możesz tak o sobie powiedzieć.
Na fali w ciągu ostatnich lat jest książka „Opowieści Podręcznej”, nie trzeba opowiadać jej treści, wszyscy znają przez serial, ale zwróćcie uwagę, jak w wymyślonym totalitarnym kraju, w Gilead, funkcjonują stroje: czerwone suknie dla Podręcznych, błękitne dla Żon, inne dla służących w domu Mart. Jak idziesz ulicą, każdy wie, kim jesteś. Nie uciekniesz. Nie prześlizgniesz się przez druty, nie uciekniesz za mur. Każdy wie, kim jesteś. Opowieść o życiu w wybranym dla ciebie kolorze i imieniu, jest przejmująca. Margaret Atwood przedstawiła świat na skraju jawy i snu, gdzie życie jest jak koszmar, jest jak brnięcie przed siebie w błocie, gdzie przeszkadzają toporne trzewiki, długa suknia jest ciężka od ziemi i namokła od wody, jest jak tarcza celownicza dla ścigających, nikt nie ma widzieć osoby, mają widzieć czerwoną sukienkę, mają widzieć biały kaptur na głowie, nie strzelasz do człowieka, strzelasz do jego stroju, do pasiastego stroju więźnia, on nie jest niczym więcej, przecież widzisz… Widzisz ubranie. Widzisz szkarłatną literę. Widzisz przykrótką halkę.
Kolor wrogiego munduru.
Chodź, wracamy. Zrobiło się strasznie. Jeszcze tylko…
Biały fartuch lekarza. Szary strój zakonnicy. Sutannę księdza. Garnitur prezesa. Żakiecik nauczycielki.
Rozciągnięty sweter mamy pchającej wózek.
I nie, nie o to idzie, żeby zobaczyć ich bez uniformów i ubrań. Idzie o to, żeby zobaczyć ich POMIMO.
Ubranie, modne, niemodne, narzucone, wybrane – jest tylko dodatkiem do tożsamości.
Poprzez modę możemy wyrazić siebie? Odpowiedź jest bardzo życiowa – możemy. Ale nie musimy.
To zależy.
OLU trudny a raczej bardzo trudny temat.Zgadzam się prawie że wszystkimi Twoimi odczuciami. Rzeczywiście moje (prawie 70 latki)pokolenie skazane było na modę którą akceptowały nie tylko mamy ale babki i prababki . Dzisiaj jest trochę inaczej. babcie które kochają swoje wnuki pozwalają swoim wnukom a zwłaszcza wnuczkom wybierać z szafy samodzielnie. Przyznam jednak ,że w moim przypadku był to proces bolesny .Jestem dumna ze swojej wnuczki że od najmłodszych lat była uparta i zmuszała nas dorosłych do zaakceptowania Jej wyborów. Bardzo często dotyczyło to ubioru. Dzisiaj moja wnusia jest bardzo asertywną osobą a raczej dzieckiem, dobrze radzi sobie ze stresem i porażką i myślę że to właśnie ta przywołania przez Ciebie czapeczka której nie chciała, jej determinacją wychowała nas i pozwoliła naszej filigranowej Ani rozwinąć skrzydła i osiągać sukcesy . Cieszę się OLU że poruszyłaś ten temat.