Dostałam ostatnio zadanie od córki, żeby opisać jej pierwsze lata życia, bo nagle potrzebuje ona do szczęścia kilku informacji właśnie z tego okresu jej życia. To spróbowałam, posługując się książeczką zdrowia i tabelkami z przedszkola parę takich zdań napisać i jej dałam.
Po czym usiadłam ponownie i zaczęłam pisać o tym, co było poza tabelkami… Pierwsze lata życia dziecka – to okropne, że ten ważny etap, o który dopytuje zawsze każdy lekarz, pozostaje gdzieś w niepamięci człowieka i musi wyłuskiwać się z pamięci innych.
Ja – mama – jak mam opisać twoje „wczesne dzieciństwo”? Te wszystkie lata, miesiące… dni, kiedy byłyśmy nierozłączne, połączone niewidzialną pępowiną, połączone jak liść i drzewo, jedno bez drugiego nie mogło żyć. Co było tobą, co mną? Jak rozpleść nasze pierwsze miesiące razem? Rozdzielić twój płacz od mojego, twój uśmiech… Był twój czy był odbiciem?
Chodziłam z tobą na spacery, wyobrażałam sobie, jaka kiedyś będziesz. Próbowałam opisywać świat, ale potykałam się na pierwszych lepszych słowach, bo twoje wyciągnięte rączki chciały dotknąć, zrozumieć, a nie tylko słuchać. Jak przekazać, czym jest deszcz? Szłyśmy więc na spacer w deszcz, żebyś mogła go sama poczuć, usłyszeć. Chodziłam z tobą do sklepu, nazywałam jabłko: Patrz, Maju, to jest jabłko. Ale jednocześnie chciałam ci powiedzieć, jak jest słodko-kwaśne, jak przenikają się na nim kolory, jak pod zębami ustępuje skórka i po języku spływa sok pachnący kwitnącą jabłonią.
Uwielbiałam widzieć twój zachwyt na widok morza. Wyciągałaś ramionka, jakbyś chciała objąć je całe, zanim dosięgną cię fale.
Myślę, że miałaś szczęśliwe dzieciństwo, otoczona miłością dwóch rodzin. Dla ciebie to, co było moim problemem – czyli wspólne mieszkanie w wielopokoleniowym domu – było idealne. Mogłaś się tylko dziwić, czemu nie widzisz swojej szczęśliwości we mnie. Starałam się z całych sił, i miałam nadzieję, że to wystarczy.
A przecież tyle razy tych sił już brakowało, czasem miałam wrażenie, że to raczej ty pocieszasz mnie, że to ty byłaś moim wsparciem i dla ciebie byłam gotowa wyszarpać z łap depresji jeszcze kawałek uśmiechu, jeszcze trochę zieleni.
Kiedy ty dostawałaś, mnie ubywało. Jak każda mama czułam, jak miesza się przeszłość z przyszłością, dla mnie czasu coraz mniej, dla ciebie za to jest go coraz więcej. Ty zdobywałaś, odkrywałaś, ja zostawałam z coraz bardziej pustymi rękoma. Ręce kobiet zawsze zostają ostatecznie puste. Może dlatego tak wiele razy wciska się staruszkom do rąk włóczki, kołowrotki, koty, bochenki chleba.
Teraźniejszość? Trudno mi widzieć moje dziecko tu i teraz. Widzę jednocześnie ciebie malutką, rozchlapującą radośnie kałuże, zatroskaną nad losem lalki z filiżanką, zapłakaną przez złego bohatera z bajki, widzę ciebie też we własnym już świecie, czytam kolejne wiadomości, wiedząc, że to ty będziesz na nim dłużej żyć i jak ty sobie dasz radę… Teraźniejszość. Nie mam już – a może nigdy nie miałam – wglądu w twoje marzenia, plany.
Wczesne dzieciństwo – to o tobie, czy o mnie? Czy o naszych babciach, które swoje wczesne dzieciństwo przeżyły w zupełnie innych czasach, a jednak przekazały nam część swojego losu?
Może twoje lęki to ich strachy przed życiem w czasie wojny? Może twoje problemy z kręgosłupem to od noszenia zbyt wielkich ciężarów rodzinnych? Sekretów, tajemnic, które sączą się niczym kroplówka do krwiobiegu kolejnych pokoleń.
Pamiętasz bajkę o Meridzie Walecznej? Był tam gobelin, na którym splatały się nitki tych, które żyły kiedyś i nitki tych, co żyją teraz. Ich gwałtowne rozdzielenie przyniosło masę bólu i same problemy. W bajce finał był szczęśliwy. Nasza osnowa ma wiele pourywanych nitek, których już nikt nie połączy, tylko bajkę do końca możemy rozegrać bardziej po swojemu. Chyba.
Może wyczytałaś z mojego wczesnego dzieciństwa tamte koszmary i je śnisz, dlatego po nocach szukasz mojej ręki, nie, to było już dawno temu, dziś już szukasz pomocy inaczej, mieszają mi się czasy, może z tęsknoty, może z ulgi…
W trylogii Władca Pierścieni jest pewien bohater, ent, Drzewiec. Enty były pasterzami drzew, ich opiekunami, i nawet upodabniały się do rodzaju drzewa, którym się zajmowały. I żyły równie długo. A w czasie tak długiego życia mogły sobie spokojnie i wiele opowiadać. Ich język J.R.R. Tolkien nazwał staroentyjskim. Drzewiec mówi do małych hobbitów tak: „To bardzo piękny język ale trzeba mieć dużo czasu, żeby nim coś powiedzieć, bo my mówimy naszym językiem tylko o tym, co warto bardzo długo opowiadać i czego warto bardzo długo słuchać”. Piękne, prawda? Drzewiec chce opowiedzieć o tym, co widzi, co słyszy, co czuje nosem i przez skórę, kiedy stoi „w pogodny ranek i patrzy w słońcu na step za lasem, na konie, na chmury, na cały szeroki świat”. Bo wie, że to jest właśnie ważne dla jego drzewa.
My stoimy w słońcu, w deszczu, ale nie mamy tyle czasu. Każda opowieść jest częściowa. Dopada nas niecierpliwość lub zmęczenie. Wołasz: „mamo, mamo, ja chcę już iść! Mogę?”.
Możesz. Weź patyk, potem plecak, laptop, książki. Zawsze możesz wrócić.
– Pani Olu, proszę opisać pierwsze lata życia Mai. Jej wczesne dzieciństwo.
– Ile mam czasu?…
– Za mało.
– Urodzona bez powikłań, 10/10 w skali Apgar. Rozwój w normie, bez zakłóceń. Brak ciężkich chorób przebytych w dzieciństwie. Kłopoty miała czasem z zasypianiem…
– Dobrze, dziękuję, to wystarczy. A kłopoty z zasypianiem mieliśmy pewnie wszyscy. Dziękuję, do widzenia!
To już, to wszystko? Kieruję się do drzwi, chcę już wyjść, smutno mi.
– Proszę pani, jeszcze skierowanie! Do ortopedy, proszę. Kręgosłup zbyt obciążony, jeszcze może się da wyprostować. Jakieś pytania?
Nie wiem, panie doktorze, czy się uda wyprostować. Nie wiem, co jej dyszy w kark i wisi u szyi. Ale za skierowanie dziękuję. I jeszcze mam dwa pytania:
Kto komu budował skrzydła?
Kto się od kogo więcej uczył?
Ale mówię tylko:
– Dziękuję. Nie mam żadnych pytań.
Ten wpis to najpiękniejsze co mogło mnie dzis spotkać.
O rany, dziękuję, że po prostu mi o tym piszesz! Trzymaj się, i niech cię spotka wiele fajnych rzeczy :):):)
Przepiękny wpis ❤️
Dziękuję ci! A moja córka przeczytała i tylko westchnęła: mama, ale ty dramatyzujesz:)