Reportaż wakacyjny pierwszy i nie ostatni! Zapraszam, usiądźcie z kawą ciepłą czy mrożoną - zależy na jaką zwariowaną pogodę traficie - i poczytajcie ; )
Wakacje rozpoczęłam jak przystało na starszą, łatwo męczącą się panią – leniuchowaniem. Bałagan w domu jak był, tak sobie radośnie jest dalej. Ale zaczyna mi przeszkadzać, a to dobry znak, że może w końcu sięgnę po ścierę do kurzów czy po kartony do segregowania szkolnych materiałów, żeby się zrobiło jednak w domku ładniej. Na początku roku szkolnego wydawało mi się, że to bardzo dobry pomysł – jak wyjęte z teczek materiały i pomoce będę sobie zawadiacko i lekko rzucać – ot, na regał, ot do szuflady, ot na stół…
I tak rzucałam przez cały rok… Materiały do ksero, książki, obrazki do pokazywania, plakaty do zawieszania, wydruki, dokumenty, gazetki z pomysłami I DUŻO DUŻO INNYCH.
I tak sobie w tym pierwszym tygodniu wakacji stwierdziłam, że to jednak nie był taki fantastyczny pomysł. Oj nie. Teraz mam cały regał i 10 pudeł do poukładania. W mordę jeża.
Jak ktoś kiedyś obmyśli idealny sposób na segregację materiałów do nauczania w zerówce, taki, żeby sięgać do teczki z podpisem „Bezpieczeństwo” i żeby nie było tam obrazków o rozwoju motylka i cyklu rozwojowym żaby, to niech mi da znać. Ozłocę!
Chwila na jedną z rozmów z moim pięciolatkiem:
– Mamo, a jak byś się czuła, jakbyś się urodziła i od razu w ten sam dzień umarła?
Ja oderwana od leniuchowania z książką patrzę chwilę nieprzytomnym wzrokiem, matko bosko, skąd on te pytania bierze?! Po czym odpowiadam:
– Byłoby mi na pewno smutno. Jeden dzień to bardzo mało, prawda? A powiedz mi kotku, czemu pytasz?
– Bo muchy muszą żyć tylko jeden dzień, wiesz?
– Aha. O tym myślałeś. To jakbym była taką muchą – odpowiadam już swobodnie, że to tylko o owady chodziło – to bym nie traciła czasu na żale, tylko oglądała jak najwięcej świata, śmiałabym się… A ty, co byś zrobił?
– No nic, po prostu bym był. I widział świat – ogłosił mój mały filozof i wypalił znowu: – A jak byś się czuła, gdybyś była malutkim smokiem, który w ogóle nie jest groźny ale przychodzą ludzie i chcą go zabić?
– Boże, czułabym się strasznie przestraszona! Skąd ty masz takie pytania?!
Ale Piotrek już zajął się zdobywaniem Jedynego Pierścienia w grze Lego Hobbit i nie zwracał już na mnie uwagi. Oprócz tego, że ja też co jakiś czas byłam do gry zapraszana. W wieku przedstarczym moje dzieci nauczyły mnie grać w grę komputerową. I nie mówcie nikomu, ale gry Lego są całkiem spoko ; ) Oczywiście oficjalnie wszystkiego się wyprę!
W przerwach od leniuchowania, rozmawiania i grania przeczytałam bardzo fajną książkę, znalezioną przypadkiem – przyciągnęło mnie po prostu nazwisko autorek – i to był strzał w dziesiątkę. To tam pojawiło się określenie „wiek przedstarczy”. A książka to „Jak się starzec bez godności”. Pomyślałam, że ten tytuł będzie do mnie pasował idealnie. Nie mam godności. Po czterdziestce zaczynam pisać bloga, uczę się grać w gry, zakładam instagrama, noszę bluzki na ramiączkach, nie martwiąc się trzęsącą się skórą pod ramionami (to moje „pelikany” i już), nie boję się wyjść do ludzi bez makijażu i garsonki, nie boję się myśli o zmianie pracy, jak już solidnie będę miała dość szkoły, podpisuję się w końcu jak kobieta – jako „nauczycielka”, jako „wychowawczyni” – a nie w formie męskiej, nie marudzę, że kiedyś to było a teraz to nie ma… No bez godności przystającej mojemu wiekowi jestem zupełnie! Hura!
A jak się okaże, że z czasem przychodzi miłość do beżowych, plisowanych spódniczek do kostek, plecionych sandałków ortopedycznych, siwizny farbowanej na fioletowo, to niech tak będzie, bylebym nie zamknęła się wewnętrznie na świat i na ludzi!
„Po dekadach przejmowania się coludziepowiedzyzmem, konwenansami, zmarszczkami, grubym tyłkiem, krzywą łydką, wąsikiem i siwym odrostem wpadłyśmy na pomysł, żeby się tym nie przejmować. Teraz próbujemy.” – piszą autorki we wstępie.
Czytałam trochę poradników o byciu mamą, czy nauczycielką ale o byciu człowiekiem w wieku przedstarczym jeszcze nie. Książka „Jak się starzeć bez godności” Magdaleny Grzebałkowskiej i Ewy Winnickiej to książka – pocieszajka 🙂 Przywołuje uśmiech i zgodę na to, co ma nadejść, byleby przyszło na moich warunkach!
A propos mojego wyglądu i na fali zainteresowania Piotrka Hobbitem i Władcą Pierścieni – bo on nie tylko gra w Lego, ale też słucha audiobooka, ogląda fragmenty filmu, układa scenki z klocków, jednym słowem wpadł jak śliwka w kompot – mówię ostatnio do Mai:
– Hej, mam świetny pomysł! Zrobimy Piotrkowi tematyczne przyjęcie urodzinowe! Każdy przebierze się za kogoś ze świata Śródziemia! Elfy, krasnoludy, niziołki…
– No nie wiem – burczy Maja średnio zapalona do tego pomysłu.
– Tak, słuchaj, ja będę Galadrielą, zamawiam!
Gwoli wyjaśnienia, Galadriela to wysoka, szczupła Królowa Elfów, najpiękniejsza, z długimi blond włosami, masą niewymuszonego wdzięku, gracji, poważna, mądra… No jasne, że chciałam być nią! Maja spojrzała na mnie spod oka, jakoś tak dziwnie, z lekką taką niepewnością, westchnęłam więc i przyznałam: – No dobra, z moimi włosami to raczej na hobbita się nadaję, wiem…
– I z twoim wzrostem – dodaje Maja bezlitośnie.
Tak, hobbity – niziołki – są wzrostu siedzącego psa, mają niedające się uczesać porządnie włosy, są przywiązane do domu i codziennych zwykłych rzeczy, nie zamyślają się nad przyszłością świata, nie mają w sobie dostojeństwa, a o wdzięku trudno wspominać mówiąc o kimś, kto gania boso.
Na moje mało wdzięczne stopy patrzymy już bez słów.
Cóż, trudno. Zawsze mogła mi przypaść rola krasnoluda. Tego z brodą.