Opowiem wam o marzeniach i życzeniach. I o mojej nocy sylwestrowej. Raczej antysylwestrowej!
Jest tu ze mną ktoś, kto nie lubi sylwestrowej nocy?
Ktoś, kto też przewraca oczami na konieczność:
– siedzenia do północy, albo, o zgrozo, i dłużej!
– udawania, jak to bardzo się cieszymy na Nowy Rok – co najmniej jak Kłapouchy. Hip. Hip. Huraaa.
– opychania się nocą – nie cierpię jeść w nocy!
– inteligentnego i błyskotliwego rozmawiania o porze, która służy do SNU. U mnie to dwudziesta druga. Potem szczytem inteligencji w rozmowie staje się tajemniczy uśmiech, który oznacza, że kompletnie nie mam pojęcia, o czym wszyscy mówią…
– wbicia się w jakąś dziwną kieckę, która wszędzie drapie i ściska.
O piciu nie wspomnę, bo to już od dawna nie moje klimaty. Nigdy specjalnie nie były, a na starość na sto procent uważam, że są lepsze sposoby na życie niż piwo czy wóda.
Jesteście też antysylwestrowi?
Może nie, może wam ta jedna noc jest właśnie potrzebna, marzycie o gajerku, wystrzałowej sukience, makijażu. Może chcecie długą grudniowo – styczniową noc osłodzić głośnym śmiechem, tańcem, cekinami, kolorowym okiem, zabłyszczeć… To spoko. To, że ja tego nie lubię, to jeszcze nic nie znaczy.
Ale ja serio nie ogarniam. Totalnie nie moja wymarzona noc.
Moja sylwestrowa noc jest pełna melancholii i smutku – bo coś przeminęło, coś się zakończyło i nie powtórzy się żaden dzień i żadna noc, a przecież jeszcze tyle rzeczy do zrobienia… A drugie tyle mogło być zrobionych inaczej… Tylu złych wydarzeń można było uniknąć… Nadzieja, że od magicznej daty „Pierwszy stycznia” nagle będzie lepiej, jest fatalnie złudna. Wiadomo, że coś będzie nie tak. Pytanie tylko kiedy i z której strony. Fatalistka ze mnie? Ha, raczej realistka!
Chyba, że jakieś błędy zależą ode mnie i coś sobie przemyślałam, i wiem, co mogę zmienić. Bywa i tak. Może odkryłam, na co mnie stać, a na co jednak nie. To, co już było – jednak mnie nie złamało. Jestem. Wciąż. Na przekór. A przede mną kolejna wiosna.
Moja noc sylwestrowa, choć smutna i długa, to leciutko błyska zielonością i obietnicą słońca. Smutna, ale tym mądrym smutkiem, co mówi: „Nie jest łatwo, nigdy nie było i nie będzie. Ale spróbujemy, dobra? Obiecujemy sobie – żyć. Nie szczęśliwie, nie lekko, nie bez problemów. Po prostu żyć z tym wszystkim i szukać dobrych chwil. Chodź, teraz się przytul się, teraz się wypłacz, żeby jutro znaleźć odwagę.”
Wreszcie moja sylwestrowa noc jest w piżamie! Ewentualnie w luźnej, ulubionej sukience w kwiatki. I na boso. Ulubione jeansy też będą na propsie. Nie wiem, czy to czasy się zmieniły, czy moje nastawienie wydoroślało, ale jak nie chcę ubierać błyszczącej cekinowej kiecki, to nie ubieram. Tak samo z piciem – nie chcę, nie piję. I absolutnie nie widzę potrzeby tłumaczenia się komukolwiek.
I jeszcze coś przyznam: życzeń na Nowy Rok też specjalnie nie lubię. Niech się spełnią twoje sny? – Serio?! Nie, no dziękuję bardzo. Mojemu mężowi śniło się ostatnio, że jesteśmy wszyscy uwięzieni w kazamatach i próbujemy uciekać. Także tego… Niech mu nikt nie życzy spełnienia snów.
Spełnienia marzeń? – a tu moja bujna wyobraźnia literacka podsuwa obrazy ze wszystkich opowieści, gdzie marzenia się spełniały i przynosiło to same zgryzoty i problemy. Jak to mówią zgryźliwi blogerzy: „Jak Pan Bóg chce ci zrobić na złość, to spełnia twoje marzenia”.
Wiesz, co możemy sobie życzyć? Siły, żebyśmy mogli sami po swoje marzenia sięgnąć!
Właściwie już nic więcej nie musimy sobie mówić. Jak będę silna, to zduszę swoje lęki, nie poddam się obawom. Jak będę silna, to będę umiała poprosić o pomoc.
Jak będę silna, to będę umiała pomóc sama sobie, będzie mnie stać na to, żeby spojrzeć sobie w oczy. I zobaczyć w nich, czego chcę naprawdę.
I nie, wszechświat nie zmieni nagle biegu, nie zatrzyma się i nie zacznie kręcić wokół mnie, obrzucając swoimi pomyślnościami. Dalej będzie rzucał kłody pod nogi i chłostał po klacie. Wszechświat i los są ślepe, okrutne, chaotyczne i miotają nieszczęściami jak rządzący pomysłami i nigdy nie wiemy, co spadnie akurat na nas. Czasami jedyne, co możemy zrobić, to pokazać rozkapryszonemu losowi osiem gwiazdek i odpowiedni palec. Na przekór. Bo jeszcze jesteśmy. I będziemy – na swoich warunkach. Mamy siłę! Odwagę! Jak jeszcze nie mamy – to znajdziemy! Wykopiemy, wyszarpiemy, choćby zębami! Choćby delikatnie, kawałek po kawałku, odnajdując jej co dzień troszeczkę więcej, aż staniemy z westchnieniem ulgi myśląc, że właśnie tu chciałyśmy być, właśnie tak.
Tego też Wam wszystkim życzę – nieprzebranego morza wewnętrznej odwagi i siły.
I dziękuję za cały rok bycia ze mną na blogu. Za wszystkie słowa otuchy, że to, co robię – piszę – robię dobrze. Że warto. Pewnie niejedną sylwestrową łzę uronię na myśl, jak bardzo się cieszę, że mam swój kawałek klawiatury i ekranu, i że wy tam, po drugiej stronie, jesteście i czytacie! Mogę się dzielić z wami uśmiechem, opowieściami z wyobraźni, ale także poważnymi myślami o wychowaniu… Polecać książki, a potem wiedzieć, że chociaż jedna osoba coś z polecajek przeczytała! I podobało jej się! W środku mnie skacze wtedy taka mała dziewczynka z kitkami i cała się cieszy i szczerzy w tysiącu uśmiechów.
Nie jestem absolutnie pewna, czy obiektywnie rzecz biorąc dobrze robię, że piszę. Czasem jestem totalnie zagubiona. Pojawiają się nowe pytania i nowe problemy. Jestem zmęczona, też bywa, bo to trochę jak praca na drugi etat. Doba ma wciąż za mało godzin, zdarza mi się kanapki na obiad zrobić, zakupów zapomnieć, pomylić daty…
Zdarzają mi się takie rozmowy z samą sobą we własnej głowie:
– No i znowu nie mam czasu! Znowu ubrania nie wyprasowane!
– Nie masz czasu, mówisz?
– No nie mam. Mam za to wyrzuty sumienia, że nie jestem perfekcyjną panią domu, bo sobie siedzę i piszę…
– Czy ktoś w twoim domu cierpi? Chodzi brudny, głodny?
– No nie. Ale potykamy się o niepoukładane rzeczy. Nie mam czasu upiec domowego chlebka.
– A jak się czujesz, kiedy piszesz?
– Jak się czuję? Szczęśliwiej!
– Mogę ci coś doradzić, jako twoje drugie, wymyślone Ja?
– Dawaj!
– Weź zostaw to pisanie, a zamiast tego rób dwudaniowy obiad, czyść podłogę, szoruj, umyj okna dwa razy w tygodniu. Perfekcyjne Pani Domu będzie szczęśliwa!
– Ale ja nie będę!
– No właśnie. Rozumiem, nie chcesz nic zaniedbać, ale o sobie też musisz myśleć. Zrób listę zadań. Oddeleguj jakieś. Pokaż dzieciom, że warto dbać o ważne dla siebie rzeczy. A jak coś się raz nie uda, to nic się nie stanie, zrobisz później. Kochasz pisać? To pisz…
Nic nie jest nam dane raz na zawsze. Jeżeli coś kochasz – musisz o to powalczyć. Nawet sam/a ze sobą. Dlatego raz jeszcze życzę – odwagi i siły.
Całusy – Wasza pisarka Ola.
Ps. 1 Życzenia przesyła też mój Piotrek:
„…zdrowia, żebyście nigdy nie chorowali,
Żebyście się cieszyli z prezentów
I żebyście się zawsze uśmiechali
I żeby nikt na was nie krzyczał!…”
Tako życzy Wam mój mały mądraliński!
Ps. 2 Jeszcze mam dla Ciebie coś:
Do mojego Czytelnika
Kim jesteś – Ty, po drugiej stronie ekranu?
Co czujesz?
Temu lepiej, temu bez różnicy, temu ciekawiej, temu – jestem przyjacielem.
Czy to, co spod mojej ręki wychodzi – zmienia Ciebie?
Uśmiechasz się?
Wyciągam do Ciebie rękę, czujesz to?
Ja i Ty.
I wszystko co pomiędzy.

Powiem tak, a nawet napiszę kiedyś bawiłam się w tę noc do białego rana w świecącej kiecce, do tego alkohol, głośna muzyka. Od sześciu lat nie piję żadnego alkoholu, tak po prostu, czuję się wolna. Od kilku lat noc sylwestrowa jest dla mnie normalną nocą jak każda inna. Cieszę się, że spędzam ją w domu, w którym czuję się dobrze. Nie tęsknię za tamtym szaleństwem.
Nie lubię Olciu sylwestrowej nocy już dawno a dziś szczególnie strzelają cały czas i dzieciaczki na dole się pobudziły. Kasia Piotr mają przechlapane no ale co zrobić są jeszcze chore. taki czas. Jestem sama Andrzej w pracy ja w piżamie i kaszel mnie dusi ale obłożyłam się cytrusami słodyczami (tylko trochę), upiekłam ciasto jest ok. też wam życzę piżama party, twój wpis jest piękny, jestem z ciebie dumna.
Ja bardzo lubię czytać twoje wpisy dodajesz mi siły i piszesz dowcipnie ze się uśmiecham. Dziękuję za życzenia od Piotrusia są bardzo cenne kochany mądry chłopiec. Kocham cię ❤️❤️❤️
My spędziliśmy sylwestra w szpitalu. Pierwszy sylwester w 4 i niestety synek trafił do szpitala. W sumie już dawno przestałam szaleć w tę noc ;-). Wolę z rodziną na spokojnie 😉
a co do dat – nigdy nie zakładałam, że od Nowego Roku nagle coś się zmieni i będzie magia, ale z drugiej strony 9 lutego skończyłam 30 lat – i mam przeczucie, że teraz coś się zmieni i będzie to przełomowy rok – pod warunkiem, że będę nad tym pracować 😉
na spokojnie – jak najbardziej, polecam – a zobaczysz, jak to się docenia po czterdziestce, hehe 🙂 a szpital – to już w ogóle najgorzej… Jak to mówią, byle zdrowie było…