Skip to content
napis gdzieś pomiędzy - blog o życiu i...
Menu
  • O mnie
  • Gdzieś pomiędzy – czyli gdzie?
  • życie i …
  • życie i książki
  • życie i problemy
  • Czytamy dzieciom
  • Opowieści rodzinne
Menu
rzeka zimą

Opowieści rodzinne. Zima – część 3

Posted on 4 lutego 202211 lutego 2022 by Ola

Styczniowe dni mijały, raz zbyt szybko, raz wlokąc się nieznośnie. Jędrek odliczał czas do swoich urodzin. Wypadały dokładnie w Dzień Babci, więc cieszył się też na odwiedziny babci Asi, którą bardzo lubił. Mama nie była jeszcze pewna, czy babcia przyjdzie. W tajemnicy przygotował dla niej prezent, małą książeczkę o wymyślonych przygodach pewnego chłopca, ale nikomu na razie nic nie pokazywał, nie chciał, żeby ktoś się z niego śmiał. Mama zaraz wszystkim opowiadałby, jak to fajnie, że jej syn pisze, Hania pokazałaby wszystkie błędy, może jeden tata podszedłby do książeczki na spokojnie, ale na razie był ciągle zajęty. Dzwonił, przygotowywał plany, zbierał materiały i szykował wszystko do remontu dworku, ledwo miał czas zjeść z nimi kolację wieczorem.

Wojtek… Może pokaże Wojtkowi? Sandrze na pewno nie, o matko, zaraz by było! Ale Wojtek… Hmm. Jędrek wyjął z szuflady schowany pod podręcznikami cienki zeszyt w kratkę, zerknął na równo napisany na pierwszej stronie tytuł i dopisek „dla babci”, otoczony serduszkami i kwiatkami i zaczął czytać wszystko od początku, sprawdzając, czy na pewno nie ma żadnego błędu.

„Przygody chłopca o imieniu Paprutek.

Dawno dawno temu żył sobie pewien chłopiec. Miał piękny dom ale nie był szczęśliwy. Chłopiec był ciągle sam bo jego rodzice często wyjeżdżali do pracy. Ale Paprutek miał najwspanialszą babcię pod słońcem. Jego babcia miała na imię Asia i była zawsze wesoła. Opowiadała dużo dowcipów i ciągle się śmiała. Paprutek kochał swoją babcię najmocniej na świecie.

– Babciu mówił chłopiec a zrobisz mi naleśniki?

– Dobrze odpowiadała zawsze babcia i nigdy nie mówiła że nie ma czasu.

– Babciu kocham cię! Tak chłopiec często mówił do swojej babci i razem jedli naleśniki i czasem kotlety.

Babcia miała też taką tajemnicę, o której wiedzieli tylko ona i Paprutek.

Chcecie wiedzieć, co to za tajemnica?

Babcia miała magiczną moc! Potrafiła latać, jak śpiewała to rozwiewała chmury i zawsze zaświeciło słońce. Jak się zdenerwowała, to nawet wiatr chował się za lasem. Paprutek też tak chciał ale on nie miał magicznej mocy. Był zwyczajnym piegowatym chłopcem w okularach. Kiedyś w klasie śmiali się z jego piegów i okularów ale jak przyszła babcia to powiedziała:

Zaczarowuję was wszystkich, że nigdy nie będziecie się z nikogo śmiać. bo tak nie wolno. Wtedy jest przykro! To wstyd! Jasne?

Jasne – odpowiedziały wszystkie dzieci i wtedy babcia dała każdemu po naleśniku.

Od tego dnia w szkole nikt z nikogo się nigdy nie śmiał.

Babcia umiała też wejść do snów i wchodziła do snów Paprutka, żeby przegonić złe rzeczy.

Jędrek przerwał czytanie, już zupełnie nie wiedział, czy takie opowiadanie spodoba się babci czy nie. Czuł się zupełnie skołowany, bardzo chciał się kogoś spytać o radę. Mama! Pogada jednak z mamą. Kogoś musi spytać, bo pęknie. Zaczął zbiegać ze schodów, żeby nie zmienić zdania i z kartkami w dłoni wbiegł do kuchni. Mama przygotowywała kolację. Obok siedziała Hania i żywo gestykulowała, opowiadając coś z przejęciem. Na stole stały przygotowane talerzyki, kubeczki do herbaty i pachniało sałatką z zielonego groszku z marchewką.

– Ja bym już chciała być w twoim wieku, mamo! – mówiła Hania – serio! Mam dość szkoły, lekcji, bycia nastolatkiem, traktowania nas raz jak dzieci, co nic nie ogarniają a raz jak dorosłych, akurat jak czegoś nie rozumiemy. Jezu! Zwariować można!

Jędrek cofnął się chwilę do saloniku, położył kartki z opowiadaniem na regale przy książkach kucharskich i zrezygnowany wrócił do kuchni. Usiadł na swoim krześle i przysłuchiwał się rozmowie. Trudno…

– Hanka, wierz mi, nie chciałabyś być mną – odpowiadała właśnie mama – mogę ci zaraz wymienić tysiąc powodów, dlaczego nie chciałabyś być mną! Ciesz się, że jesteś młoda i masz wszystko przed sobą.

– Wszystko?! Jezu, ja właśnie chcę mieć wszystko za sobą. Ja chcę spokoju i stabilizacji, rozumiesz? Moje życie to życie królika doświadczalnego!

– Masz już pomysł, co chcesz robić po maturze? – spytał Jędrek.

– Jezu – westchnęła po raz kolejny jego starsza siostra – jeszcze ta przeklęta matura. Ale wiem, chcę iść do policealnego studium na plastykę. Może będę uczyć plastyki…

– Dziecko, i ty chcesz spokoju?! W szkole! No żeś wybrała! – Zosia była rozbawiona. Hania zmieniała decyzję średnio raz na miesiąc.

– Dobrze słyszę? Hania już nie chce być ilustratorką? – do kuchni najpierw wtargnął powiew zimnego powietrza a zaraz potem zjawił się tata Halski, kładąc na krześle swoją kurtkę i szalik a na stole rękawiczki. Jędrek uśmiechnął się do niego a Hania najeżyła.

– Hej tata – zaczęła – ale taka ze mnie ilustratorka jak z koziej pupci waltornia. Nie umiem – nachmurzyła się jeszcze bardziej. Sięgnęła po kanapki i zaczęła jeść. Wyglądała jak chmura gradowa.

– Hania ma zły humor, Hania ma zły humor – rozległo się zgodne w tej kwestii rodzeństwo najmłodszych Halskich. Skończyli oglądać bajkę i przybiegli zwabieni hałasami.

– Zamknijcie paszcze! Bo was zjem – kłapnęła Hania – chcecie być kanapką?!

-Iiii! Yyyyy!  – rozległy się kwiki uciekających niedoszłych kanapek.

– Sławek! Jula! Chodźcie do stołu! Robert, na Boga, weź te rzeczy na wieszak. Jędrek, kiedy ty przyszedłeś? No, czas na kolację. Potem spanie. Bez kłótni proszę, bo zmęczona jestem, a to dopiero styczeń… A, Jędrek, przypomniało mi się, babcia Asia dzwoniła, ze przyjdzie w piątek na twoje urodziny, pod warunkiem, że będzie tort dla niej z okazji dnia babci. Cała babcia. Zrobimy tort?

Jędrek nie odpowiedział, ale jego rozpromienione oczy i energiczne machanie głową mówiło samo za siebie. Sprawdzi jeszcze raz opowiadanie, wybierze tort, pogadają z babcią Asią, pośmieją się. Może odważy się spytać babci, czy to w porządku, że mama z tatą jakoś rzadko ostatnio rozmawiają. To po prostu kwestia pracy, babcia powie. Nic złego się nie dzieje. Nic a nic. Babcia będzie!

Kiedy przyszedł późniejszy wieczór, i wszystkie młodsze dzieciaki już spały pootulane kołderkami w psie patrole i transformersy, średnie spały niespokojnie po dawce kropli żołądkowych na ból brzucha a najstarsze czytały na zmianę z oglądaniem i odrabianiem lekcji, Zosia usiadła w swoim pokoju przy biurku. Sprawdzała, czy nie zapomniała o żadnym dokumencie na koniec półrocza, czytała jeszcze raz wystawione przez samą siebie oceny opisowe dla swojej drugiej klasy. Ciemne długie włosy zebrane były w koczek na czubku głowy, na lekko garbatym nosie tkwiły okulary. Pamiątka po zdalnym nauczaniu.

Zosia miała urodę dosyć… trudną, nieoczywistą. Dużo rzeczy było w niej ostrych. Wystające kości policzkowe, szerokie mocne brwi, mocny podbródek, do tego przeszywający jak świderek wzrok bardzo ciemnych, niemalże czarnych oczu. Robiło to zawsze dość mocne wrażenie. Zmęczenie dodatkowo wyostrzało jej rysy, podkreślało zapadnięte policzki, cienie pod oczami w niebieskawym świetle monitora wydawały się ciemniejsze niż zawsze.

Co chwilę uciskała sobie nasadę nosa, żeby odgonić jeszcze na chwilę sen. Chciała mieć chwilę dla siebie. Robert coś oglądał, chyba, może już spał przy włączonym telewizorze. Ostatnio ciągle się gdzieś spieszyli, obydwoje. A wieczorem, zasypiali na zmianę przy swoich zajęciach.

Pewnie gdyby jaśnie pan mógł mi trochę pomóc w domu – myślała Zosia między jednym dokumentem a drugim – to mielibyśmy więcej sił razem. A tak to ja muszę martwić się o wszystko. Się ustawił, jebaniutki.  A ty weź się martw, weź pamiętaj, weź przypominaj, weź miej wszystko na głowie. Plus praca. O, właśnie, ten mój jeden mały huncwot jednak wcale nie czyta tak dobrze, jak na początku napisałam, jednak jeszcze zmienię ocenę. Może na koniec roku będę mogła napisać lepiej, na razie jednak poziom średni mu dam…

Zosia zapomniała na chwilę o swoich pretensjach do męża, ale jak skończyła pracę, zarzuciła kocyk na swój szeroki wygodny fotel i zasnęła już tam, w gabinecie. Z laptopa delikatnie i cichutko śpiewała Renee Oldstead, obok z salonu słychać było, jak Benek co jakiś czas haczy pazurkami o swój stary, specjalnie dla niego zostawiony fotel.

Robert, idąc w nocy sprawdzić, czy drzwi wejściowe są na pewno zamknięte – Zosia często o tym zapominała – zgasił jeszcze po drodze światła w korytarzu i w kuchni. Wiedział, że Zosia, obojętnie czy śpi w swoim gabineciku czy w sypialni, zawsze lepiej śpi w kompletnych ciemnościach.

***

Parę dni później obudziła wszystkich najdziwniejsza pogoda, jaką mogli sobie wyobrazić. Za oknem od strony lasu wiatr hulał gałęziami jakby bramy piekieł się otworzyły i wszelkie dusze opętane szalały w przymiłczyckim lesie; od strony pola śnieg z deszczem sypał w każdym możliwym kierunku, z dołu do góry włącznie.

A potem tylko robiło się dziwniej i dziwniej.

Jakby wszystkim przez tą pogodę wpadł do oczu i serc kawałek lodu z baśni.

W starym domu za zielonymi drzwiami trwały targi, kto ma pójść do szkoły, kto zostać, Jędrek znów obudził się jakby przeziębiony i miał chore oczy, co zawsze widzą wszystkie mamy – obudził się i zaraz zasnął z powrotem – maluchy obudziły się płaczliwe i marudne, Hania denerwowała się, że przez tą pogodę nie zdąży do szkoły, autobus nie przyjedzie albo w ogóle ją zmiecie po drodze.

Pośród okrzyków, narzekań, nerwowego wyglądania przez okno, sprawdzania, czy coś się poprawia i ogólnej dyskusji przy porannych kawkach, mleczkach  z miodem i herbatkach, nikt nie potrafił podjąć sensownej decyzji.

Z pomocą przyszedł nieoczekiwanie moment całkowitej ciemności.

W domu zgasło światło, przestało grać radio. Komunikat „możliwe przerwy w dostawie prądu” okazał się, niestety, faktem. Porywy wichury stały się nagle jeszcze donośniejsze. Ku zdziwieniu wszystkich gdzieś daleko pomrukiwało nawet echo jakby… burzy?

– Spokojnie – rozległ się niski głos Zosi, dodający otuchy i panujący nad sytuacją – zaraz zapalimy nasze lampki, te na baterie. Widzicie? O, już lepiej? Nikt się nie boi? Wszyscy odważni? Sławuś? Chodź, przytul się.

– Nie – rozległ się drżący głosik Sławka – będę dzielny. Zobacys. Nic się nie boję! Mam mieć!

W leciutkim blasku świeczek i lampek na baterie Zosia zauważyła ze zdziwieniem, że jej syn rzeczywiście trzyma w ręku swój zabawkowy mieczyk.

– Jak masz mieć, to dobrze – nie mogła się powstrzymać – to ja chyba zadzwonię do szkoły, że dziś zostanę w domu.

– Mamo, spokojnie. Ja zostanę. Przynajmniej mnie nie zwieje. Zajmę się bachurkami, a ty będziesz niedługo. Nie masz dziś zastępstw?

– Nie, dziś wyjątkowo nie. Na razie. Ale jakby co, to nie wezmę. Dobra, w sumie masz rację. Jakby co, to dzwoń. Poczytaj im, porysujcie, pograjcie. Macie szanse na milutki poranek! Zaraz będzie jasno! I sprawdź, jak Jędrek, jest przeziębiony ale nie ma gorączki, to znowu brzuch pewnie. To lecę, buziaki, pa!

W kuchni zjawił się zaspany Robert, z wdziękiem przeciągającego się niedźwiadka podrapał się w policzek i spytał inteligentnie: – Co tu się dzieje?

– Jezu, a ty co ty robisz?! Myślałam, że jesteś w pracy! – krzyknęła ze złością Zosia. To ona prawie wolne wzięła a ten jest w domu?

– Pracuję dziś w warsztacie i na telefonie. Nie mówiłem ci? Mówiłem, na pewno.

– Nie. NIE MÓWIŁEŚ. Dobra, zajmij się tym wszystkim, dziećmi, prądem, kotem, wiesz, całym życiem. Spoko, to łatwe, ogarniesz.

Zosia, zanim ktoś zdążył jej powiedzieć, że jest niepotrzebne złośliwa, zniknęła za zielonymi drzwiami i odjechała. Grzmoty już się więcej nie pojawiły ale wiatr dalej wiał, jakby wszystkie dusze potępione pchały się na ziemski świat.

Jędrek nie mógł zejść z łóżka. Ciągle postanawiał sobie, że to już ostatnia minutka, ale dziwnie ciężka kołdra nie chciała go puścić. Na wpół świadomie zanotował zgaśnięcie świateł, jakieś hałasy na dole, wydawało mu się, że słyszy piosenki dziecięce z taty telefonu, dzieciarnia śpiewała kolędy. Potem usłyszał, jak gra telewizor, prąd chyba wrócił. Około godziny dziesiątej przyszedł zaniepokojony tata, przyłożył mu dłoń do czoła, spojrzał z niepokojem, usiadł obok na skraju łóżka, pokręcił głową, zacmokał i w końcu spytał:

– No? Jak się czujesz? Jeszcze nie na nogach?

– Taaa – zachrypiał Jędrek zbolałym głosem – jasne… czuję się po prostu suuuper…

– Ho, ho, stać cię na żarciki, nie jest źle! Do urodzin dociągniesz, no nie, stary? Chcesz herbatkę? Kanapki?

– Dobra, niech ci będzie, tato – Jędrek w końcu zdobył się na odrzucenie kołdry i spróbował usiąść prosto. Wyglądał bladziutko, jego duże szaro-zielone oczy były podkrążone i smutne. Robertowi zrobiło się go żal. Pomyślał, że musi zadzwonić do Zosi, spytać, co i jak, umówić do lekarza, no coś trzeba zrobić!

– Herbatę – usłyszał i aż podskoczył. – Tato, ja poproszę tę herbatę, wiesz? Zaraz zejdę do kuchni. Tylko jeszcze muszę do łazienki, chyba będę rzygał.

– Eee, leć. Przynajmniej to nie kowid! – zawołał tata za synkiem znikającym za drzwiami łazienki – Zrobię ci miętową. I dzwonię do Zosi.

Zosia widziała połączenie od męża, ale nie mogła akurat odebrać. Na dyżurze i tak nic by nie usłyszała. I odpisać też nie mogła, nie daj Boże coś by się w tym momencie komuś stało! Do końca przerwy zastanawiała się, czy chodzi tylko o listę zakupów czy coś poważniejszego. Obserwowała dzieci wychodzące do domu, klasa pierwsza skończyła już lekcje. Po zewnętrznej stronie drzwi tuptali zniecierpliwieni rodzice, niemogący wejść do środka, machający przez szybę do swoich pociech, a na korytarzu zaczerwieniona, zdenerwowana Paulina próbowała zaprowadzić jako taki porządek w parach dzieci i jednocześnie rozdawała im laurki dla babć i dziadków. Laurek było sporo, dzieci próbowały pomóc i wyrywały je nauczycielce z ręki, twierdząc, że to na pewno ich i za chwilę oddając je z powrotem, bo to jednak nie ich. Piękna Paulinka miała dziki ogień w oczach, dwoiła się i troiła, poganiana coraz bardziej syknięciami od strony co bardziej spieszących się rodziców.

W pewnej chwili w drzwi korytarza wstawił głowę pewien wyjątkowo zabiegany tata. Ubrany w elegancki garniturek, spojrzał znacząco na zegarek, złoty, dosyć duży, taki widoczny nawet na drugim końcu korytarza, gdzie stała Zosia. Zosia jak zahipnotyzowana zbliżyła się niby przypadkiem do drzwi, w samą porę, by usłyszeć, jak ów elegancki tata pyta o coś zdenerwowaną Paulinę, wciąż rozdającą laurki i otoczoną przez rozgrzane w czapkach i kurtkach dzieci. Tata łaskawie wybrał ów moment na okazanie zainteresowania swoją latoroślą.

– Jak tam mój Dorianek, proszę pani? – padło w tym zamieszaniu pytanie.

„Iście w porę!” – pomyślała Zosia i podeszła jeszcze troszkę bliżej. Proszę pani Paulinka nie usłyszała pytania. To był błąd.

– Halo! – rozległo się po całym holu mało eleganckie a wręcz gburowate warknięcie tatusia – Pytam, jak mój syn!

– Proszę pana – usłyszał ów pan i zdziwiony rozejrzał się wokół. Biedna Paulinka bowiem w całym zamieszaniu zdawała się nic nie zauważyć. Zamiast niej do akcji wkroczyła proszę pani Zofia Halska – nie widzi pan, ze to NIE jest odpowiednia pora do rozmowy? Co to w ogóle jest za „Halo”? Tak pan syna uczy odzywać się do ludzi? To NA PEWNO wymaga dodatkowej pomocy. I lekcji dobrego wychowania!

Tatuś Doriana zrobił się niebezpiecznie czerwony, ale i Zosia była nastawiona bojowo. Zawsze uważała, że nadmierną uprzejmością daleko się nie zajdzie. Gotowa była do walki na słowa, była w tym dobra. Zaciekawieni rodzice też czekali na rozwój sytuacji, gotowi robić zakłady, więc niby od niechcenia poprawiali jeszcze szaliki, czapeczki, niby podziwiali laurki, ale w gruncie rzeczy nasłuchiwali, co będzie dalej.

– Co, co pani mi tu, jak, ale… – pan chciał coś powiedzieć i w końcu głębokim basem oznajmił – ale pani chamska! Nie z panią chciałem rozmawiać! Na panią to ja skargę złożę! Jakim prawem się mi tu pani wtrąca!

– To nie jest pana folwark, zauważył pan może? Jak chce się pan dowiedzieć, jak syn, to proszę się umówić na rozmowę. Albo chociaż po ludzku poczekać!

Pani Halska czuła aprobatę pozostałych rodziców za swoimi plecami. Już nabierała oddechu, kiedy nareszcie Paulina poradziła sobie z dziećmi, laurkami, kurtkami i zwróciła uwagę, że coś się dzieje. Cała czerwona jak buraczek wtrąciła się:

– Ekhm, ja panu już wszystko mówię, tylko proszę, uspokójcie się. Rzeczywiście, panie Rąbak, powinnśmy umówić się na rozmowę, bo Dorian ma pewne problemy, jak pan już pyta, ale to nie jest temat do rozmowy na holu…

-No, ja myślę – prychnęła jeszcze Zosia, odwróciła się i zaczęła dalej pilnować biegających po korytarzu dzieci. Obejrzała się jeszcze, ale nie usłyszała już, o czym pan Rąbak i słodka Paulinka rozmawiają, widziała tylko, że młoda nauczycielka w końcu się nie uśmiecha tylko twardo próbuje postawić na swoim. Nareszcie.

Kiedy rozległ się dzwonek na koniec przerwy i jej klasa weszła do sali, sięgnęła dyskretnie po telefon i odczytała wiadomość: „Jędrek chory i rzyga. Lekarz?”

„nie dawaj mu nic do picia przez godzinę. lekarz już umówiony” – odpisała. Radość z małego sukcesu szkolnego przyćmiła troska o syna. Ten jego brzuch wariował już zupełnie. Na szczęście byli umówieni na wizytę. U gastrologa. A to wymagało sto razy więcej odwagi niż starcia ze stadem niekulturalnych rodziców…

Na razie zwróciła się w stronę klasy, kazała zamknąć okno, bo wiatr omal nie wyrwał jej drzwi z rąk i już chciała rozpocząć kolejną lekcję ze swoimi huncwotami, gdy drzwi znów się otworzyły, kilka kartek z biurka sfrunęło porwanych przeciągiem a do sali wpadła zmieszana dyrektorka.

– Pani Zosiu, proszę do mnie podejść po lekcjach, dobrze? To ważne. I nie, nie chodzi o zastępstwa. To coś poważniejszego.

I wyszła, dosyć zafrasowana. Zosia machinalnie przytrzymała papiery ręką, popatrzała na klasę, za okno, poprawiła okulary. Wzruszyła ramionami, trochę jednak zaniepokojona i nie mogąc już zupełnie skupić myśli na lekcjach, zarządziła malowanie. Z wyobraźni. I dzieciom i jej przyda się chwila ucieczki od rzeczywistości, z czym większość jej klasy drugiej „a” zaraz się zgodziła i była zachwycona a wyjątkiem było parę osób, które miałyby ochotę z wyobraźni namalować czarne plamy i nic więcej.

***

Minęło południe. W domu Halskich było jak zwykle głośno. Jędrek już czuł się lepiej, takie napady bólu brzucha zdarzały mu się często i zwykle przechodziły dosyć szybko. Niemniej były na tyle niepokojące, że został już przez mamę umówiony na wizytę w Poradni Gastrologicznej. Trochę się tego wszyscy bali, ale Zosia zawsze ukrócała wszystkie lęki krótkim „tak trzeba i już”! Teraz wcinał kanapki z dżemem, jego oczy nabierały trochę blasku. Zastanawiał się, co będzie robił zanim do kogoś zadzwoni po lekcje,  czy woli gry czy książki… W sumie zagra niedługo z Wojtkiem, umówili się na popołudnie, to może teraz wybierze coś z regału? Ostatnio wciągnął się w Harrego Pottera, spodobał mu się na wpół magiczny, na wpół prawdziwy świat, lubił sobie wyobrażać, że to do niego przyszedł taki list z Hogwartu…

Posprzątał po sobie w kuchni, wstawił naczynia do zmywarki i wychodząc z kuchni krzyknął w stronę kanapy w salonie: – Tato, będę na górze!

Na kanapie siedzieli tata i Julka, z ekranu dochodziły odgłosy minecraftowych stworów, tata rozmawiał przez telefon a wokół kanapy skakał Sławek, nie mogąc się zdecydować, czy chce się bawić czy kolorować. Kiedy usłyszał Jędrka, podbiegł do niego i zawołał:

– Ej, a ty widziałeś, jaki mam bzuch? Zobac! – po czym wyeksponował rozbawionemu bratu pomazany pisakami pępek. – A jaki ręc! – rzeczywiście, na rękach Sławka można było podziwiać pełne zawijasów czerwone ślady.

– Sławek, co ty właściwie robisz? – spytał starszy brat.

– Bawię się w wojnę. Jestem zołniezem! Rannym, niestety psegrałem i jestem umarnięty. Dlatego mam krew, widzis?

– O Boże, widzę. Weź to lepiej umyj, żeby mama się nie zdenerwowała.

– Mama się nie zdenerwuje. Mama tes mi rysowała krew, wies? A na cole narysowała mi serdusko!

– O Boże, ja się poddaję. Idę pocytać. Tfu, poczytać!

Sławek z dość dziarskim, jak na umarnietego żołnierza okrzykiem, zaczął znów biegać naokoło kanapy, Jędrek chciał już wchodzić  po schodach do góry, gdy drzwi wejściowe otworzyły się, wpadł powiew silnego wiatru i wróciła Zosia.

– Hej mama! – rozległo się z kanapy i zewsząd naokoło. Jędrek zawrócił, przytulił się szybko na przywitanie, potwierdził, że czuje się lepiej, i poszedł za mamą z powrotem do kuchni. Mama robiła sobie kawę, coś rozważała w myślach, podpatrywała na syna i w końcu wypaliła bez żadnego wstępu, jak to ona.

– Jędrek, jest problem. Chodzi o Sandrę. Usiądź spokojnie i posłuchaj, czy coś o tym wszystkim wiesz.

– O Boże, mamo! Co się stało?! Czy… chora? Czy co? – zdenerwowany chłopak zamiast usiąść, zaczął chodzić po całej kuchni, machał rękoma jakby próbował odgonić problemy a w jego oczach widać było całą troskę i strach o przyjaciółkę. Zosi ścisnęło się gardło, ale nie dała po sobie nic poznać. Ktoś musiał być rozsądny.

– Jędrek, siadaj, powiedziałam. Nie panikuj mi tu. Słuchaj, czy Sandra miała jakieś problemy w szkole? A klasie? Takie wiesz, z kolegami?

– To ona nie jest chora? Mamo, weź mi powiedz najpierw co się stało, proszę!

– Usiądź, już mówię – wypiła trochę kawy, nabrała oddechu i zaczęła – dziś Sandry nie było w szkole. Dzwonił za to jej tata. Prosto do pani dyrektor. Że chce zmienić szkołę, wypisać Sandrę. Był dosyć zdenerwowany, ale nieważne, rozumiem to – znowu łyk kawy – podobno Sandra już od dłuższego czasu nie czuje się dobrze w swojej klasie. Ja wiem, że ona ma swoje zdanie i lubi robić rzeczy po swojemu, wiem, że dzieci mogą nie rozumieć jej sytuacji z mamą. Ale czy ktoś jej… dokuczał, tak naprawdę mocno? Zastanów się, proszę. To ważne.

– Mamo, ale czemu pytasz akurat teraz? Czy coś się Sandrze stało? Czy ona coś… – słowa nie mogły mu przejść przez gardło, czuł się zagubiony, przestraszony i jednocześnie chciał coś zrobić, cokolwiek. Wiatr za oknem kuchennym dalej huczał, ołowiane chmury zdawały się nie mieć końca wciąż przetaczając się nad lasem. Jędrek  w końcu się też zezłościł. – Mamo, oni jej wszyscy zawsze dokuczali, przecież wiesz. Ile razy pani zwracała uwagę, pamiętasz? W klasie była przecież psycholog i pedagog i uczyliśmy się, że coś tam coś tam i nie mamy sobie dokuczać. Ale dziewczyny z klasy zawsze coś Sandrze mówiły, szeptały jak papluchy jedne. Ale tak było zawsze, wiesz przecież? – powtórzył i spojrzał na mamę.

– Tak, ogólnie wiem. Zawsze ktoś gdzieś się skarżył na tę grupę dziewczyn. Potrafią zaleźć za skórę. Ale tym razem przegięły. Ty nic nie słyszałeś? Zaglądałeś dziś na waszą klasową grupę?

– Nie, dziś jeszcze nie. Tam… zwykle nic ciekawego nie ma. Zawsze się z czegoś, czy kogoś śmieją, e tam. Czekaj, przyniosę telefon! – Jędrek zerwał się z krzesła i pobiegł po schodach do swojego pokoju.

W tym czasie Zosia zwróciła się do Roberta, który od dłuższego czasu przysłuchiwał się rozmowie, ale mając w pamięci poranne nerwy żony nie miał ochoty sam zagadywać. Zosia też patrzała na niego nieufnie, ale postanowiła być profesjonalną panią domu i trzymać swoje uczucia na wodzy. Pozornie więc było zawieszenie broni. Ten stan, kiedy problem jest, ale ukryty pod kołderką. Dosyć długą, żeby się nie czepiać wprost, ale zbyt krótką, żeby przestał istnieć  w ogóle.

–   Wiesz, co te papluchy zrobiły? Wrzuciły na klasową grupę przerobione zdjęcia Sandry, obraźliwe i… i… i po prostu głupie. Mam ochotę coś im zrobić takiego, żeby… Kurde, brak mi słów! Wyobrażasz sobie?! A to czwarta klasa dopiero!

– O matko. I Bujakiewicz chce ją przenieść?

– Tak,  nie dziwię mu się. Ale zła jestem, że nigdy nie wiedziałam, że to aż tak… Jakoś tam dzieciaki zawsze sobie dokuczają, ale przez te telefony to wariują już zupełnie. Nigdy tak nie mówię, ale dziś mam ochotę powiedzieć: masakra!

– To nie telefony; telefony czy internet to tylko rzeczy. Nikt ich nie uczy z tego korzystać!

– Mówisz, że to wina szkoły?! – Zosia aż się zatchnęła z oburzenia, nie zdążyła jednak nic powiedzieć, bo do kuchni wpadł zapłakany Jędrek. Z telefonem w ręku.

– Ale małpy! W… ykh! wredne ykh! małpy! – ledwo wyksztusił z siebie i pokazał rodzicom zdjęcia na swoim telefonie.

Na klasowym forum, założonym przez dzieci z jego klasy, trwał w najlepsze festiwal śmiechu. Karnawał, jak ze średniowiecznym błaznem. Zdjęcia Sandry, zrobione ukradkiem na szkolnym holu, były przerabiane na wszelki możliwy sposób, wykrzywiane, podmieniano jej tło, ciało, wstawiano w jej usta wulgarne słowa. Zosia wyszarpnęła telefon z ręki syna i wyłączyła ekran.

– No właśnie – westchnęła – jest afera. Jest problem. Szkoła już obmyśla plan dodatkowych zajęć dla uczniów, psycholog umawia się na rozmowy, próbują dojść, kto to wymyślił. Ale Jędrek, my musimy się ogarnąć i zastanowić, jak dziś, teraz, pomóc samej Sandrze. Jak się czujesz, mały? Brzuch…?

– Dobrze, mamo – Jędrek był już opanowany – mój brzuch jest nieważny. Możemy jechać do Sandry. I weźmiemy po drodze Wojtka, dobrze?

– Dobrze – zgodziła się Zosia. Serce jej rosło z dumy, że jej syn potrafi tak się opanować, dla kogoś, w imię przyjaźni. Chociaż ten twardy błysk w jego oczach był czymś nowym. Już nie dziecięcym. Jej syn stawał się mężczyzną, choć początek tej drogi był bolesny.

Zima – część 4

Nawigacja wpisu

← Czytamy dzieciom – ciąg dalszy
Nad morzem zimą. Hel 2010 →

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

kontakt
Ola, siedzi w oknie, zdjęcie czarno - białe, melancholijne, bo tematem jest czas
To ja, Ola, zapraszam do mojego zwykle uśmiechniętego świata. Choć chwile zwątpienia, goryczy i szarości też tu są, co zrobić... Też tak masz? To się zrozumiemy!
Poczytasz u mnie o codzienności, o polecanych książkach, czasem o wychowaniu. Ot, życie najzwyczajniejsze. Choć przeplatane bajkami!

Ostatnie wpisy:

  • Lustro
  • Bajki
  • Co czytać – moim zdaniem
  • Wielkie piękno zmienności
  • Za oknem słyszę mewy

Archiwa blogowe:

  • lipiec 2025
  • czerwiec 2025
  • maj 2025
  • luty 2025
  • grudzień 2024
  • listopad 2024
  • październik 2024
  • wrzesień 2024
  • sierpień 2024
  • lipiec 2024
  • czerwiec 2024
  • maj 2024
  • kwiecień 2024
  • marzec 2024
  • luty 2024
  • styczeń 2024
  • grudzień 2023
  • listopad 2023
  • październik 2023
  • wrzesień 2023
  • sierpień 2023
  • lipiec 2023
  • czerwiec 2023
  • maj 2023
  • kwiecień 2023
  • marzec 2023
  • luty 2023
  • styczeń 2023
  • grudzień 2022
  • listopad 2022
  • październik 2022
  • wrzesień 2022
  • sierpień 2022
  • lipiec 2022
  • czerwiec 2022
  • maj 2022
  • kwiecień 2022
  • marzec 2022
  • luty 2022
  • styczeń 2022
  • grudzień 2021
  • listopad 2021
  • październik 2021
  • wrzesień 2021
  • życie i …
  • życie i książki
  • życie i problemy

anegdotki dobry humor dziecko jesień kryminały książki malarstwo matka-feministka małżeństwo musierowicz muzyka mąż notatki nowy_dzień opowiadanie przepis reportaże rodzina rozmowa rozmowy samo życie spokój współczucie wychowanie wyjaśnienie zdjęcia zdrowie święta żółte liście

gdzies.tam.pomiedzy

Przeważnie czytam.
Czasem piszę o życiu: bajki i inne bzdurki.

Tym razem tematem kolażu miała byc muzyka, co to Tym razem tematem kolażu miała byc muzyka, co to milczy a w duszy jedynie gra. 
No to wysłałam ludzieńki na jej poszukiwanie, ptakowie im drogę mieli wskazywać, serce jako kompas dostali, ale czy co znaleźli? 
Nie wiem. 
Może jak wrocą to opowiedzą.

A co się nawędrują to ich!

#kolażzkalendarza25
#kolażzpoezją 

Aniu, Olu - dziękuję Wam za tematy,
Karola, fajnie ze zaczęłaś nasze kolażowanie. A ja teraz też idę szukać. Wiatru w polu idę szukać ;) I kamienia, pod ktorym schowała się moja pewność siebie;) i w ogóle gdzieś tam pomiędzy pola i łąki. 

#gdziespomiedzy
Zawczas z poniewczasem Jerzy Ficowski @wydawnictwo Zawczas z poniewczasem
Jerzy Ficowski
@wydawnictwoliterackie 
_______________
Podróż słowami po tym, co było, co jest. Zaglądanie za zasłonkę, wróżenie z chmur - co będzie?

Idziesz z wersami Ficowskiego i przyglądasz się temu, co w nim i temu co w tobie. 
A taka podróż to lepiej przebiega w samotności, choć i wołanie o obecność czasem też... 
"...i wtedy ty
moja duszo osobna
przymykasz moją przepaść 
i okrywasz mnie ciszą"

"Zapiski pokątne" o wietrze, o czekaniu, o szukaniu słów, o historii, o rozedrganiach pomiędzy tym co w sobie a tym co w świecie.

Parę wierszy zostawiam, bo już z wczorajszych rozmów wiem, że tomik to raczej tylko w bibliotekach znajdziecie, a mój jest akurat ze @stacjakultura w Rumi.
_________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #jerzyficowski #zawczaszponiewczasem #wydawnictwoliterackie #zbiblioteki
Czasami szczęśliwi rodzice mieszkają oddzielnie Czasami szczęśliwi rodzice mieszkają oddzielnie
Aga Kacprzyk
@albus_wydawnictwo 
Ilustracje: Aleksandra Kucharska-Cybuch 
______________
Wyjątkowa to książka, naprawdę. Trudny wszak podejmuje temat. 
Ale w momencie, kiedy byłaby wam potrzebna, to polecam, sięgnijcie. Czytając dziecku, będziecie sami słuchać i szukać odrobiny pocieszenia. 
Hela i Hektor - główni bohaterowie - zostają wbrew sobie postawieni w sytuacji rozwodu rodziców. Hektor już dużo wczesniej, Hela dopiero co. Tajemniczym sposobem dostają się do tajemniczego Muzeum i Ambulatorium, gdzie próbują zrozumieć co się dzieje: z nimi, z ich rodzicami. Próbują grać w grę Zwyczajne życie, żeby choć trochę zrozumieć świat dorosłych, oglądają albumy z dobrymi wspomnieniami, mogą też się porządnie wkurzyć i wykrzyczeć. Każda emocja jest w tym tajemniczym miejscu akceptowana, co więcej, jak potrzebujesz szklanki żeby ją rozbić i usłyszeć brzdęk tłuczonego szkła, masz i na to specjalne miejsce. 
Nie ma tu rodziców, oni mają swoje dorosłe życie i próbują się w nim odnaleźć (ta mama, co jej oczy w końcu zaczęły lśnić radością i tata, co z nową przyjaciółką śmieje się częściej!) - to dzieci są tu najważniejsze.
I choć brzmi to paradoksalnie, to dużo jest w książce o miłości. Takiej, która wiąże się z szacunkiem i wolnością. I dużo o potrzebie zrozumienia, że czasem życie tak właśnie wygląda - szczęśliwi rodzice nie muszą być razem. 

"Hektor podniósł rękę i przyłożył ją do serca. Był poważny jak nigdy dotąd. Zrobiłam to samo. Zamknęłam oczy i poczułam miarowe uderzenia serca. Nie przestawało bić. To chyba dowód na to, że miłość nie umiera nigdy. Ona po prostu się zmienia, jak pory roku i cały świat wokół nas".
________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #czasamiszczęśliwirodzicemieszkająoddzielnie #agakacprzyk #wydawnictwoalbus
Ludzie wędrowni Anna Fryczkowska @annafryczkowsk Ludzie wędrowni
Anna Fryczkowska 
@annafryczkowska 
@wydawnictwo_wab 
__________________
Wcale nie jest łatwo opisać Ludzi wędrownych. Jestem sama zaskoczona, że nie wiem jak zacząć! Dlaczego? 
No to posłuchajcie.
Sama opowieść jest prosta. Od pierwszych stron wskakujesz na wóz i jedziesz z rodziną Józki i Michała na nowe miejsce. Od razu wiesz, że bedzie niewygodnie, że zostawiasz za sobą groby dzieci, że nie wiesz co cię czeka. Ale Józka jest jakaś taka optymistyczna, zakochana i silna, to też tak próbujesz.
Potem zostaje właściwie tylko siła, bo optymizm i zakochanie umknęły chyżo gdzieś w sinej mgle. 
Silna Józka, apodyktyczna babcia i wrażliwa Ina - każda ze swojej perspektywy opowiada historię ludzi wędrownych. Realistycznie, prosto, czasem śmiesznie (szczepienia we wsi! Ja się uśmialam), czasem... No jak to w życiu. Różnie bywa, a juz na pewno jak się żyło w XX wieku. 
A teraz o trudnościach: nie był to filozoficzny esej o pamięci, traumach pokoleniowych, granicach - ale takie pytania stawia. 
Nie bylo wykładów psychologicznych i socjologicznych o zakorzenieniu - a jednak takie myśli się po przeczytaniu pojawiają. 
Czym jest swoje miejsce? Co jest najważniejsze do zabrania ze sobą? Jak bronić swoich wartości kiedy wszystko wokół się zmienia, bardzo zmienia? Co to jest poświęcenie w imię miłości? 

I mimo skończenia książki - opartej zresztą o prawdziwą historię rodzinną autorki - wciąż coś z niej w głowie siedzi, wciąż postacie ludzi wędrownych przywołują się z czytelniczej pamięci - i dlatego też wam polecam. Dobra powieść.
_________________
#gdziespomiedzy #bookstagrampl 
#ludziewędrowni #annafryczkowska #wydawnictwowab
Henryk tak się w kociej sierści zanurzył, że a Henryk tak się w kociej sierści zanurzył, że aż zniknął z kolażu. A moze kawę sobie pije, kto go tam wie! 

Joanna Concejo i jej rysunki... 

Chciałam napisać o Zgubionej duszy, narysowanej przez Concejo i doopowiedzianej przez Olgę Tokarczuk, ale po prostu zostawiam kilka zdjęć. I mój kolaż marny, biedny, co to żadną miarą nie pomieścił w sobie wszystkiego co chciałam. Nie da się widać tak o wszystkim!

Czy można znaleźć prawdziwą ludzką - bożesz ty mój, jakie to trudne słowo! - czułość?
Uważność? One istnieją? Chyba tak... albo to urok Concejo. Przy niej mogę zaryzykować i trochę uwierzyć w istnienie duszy.

@gosssiaaak - dziękuję za twoja gotowość do dzielenia się! Nie mogę sie doczekać całej opowieści o Henryku. Buziaków stos przesyłam!

Kolaż bo @dozamotaniajedenkrok i @chwila_ze_sztuka i #kolażzkalendarza25

Może przy okazji też #fotowtorek_kfs
- bo dziś akurat temat #czuły_fotowtorek_2025

#gdziespomiedzy 
#zgubionadusza #concejo 
#kolażanalogowy
Wolności, dodaj mi skrzydeł! Jakoś tak to szło Wolności, dodaj mi skrzydeł! Jakoś tak to szło;)

Wpadłam w kolaże jak śliwka w kompot, będzie to już chyba rok...
Nie wiem, czy chcę coś przez nie powiedzieć, czy chcę też jednak więcej przemilczeć; wiem że lubię je robić. Choć czasem efekt ostatecznie to płacz nad światem lub też nad sobą 🤷‍♀️ na pewno też tak macie, prawda???

A może ktoś chciałby kupić wierszyk w ramce? Wierszyk w ramce o wyrywaniu się z ram. Promocja taka, metafizyka na sprzedaż!

Jakby ktoś sie zastanawiał, to niechaj pisze. Się dogadamy :)))

#gdziespomiedzy 
#piszębolubię

#autopromocja

#wszystkojestnasprzedaż 
#bożecojarobię🫣
Może Poświatowska też obawiała się zamknięty Może Poświatowska też obawiała się zamkniętych przestrzeni. 

Ja dziś przyłączam się kolażowo do @dozamotaniajedenkrok i @chwila_ze_sztuka i mówię stanowcze nie wszelkim zamkniętym głucho drzwiom. 

Puk, puk, jest tam kto? 

Też się boisz. 
Może razem solidnym kopniakiem wywalimy strachy! 

Lasy, łąki i miedze czekają. 

"Zobaczysz jeszcze z tego wybrnę
Nie bedzie dziury w niebie
Pamięć jak szybę wytrę
Niech no tylko przyjdę do siebie"
- To już Osiecka :)

_____________
#gdziespomiedzy
#kolażzkalendarza25 
#kolażanalogowy #halinapoświatowska
F41 Sandra Jasionowska-Kuryło @sjasionowska Ilus F41
Sandra Jasionowska-Kuryło
@sjasionowska 
Ilustracje: @kirapietrek
________________
Debiut wydawniczy, a ja skusiłam się rozejrzeć po świecie pisarskim, co to nowego tam powstaje. O czym. W jaki sposób. Czy coś znajdę dla siebie. Albo też nawet dla was;)

Tomik f41 jest o codzienności z lękami. Z depresją za pazuchą. Możesz się wygodnie rozsiąść i w taką pogmatwaną codzienność zanurzyć, jeżeli tego akurat szukasz. Będziesz ty i słowa  z duszy autorki, będziesz w jej myślach, odczuciach, może uśmiechniesz sie ze zrozumieniem, bo też tak masz. 
I nie musisz obawiać sie, że jak poezja to niezrozumiałe, to nie tak. Tomik Sandry to poezja w stylu życiopisania, uchwycenie chwili, nie ma tu roztrząsania, nawiązań. Uczucia -  przeważnie te lękowe - i próba ich przyszpilenia. Dystans, trochę ironii. Zaglądanie w duszę, ale nie babranie się ponad miarę. 
Fajnie poczuć, że autorka ma zaufanie do czytelnika, i pokazuje się na nam przez wybrane momenty, szczere - ale nie jest to szatkowanie duszy na pokaz. 
Przemawia do mnie ten debiut! Chętnie kiedyś wrócę do tego nazwiska. Może z czasem pojawi sie jeszcze więcej spostrzeżeń, jeszcze wiecej uchwyconych chwil, których trafne opisanie daje ten dobry dla myśli pobrzęk istnienia...
 
@sjasionowska - dziękuję za możliwość współpracy, niech ci się dalej dobrze pisze:)
____________
#gdziespomiedzy
#bookstagrampl
#f41 #sandrajasionowskakuryło #debiutliteracki 
#współpracabarterowa
Po co piszemy? - Bo chcemy coś opowiedzieć, pra Po co piszemy? 
- Bo chcemy coś opowiedzieć, prawda? O życiu tym naszym czy to powszednim, zwyczajnym, czy to wyjątkowym. Straszno-pięknym, smutnym czy wkurzającym. 
Piszemy, by podzielić się historią. Zawołać: hej, patrz, to ważne! Zauważ, przeczytaj, daj poczuć, że nie jestem sam/sama. A jednocześnie z drugiej strony każdy chce być wyjątkowy. Taki nie za łatwy, nie za prosty. 
Tomik Puszczający krewkę jest ciekawy, z pewnością, ale trzeba odwijać go długo z warstw metafor. Nie trafia do czytelnika "na błysku". Do mnie najbardziej trafia tam, gdzie jest najprościej, jak w wybranych wierszach na zdjęciach. 
Potok słów, zderzonych według sensu znanego tylko autorce, chwilami jest rzeczywiście jak krwotok, jak puszczanie krwi, ale czy przynosi ulgę - nie wiem. Raczej wymaga spokoju na receptę. Dużo tu rozedrgania, buntu. Jeżeli to metafora wyobcowania - to udana. Jeżeli próba porozumienia - to już trudniej... 

Dziękuję za możliwość współpracy barterowej!
@warszawskafirmawydawnicza

#gdziespomiedzy #bookstagram
#puszczająckrewkę
#karolinakaczkowska
Przegląd wiadomości. Kulturalny przegląd. Orl Przegląd wiadomości. Kulturalny przegląd.
 
Orlando Virginii Woolf - bardzo na tak. Spostrzeżenia, humor, przewrotność, ironia, a do tego - to uderzenie czasem i chwilą na ostatnich stronach, aż w kościach czuć wibracje. Czysta przyjemność.

Osiołkiem - stasiukowo. Idealny stajl na wakacje!

Drzwi na zachód, Mohsin Hamid - no tu z kolei nie ten styl. Moja córka uwielbia oglądać paradokumenty i miałam wrażenie czytając Drzwi, że są pisane tym samym językiem. Nie i nie. A temat ucieczki i uchodźców, pytania o trwałość relacji w tym momencie - wydawało się, że będzie dobre...

Rupi Kaur - to specyficzna lektura, na szczęście nie każdemu potrzebna, jak leki, bandaże czy szwy. Ale czasem taka akcja reanimacyjna jest niezbędna. Wtedy Słońce i jej kwiaty - zalecane.

Zapiski z nocnych dyżurów, Jacek Baczak - do ostrożnego dawkowania. Smutne w cholerę. I bardziej. Starość, choroby, samotność - i śmierć. Łaskawość? Nie wiem... 

Jestem gotowa - wybór wierszy Anny Świrszczyńskiej wedle Barbary Gruszki-Zych. Nie znam pani Gruszki-Zych, ale patrząc na ten wybór to polubiłabym ją:) jest dużo konkretnej, szczerej i mocnej Anny. W sumie też trochę terapeutycznie, choć z innego punktu widzenia.

Zabliźnione serca, Max Blecher - o rany. Jest sanatorium, ale takie trochę inne niż w Czarodziejskiej górze Manna. Trochę bardzo inne! Ale czy wciąga i czy chce sie czytać? Oj tak...

A powoli idę sobie przez Dziennik we dwoje Stańczakowej, lubię te chwile czytane razem, ona, ja i Białoszewski. Tak sobie po Warszawie dreptamy, to nagrywając wiersze Mirona, to opisując "na błysku" uczucia i dyskutując...

A od tygodnia noszę w plecaku Susan Sontag i czytam w autobusach. Taki lans! 

Poświatowska - a tu będzie coś więcej, wkrótce:)

O nie, teraz widzę, ze zapomniałam dodać zdjęcie najbardziej kulturalnego kota na świecie! Tyle ile Kreska sie przy mnie naczyta, to ja nie wiem, Behemot istny z niej wyrośnie. Ale tak to jest, jak jest się kotem z lękiem separacyjnym. I tak sobie żyjemy, książki, kot, kawa i ja:)

#gdziespomiedzy #bookstagram
PRZESILENIE Mamie zabrakło marchewki do obiadu, PRZESILENIE 

Mamie zabrakło marchewki do obiadu, więc mała Pokrzywa stoi właśnie w kolejce w ulubionym warzywniaku. Zawinęła sobie siatkę wokół dłoni, żeby nie zgubić portfelika i rozgląda się.
Lubiła te zakupy, lubiła kolory malutkiego targowiska, zapachy, nawet panią Lewkonię, co stała za ladą, też lubiła. 
Pani Lewkonia nie bała się nikogo, mogła  pyskować okolicznym draniom i nikogo nie przepraszała, pani Lewkonia żyła więc jak prawdziwa królowa, myślała sobie Pokrzywka. Może ma to związek ze starą wagą, ktorej królowa warzywniaka wciąż używała, nie patrząc na nowoczesne elektroniczne wynalazki. Szalki wagi były nieomylne i uparcie dążyły do równowagi.
Ani mniej ani więcej. 
Królowa odmierza każdemu wedle... czego? Pragnień? Marzeń? Sprawiedliwości? Własnego widzi mi się? 
...
Dorosła Pokrzywa siedzi z albumem w rękach. Wyobraża sobie, że kładzie fotografie z dzieciństwa na wadze pani Lewkonii. Kiedy waga zdjęcia jest cięższa niż pokrzywowe siły, zdjęcie wyrzuca za siebie. Czasem podarte na strzępki. 

To jej przesilenie. Ona po jednej stronie, wszechświat po drugiej. Muszą cos z siebie wyrzucić, żeby wróciła równowaga.
...
@kasia_gniazdowanie - wyzwanie #gniazdowanie_opowiadanie 🌿

#gdziespomiedzy 

#takietamowarzywniaku ;)
Bez miłości Saga Pomiędzy Zofia Mąkosa @makos Bez miłości 
Saga Pomiędzy
Zofia Mąkosa
@makosa.zofia 
@wydawnictwo_ksiaznica 
_________________
Mail z wydawnictwa, czy chciałabym może coś przeczytać, a ma to być ponoć fajna powieść. Obyczajowa. Matkobosko, tylko nie to, myślę sobie, bo dobrej obyczajówki to ze świecą szukać, gdzie tam, w ogóle, w życiu! Czasu nie mam, zarobiona jestem!
Ale na szczęście spojrzałam na nazwisko autorki. Zofia Mąkosa jest mi już znana z Makowej spódnicy i to była naprawdę dobra powieść. 

Zgodziłam się. Nie szepnęłam cichutko "tak" ale jak na dobrą mocną postać kobiecą przystało, poszłam na całość i poprosiłam o dwie części sagi, pierwszą i drugą. I dostałam! @wydawnictwo_ksiaznica - dziękuję 🤗

Zofia Mąkosa maluje tym razem opowieść z czasów międzywojennych (Makowa spodnica to były siedmnastowieczne polowania na czarownice). Dwie bohaterki, jedna ze wsi, druga z miasta - Poznań i okolice - i ich równolegle losy. Łączy je potrzeba kierowania swoim życiem, potrzeba niezależności, nawet jeśli oznacza to wyrzeczenie się romantycznej miłości. Ślub jako transakcja biznesowa? Proszę bardzo. List od kochanka po trzech latach czekania? Spalić. Plotki? Ludzie zawsze gadają, ot, życie. 
Dookoła dzieje się wiele, to wszak czasy odradzania się niepodległej Polski, czasy niespokojne. 
Pomiędzy jedną wojną a drugą. Pomiędzy państwami i narodami. Pomiędzy granicami. 
Pomiędzy podejmowaniem kolejnych decyzji ważących na dalszym życiu.
Czy owe decyzje okażą się dobre? 
Jak wpłynie na bohaterki polityka? Co im odbierze, do czego zmusi?
Ja już czekam na kolejne tomy, chcę wiedzieć co dalej z Weroniką, z Asią, albo też z małą Nelą - bo poboczne postacie to nie manekiny, to równie dobrze zarysowane charaktery. 
Powieść, w którą można się wieczorem przyjemnie zanurzyć. Bez elementów realizmu magicznego. Zwyczajne życie, swietnie napisane. 

Dziękuję więc wydawnictwu Książnica za przesyłkę, za mail - z góry polecam się do przeczytania wszystkiego, co napisze pani Mąkosa! Jakoś do mnie wyjątkowo trafia.

A wy już znacie to nazwisko? Czytaliście?
________________
#gdziespomiedzy #bookstagrampl #zofiamąkosa #wydawnictwoksiążnica #sagapomiędzy #wświetlelatarni #bezmiłości 

#współpracabarterowa
Mój Instagram

życie i książki

Opowieści rodzinne. Wiosna – część 1

30 kwietnia 2022
życie i książki życie i ...

28 dni

12 lutego 2023
życie i książki życie i problemy

Historie rodzinne

22 stycznia 2022
życie i książki

Opowieści rodzinne. Wiosna – część 4

12 marca 2023
życie i książki

Granica

21 kwietnia 2022
życie i książki

Czyste okna, nadzieja, okapi i inne zwierzątka. Alleluja!

14 kwietnia 2022
życie i ...

Przedwiośnie

12 marca 2024
życie i książki

Przedwiośnie – część 2

26 lutego 2022
życie i ...

Dzień Dziecka

1 czerwca 2024
życie i problemy

Czas.

2 sierpnia 2022

© 2025 gdzieś pomiędzy | Powered by Minimalist Blog WordPress Theme