Czerwiec to mój czas na to, by nacieszyć się życiem. Wy też macie taki swój ulubiony miesiąc?
Wiele na świecie rzeczy dzieje się źle, wiadomo.
Na niewiele mamy wpływ – też jest to wiedza ogólnodostępna.
Ale jesteśmy, tu i teraz. Staramy się podejmować takie decyzje, żeby zachować trochę sił i szczęścia. Drożyzna w sklepach? – jest, wiem, przypominam, że jestem nauczycielką, mój portfel jest mało pełny!
Mam za to inny bank. Taki, w którym wiele można dostać za darmo… Takich najzwyczajniejszych rzeczy, za które płacimy tylko odrobiną poświęconego czasu. Bank, który za odsetki daje wspomnienia i pozwala na oddech. Tam, im więcej chwil wpłacisz, tym więcej potem dostaniesz spokoju.
W moim banku zbieram wspomnienia. Zielone chwile. Takie, w których mogę mieć nadzieję.
„Ja nie jestem Marylin, Audrey Hepburn, spaceruję, kiedy chcę to biegnę, wylizuję się i ciągle żyję i jestem… Nie wiem jak się ładnie czesze włosy, trudno mi powiedzieć nieraz dosyć, kiedy płaczę to się staję deszczem i jestem” – napisała w swojej piosence Justyna Chowaniec, z zespołu Domowe Melodie. Czerwiec – kiedy po prostu jestem.
Czerwiec i lato to ten moment, kiedy wspomnień można nabierać więcej i więcej – i wszystko za darmo!
Spacer skrajem polnych dróg, zapach skoszonej trawy, zebrany wiecheć polnych kwiatów. Piknik – choćby z suchym chlebem, który ostatnio zorganizował nam Piotrek! Ale zrobiliśmy, czemu nie? Leniwa niedziela, która ciągnie się długo w noc…
Jakie macie swoje ulubione zielone momenty, na czerwiec i całe lato? Takie za darmo?
Kiedyś, w jednym z pamiętników, po kilkuletniej przerwie od pisania, kiedy właśnie zapukał w okna słonecznym promieniem mój czerwiec, napisałam taki fragment:
„2005 rok minął.
Nadszedł 2006. I ot, też minął niebawem. Ha, czas na 2007. O, już 2008? Hm, raczej 2009.
W międzyczasie świty i zmierzchy, poniedziałki i piątki, te wszystkie dni- minęły jak z bicza trzasł.
U mnie, co nie zapisane – ginie w niepamięci. Zapis to ocalenie. 2009 też minął.
Jest połowa roku 2010. Brzmi jak kiepski film. Moje życie, to patrząc tak z boku i z perspektywy czasu to taki film, w czarno – białym kolorze. Kiepskiej jakości taśma, fatalne ujęcia – Oscara nie będzie. Ale znawcy ten film docenią – za momenty nieliczne, lecz tak niebanalne, że zostają w pamięci widza na długo. Wśród tych szarości, codzienności, złości, nerwowości – nagle chwila spokoju przy porannej kawie. Cięcie. Ukojenie i zachwyt przy muzyce. Kolejne cięcie. I mój ulubiony fragment – kiedy patrzę przed siebie, w obiektyw, bez poczucia, dręczącego poczucia winy.
Z oczu wyrastają mi zielone pędy, rozkwitają liście, pachnie bez. Zielona robi się moja twarz, włosy, cała jestem zielona. Pani Zielińska. To NADZIEJA. Bóg się rodzi, Alleluja, tere fere. Amen.”
Oczywiście, że rację ma też moja siostra, pisząc mi tak:
„Czerwiec piękny jest, ale trochę tak jak modliszka. Zielono jest, kwiaty kwitną, rodzą się małe dzikie zwierzęta, długie dnie, krótkie noce, tralalala. Idziesz na łąkę cieszyć się tym całym pięknem i nagle okazuje się, jak co roku, że łąka chce cię zjeść. Tryliony komarzyc zachłannie czeka na twoją krew. Z wysokich traw zsuwają się na ciebie głodne kleszcze różnych odmian i wielkości. Muchy lecą na ciebie z czystej złośliwości. Zaraz przylecą gzy do kompletu. A to wszystko w morderczym upale. Natura jest przewrotna. Reasumując, lato jest fajne, ale jako czas oczekiwania na jesień.”
No cóż, idealnie nie będzie! Ja tam jednak wolę ugryzienia komarów niż zimnego jesiennego wiatru!
Olu jestem zachwycona twoim pisaniem masz w sobie ogrom wrażliwości piękna poczucia humoru kochasz czerwiec i lato ciepło słońce myślę że wtedy ładują się twoje baterie na zimne miesiące ❤️też lubię ciepełko słońce im jestem starsza tym bardziej życzę Ci jak najwięcej słońca ☀️⭐
a ja od godziny czytam i czytam (pierwszy raz sie zaglebilam w Twoje Olu pisanie) i juz wiem ze musze przeczytac wszystko , super sie czyta
Zapraszam 🙂 na kawę, na melisę, na anegdotki i opowieści 🙂