Obiecałam część trzecią moich myśli nieuczesanych o wychowaniu – to proszę.
Kto nie czytał dwóch wcześniejszych wpisów, to małe streszczenie:
Pierwszy wpis – klik – był o tym, że obserwujemy się nawzajem. Szukamy sposobów by być dobrym rodzicem. I to jest dobra rzecz, zwłaszcza, jeśli nie chcemy powtarzać złych rzeczy z własnego dzieciństwa. Szukamy pomocy obok siebie i w sobie. Traktujemy wszystkie strony biorące udział w procesie wychowania z szacunkiem – i dzieci, i siebie.
Drugi wpis – klik – miał główną myśl tak odkrywczą, że klękajcie narody! Otóż nikt nie jest rodzicem idealnym. Ale mając do wyboru:
a). staram się, bo może jednak coś fajnego z tego wyjdzie. Nie chcę wychowywać krzykiem czy biciem;
b). mam to w dupie, wszystko już wiem i co mi będą nowomodne pomysły wciskać, jak porządny klaps zawsze działa!
To ja wybieram a. Szukam różnych pomysłów, teorii. W końcu to ja jestem odpowiedzialna/y za moje dziecko a nie odwrotnie. Ono nie przyjdzie do mnie z książką o wychowaniu, mówiąc: „Zobać, mamusiu, tu pisą, ze jesce nie umiem legulować swoich emocji i wtedy po plostu ksycę i płacę. Nie po to, zeby zrobić ci na złość, wies?”
No właśnie. To dzisiejszy wpis jest o tym, co może być przydatnego w książkach o wychowaniu i w książkach o pracy mózgu człowieka. I dziecięcego i dorosłego.
Nasz mózg jest jednocześnie fenomenalnie skomplikowany i zawstydzająco prymitywny.
Że jest wspaniały, to wszyscy wiemy, no ej, jak inaczej można by było wymyślić ogień, włócznie, futra, piramidy, internet… (bez internetu najgorzej. Gdzie oglądalibyśmy śmieszne kotki?!)
Że jest też prymitywny w pewnym sensie – to już moja myśl z przeczytanych książek. Jest LENIWY. Łatwo się przyzwyczaja do schematów i uwielbia odpoczywać, kiedy włączają się emocje. Nasz myślący mózg pakuje walizki i jedzie na wakacje, kiedy tylko zaczynamy się denerwować… Zdrajca. A do tego rośnie strasznie powoli i nie bez powodu uznajemy, ze człowiek jest w miarę za siebie odpowiedzialny po osiemnastce a nie od urodzenia.
Nasz mózg jest leniwy. Nie od razu – jak rodzi się człowiek, to jego rozwijający się mózg zbiera doświadczenia jak głupi, obserwuje ciekawskim wzrokiem wszystko, sprawdza, uwielbia tworzyć historyjki, słuchać… Dotknąć, poszturchać. Zapamiętuje, co i jak działa. I skrzętnie sobie robi notatki – jakie to życie jest. Co dla mamy i taty liczy się najbardziej. Jak ze sobą rozmawiają. Jak odnoszą się do innych ludzi. Jak okazuje się w naszej rodzinie uczucia. I wszystko, wszystko inne, co składa się na codzienne życie. Każdy drobiażdżek zostaje skrupulatnie zapisany w mózgowych zwojach. I to bardzo trwale, dla jednych na szczęście, dla innych na nieszczęście… A po paru, parunastu latach intensywnego zapisywania mózg zaczyna chodzić na wagary. Już tak łatwo nie przyswaja nowych wiadomości. Lubi iść utartą ścieżką.
Wówczas szczęśliwi ci, co w dzieciństwie mieli spokojnych rodziców, cierpliwych, mających czas na rozmowy, takich, co ciepło okazywali sobie i dzieciom, nie uciekali się do klapsów i krzyków… Bo jest duża szansa, że właśnie tak będziemy wychowywali swoje dzieci. Taki model nam się wdrukował i będzie się aktywował w godzinie próby (na przykład przy pierwszej awanturze w sklepie o nutellę). Łatwiej będzie nam zachować spokój, jeśli tak robili nasi rodzice.
Jak się łatwo domyślić, jest i druga strona medalu. Jeśli z różnych powodów nasi rodzice wychowywali nas w sposób odbiegający od wyżej wymienionego, to… to będziemy mieć trochę pod górkę. Jeśli w naszym dzieciństwie na porządku dziennym były krzyki, klapsy, nie daj Boże bicie, jeśli „dzieci i ryby głosu nie miały”, jeśli byliśmy zawstydzani, wyszydzani, jeśli łamano naszą wolę, to niestety takie właśnie będziemy mieć notatki z życia w głowie. I wówczas w godzinie próby może nam się odpalić właśnie taki sam „system wychowania”.
Co gorsza, nasz mózg będzie uważał, że przecież nic złego nie robimy, bo przecież mnie też tak wychowano i patrzajcie, jaki/jaka jestem. Nic złego ze mnie nie wyrosło! Tu piszą jakieś bzdury o tym, że klapsy są złe? A won mi z tym. Że chłopak może płakać? Fuj! Pogięło ich. Ja nie mogłem płakać i mój syn też nie będzie mazgajem. Ja jako dziewczynka musiałam być zawsze miło uśmiechnięta, więc ty też córko sobie poradzisz, dziewczynki nie mogą być brzydko obrażone.
Żeby wyjść z tych notatek, które zrobił sobie nasz mózg we wczesnej fazie rozwoju, to potrzeba wysiłku. A że nasz mózg, jak już napisałam, jest leniwy, i nie chce mu się pisać nowych notatek, to woli wciskać nam stare kity. Trzeba dużo samozaparcia, żeby wyjść ze schematów. Tak jak sportowiec, który zmusza swoje mięśnie do wysiłku, choć one drżą i nie mają już ochoty być dalej męczone, tak nasz mózg woła „nie, daj spokój, nie wysilaj się na opanowanie, nakrzycz na dzieciaka i załatwione!”, a my musimy to opanować i przekroczyć.
Ale warto. Prawda?
Jeszcze inna rzecz, którą sobie przypominam w chwilach wychowawczych kryzysów, to ta o „gadzim mózgu”. Jest to nasz rodzinny skrót na pewien proces, który zachodzi w głowach ludzi, małych i dużych, kiedy zaczynają nas ogarniać nerwy. Zdenerwowanie to głupi przełącznik w naszych głowach, przełącznik, który robi taki numer, że ta część mózgu, która odpowiada za myślenie logiczne, racjonalne, chłodne, WYŁĄCZA SIĘ, a aktywuje się za to część instynktowna, emocjonalna, porywcza. Tak, to ta część, która będzie w dzieciach wywoływać atak histerii, u nastolatka myśli typu „Świat jest niesprawiedliwy i do bani, life sucks etc.” a u dorosłego każe wrzeszczeć, rzucać talerzami i trzaskać drzwiami. Nazywa się ta część bardzo fachowo i bardzo obrazowo – „GADZI MÓZG”.
Stres, zmęczenie, zły humor, problemy – przyspieszają proces przełączenia się na program typu „gadzi mózg”. Dlatego tak ważne jest dla opiekujących się dziećmi dorosłych, żeby dbali o siebie, o własny stan psychiczny, o chwilę odpoczynku i relaksu. Nie musi być od razu tygodniowe SPA na drugim końcu świata, ale chwila na kawę w ciągu dnia, parę stron książki na wieczór, spacer – wszystko, co pozwoli na chwilę oddechu i oddali wizję przejęcia naszych emocji przez gadzi mózg.
Godzilla kontra rodzic.
Dzieci uczą się panować nad swoimi emocjami, dla nich to zupełna nowość i w tym głowa myślącego racjonalnie dorosłego, żeby ten proces przebiegł w miarę płynnie, bez uszkodzeń po obu stronach. Wymaga to strasznie dużo gadania, gadania i jeszcze raz gadania, ale potem, w którymś momencie, powiesz dziecku „Hej, zaczynasz się denerwować, co możemy zrobić?” i zadziwiona patrzysz, jak twój wulkan emocji ze zmarszczonymi brwiami maszeruje po poduszkę i wali w nią zamiast krzyczeć w ataku furii.
Dla zainteresowanych podaję trochę literatury. Z tych książek korzystałam szukając informacji nie tylko o tym, jak żyć w ogóle, ale też jak w miarę dobrze poradzić sobie z wychowywaniem:
- Stuart Shanker, Teresa Barker, Self-reg. Jak pomóc dziecku (i sobie) nie dać się stresowi i żyć pełnią możliwości, Wydawnictwo Mamania Wiem, podtytuł okropny, też nie cierpię takich, ale tu przeczytałam o gadzim mózgu i u nas fajnie się sprawdziło. Pomogło. Obowiązkowa książka dla wszystkich zainteresowanych Self-reg, czyli regulacją między emocjami a relacjami.
- Agnieszka Stążka – Gawrysiak, Self regulation. Opowieści dla dzieci. O tym, jak działać, gdy emocje biorą górę, Znak Książeczka podzielona na opowieści dla dzieci – przykłady z życia rodziny i wyjaśnienia dla rodziców, wskazówki, jak dbać o emocje i relacje w rodzinie.
- Carla Naumburg, Jak nie krzyczeć na swoje dziecko, Muza O wychowaniu PRAWIE bez złych emocji. Autorka bardzo fajnie podkreśla, że nie ma rodziców, ludzi idealnych. Ale możemy próbować być rodzicami dobrymi, wystarczającymi. Takimi, co się starają.
- Adele Faber, Elaine Mazlish, Jak mówić, żeby dzieci słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły, Media Rodzina Mało suchej teorii, mnóstwo konkretnych przykładów. Ściąga, jak brakuje pomysłów na rozmowę bez denerwowania się.
- Kaz Cookie, Z maluchem przez pierwsze 5 lat, Wyd. Insignis To jeden z niewielu poradników, jakie czytałam o dzieciach. A czytałam dla relaksu, bo ma dobre anegdotki! Dobry humor autorki, jej energia łatwo się udziela. Można się pocieszyć, że większość dzieci ma niezwykłe pomysły a nie tylko nasze… i większość rodziców czeka nawybawienie w postaci godzinki snu… albo rychłej osiemnastki swojej pociechy. A przy pięciolatkach jest takie piękne zdanie:
„Jeśli mu na to pozwolisz, [twój pięciolatek] może nabrać zwyczaju traktowania cię jak niewolnicę, niegrzecznie tobą komenderując – syndrom ‘panicza’ lub ‘małej księżniczki’”.
To ja mogę odetchnąć, że to nie tylko ja tak z moim mam…
- Daniel Kahneman, Pułapki myślenia. O myśleniu szybkim i wolnym, Media Rodzina To już nie o wychowaniu, ale o pracy mózgu. Ze wstępu: „Kahneman wciąga czytelnika do żywej rozmowy o ludzkim myśleniu i pokazuje, kiedy można, a kiedy nie wolno ufać intuicji. (…) Jakie błędy myślowe wpływają na nasze decyzje?”. Dla mnie książka, która otworzyła mi oczy na to, jak łatwo nasz mózg poddaje się manipulacjom i złudzeniom. Nie bez powodu wykorzystywana przez ekonomistów!
- Jonathan Haidt, Prawy umysł. Dlaczego dobrych ludzi dzieli religia i polityka?, Smak Słowa Jak powyższa książka – o roli naszego umysłu w kształtowaniu poglądów, w kształtowaniu relacji rodzinnych i społecznych. Dużo opisów eksperymentów, które pokazują, jak można myśleć, że myślę, a tak naprawdę kieruję się instynktem czy emocjami.
Jest też bardzo ciekawy blog, pełen doniesień ze świata nauki, faktów i badań na temat wychowania. To blog:
„Ciąża i macierzyństwo oparte na dowodach naukowych” – polecam! Choćby dla poprawy humoru – bardzo lubię styl pisania autorki.
Olu kłaniam się przed twoją mądrością życiową jak potrafisz myśleć poszukiwać aby rozumieć swoje dzieci❤️ja musze znaleźć dobrego psychologa