Idziemy dziś z Piotrusiem do przedszkola. Pierwszy dzień w nowym roku szkolnym, mój dzielny starszak! Gotowy na nowe wyzwania, cieszy się, że spotka swoich kolegów – super. Cieszy się też na obiecaną po odbiorze „nagrodę” – jakąś drobnostkę z Polo Market. To już sobie ustaliliśmy wcześniej. Ale dziś…
– Mama, a ja będę mógł wybrać dwie nagrody? Jakąś zabawkę i jeszcze coś? – Piotrek sprawdza swoje zdolności dyplomatyczne.
– Nie – jestem twarda, a co! – umawialiśmy się na jedną rzecz, nie mam pieniędzy na dwie.
– A! – Piotrusiowi zapala się lampka nad głową – już wiem! Tatę poproszę! Tata mi kupi drugiego robota!
– Hej, synek, tata też nie ma pieniędzy. Nie można sobie co chwilę coś kupować, trzeba czasem poczekać, dostałeś ostatnio dużo rzeczy, prawda? Wystarczy. – no wzór ze mnie! Nic mnie nie przekona! Skała jest miększa ode mnie!
Dobra, Piotruś dzielnie został w przedszkolu, już nieśmiało uśmiecha się do kolegów, wszystko ok. Ja idę do Polo, coś tam do jedzenia znajdę, myślę, i na obiadek i będę mogła spokojnie popracować nad swoim nowym rokiem szkolnym, myślę sobie, wszystko powoli i… nagle cały mój spokój pierzcha w popłochu – aaa, tam na regale w kiosku jest nowa książka Stephena Kinga! O matulu, tyle o niej dobrego czytałam, chciałam kupić, ale za jakiś czas, bo ostatnio trochę poszło kasy na inne książki… Co tu zrobić?! Gdzieś z tyłu głowy miałam swoją nie tak dawną rozmowę z synkiem, to niewzruszone „można poczekać”, to budujące cierpliwość „nie dwie rzeczy na raz!” i inne takie MĄDROŚCI.
I co zrobiłam? No co?!
Odpowiedź na zdjęciu 😊. Te leżące to ostatnie zakupy, ta stojąca – „Billy Summers”, powinna swoje odczekać, tylko, tak jakoś… Tak patrzała na mnie z tej półki…
Tylko Piotrusiowi – cicho sza…