Skip to content
napis gdzieś pomiędzy - blog o życiu i...
Menu
  • O mnie
  • Gdzieś pomiędzy – czyli gdzie?
  • życie i …
  • życie i książki
  • życie i problemy
  • Czytamy dzieciom
  • Opowieści rodzinne
Menu
zimowy las, rzeka, odbijające się słońce

Opowieści rodzinne 2

Posted on 28 stycznia 202211 lutego 2022 by Ola

 – Jędrek Halski!

– Obecny!

Obecny ale bardziej ciałem – zauważył roztropny czwartoklasista w duchu. Lekcja matematyki biegła chyżo naprzód, podczas kiedy Jędrek Halski poczuł się porzucony gdzieś na samym jej wstępie. Próbował nadgonić, ale czuł, że jego umysł gwałtownie protestuje i przemiela kolejne informacje nic z nich nie rozumiejąc. Ręka kreśliła na marginesach zeszytu kolejne wzorki. Gdyby pani podeszła bliżej i przyjrzała się, zauważyłaby, że wzorki zamieniają się w gąszcz gałęzi i listków, zza których spoglądają tajemnicze oczy ciekawych stworków. Może zastanowiłaby się, w jakim świecie jej jasnowłosy uczeń o niezwykle poważnym spojrzeniu właśnie przebywa. Wyglądało na to, że bardziej niż na lekcji o konstruowaniu trójkątów, uczeń ów jest skupiony na konstruowaniu swoich własnych marzeń.

Być może nawet pani nauczycielka wszystko to widziała.

Ale nie miała serca, by przywoływać kogokolwiek gwałtownie do porządku. Sama czuła, że po przerwie świątecznej połączonej z nauczaniem zdalnym nie ma motywacji do swojej własnej lekcji, czuła zmęczenie i zniechęcenie; czuła, że najchętniej sama wskoczyłaby pod kocyk i zajęła się jakąś dobrą książką.

Po sprawdzeniu obecności podeszła do dużego okna. Pozwoliła chwilę, by jej myśli pokrążyły wokół widoku, a ten rozpościerał się  na świerkowy lasek, stare gospodarstwo, gdzie mieszkała rodzina Halskich i pola zaraz za nim. Słońce raz pojawiało się, raz chowało za sinymi zwałami pędzących chmur, zrywał się wiatr. Nadmorska pogoda, wiadomo… W klasie panowała cisza, ale matematyczka nie łudziła się, że jest to cisza wynikająca z pracy nad zadaniami. Była to cisza, w której dwadzieścia cztery tęgie umysły przeliczały pracowicie, ile jeszcze minut zostało do dzwonka. Do kolejnej lekcji. Do końca dnia. Do wolności!

– Dobrze – spróbowała raźno – do tablicy podejdzie… Tomek. Pokaż nam, jak rozwiążesz to zadanie? Pamiętaj, mów głośno, co robisz, a my sprawdzamy, jasne? Aż wszyscy nie zrozumiemy, no, dalej! Jędrzej, pobudka! Pracujemy, jak te mróweczki, ino hyżo!

Jędrek uchwycił w przelocie spojrzenie pani Hatczak, zdążył leciutko się uśmiechnąć i podjął jeszcze jedną próbę skierowania swojego umysłu na tajemnice budowy trójkątów. Nie chciał źle wypaść przy tablicy, lubił pochwalający wzrok swojej matematyczki, a jak dodać do tego równie przyjemne spojrzenie Sandry z trzeciej ławki pod ścianą, to… warto było się postarać. Nie chciał zawieść swojej przyjaciółki. Jeszcze by mu kazała przyjść po lekcjach, żeby poćwiczyć zadania… Sandra była super koleżanką, ba! przyjaciółką! ale jej miłość do nauki była, jakby to ujmował trzeci kompan z ich klasowej trójki, Wojtek – unikatowa.

***

Po skończonej lekcji matematyki, a także dwóch polskich i angielskim, Jędrek, w czasie długiej przerwy, w końcu miał czas wyjąć kanapki i spokojnie je zjeść. Jedzenie w czasie pięcio- czy dziesięciominutowych krótkich przerw tylko powodowało ból brzucha, unikał tego jak diabeł wody święconej. 

Obok przysiedli się Sandra i Wojtek. Sandra była dziś ubrana w swoje ulubione ogrodniczki, ciemne włosy jak zwykle związała w długi kitek a na ramieniu wisiał jej plecak z nadzwyczaj trafnie narysowanym portretem Alberta Einsteina. Wojtek przewracał oczami ilekroć widział to dzieło.

Wojtek był wysokim chłopcem, który na pierwszy rzut oka nie wyróżniał się niczym specjalnym. Włosy miał krótkie, raczej ciemne, oczy raczej szare, urodę  raczej przeciętną, ale w owych oczach było mnóstwo radości i życzliwości a uśmiech zawsze czaił się w kącikach jego ust.

Byli w trójkę najlepszymi kumplami, znali się od zerówki i zawsze mogli na sobie polegać.

Jędrek opowiadał im właśnie o porannej panice w domu:

– Mówię wam, strasznie się przestraszyłem! Nie chciałem już uczyć się online, w życiu!

– Nie, co ty – zgodził się Wojtek – ale iść mi się też nie chciało…

– Ty to chciałbyś pewnie już wakacje. Ja tam mogę się uczyć tak i tak. Sama nauka jest ważna, a nie sposób – mądrzyła się Sandra. Ona nie miała problemów z organizacją i motywacją. Gdzieś obok rozległ się głośny wybuch śmiechu i chichotów. Sandra spojrzała przelotnie na grupkę koleżanek z telefonami w rękach, chciała coś jeszcze dodać, zawahała się, ostatecznie wzruszyła ramionami i kontynuowała – tata zawsze mówi, że jak ktoś chce się uczyć, to zrobi wszystko i nic mu nie będzie przeszkadzać.

– Tylko to trzeba mieć twój mózg – westchnął Wojtek – mi mama zapowiedziała korki… No kiedy ja będę miał czas pograć? Jędrek, umawiamy się na Minecrafta?

– Jasne! – Jędrek skończył kanapki i ruszyli pod salę na ostatnią lekcję. Musieli uważać, żeby nie nadepnąć na wyciągnięte na pół korytarza nogi uczniów, których oczy nie patrzały przed siebie, tylko pogrążone były w smartfonach. Czasem, dla równowagi, ktoś trzymał w rękach książkę albo zeszyt.

Sandra, Wojtek i Jędrek minęli resztę swojej klasy, dziwnie wyciszoną, tylko kilka dziewczyn uparcie z czegoś się chichotało, pokazując sobie coś na telefonie. Nikt inny się nie odzywał, wszyscy wyglądali na zmęczonych. Jakby byli tu za karę.

– Jezu, co z tymi dzieciakami jest – usłyszeli przechodzące obok nauczycielki – żadnej radości życia! Zabrać im telefony i nic nie umieją!

Sandra obejrzała się za nimi z niesmakiem. Nie lubiła oceniania po całości. Ale wiedziała, że w szkole na wiele rzeczy nie ma wpływu. Jeżeli Sandra Bujakiewicz  na coś mogła mieć wpływ, to nie wahała się i wykorzystywała okazję w stu procentach. Nie bez powodu była najlepszą uczennicą w klasie. Jako swoje motto brała to, co powtarzał jej tata – jak ktoś chce, to zrobi wszystko.

Z tego samego powodu nie miała wielu przyjaciół.

Wojtek i Jędrek nie byli tak wytrwali i zmotywowani, ale razem, w trójkę z Sandrą, dobrze się rozumieli od pierwszych dni szkoły. Łączyło ich wspólne poczucie, że świat nie jest taki zły i umiejętność cieszenia się z drobnych przyjemności, jakie niesie życie.

Teraz też siedzieli razem pod salą, czekając na koniec długiej przerwy, i wspólnie zajadali paluszki beskidzkie o smaku zielonej cebulki, trochę pachnące płynem do dezynfekcji, którym Sandra kazała im spryskać ręce, by nie zaprzeczać pandemicznym zaleceniom.

 

***

Zwykle po skończonych lekcjach Jędrek spotykał się z mamą w bibliotece, gdzie można było miło poczekać aż zbierze się cała szkolna gałąź rodziny Halskich i pojadą do domu. Czasem jechali na zakupy, w ładny dzień szli jeszcze na plac zabaw lub na pobliski ryneczek. Dzieciarnia dostawała po drożdżówce a Zosia czasem pozwalała sobie rozpustnie na kawę wypitą na ławeczce. Rynek miłczycki położony był zaraz nieopodal szkoły. Oddzielony pasem kamieniczek od wielkiego ronda, prowadzącego na główne ulice, zachował swój staroświecki urok, gdyż jakimś cudem nikt nigdy nie wyciął wszystkich drzew. Pośrodku czasem działała fontanna. Rynek otoczony był wspomnianymi kamieniczkami z jednej strony, drugi rządek ustawił się naprzeciw, a że Miłczyce miały szczęście do urzędników i architektów zawiadujących obliczem miasteczka, kamienice pomalowane były na kolorowo. Tworzyło to radosny widok nawet w tak ponure dni, jakie przynosiła zima w nadmorskim klimacie – wietrzyste, wilgotne i pochmurne.

Dziś Zosia zebrała wszystkich po skończonych zajęciach do auta i ruszyli  prosto do domu. Była znów lekko zirytowana. Dyrektorka poprosiła ją o coś.

– Pani Zosiu – powiedziała ufnie – uczy pani tu już wiele lat, prawda?

– Piętnaście – odpowiedziała ostrożnie pani Zosia. O co może chodzić?

– No właśnie. Ma już pani doświadczenie. A taka Paulinka, bidulka, dopiero zaczyna… – pani dyrektor zawiesiła głos. Zosia tylko upewniła się:

– Mam jej pomóc?

– Wiedziałam, że mogę na panią liczyć! Ona ma zadatki, rozwinie się, ale trochę ją tak trzeba, delikatnie przecież, ale tak, wie pani, tu porozmawiać, tu na lekcję zaprosić… Szczerze powiedziawszy, pani Zosiu, to jak ona się przestraszy i odejdzie, to nie mamy na dziś żadnych innych podań. Nie wiem, co wtedy zrobimy!

– Dobrze, spróbuję jakoś z nią się… dogadać.

A to ci zadanie na nowy rok. Zośka zapinając maluchy w fotelikach pomyślała, że właśnie tak na to spojrzy.

Jak na nowe zadanie na liście. A co jak co, ale zadania z listy robiła zawsze. Zawsze!

W drodze do domku pośpiewali jeszcze kolędy. Nastrój był o wiele lepszy niż rano! Nie będzie tak źle, pomyśleli razem Zosia i Jędrek, nie musieli tego mówić, ale humory wyraźnie się im się poprawiły. Jak maluchy skończyły swoją wersję „Przybieżeli do Betlejem”, ich mama nabrała tchu i zaśpiewała głośno:

„Świat nie jest taki zły

Świat nie jest taki mdły

Niech no tylko zakwitną jabłonie…”

 

Wiatr ostatecznie rozgonił zbierające się chmury i wjechali na podwórko w promieniach słońca. Odbijało się ono w wesoło w szybach okien, nieumytych, powiedziałby ktoś złośliwy. Jednak jeśli nie patrzeć na stan czystości okien, dom robił bardzo miłe wrażenie.

Był to stary budynek, w którym mieszkała od kilkudziesięciu lat rodzina Zosi. Kiedyś było to gospodarstwo z wszelką zwierzyną polną i hodowlaną, dziś po krówkach, królikach, kurach, kaczkach zostały budynki gospodarcze, zagospodarowane na schowki i spiżarnie. Największa zaś – stara obora – została przerobiona na warsztat stolarski, w którym królował Robert. Garaż był w planach, na razie oba samochody państwa Halskich stawały po prostu na podwórku, za bramą. Miejsca było dosyć, mieścił się spokojnie i busik Roberta  i tojotka Zosi. Busik był im niezbędny, żeby móc jeździć gdziekolwiek całą rodziną, a na starą, tanią toyotę Zosia zdecydowała się, żeby móc spokojnie dojeżdżać do pracy z młodszymi dziećmi.

Teren wokół zaparkowanych samochodów, pomiędzy budynkami a domem był pokryty kostką przepuszczającą wodę i trawę, za to za domem rozciągał się widok, który wszyscy Halscy kochali najbardziej – tam pozostałości starego sadu mieszały się z placykiem zabaw i ogrodem, łączyło się to wszystko z domem poprzez stary taras, budowany jeszcze za czasów dzieciństwa Zosi. Rodzinne koleje losu sprawiły, że nikt nie miał głowy  i czasu zajmować się porządkowaniem podwórka i dziś efekt był wspaniały – drzewa rosły, dzikie wino oplatało deski tarasu, kwiaty latem zaglądały pod drzwi.

Stary dom domagał się gdzieniegdzie remontu, ale na bieżąco załatwiano tylko najpilniejsze sprawy, reszta czekała na lepsze czasy i przypływ gotówki. Ale pomalowane na zielono drzwi zapraszały wesoło do środka, drewniane schodki witały i gości i koty, a kto przeszedł dalej, trafiał do przytulnego wnętrza, wypełnionego książkami, sugestią zalegającego kurzu, pamiątkowymi obrazami. Wchodzący pierwszy raz gość mógł poczuć się przytłoczony ilością poprzypinanych do wszelkich powierzchni mniej lub bardziej udanych dzieł wszystkich dzieci, od najstarszej Hani zaczynając, na najmłodszym Sławku kończąc.

Korytarz, wyłożony starym okrągłym dywanikiem z kolorowych sznurków, prowadził w głąb domu: idąc prosto gość zaszedłby do otwartego saloniku, mijając schody prowadzące do pokoi dzieci. Z saloniku można było przejść na taras i do ogrodu. Można też było skręcić do kuchni, obszernej, jasnej i wesołej. Przed schodami można było jeszcze wybrać jedne z drzwi – te na prawo prowadziły do sypialni Zosi i Roberta, te na lewo skrywały królestwo Zosi. Był to jej gabinet. Jej biblioteczka, komputer do pracy. Biurko. Kilka kwiatków, bo Zosi marzyły się zwisające z regałów zwoje zielonego kwiecia, jednak póki co marnie te zwoje wyglądały.

Nieprzygotowany gość zdziwiłby się też, ile to zabawek może leżeć w każdym kącie domu, nawet sypialnia nie była żadną świętością dla klocków, robotów, kredek, gazetek, pluszaków, czy zeszytów i podręczników w przypadku Hani.

Zosia wchodząc ozłocona promieniami słońca, popychana wiatrem, zziębnięta, poczuła, tak jak przed laty, że nie zamieniłaby tego miejsca na żadne inne.

Ewentualnie czasem na brazylijską plażę.

Ale dziś, dziesiątego stycznia dwa tysiące dwudziestego drugiego roku, pomimo porannych nerwów – bo któż czasem nie ma nerwów – czuła, że kocha swój dom.

Zima – część 3

Nawigacja wpisu

← Historie rodzinne
Opowieści rodzinne. Jędrek. Zima – część 1 →

1 thought on “Opowieści rodzinne 2”

  1. Hanna pisze:
    28 stycznia 2022 o 18:15

    Też kocham swoje mieszkanko i staram się z pokoju zrobić przytulne gniazdkojestem wielbicielką twojej blogowej rodzinki i czekam na ciąg dalszy oj taka gromadka to wyzwanie ale Zosia świetnie sobie radzi ma też wsparcie w cierpliwym kochanym mężu

    Odpowiedz

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

kontakt
Ola, siedzi w oknie, zdjęcie czarno - białe, melancholijne, bo tematem jest czas
To ja, Ola, zapraszam do mojego zwykle uśmiechniętego świata. Choć chwile zwątpienia, goryczy i szarości też tu są, co zrobić... Też tak masz? To się zrozumiemy!
Poczytasz u mnie o codzienności, o polecanych książkach, czasem o wychowaniu. Ot, życie najzwyczajniejsze. Choć przeplatane bajkami!

Ostatnie wpisy:

  • Lustro
  • Bajki
  • Co czytać – moim zdaniem
  • Wielkie piękno zmienności
  • Za oknem słyszę mewy

Archiwa blogowe:

  • lipiec 2025
  • czerwiec 2025
  • maj 2025
  • luty 2025
  • grudzień 2024
  • listopad 2024
  • październik 2024
  • wrzesień 2024
  • sierpień 2024
  • lipiec 2024
  • czerwiec 2024
  • maj 2024
  • kwiecień 2024
  • marzec 2024
  • luty 2024
  • styczeń 2024
  • grudzień 2023
  • listopad 2023
  • październik 2023
  • wrzesień 2023
  • sierpień 2023
  • lipiec 2023
  • czerwiec 2023
  • maj 2023
  • kwiecień 2023
  • marzec 2023
  • luty 2023
  • styczeń 2023
  • grudzień 2022
  • listopad 2022
  • październik 2022
  • wrzesień 2022
  • sierpień 2022
  • lipiec 2022
  • czerwiec 2022
  • maj 2022
  • kwiecień 2022
  • marzec 2022
  • luty 2022
  • styczeń 2022
  • grudzień 2021
  • listopad 2021
  • październik 2021
  • wrzesień 2021
  • życie i …
  • życie i książki
  • życie i problemy

anegdotki dobry humor dziecko jesień kryminały książki malarstwo matka-feministka małżeństwo musierowicz muzyka mąż notatki nowy_dzień opowiadanie przepis reportaże rodzina rozmowa rozmowy samo życie spokój współczucie wychowanie wyjaśnienie zdjęcia zdrowie święta żółte liście

gdzies.tam.pomiedzy

Przeważnie czytam.
Czasem piszę o życiu: bajki i inne bzdurki.

Tym razem tematem kolażu miała byc muzyka, co to Tym razem tematem kolażu miała byc muzyka, co to milczy a w duszy jedynie gra. 
No to wysłałam ludzieńki na jej poszukiwanie, ptakowie im drogę mieli wskazywać, serce jako kompas dostali, ale czy co znaleźli? 
Nie wiem. 
Może jak wrocą to opowiedzą.

A co się nawędrują to ich!

#kolażzkalendarza25
#kolażzpoezją 

Aniu, Olu - dziękuję Wam za tematy,
Karola, fajnie ze zaczęłaś nasze kolażowanie. A ja teraz też idę szukać. Wiatru w polu idę szukać ;) I kamienia, pod ktorym schowała się moja pewność siebie;) i w ogóle gdzieś tam pomiędzy pola i łąki. 

#gdziespomiedzy
Zawczas z poniewczasem Jerzy Ficowski @wydawnictwo Zawczas z poniewczasem
Jerzy Ficowski
@wydawnictwoliterackie 
_______________
Podróż słowami po tym, co było, co jest. Zaglądanie za zasłonkę, wróżenie z chmur - co będzie?

Idziesz z wersami Ficowskiego i przyglądasz się temu, co w nim i temu co w tobie. 
A taka podróż to lepiej przebiega w samotności, choć i wołanie o obecność czasem też... 
"...i wtedy ty
moja duszo osobna
przymykasz moją przepaść 
i okrywasz mnie ciszą"

"Zapiski pokątne" o wietrze, o czekaniu, o szukaniu słów, o historii, o rozedrganiach pomiędzy tym co w sobie a tym co w świecie.

Parę wierszy zostawiam, bo już z wczorajszych rozmów wiem, że tomik to raczej tylko w bibliotekach znajdziecie, a mój jest akurat ze @stacjakultura w Rumi.
_________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #jerzyficowski #zawczaszponiewczasem #wydawnictwoliterackie #zbiblioteki
Czasami szczęśliwi rodzice mieszkają oddzielnie Czasami szczęśliwi rodzice mieszkają oddzielnie
Aga Kacprzyk
@albus_wydawnictwo 
Ilustracje: Aleksandra Kucharska-Cybuch 
______________
Wyjątkowa to książka, naprawdę. Trudny wszak podejmuje temat. 
Ale w momencie, kiedy byłaby wam potrzebna, to polecam, sięgnijcie. Czytając dziecku, będziecie sami słuchać i szukać odrobiny pocieszenia. 
Hela i Hektor - główni bohaterowie - zostają wbrew sobie postawieni w sytuacji rozwodu rodziców. Hektor już dużo wczesniej, Hela dopiero co. Tajemniczym sposobem dostają się do tajemniczego Muzeum i Ambulatorium, gdzie próbują zrozumieć co się dzieje: z nimi, z ich rodzicami. Próbują grać w grę Zwyczajne życie, żeby choć trochę zrozumieć świat dorosłych, oglądają albumy z dobrymi wspomnieniami, mogą też się porządnie wkurzyć i wykrzyczeć. Każda emocja jest w tym tajemniczym miejscu akceptowana, co więcej, jak potrzebujesz szklanki żeby ją rozbić i usłyszeć brzdęk tłuczonego szkła, masz i na to specjalne miejsce. 
Nie ma tu rodziców, oni mają swoje dorosłe życie i próbują się w nim odnaleźć (ta mama, co jej oczy w końcu zaczęły lśnić radością i tata, co z nową przyjaciółką śmieje się częściej!) - to dzieci są tu najważniejsze.
I choć brzmi to paradoksalnie, to dużo jest w książce o miłości. Takiej, która wiąże się z szacunkiem i wolnością. I dużo o potrzebie zrozumienia, że czasem życie tak właśnie wygląda - szczęśliwi rodzice nie muszą być razem. 

"Hektor podniósł rękę i przyłożył ją do serca. Był poważny jak nigdy dotąd. Zrobiłam to samo. Zamknęłam oczy i poczułam miarowe uderzenia serca. Nie przestawało bić. To chyba dowód na to, że miłość nie umiera nigdy. Ona po prostu się zmienia, jak pory roku i cały świat wokół nas".
________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #czasamiszczęśliwirodzicemieszkająoddzielnie #agakacprzyk #wydawnictwoalbus
Ludzie wędrowni Anna Fryczkowska @annafryczkowsk Ludzie wędrowni
Anna Fryczkowska 
@annafryczkowska 
@wydawnictwo_wab 
__________________
Wcale nie jest łatwo opisać Ludzi wędrownych. Jestem sama zaskoczona, że nie wiem jak zacząć! Dlaczego? 
No to posłuchajcie.
Sama opowieść jest prosta. Od pierwszych stron wskakujesz na wóz i jedziesz z rodziną Józki i Michała na nowe miejsce. Od razu wiesz, że bedzie niewygodnie, że zostawiasz za sobą groby dzieci, że nie wiesz co cię czeka. Ale Józka jest jakaś taka optymistyczna, zakochana i silna, to też tak próbujesz.
Potem zostaje właściwie tylko siła, bo optymizm i zakochanie umknęły chyżo gdzieś w sinej mgle. 
Silna Józka, apodyktyczna babcia i wrażliwa Ina - każda ze swojej perspektywy opowiada historię ludzi wędrownych. Realistycznie, prosto, czasem śmiesznie (szczepienia we wsi! Ja się uśmialam), czasem... No jak to w życiu. Różnie bywa, a juz na pewno jak się żyło w XX wieku. 
A teraz o trudnościach: nie był to filozoficzny esej o pamięci, traumach pokoleniowych, granicach - ale takie pytania stawia. 
Nie bylo wykładów psychologicznych i socjologicznych o zakorzenieniu - a jednak takie myśli się po przeczytaniu pojawiają. 
Czym jest swoje miejsce? Co jest najważniejsze do zabrania ze sobą? Jak bronić swoich wartości kiedy wszystko wokół się zmienia, bardzo zmienia? Co to jest poświęcenie w imię miłości? 

I mimo skończenia książki - opartej zresztą o prawdziwą historię rodzinną autorki - wciąż coś z niej w głowie siedzi, wciąż postacie ludzi wędrownych przywołują się z czytelniczej pamięci - i dlatego też wam polecam. Dobra powieść.
_________________
#gdziespomiedzy #bookstagrampl 
#ludziewędrowni #annafryczkowska #wydawnictwowab
Henryk tak się w kociej sierści zanurzył, że a Henryk tak się w kociej sierści zanurzył, że aż zniknął z kolażu. A moze kawę sobie pije, kto go tam wie! 

Joanna Concejo i jej rysunki... 

Chciałam napisać o Zgubionej duszy, narysowanej przez Concejo i doopowiedzianej przez Olgę Tokarczuk, ale po prostu zostawiam kilka zdjęć. I mój kolaż marny, biedny, co to żadną miarą nie pomieścił w sobie wszystkiego co chciałam. Nie da się widać tak o wszystkim!

Czy można znaleźć prawdziwą ludzką - bożesz ty mój, jakie to trudne słowo! - czułość?
Uważność? One istnieją? Chyba tak... albo to urok Concejo. Przy niej mogę zaryzykować i trochę uwierzyć w istnienie duszy.

@gosssiaaak - dziękuję za twoja gotowość do dzielenia się! Nie mogę sie doczekać całej opowieści o Henryku. Buziaków stos przesyłam!

Kolaż bo @dozamotaniajedenkrok i @chwila_ze_sztuka i #kolażzkalendarza25

Może przy okazji też #fotowtorek_kfs
- bo dziś akurat temat #czuły_fotowtorek_2025

#gdziespomiedzy 
#zgubionadusza #concejo 
#kolażanalogowy
Wolności, dodaj mi skrzydeł! Jakoś tak to szło Wolności, dodaj mi skrzydeł! Jakoś tak to szło;)

Wpadłam w kolaże jak śliwka w kompot, będzie to już chyba rok...
Nie wiem, czy chcę coś przez nie powiedzieć, czy chcę też jednak więcej przemilczeć; wiem że lubię je robić. Choć czasem efekt ostatecznie to płacz nad światem lub też nad sobą 🤷‍♀️ na pewno też tak macie, prawda???

A może ktoś chciałby kupić wierszyk w ramce? Wierszyk w ramce o wyrywaniu się z ram. Promocja taka, metafizyka na sprzedaż!

Jakby ktoś sie zastanawiał, to niechaj pisze. Się dogadamy :)))

#gdziespomiedzy 
#piszębolubię

#autopromocja

#wszystkojestnasprzedaż 
#bożecojarobię🫣
Może Poświatowska też obawiała się zamknięty Może Poświatowska też obawiała się zamkniętych przestrzeni. 

Ja dziś przyłączam się kolażowo do @dozamotaniajedenkrok i @chwila_ze_sztuka i mówię stanowcze nie wszelkim zamkniętym głucho drzwiom. 

Puk, puk, jest tam kto? 

Też się boisz. 
Może razem solidnym kopniakiem wywalimy strachy! 

Lasy, łąki i miedze czekają. 

"Zobaczysz jeszcze z tego wybrnę
Nie bedzie dziury w niebie
Pamięć jak szybę wytrę
Niech no tylko przyjdę do siebie"
- To już Osiecka :)

_____________
#gdziespomiedzy
#kolażzkalendarza25 
#kolażanalogowy #halinapoświatowska
F41 Sandra Jasionowska-Kuryło @sjasionowska Ilus F41
Sandra Jasionowska-Kuryło
@sjasionowska 
Ilustracje: @kirapietrek
________________
Debiut wydawniczy, a ja skusiłam się rozejrzeć po świecie pisarskim, co to nowego tam powstaje. O czym. W jaki sposób. Czy coś znajdę dla siebie. Albo też nawet dla was;)

Tomik f41 jest o codzienności z lękami. Z depresją za pazuchą. Możesz się wygodnie rozsiąść i w taką pogmatwaną codzienność zanurzyć, jeżeli tego akurat szukasz. Będziesz ty i słowa  z duszy autorki, będziesz w jej myślach, odczuciach, może uśmiechniesz sie ze zrozumieniem, bo też tak masz. 
I nie musisz obawiać sie, że jak poezja to niezrozumiałe, to nie tak. Tomik Sandry to poezja w stylu życiopisania, uchwycenie chwili, nie ma tu roztrząsania, nawiązań. Uczucia -  przeważnie te lękowe - i próba ich przyszpilenia. Dystans, trochę ironii. Zaglądanie w duszę, ale nie babranie się ponad miarę. 
Fajnie poczuć, że autorka ma zaufanie do czytelnika, i pokazuje się na nam przez wybrane momenty, szczere - ale nie jest to szatkowanie duszy na pokaz. 
Przemawia do mnie ten debiut! Chętnie kiedyś wrócę do tego nazwiska. Może z czasem pojawi sie jeszcze więcej spostrzeżeń, jeszcze wiecej uchwyconych chwil, których trafne opisanie daje ten dobry dla myśli pobrzęk istnienia...
 
@sjasionowska - dziękuję za możliwość współpracy, niech ci się dalej dobrze pisze:)
____________
#gdziespomiedzy
#bookstagrampl
#f41 #sandrajasionowskakuryło #debiutliteracki 
#współpracabarterowa
Po co piszemy? - Bo chcemy coś opowiedzieć, pra Po co piszemy? 
- Bo chcemy coś opowiedzieć, prawda? O życiu tym naszym czy to powszednim, zwyczajnym, czy to wyjątkowym. Straszno-pięknym, smutnym czy wkurzającym. 
Piszemy, by podzielić się historią. Zawołać: hej, patrz, to ważne! Zauważ, przeczytaj, daj poczuć, że nie jestem sam/sama. A jednocześnie z drugiej strony każdy chce być wyjątkowy. Taki nie za łatwy, nie za prosty. 
Tomik Puszczający krewkę jest ciekawy, z pewnością, ale trzeba odwijać go długo z warstw metafor. Nie trafia do czytelnika "na błysku". Do mnie najbardziej trafia tam, gdzie jest najprościej, jak w wybranych wierszach na zdjęciach. 
Potok słów, zderzonych według sensu znanego tylko autorce, chwilami jest rzeczywiście jak krwotok, jak puszczanie krwi, ale czy przynosi ulgę - nie wiem. Raczej wymaga spokoju na receptę. Dużo tu rozedrgania, buntu. Jeżeli to metafora wyobcowania - to udana. Jeżeli próba porozumienia - to już trudniej... 

Dziękuję za możliwość współpracy barterowej!
@warszawskafirmawydawnicza

#gdziespomiedzy #bookstagram
#puszczająckrewkę
#karolinakaczkowska
Przegląd wiadomości. Kulturalny przegląd. Orl Przegląd wiadomości. Kulturalny przegląd.
 
Orlando Virginii Woolf - bardzo na tak. Spostrzeżenia, humor, przewrotność, ironia, a do tego - to uderzenie czasem i chwilą na ostatnich stronach, aż w kościach czuć wibracje. Czysta przyjemność.

Osiołkiem - stasiukowo. Idealny stajl na wakacje!

Drzwi na zachód, Mohsin Hamid - no tu z kolei nie ten styl. Moja córka uwielbia oglądać paradokumenty i miałam wrażenie czytając Drzwi, że są pisane tym samym językiem. Nie i nie. A temat ucieczki i uchodźców, pytania o trwałość relacji w tym momencie - wydawało się, że będzie dobre...

Rupi Kaur - to specyficzna lektura, na szczęście nie każdemu potrzebna, jak leki, bandaże czy szwy. Ale czasem taka akcja reanimacyjna jest niezbędna. Wtedy Słońce i jej kwiaty - zalecane.

Zapiski z nocnych dyżurów, Jacek Baczak - do ostrożnego dawkowania. Smutne w cholerę. I bardziej. Starość, choroby, samotność - i śmierć. Łaskawość? Nie wiem... 

Jestem gotowa - wybór wierszy Anny Świrszczyńskiej wedle Barbary Gruszki-Zych. Nie znam pani Gruszki-Zych, ale patrząc na ten wybór to polubiłabym ją:) jest dużo konkretnej, szczerej i mocnej Anny. W sumie też trochę terapeutycznie, choć z innego punktu widzenia.

Zabliźnione serca, Max Blecher - o rany. Jest sanatorium, ale takie trochę inne niż w Czarodziejskiej górze Manna. Trochę bardzo inne! Ale czy wciąga i czy chce sie czytać? Oj tak...

A powoli idę sobie przez Dziennik we dwoje Stańczakowej, lubię te chwile czytane razem, ona, ja i Białoszewski. Tak sobie po Warszawie dreptamy, to nagrywając wiersze Mirona, to opisując "na błysku" uczucia i dyskutując...

A od tygodnia noszę w plecaku Susan Sontag i czytam w autobusach. Taki lans! 

Poświatowska - a tu będzie coś więcej, wkrótce:)

O nie, teraz widzę, ze zapomniałam dodać zdjęcie najbardziej kulturalnego kota na świecie! Tyle ile Kreska sie przy mnie naczyta, to ja nie wiem, Behemot istny z niej wyrośnie. Ale tak to jest, jak jest się kotem z lękiem separacyjnym. I tak sobie żyjemy, książki, kot, kawa i ja:)

#gdziespomiedzy #bookstagram
PRZESILENIE Mamie zabrakło marchewki do obiadu, PRZESILENIE 

Mamie zabrakło marchewki do obiadu, więc mała Pokrzywa stoi właśnie w kolejce w ulubionym warzywniaku. Zawinęła sobie siatkę wokół dłoni, żeby nie zgubić portfelika i rozgląda się.
Lubiła te zakupy, lubiła kolory malutkiego targowiska, zapachy, nawet panią Lewkonię, co stała za ladą, też lubiła. 
Pani Lewkonia nie bała się nikogo, mogła  pyskować okolicznym draniom i nikogo nie przepraszała, pani Lewkonia żyła więc jak prawdziwa królowa, myślała sobie Pokrzywka. Może ma to związek ze starą wagą, ktorej królowa warzywniaka wciąż używała, nie patrząc na nowoczesne elektroniczne wynalazki. Szalki wagi były nieomylne i uparcie dążyły do równowagi.
Ani mniej ani więcej. 
Królowa odmierza każdemu wedle... czego? Pragnień? Marzeń? Sprawiedliwości? Własnego widzi mi się? 
...
Dorosła Pokrzywa siedzi z albumem w rękach. Wyobraża sobie, że kładzie fotografie z dzieciństwa na wadze pani Lewkonii. Kiedy waga zdjęcia jest cięższa niż pokrzywowe siły, zdjęcie wyrzuca za siebie. Czasem podarte na strzępki. 

To jej przesilenie. Ona po jednej stronie, wszechświat po drugiej. Muszą cos z siebie wyrzucić, żeby wróciła równowaga.
...
@kasia_gniazdowanie - wyzwanie #gniazdowanie_opowiadanie 🌿

#gdziespomiedzy 

#takietamowarzywniaku ;)
Bez miłości Saga Pomiędzy Zofia Mąkosa @makos Bez miłości 
Saga Pomiędzy
Zofia Mąkosa
@makosa.zofia 
@wydawnictwo_ksiaznica 
_________________
Mail z wydawnictwa, czy chciałabym może coś przeczytać, a ma to być ponoć fajna powieść. Obyczajowa. Matkobosko, tylko nie to, myślę sobie, bo dobrej obyczajówki to ze świecą szukać, gdzie tam, w ogóle, w życiu! Czasu nie mam, zarobiona jestem!
Ale na szczęście spojrzałam na nazwisko autorki. Zofia Mąkosa jest mi już znana z Makowej spódnicy i to była naprawdę dobra powieść. 

Zgodziłam się. Nie szepnęłam cichutko "tak" ale jak na dobrą mocną postać kobiecą przystało, poszłam na całość i poprosiłam o dwie części sagi, pierwszą i drugą. I dostałam! @wydawnictwo_ksiaznica - dziękuję 🤗

Zofia Mąkosa maluje tym razem opowieść z czasów międzywojennych (Makowa spodnica to były siedmnastowieczne polowania na czarownice). Dwie bohaterki, jedna ze wsi, druga z miasta - Poznań i okolice - i ich równolegle losy. Łączy je potrzeba kierowania swoim życiem, potrzeba niezależności, nawet jeśli oznacza to wyrzeczenie się romantycznej miłości. Ślub jako transakcja biznesowa? Proszę bardzo. List od kochanka po trzech latach czekania? Spalić. Plotki? Ludzie zawsze gadają, ot, życie. 
Dookoła dzieje się wiele, to wszak czasy odradzania się niepodległej Polski, czasy niespokojne. 
Pomiędzy jedną wojną a drugą. Pomiędzy państwami i narodami. Pomiędzy granicami. 
Pomiędzy podejmowaniem kolejnych decyzji ważących na dalszym życiu.
Czy owe decyzje okażą się dobre? 
Jak wpłynie na bohaterki polityka? Co im odbierze, do czego zmusi?
Ja już czekam na kolejne tomy, chcę wiedzieć co dalej z Weroniką, z Asią, albo też z małą Nelą - bo poboczne postacie to nie manekiny, to równie dobrze zarysowane charaktery. 
Powieść, w którą można się wieczorem przyjemnie zanurzyć. Bez elementów realizmu magicznego. Zwyczajne życie, swietnie napisane. 

Dziękuję więc wydawnictwu Książnica za przesyłkę, za mail - z góry polecam się do przeczytania wszystkiego, co napisze pani Mąkosa! Jakoś do mnie wyjątkowo trafia.

A wy już znacie to nazwisko? Czytaliście?
________________
#gdziespomiedzy #bookstagrampl #zofiamąkosa #wydawnictwoksiążnica #sagapomiędzy #wświetlelatarni #bezmiłości 

#współpracabarterowa
Mój Instagram

życie i ...

Pewnej nocy w Betlejem

27 grudnia 2023
życie i ...

Przepis na kotleciki

23 września 2021
życie i ...

Wczesne dzieciństwo

6 kwietnia 2024
życie i książki

Życie, zima i książki

15 grudnia 2021
życie i książki

słowo – jej dom

29 sierpnia 2024
życie i ...

Alfabet Oli – od A do Zet – gdzieś pomiędzy powagą a uśmiechem.

28 listopada 2021
życie i problemy

Dziennik pokładowy

29 stycznia 2022
życie i książki

Urlop. Kawa. Kryminał.

18 lipca 2023
życie i książki

Polecajki i anegdotki

25 września 2021
życie i problemy

O żółtym kalendarzu

20 listopada 2021

© 2025 gdzieś pomiędzy | Powered by Minimalist Blog WordPress Theme