– Halo, Robert, słyszysz mnie?!
– Tak! Słyszę! Ale czekaj, odejdę od maszyn!… No mów, co się stało, czemu dzwonisz?
– Chciałam spytać, czy będziesz późno w domu.
– Tak, dzisiaj na pewno. A coś się stało?
– …
– Zosia, halo?! Coś się stało?
– Nie, nie. Wszystko w porządku. Muszę wyjść z domu, ale dzieci zostaną z Hanią, nie przejmuj się.
– Dobra! Wracam do pracy! Pa!
– Pa.
Wracaj do pracy, nie ma sprawy. Ja sobie poradzę. Tylko chwilowo nie wiem jak…
Robert schował telefon do kieszeni kombinezonu. Ze złością spojrzał na firmowy zakład, bolała go głowa – miał ochotę odwrócić się i pójść prosto do domu. Najchętniej zadzwoniłby do Zosi, żeby usłyszeć jeszcze raz jej pewny siebie i pokrzepiający mocny głos, ale coś mu mówiło, że dziś nie byłby to dobry pomysł. Ostatnio jego żona nie była najlepszym pocieszycielem.
Zosia rozłączyła się z mężem, ale nie schowała telefonu do kieszeni. Ręka była już przemarznięta, skóra na niej czerwona od wiatru, Zosia jednak szukała kolejnego numeru, przesuwała zimnym palcem po ekranie. Wokół niej trawy pochylały się pod naciskiem wiatru, szumiały gałęzie, puste jeszcze i bez oznak zbliżającej się wiosny. Człowiek mógł iść z nosem wbitym w przyrodę, czujnie poszukując zieleniących się pączków lub wychylających delikatnie swe główki pierwszych kwiatków, ale ni czorta jeszcze nic nie było. Toteż Zosia nie traciła czasu, wzrok miała wbity jedynie w telefon i drogę przed sobą.
W końcu wybrała numer.
– Hej Zosia – usłyszała wesoły głos swojej siostry – coś się stało?
– Oj tam, od razu coś się stało! Tak dzwonię, spytać, co u was!
– I szczękasz zębami. Jesteś na spacerze. Słyszę wiatr, dobrze, że nie pada. Pani wiosny to ty raczej nie szukasz, nie ten typ. Hm, niech zgadnę. Robert w końcu ma dość twoich humorów i wyrzucił cię z domu?
– No wiesz, jak możesz! Chyba ja jego, to w końcu mój dom!
– Nie zaprzeczyłaś. Mów, co się dzieje.
– Ja pierdziulę, człowiek na spacer nie może pójść, żeby mu taniej psychoanalizy nie fundowali. Alicjo, zejdź ze mnie i powiedz mi lepiej, jak twój syn?
– Mikołaj? W porzo. Dziś wystukałam mu pierwszy ząbek, więc się wszyscy cieszymy jak głupki. I odłożyłam kolejne śpioszki, już za małe… Ach jej. A jak już się tak martwisz o wszystkich, to dzwoniłaś do mamy?
– Nie, coś się stało? Mama miała dzwonić, jakby coś potrzebowała… Ale nie dzwoniła!
– Jezu, Zocha, ty to upiorna jesteś córka. Mama siedzi już miesiąc na kwarantannie, po tym jak też dostała pozytywny wynik, a ty nie możesz po prostu zadzwonić?!
– Czasu nie mam – mruknęła upiorna córka – zresztą, jak mama potrzebuje pocieszenia, to nie u mnie. Mnie ostatnio wkurza dosłownie wszystko. Masz jakąś receptę na nerwy, pani psycholog od siedmiu boleści?
– No, melisę se pij. I jedz więcej orzechów. Czy owoców. Pomogłam? I nie garb się! A, i musisz wziąć się w garść. I już, to wszystkie rady. Pomogłam?
– Ty się śmiejesz, a ja już menopauzę chyba mam. Albo… chyba pada. – Zosia podniosła głowę, poczuła zimne krople deszczu. Pociągnęła nosem, by się przekonać, czy nie poczuje nutki wiosennego zapachu ale tylko zakręciło jej się w nosie, zadrapało w gardle i kichnęła.
– Ala, kończę, muszę chyba do domu jednak. Trzymaj kciuki, żebym ich tam nie pozabijała wszystkich.
– Hu, hu, złowieszczo to zabrzmiało. Zośka, dam ci namiar do psychologa, pójdziesz, jak będziesz chciała… – w telefonie coś zazgrzytało i ciocia małego Mikołaja usłyszała swojego siostrzeńca głośno domagającego się uwagi – kończę, idę do mojego ząbka – trąbka. Pa!
– No, pa. Ucałuj ząbka od cioci.
Zosia schowała w końcu telefon i zgrabiałą rękę do kieszeni. Zawróciła w stronę domu, mając nadzieję, że się nie rozchoruje, bo kichnęła znów. I znów.
A cień zmęczenia nie odpuszczał i snuł się za nią krok w krok.
Zosia nie przeczuwała, że szedł też za nią cień wojny, syren alarmowych i strachu… Nawet słuchając wcześniej wiadomości, nie przeczuwała, że ktoś naprawdę w dwudziestym pierwszym wieku będzie dążył do wojny, że mogą ziścić się najgorsze czarne scenariusze.
Jeszcze nie wiedziała, że niedługo odbierze swoje najmłodsze dzieci zapłakane z ich ukochanej szkoły, Sławcio nawinąwszy sobie włosy na palec, będzie wypytywał drżącym głosem, po co ta wojna? mamo, po co? Julka będzie tylko patrzyła z powagą nieprzystającą do jej zwykle tak uśmiechniętej buzi. Jędrek będzie miał sny, z których zapamięta dźwięk przelatujących samolotów. Po przebudzeniu będzie wyobrażał sobie w ciemnościach nocy, że babcia Asia naprawdę jest z nim w snach i przegania wszystkie koszmary.
Hania przybiegnie z telefonem w ręku i będzie prosić mamę o wpłatę na znalezioną w intrenecie, w ten cholerny czwartek, fundację na rzecz pomocy dzieciom z Ukrainy.
Przed Zosią i jej rodziną był ten dzień, kiedy nie mogli uwierzyć w to, co usłyszą w radiu. Kiedy nerwowo będzie zerkała w telefon i odświeżała wiadomości. Kiedy patrząc w oczy swoich dzieci, nie będzie wiedziała, co im powiedzieć…
Sama nie będzie mogła uwierzyć w to, co miało nadejść.
Aż się nie stało.
***
Był wieczór.
Księżyc zaglądał w okna saloniku i kuchni u Halskich, widząc z pozoru całkiem zwyczajny obrazek: na fotelach i dużej kanapie siedziała prawie cała rodzina, byli też babcia Asia i dziadek Jaś. Maluchy i Jędrek spali już w swoich pokoikach. Z pozoru zwyczajny wieczór. Wszyscy to rozmawiali, to chwilami siedzieli w milczeniu.
Gdyby księżyc jednak przyjrzał się bliżej, dostrzegłby, iż oprócz miłości w tych spojrzeniach było wiele smutku, że poklepywanie się po rękach i plecach nie wynikało ze znakomitego żartu, ale z próby powstrzymania poczucia beznadziejności.
Ale księżyc nie był tym zainteresowany. Czy to pierwszy raz oglądał rozpacz ludzi? Widział już nadto. Księżyc mógł odwrócić wzrok ku odległym gwiazdom, beznamiętnie i obojętnie. Ludzie siedzący w saloniku w domu za zielonymi drzwiami, nie mogli. I nie chcieli.
Paliło się światło, cicho grało radio, co jakiś czas pogłaśniane, by sprawdzić najnowsze wiadomości. Z kuchni kto chciał, to donosił sobie czy to kawę, czy melisę, czy drink z whisky. Na stoliku stało pokrojone ciasto, które przyniosła babcia.
– Ciasto? – zdziwiła się Hania, odbierając je od babci z rąk, godzinę wcześniej, kiedy babcia rozbierała kurtkę i czapkę.
– Tak Haniu, ciasto – oświadczyła babcia Asia cierpko – konkretnie drożdżówka. Ale nie pytaj się mnie, dlaczego ją robiłam. To był jakiś odruch pierwotny.
– Odruch pierwotny? – Hania dalej nic nie rozumiała. Babcia była nieco… ekscentryczna, ale dlaczego do licha mała ochotę upiec ciasto, kiedy wszyscy wokół skupiali się na wieściach o wojnie?!
– Haniu – wtrącił się Jaś, wieszając i swoje rzeczy na wieszaku w korytarzu – zostaw babcię. Każdy ma prawo do swoich reakcji. Może chodzi o uspokojenie przy wykonywaniu rutynowych czynności? Może o instynkt nakarmienia bliskich?
– Sam masz instynkt. Rutynowy – odcięła się Asia. – Ja po prostu chciałam chwilę o niczym nie myśleć. A wy macie zjeść i po sprawie, dobra? Nie śmiać się z głupiej, starej baby.
Hania, dalej nic nie rozumiejąc, zaniosła paczkę do kuchni. Wzruszyła ramionami i zaczęła kroić pachnącą drożdżówkę. Musiała, chcąc nie chcąc, przyznać, że było w jej zapachu coś kojącego i otulającego, jak dotknięcie ciepłych, kochających dłoni. Hani stanęły przed oczami obrazy, które widziała dziś na swoim telefonie – obrazy ludzi zgromadzonych w kijowskiej stacji metra, ludzi okutanych w kocyki, niektórzy z walizeczkami, które z całego dobytku mogły pomieścić co najwyżej dokumenty i pamiątkowe zdjęcie, niektórzy i bez tego, wszyscy zaś w ciepłych kurtkach, które zdążyli założyć zanim wybiegli ze swoich domów na dźwięk syren.
Przypomniały jej się ogłoszenia rozsyłane poprzez wszelkie social media, o tym, że ktoś poszukuje swojej mamy, która została po drugiej stronie granicy, ktoś poszukuje swojego dziecka, które miało wyjechać tylko na chwilę i nie zdążyło wrócić…
Drożdżówka wydała się jej nagle szyderstwem. Hania poczuła, że zbiera się jej na płacz na myśl, że ona ma wszystko, co potrzebne do bezpiecznego, spokojnego życia, a gdzieś, ktoś – nie.
– Hania, pokroiłaś? Nie guzdraj się tam, tylko chodź! – rozległ się naglący głos babci. Po chwili zdumiona babcia wetknęła głowę do kuchni, bo zamiast spokojnej odpowiedzi usłyszała hanine wrzaski:
– Czy was wszystkich porąbało?! Jak wy tak możecie? Tak spokojnie?! Ciasto, kawka… – reszta wyrzutów utonęła w histerycznym szlochu. Hania poczuła, że ktoś kładzie jej dłoń na ramieniu. Odwróciła się i spojrzała w szare oczy taty. Chwilę jeszcze oddech jej się rwał.
– Tato… no jak… – spytała, wycierając nos i oczy.
– Haniu, nijak. Normalnie i po prostu. Nic nie da płacz. Jak chcesz, to się wścieknij na chwilę, potup, ale to spokój nas uratuje.
– Spokój? Ja… widziałam dziś zdjęcia dzieci, noworodków, wyniesionych ze szpitala do schronu! Słyszałam o ostrzelaniu przedszkola! Tato!!! Jak to ma być – spokój?
– Co jeszcze widziałaś?
– Puste ulice, za to pełne schrony. Przelatujące samoloty i rakiety. Zburzone domy. Ludzi, komentujących, że przecież Ukraina JEST rosyjska i po co ta cała hucpa. Muszę dalej?
– Nie, wystarczy, jak już nie chcesz, to wystarczy. Weź chusteczki, ja wezmę ciasto i melisę dla ciebie. Idź, usiądź, zaraz ja ci coś powiem. Co ja widziałem.
Hania posłusznie poszła na swój ulubiony fotel, który dzieliła z Benkiem. Podciągnęła nogi pod brodę i jeszcze wycierając nos i oczy, słuchała już spokojniej, co mówią pozostali.
– Wiecie, co się dzieje na naszej stacji benzynowej? – opowiadał właśnie Jaś. – Już nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać. Kolejka jak po mięso za komuny, ludzie z kanistrami… O co chodzi? Ktoś mi wyjaśni?
– To idealny przykład siania dezinformacji i paniki. Strach i panika to doskonałe narzędzie dla polityków, a współczesne social media wybitnie w tym pomagają – odezwała się Zosia. – Ludzie, nawet nie specjalnie, ale w dobrej wierze udostępniają informacje w stylu „ja słyszałem, że ktoś mówił, że…” albo „mój kuzyn ma znajomego, który pracuje na stacji i ONI wiedzą, co będzie i robią zapasy” i tak dalej, i bez zweryfikowania takiej informacji, ludzie lecą na łeb na szyję po zapasy. A potem naprawdę zaczyna czegoś chwilowo brakować, bo zostało wykupione. I dalej lecą zdjęcia pustej półki czy kolejek do bankomatu. A to wszystko zostanie zaraz uzupełnione… Żadnych racjonalnych powodów do takich zachowań nie ma. Nie zabraknie nam benzyny, chleba, pieniędzy w banku.
– A skąd ty taka pewna, hę? – spytała powątpiewająco Asia. – Ta wojna toczy się za nasza granicą, kto mnie zapewni, że my nie będziemy następni?
– Mamo, no weź mnie nie osłabiaj. Ale dobra, posłuchaj: Ukraina problemy z Rosją ma od kiedy? Od zawsze. A na pewno od 2014 roku. Ten szaleniec Putin nie ukrywał swoich zamiarów, tylko wszyscy myśleliśmy, że jednak się na nic więcej nie odważy, niż to, co zrobił. Ale świat się przeliczył. Wciąż chyba mają jakąś nadzieję na szybki koniec, bo jakoś nie spieszą się z sankcjami. Ale wracając do Polski – czy słyszałaś o takich planach względem nas? Bo ja nie. Jesteśmy w NATO, w Unii. Jakkolwiek by nie psioczyć na Unię, to zmienia nasze położenie względem Rosji.
– A dlaczego Ukraina nie jest ani w Unii ani w NATO? – spytała Hania.
– O, to bym musiała być politykiem, żeby wiedzieć. Nie wiem, Haniu, naprawdę. Może ty coś znajdziesz w internecie na ten temat. Tylko uważaj, na jakich stronach szukasz.
– Mamo, no weź – Hania przewróciła oczami. – Tyle to ja wiem. Nie mam żadnych stron z fakenewsami.
– Tak, wy już może bardziej się na tym znacie – dodał Jaś. – Ja się trzymam wiadomości w radio, a plotek to nigdy nie słuchałem.
– A ja wam powiem, co ja widziałem w ostatnie dni – wtrącił Robert – Haniu, pamiętasz, obiecałem ci powiedzieć, co ja widzę w tym wszystkim. Wiesz, też nie myślałem, ze to się jednak skończy wojną, w końcu to już osiem lat minęło od Donbasu i Ługańska. Ile to człowiek się w pracy nasłuchał, że Ukraińcy sami sobie winni, że robotę nam zabierają… Szkoda gadać. A teraz, zobaczcie, będzie najważniejsze – wszędzie zbiórki, pomoc organizowana! Ogłoszenia, że przyjmą do domu uchodźców, że oferują pomoc przy transporcie, oddawanie krwi… Tak, są w tym wszystkim też ludzie opowiadający w internecie, jak to Putin jest, wybaczcie, „geniuszem”, ale no to już nic nie poradzimy. Nie ma co się na nich skupiać. Wiecie, ta ludzka głupota zawsze gdzieś wylezie…
– Trochę masz, tato, racji – przyznała Hania – ja na przykład widzę, jak bardzo na Instagramie podkreślają, żeby weryfikować źródła informacji. Podają przykłady rzetelnych dziennikarzy i znawców tematu, u których szukać można danych. Wiecie, kto jest piątym jeźdźcem apokalipsy? Dezinformacja!
– O tak, to prawda. Pogubić się można, jak w szumie naokoło szczepień – przyznał Jaś – człowiek już nie wie, komu wierzyć.
– Powinnyśmy w szkole uczyć, jak czytać ze zrozumieniem… – westchnęła Zosia. – To znaczy, uczymy, ale to wszystko jakoś… za mało. Te emocjonalne obrazki, odwoływanie się do strachu, albo do „zdrowego rozsądku” jest dla wielu ludzi zbyt kuszące. Łatwiej widzieć świat taki czarno – biały. Fajne byłby lekcje o tym, jak pracuje ludzki mózg. Jak często to, co wydaje nam się zdroworozsądkowym myśleniem, jest w gruncie rzeczy ułudą naszego leniwego mózgu.
– Tak, a zaraz ktoś ci powie, że wie lepiej, bo słuchał Edyty Górniak czy innego kogoś… ech, Robert, masz rację. Lepiej skupić się na tym, co dobre.
Robert smutno uśmiechnął się i uciszył wszystkich ruchem ręki:
– Dobra, teraz cisza! Wiadomości zaraz lecą! Słuchamy. W dzień ciężko coś wysłuchać, bo przy dzieciach się nie da, nie pozwalamy, żeby też słuchały. Do niczego nie są im potrzebne dane, ile zabitych.
– A z ciekawości jeszcze – dodała Asia – co mówicie maluchom?
– Najprostsze rzeczy – Zosia nerwowo poprawiła włosy – sama nie wiem, czy to dobrze. Niektórzy rozmawiają przy dzieciakach o wszystkim, oglądają tę wojnę na wielkich ekranach… Ja tak nie umiem. Mówię im tylko, że tak, jest wojna, że Ukraina się broni i jest dzielna i że ma żołnierzy, a my jesteśmy w naszym miejscu bezpieczni. Sławek i tak jest dość nerwowy, nawet przestał bawić się w swoich „umarniętych” żołnierzy. Robert – spojrzała nagle na męża – a ty pamiętasz, jak byliśmy w ich wieku i była wojna w Iraku?
– Raczej byliśmy w wieku Jędrka. Pamiętam do dziś zdjęcia uciekających Kurdów…
– Właśnie. To było daleko, ale wtedy myślałam, że druga wojna światowa była ostatnią na świecie… A potem takim ciosem było World Trade Center.
– To miłe, że sobie wspominacie minione wojny, gołąbeczki, ale teraz cicho. Jest relacja z Ukrainy. Słuchamy.
Rzeczywiście, spiker podawał dane na temat przebiegu działań wojennych, przestrzegał przed fałszywymi informacjami, tłumaczył też słowa ukraińskiego ministra do spraw zagranicznych: „Putin zaatakował, ale nikt nie ucieka. Armia, dyplomacja, wszyscy pracują. Ukraina walczy. Ukraina będzie się bronić. Ukraina zwycięży.”
– A ten ich prezydent, jak mu było – szepnął dziadek Jaś – Zełeński, to on jednak ma jaja? No nie?
– Ze stali – odszepnęła Hania.
Dobrze znaleźć sobie jakieś ujscie natłoku myśli smutku dzięki Olu musimy sobie radzić i nie wpadamy w* czarną dziurę * ja dziś zabrałam się za porzadki od rana wiadomosci słucham co jakiś czas czekam na dalszy ciąg twojej opowiesci❤️