Napisałam ten tekst, kiedy po raz któryś nawinęły mi się przy czytaniu o Afganistanie (czy po prostu o imigrantach, uchodźcach), komentarze ludzi, którzy nie poczuli cienia wstydu życząc innym wszystkiego co najgorsze… Musiałam się sprzeciwić. Jeżeli ktoś myśli podobnie jak ja, to nie jest sam!
***
Chciałabym żyć w świecie, w którym zmiotłoby polityków z ich świeczników i stołków.
Chciałabym móc wyciągać rękę do drugiego człowieka, nie zastanawiając się, jaki cel miał jeden polityk z drugim umieszczając go na mojej drodze. Chciałabym, żeby moje dziecko nie oceniało nikogo po wyglądzie, kolorze oczu czy kraju pochodzenia.
Chciałabym, żeby policja i służby wywiadowcze mojego kraju były na tyle nowoczesne, silne, żeby ochronić moją rodzinę przed tymi, co chcą niszczyć, ale nie wrzucając do tej kategorii wszystkich obcych. Równie dobrze może to być ktoś z mojego kraju…
Chciałbym, żeby nikt nie mówił mi, że jestem naiwna, że nie znam się na polityce, TYLKO dlatego, że nie przyklaskuję z entuzjazmem słowom o „konieczności obrony kraju/wiary/cywilizacji”. Chcę czuć smutek, żal, rozpacz na wieść o cierpieniu drugiego człowieka a nie jakąś przerażającą pychę czy satysfakcję.
Jednak naiwna jestem? Wiem, nie znam się na wielu sprawach, nie mam wiedzy socjologicznej, kulturoznawczej, wystarczającej orientacji w polityce, ale mam coś innego. Mam inną wiedzę. Taką, że każdy rodzic zrobi dla swojego dziecka WSZYSTKO, żeby ono było bezpieczne. Będzie szukać miejsca na świecie, gdzie jego synek, córka, nie będą chodzić głodne, zastraszone. Ja też zrobiłabym wszystko. Nie byłoby mi łatwo porzucić swojego domu, swojego skrawka ziemi, ale zrobiłabym to – dla dzieci. Czy naprawdę na całym świecie nie ma takich szans, żeby takie minimum było osiągalne?!
Wiem, to wszystko skomplikowane jest. To takie słowo-klucz. Jak skomplikowane, to nie trzeba się starać, można wzruszyć ramionami. To ja już tylko jedno chcę. Żebyśmy umieli poczuć rozpacz, żebyśmy umieli poczuć cały smutek i tragedię ludzi zmuszonych zostać uchodźcami, a nie samozadowolenie, arogancję i obcesowe „no, przecież sami chcieli?!”.
Nie. Nikt sam nie chce bólu i cierpienia.
Ani dla siebie.
Ani dla swoich dzieci.