Skip to content
napis gdzieś pomiędzy - blog o życiu i...
Menu
  • O mnie
  • Gdzieś pomiędzy – czyli gdzie?
  • życie i …
  • życie i książki
  • życie i problemy
  • Czytamy dzieciom
  • Opowieści rodzinne
Menu
lodowa kra na rzece

Opowieści rodzinne – 4

Posted on 11 lutego 202218 lutego 2022 by Ola

Zajechali pod dom Sandry późnym popołudniem. Wiatr się uspokoił, ale deszcz, który padał w zamian, nie był nic lepszy. Zosia, Jędrek i Wojtek przebiegli szybko drogę z parkingu do jednej z kamienic przy miłczyckim rynku. 

Sandra Bujakiewicz mieszkała wraz z tatą w tej różowej. Jej mama opuściła Miłczyce, różową kamienicę i swoją rodzinę dawno temu, kiedy Sandra była malutka. Nikt nigdy nie usłyszał całej jej historii, nikt nie znał powodów jej decyzji, więc oczywiście plotek i teorii było mnóstwo, a to co w domach pletli rodzice, powtarzały potem dzieci w szkole. Póki były młodsze, dziewczynkę łatwo było chronić, młodsze dzieci mają w sobie więcej empatii niż by się wydawało. Kiedy jednak zaczął się wiek dorastania, hormony plus niekontrolowany dostęp do telefonowych aplikacji zaczęły robić swoje. Na pierwszy rzut oka Sandra była twarda, przejmowała się tylko nauką, miała swoich przyjaciół i nie skarżyła się. Jednak dziś – to było za dużo.

Zosia i chłopcy wbiegli zasapani na trzecie piętro, to z poddaszem, zapukali krótko i nie czekając na odpowiedź weszli do środka.

Korytarz od drzwi prowadził prosto do kuchni, gdzie przy stole siedzieli wspólnie tata i córka, obydwoje ze śladami łez na twarzy. Wpatrywali się w gości smutno i gniewnie. Przez chwilę nikt nie wiedział co powiedzieć, Zosia zawahała się, może to nie był dobry pomysł, tak wpadać bez zapowiedzi… może lepiej…

– Sandra! – krzyknął Wojtek i podleciał do przyjaciółki, krzycząc po drodze – ty się nic nie przejmuj! To są durnoty! Głupie i podłe! My nigdy nic takiego ci nie zrobimy! – i zanim ktoś coś odpowiedział, Wojtek złapał Sandrę za rękę, wyciągnął zza stołu i przytulił. Nie wiadomo kiedy dołączył do nich Jędrek. Stali tak przez chwilę w czyściutkiej kuchni, zalewając podłogę błotem z butów.

– Jak mamy tak dużej stać, to lepiej zdejmijcie te brudne buty, co? I może wytrzyjcie sobie nosy, bo smarkacie mi na sweter – rozległ się zachrypnięty głos Sandry. W oczach oprócz łez miała już leciutki poblask swojej odwagi i determinacji.

– Ja tam przyszedłem tylko po lekcje, no nie? I nie wiem, o jakim zasmarkanym nosie mówisz. Chyba o swoim! – podchwycił Jędrek.

– A ja przyszedłem, bo u nas nie ma prądu – dodał Wojtek – dasz pograć? Chyba że wywaliłaś telefon przez okno.

– Nie, utopiła go w kibelku. Razem ze zdjęciami!

– A, szkoda, bo ja bym poprzerabiał zdjęcia tych durnych bab.

Dzieciaki, rozebrawszy się w końcu, docinając sobie nawzajem, poszli do malutkiego pokoju Sandry na poddaszu, zabierając ją ze sobą i nie pozwalając, by oczy znów napełniły jej się rozpaczą.

– Hm, to było… ciekawe – mruknął pan Bujakiewicz – twoja szkoła, co Zosia? Trzeba być twardym a nie miękkim.

– No, trzeba. Herbaty nie, ale kawy chętnie się napiję, dziękuję. Ty mi zrób kawę a ja ci coś powiem. Słuchaj, Tadeusz, to co zrobiła ta klasa, było okropne, bezmyślne i…

– I dlatego Sandra więcej tam nie pójdzie!

– … i bezduszne. I rozumiem, że się denerwujesz. I jak ochłoniesz, to daj znać, wtedy będę mówić dalej.

Tadeusz Bujakiewicz – rosły, wysoki, budzący wokół słuszne wrażenie silnego, nieugiętego i zawsze pewnego swoich racji – podniósł się i nastawił wodę na kawę. Na kuchennym blacie wszystko stało równiutko poukładane, czyściutkie i dobrane pod dominujące w tym pomieszczeniu niebiesko – białe kolory. Na wierzchu nie stały żadne garnki, kubki, nie walały się brudne łyżeczki, nie czekały na starcie żadne zastygnięte plamy po mleczkach i deserach. Okna pewnie też świeciłby czystością, gdyby nie było ciemno – westchnęła Zosia. Znała rodzinę Bujakiewiczów od lat i wiedziała, że ten obsesyjny porządek brał się ze zmartwienia Tadeusza. W normalnym stanie ducha jakiś paproszek by jednak gdzieś zostawił.

– Zosia, słuchaj – powiedział już spokojnie, stawiając przed nią kawę i mleko – Co ja mam zrobić? Skąd te dzieciaki mają tyle jadu? Po co im to?

– No właśnie. To są dzieciaki i nie umieją do końca przewidzieć skutków swoich zachowań. Jak coś wydaje im się dobrą zabawą, a nie mają wpojonych pewnych zasad, to po prostu robią głupoty.

– A wy, w szkole, nie macie zakazu używania telefonów? – spojrzał na nią z ukosa.

– Oficjalnie mamy, ale trzeba by było mieć oczy naokoło głowy, żeby zawsze widzieć, że ktoś coś wyciąga z plecaka. I lekcje na temat kultury w sieci też mamy. Tylko co z tego, jak w domu nikt z dziećmi nie rozmawia, nie tłumaczy… Nie pyta, co robisz z telefonem. Albo w dobrej wierze zabraniają korzystania tak długo, że jak taki wygłodniały dzieciak się rzuci na swój telefon, to głupieje. – Zosia dolała mleka do kawy, po namyśle dosypała tez cukru. W sumie nie jadła dziś obiadu. Robert miał zrobić frytki, może coś dla niej zostawią.

– Ale dlaczego moja Sandra? – powiedział bezradnie jej tata – Co im zrobiła?

– Jezu, oczywiście że nic! Nie bądź głupi. Sandra nic nie zrobiła. Jest silna, wyróżnia się pasją do nauki, nie podlizuje się nikomu a niektórzy, wiesz, nie potrafią tego zrozumieć. Sandra to wspaniała dziewczyna. – Zosia nagle odstawiła kubek i spojrzała ostro na Tadka – Taka jak jej mama. A ty dobrze wiesz, że Miłczyce nie zawsze cenią sobie swoją drogę życia. Musisz być jej wsparciem, na dobre i złe. Nigdy nie myśl, że to ona coś zrobiła, rozumiesz?

Może będziesz chciał ją przenieść do dalszej szkoły, twoja decyzja. Ale historii jej życia nie zmienisz. Ona też ma uciekać? Tego chcesz? – Zosia dopiła kawę jednym łykiem, podniosła się z niebieskiego krzesła, i zaczęła wołać dzieci do wyjścia. Odwróciła się jeszcze do siedzącego nieruchomo Tadka i już bardziej miękko dodała:

– Jak będziesz chciał pogadać, to przyjdź, zawsze mile cię widzieć. Pamiętaj tylko – szukanie winnych nic nie da. Dorastające dzieci robią wiele głupot, dorośli też, i tak to się wszystko kręci. Ale szkoła zrobi teraz wszystko, co może. Dziś już rozmawiałam z naszą dyrektorką, mamy rozpisany plan spotkań z rodzicami, warsztaty z psychologiem. Zaproponowałam też warsztaty z informatykiem, może pogada z klasą o bezpieczeństwie w sieci, o prawie do prywatności i tak dalej.

– Prawnik by się przydał – mruknął Tadek.

– A to w sumie dobry pomysł! Znasz jakiegoś? To pogadaj, zaproś, jak umie przystępnie pogadać o konsekwencjach swoich czynów w sieci, to byłoby super. Jędrek, Wojtek! Jedziemy! O, już jesteście, dobra. Sandra, głowa do góry. Damy radę, kto jak nie my, co nie? I pamiętajcie o urodzinach w piątek! Pa!

 

***

– To co, kto chce herbatę, kawę?

– Zawołajcie Jędrka, musi zaśpiewać sto lat!

– Ale tort, piękny, sama robiłaś?

– Gdzie tam, tyle się dzieje, czasu nie mam. Kupiłam w Beziku, tam mają najlepsze.

– Co racja to racja!

 

Na stole rzeczywiście pysznił się tort, czekoladowy, ozdobiony owocami, ze świeczkami dla Wojtka i dopiskiem z lukru „Babciu, smacznego!”, obok ustawiona był tradycyjna szarlotka, zawsze robiona przez Zosię na każde urodziny, serniczek z galaretką, który przyniosła babcia Asia i miseczka z chipsami, już do połowy pusta. Obok miseczki siedziała Hania i niby przypadkiem zgarniała do ust coraz to nowe partie paprykowych przysmaków. Wokół stołu krążyli goście, zebrani z okazji urodzin Jędrka oraz dnia babci. Robert donosił krzesła do stołu rozłożonego w salonie, dzieciaki biegały w kółko bez ładu i składu, Hania dyskretnie podgryzała chipsy, Zosia spokojnie witała gości, robiła kawę, dostawiała talerzyki i czekała, żeby też spokojnie usiąść. Rozmowy przy stole były tym, co lubiła w spotkaniach najbardziej, nie stanie w kuchni. Właściwie wszyscy już byli: babcia Asia, Sandra z tatą, Wojtek, na razie bez rodziców, mieli wpaść, jeśli im praca pozwoli; właśnie weszła też ciocia Alicja, siostra Zosi, ze swoim bobaskiem, okrąglutkim Mikołajkiem.

Jędrek wszystkich witał, przejęty i elegancko ubrany. Miał czas się przygotować, bo nie musiał dziś iść do szkoły – dla jego klasy i kilku innych ogłoszona została kwarantanna. Po wyłączeniu komputera miał dosyć czasu na przygotowanie się. W szufladzie czekało dokończone i przepisane opowiadanie o Paprutku, jego prezent dla babci.

Wszyscy zebrali się już ze swoimi herbatkami i kawami naokoło stołu, Sławek i Julka dostali mleczko z miodem, wszyscy odśpiewali „Sto lat”, Jędrek zdmuchnął dwanaście świeczek i poprosił, żeby zaśpiewać też sto lat dla Babci.

– O ty czorcie jeden, taki jesteś?! Ty mnie chyba wyjątkowo źle życzysz, co? – dogadywała mu Asia Szreder, mama Zosi, niska, okrągła pani z krótko obciętą fryzurką, okularami na łańcuszku i pogodą ducha, której niejeden mógłby jej pozazdrość. Ciężkie czasy, jakie były jej udziałem dały jej ogrom mądrości, nie pozwoliła sobie wpaść w zgorzknienie i rozpacz. Puściła oczko do wnuka i sama zaczęła: – STO LAT, STO LAT, NIECH ŻYJE ŻYJE NAM!

– No, szkoda, że Jaś tego nie słyszy – sapnęła, kiedy w końcu usiedli – ale właśnie dziś czeka na wynik testu na covid. Jak będzie pozytywny, to siedzimy na kwarantannie razem.

– A ty go zostawiłaś samego, ale żona – śmiała się Alicja – mój w pracy jeszcze. Awaria.

– No, kochana, tylko nie żona, tylko nie żona! Wciąż jestem kochanką, nie odmawiajcie mi tej przyjemności! Ślubu my ciągle nie mamy! – Asia pogroziła palcem. Uwielbiała prowokować towarzystwo swoim nietypowym statusem siedemdziesięcioletniej kochanki. Żoną była raz, kiedyś, nie zamierzała powtarzać tego błędu. Uraz pozostał.

– Babciu, tu są dzieci – szepnęła Hania.

– No wiem, słyszę. Głośne jak nie wiem te wasze dzieci. Ale serio, myślicie, że jest coś, czego w dzisiejszych czasach dzieci nie wiedzą?

– O, tu się z panią zgodzę, pani Asiu – odezwał się Tadeusz Bujakiewicz. Jego twarz wciąż była zmęczona i zmartwiona, oczy podkrążone a usta ściągnięte. – Dzieciaki dzisiaj są… okropne. Wiedzą niby wszystko, tyle informacji naokoło, na wyciągnięcie ręki, ale uczucia? Nic się dla nich nie liczy!

– Sandra, chłopcy, nie chcecie iść do góry? – spytała szybko Zosia, ale oni w ogóle jej nie słyszeli. Wpatrywali się w tatę Sandry i w babcię, czekając, co będzie dalej.

– Tak, wiem, co się wydarzyło. Słyszałam. Wszyscy w Miłczycach słyszeli i nagle oburzają się na telefony i internet. A prawda jest taka, drodzy państwo, że ludzie, w tym i dzieci, potrafią być okrutni z internetem czy bez. Kiedyś też tak było.

– Kiedyś? Jak mogli kogoś obrazić, jak… mnie tymi… zdjęciami? Jak nie było takiej techniki? – spytała Sandra. Trochę głos jej drżał, ale… to w końcu była Sandra. Nie podda się łatwo.

– Kochana! Zdjęcia to nie jedyny sposób! Kiedyś były karykatury rysowane na przykład. Jak byłam młoda, to działało na przykład odrzucenie. Do wszystkich się rozmawiało, zapraszało, chodziło, a do kogoś „skazanego” – babcia podkreśliła to słowo robiąc w powietrzu cudzysłów – to nie. Jakby nie istniał.

– Ty tak miałaś, babciu? – spytał Jędrek.

– Nie, ja się wstawiałam za jedną taką dziewczynką w klasie. Pochodziła z bardzo ubogiej rodziny, była bardzo nieśmiała, mówiła bardziej po kaszubsku, ciężko pracowała, a reszta klasy, choć niewiele bogatsza, wybrała ją na ofiarę. Ludzie… to tylko ludzie.

– Ale ty babciu, taka nie byłaś!

– Zawsze się znajdzie ktoś odważny. Teraz byliście wy – Wojtek i ty, wnuczek. Sandra też jest odważniejsza, niż ta moja koleżanka. Nie da sobie w kaszę dmuchać! A myślałaś, kochaniutka o tym, żeby się zemścić, co?

– Mamo – zaczęła Zosia spanikowana, ale ktoś nadepnął jej na nogę pod stołem. Robert na nią patrzał i położył palec na ustach. Zosia szeroko otworzyła oczy ale posłusznie zamilkła.

– No zobacz – ciągnęła babcia – możemy się zabawić. Komu być dała ośle uszy?

– Ośle uszy? Anieli. Jest głupia bo w ogóle sama nie myśli, zawsze słucha najsilniejszych. Jak barany w stadzie.

– To chyba wtedy baranie rogi?

– Rogi jak baran? Jak baran to się zachował Nikodem, on pierwszy zaczął rozsyłać zdjęcia. On może być baranem.

– No, to jedziemy dalej! Komu świński ryjek?

– Jezu, nie mogę tego słuchać – powiedziała zapobiegawczo Zosia i dodała – ja to był świński ryjek dała Julce, co to wymyśliła. A tobie, mamo, to zaraz dam język żmii i bródkę kozy, chcesz?

– A liczyłam na koci pyszczek. Zawsze kochałam koty!

Sandra słuchając nabrała nieco rumieńców i w tym momencie krzyknęła:

– Wiem! Wiem, co zrobimy! Chłopaki, idziemy do góry! Mam pomysł!

Kiedy wbiegli z tupotem po schodach, przy stole zapadła cisza.

– Mamo, ty nie dożyjesz tych stu lat, zobaczysz… Chcesz, żeby oni się mścili?!

– Zofio Halska! Czy ty naprawdę tak nisko cenisz własne dziecko? Ta trójka jest wyjątkowa, mówię wam. I nie zrobią nikomu krzywdy. Oni myślą o innych. Jak ich rodzice.

Tadeusz nie bardzo wiedział, co o tym myśleć. Chciał chronić swoją córkę, ale okazało się to ponad jego siły. Przed złymi językami nie uciekną, przeniesienie jej do innej szkoły też nic nie da, bezmyślne plotki ją dopadną. Zbyt szybko to wszystko przyszło. Tego, co wydarzyło się z jej mamą już nie zmieni, Sandra musi umieć żyć i radzić sobie sama, on będzie zawsze blisko do pomocy. Wrócił do rozmowy przy stole.

– To racja, ludzie zawsze lubili plotki, a nie lubili, jak ktoś się wyróżnia. Ale teraz to istna plaga, nie zaprzeczycie. Podziały wśród społeczeństwa są straszne, każdy szybko dostaje etykietkę, albo jesteś z nami albo przeciwko nam.

– Zosia, ty myślisz, że po wojnie to co było? Polacy, Niemcy, Kaszubi, Ruscy, co wysiedleni tu przyjeżdżali… To dopiero był kocioł. Pamiętacie historię Klewerów, co mieszkali za polem, tam gdzie teraz jest to nowe osiedle?

Hania nadstawiła uszu. Historia domu za polem zawsze ją przyciągała, jak magnes.

– W tym domku mieszkali niby Niemcy, ale tacy spolszczeni. Korzenie mieli niemieckie, owszem, ale wsiąkli w tą ziemię, kochali ją… Prowadzili sklepik z warzywami i kwiatami na rynku w Miłczycach, uprawiali sami cały swój ogród, czasem najmowali kogoś do pomocy i w ten sposób też pomagali okolicznej biedocie. Jak u nich popracowałeś, zawsze zarobiłeś. A pani Klewer prowadziła też lekcje niemieckiego w sobotę w bibliotece. Dzieciaki we wsi mówiły po polsku, po kaszubsku, a ona uczyła ładnego, eleganckiego niemieckiego. Pokazywała, że świat to coś więcej niż pole i chata. Moja mama pamiętała, że co jakiś czas były też na tych lekcjach cukierki, najlepsze, jak niemieckie słodycze za komuny, nie Zośka? – zaśmiała się Asia – Ale potem przyszła wojna. Oni mieli trójkę dzieci. Niestety dwoje starszych to byli chłopcy i zostali wcieleni wraz z ojcem do wojska. Ludzie nie mogli im tego wybaczyć. A przecież nie raz ich synowie też na siłę do Wermachtu szli. Ale podział: nasi Polacy i oni – Niemcy był zbyt silny.  Inni Niemcy się wyprowadzili albo otwarcie byli za Rzeszą, a Klewerowie…

Ona, pani Klewerowa, została sama z najmłodszą córeczką, którą urodziła w późnym wieku, już po czterdziestce musiała być. Bezbronna, podupadająca na zdrowiu, wytykana palcami… Mama zawsze miała łzy w oczach, jak o niej opowiadała. Jej córka, mała Klewerówna, często była u mojej mamy w domu,  dostała jeść, czy mogła we względnym cieple się przespać. Ale mama nie opowiadała nikomu o tym. Dla większości było to niemieckie dziecko, które lepiej przegonić, niż podać rękę. Nie wszyscy, oczywiście, ale takie czasy były, że nie ufało się sobie samemu nawet. Strach różne rzeczy z ludźmi robi.

Jednak lata mijały, mała Klewerówna rosła, jak skończyła się wojna to miała 7 lat i była już niestety sierotą. Jej mama jakoś zmarła, nawet nie pamiętam na co… Twoja babcia, Zosiu, a twoja prababcia Szrederowa, Haniu, musiała zdecydować, co zrobić z sierotką. Po Miłczycach już się powoli zresztą rozeszła wieść, że po gospodarstwie Szrederów biega jakiś dodatkowy przychówek. Jednak przyznać, że to niemieckie… bali się, i babcia i dziadek. Przyznali, że przygarnęli dziecko od dalszej rodziny, że to sierota wojenna, że ich krew, tylko dalsza… Ktoś musiał o wszystkim wiedzieć, bo papiery polskie temu dziecku załatwiał, Róża Szreder to teraz była. Niby wszystko dobrze, ale zawsze za nią ta tajemnica się ciągnęła. I ona też trochę pamiętała, nie wszystko wybaczyła.

Smutna ta jej historia była… Ja ją pamiętam, Różę, myślałam przecież, że to moja starsza siostra!

To nie były łatwe czasy, ale widzicie, stanie po stronie słabszych, bezbronnych – to się ostatecznie liczy. I zawsze ktoś taki się znajdzie.

– Biedne dziecko, ta Róża… – westchnęła Hania – i co się z nią stało?

– Och, Haniu, ja się tu rozgadałam, aż mały Mikołaj zasnął! – zakrzyknęła babcia raźno – Dajcie no mi tortu jeszcze, kiedyś opowiem dalej, obiecuję – uśmiechnęła się swymi czarnymi oczami do wnuczki. Te oczy to one wszystkie miały takie same – babcia, mama i Julka. Hania, Jędrek i Sławek byli bardziej podobni do taty i jasnowłosej rodziny Halskich.

– Właśnie – Hania pacnęła się w czoło i zerwała z krzesła – idę zadzwonić do babci Halskiej! Muszę jej też złożyć życzenia!

– Haniu, kochanie! – krzyknęła za nią Zosia – weź wszystkie dzieciaki i zadzwońcie razem! Mamo – dodała już spokojnie – musisz kiedyś w końcu opowiedzieć historię Róży w całości. Zawsze opowiadasz tylko jakiś fragment. A to w końcu jakby moja ciocia, no nie? Alicja, przypomniałam sobie, a propos cioć – mam prezencik dla Mikołaja! Chodź, zobacz, przytargałam ze strychu całe pudło książeczek, wybierz, co chcesz!

Alicja i Zosia oddaliły się do gabinetu, Tadeusz poszedł sprawdzić, co wymyśliły dzieci, Robert zniknął z telefonem w kuchni, omawiał jakieś dostawy. Babcia Asia stanęła przy szerokich drzwiach prowadzących na taras za domem i zamyśliła się. Za oknem było ciemno, szyby pokryte były kropelkami deszczu, odbijały jasno oświetlony salon. Asia przypominała sobie, jak na tym samym miejscu, rozświetlonym słońcem, otoczonym kwiatami, pachnącym dojrzewającymi owocami z sadu, siedziała taka jeszcze mała, jak teraz Julka, ze swoją starszą „siostrą”, Róża czytała jej bajki i opowiadała, jak kiedyś pojedziecie do dalekich krajów, będzie zwiedzać świat, że wyrwie się z tego miasteczka, a malutka Asiunia trzymała ją za rękę i mówiła, że będzie za nią tęsknić. – O nie, nie będziesz – mówiła Róża a oczy robiły jej się ciemne z żalu – nikt nie będzie za mną tęsknił. Tak będzie dla was lepiej.

Ot, starość i wspomnienia – mruknęła babcia – a kysz, zjawy.

Wyjęła telefon i zadzwoniła do swojego nie-męża, pytając, jak się czuje i czy coś po drodze przywieźć, i czy już w ogóle ma już wynik. Obiecała kawałek każdego ciasta i poczuła się raźniej.

Zosia przekazała książeczki, pogadała z Alicją o trudach wychowania malutkiego potomstwa, pocieszyła, że w gruncie rzeczy wszystko to – nieprzespane noce, kolki, ząbki – mija i jest tylko coraz lepiej.

Alicja została w gabinecie, żeby przewinąć spokojnie Mikołajka, nakarmić, Zosia wróciła do salonu i zaczęła szykować skromną kolację – zapiekankę warzywno – makaronową i grzanki, do tego dużo sałatki i oczywiście jeszcze trochę chipsów – soczki, herbatki. Trochę zmęczona, trochę zamyślona,  nie zauważyła, że w salonie coś się dzieje. Kiedy w końcu weszła, żeby porozstawiać talerzyki, zobaczyła swojego syna stojącego na środku salonu, naokoło stali wszyscy goście a babcia miała minę, jakby wygrała milion. Albo dwa. Spojrzała na Zosię i gestem kazała jej usiąść i słuchać. Jędrek czytał coś:

Babcia umiała też wejść do snów i wchodziła do snów Paprutka, żeby przegonić złe rzeczy.

Jak babcia była w jego snach, to Paprutek niczego się nie bał i mógł uciekać a nogi nie grzęsły mu w niewidzialnym błocie. Nie mógł go dopaść żaden stwór ani żaden pożar. Czasami z takich snów coś sobie przynosili i kiedy Paprutek się budził, to w ręce trzymał na przykład korale, które dawał mamie, jak wróciła z pracy albo piękne ozdoby do domu, które dawał tacie. Dla siebie przynosili drożdżówki. I najlepsze chmurkowe ciastka.

Babciu – pytał wnuczek – a odwiedzimy kiedyś anioły? dolecimy aż do nieba?

Może nam się uda, Paprutku, może… Musisz jeszcze urosnąć i być mądry i bardzo odważny, a polecimy w każdą krainę.

Chłopiec więc uczył się dużo, żeby być mądry i nigdy nie zapominał, że odwaga to też pomaganie słabszym.,

Babcia jest jak Hagrid i Profesor Dumbledore w jednym. Silna, kochająca i najlepsza.

Nawet jak tak naprawdę nie ma magicznych mocy, to umie zawsze pomóc. To opowiadanie jest dla Babci Asi. Mam nadzieję, że ci się spodoba! Wszystkiego najlepszego – twój wnuk – twoje wnuki.

Ps. Dziadek Jaś też jest super! Dziadku, mam nadzieję, że kiedyś babcia w końcu zgodzi się zostać twoją żoną ale ona chyba lubi być kochanką.

 

Podpisane – Jędrzej Halski, 20. 01. 2022 rok

Jędrek skończył, podszedł do babci i uroczyście wręczył jej karteczki i szepnął: – Ale nie musiałaś mi kazać czytać głośno, wiesz?

Babcia mocno go przytuliła, więc w sumie był zadowolony, chociaż miał niejasne wrażenie, że plecy jej się trzęsą się ze śmiechu, nie ze wzruszenia.

– Wow, nieźle!

– O, ja cie nie wytrzmam!

– Jędrek, ty się nic nie pochwaliłeś? No proszę, proszę…

– Super!

– A my tes chcemy latać z babcią!

– Dobra, lecimy do stołu, kochani, zapiekanka czeka! Jedzmy, na zdrowie!

– A zapakuj mi trochę dla Jasia tych pyszności, córka. I dla mnie przy okazji. Przyszedł wynik Jasia. Pozytywny. Boże, jak my w domu wysiedzimy…

Wszyscy zapewnili babcię, że może liczyć na ich pomoc, żeby pisała czego potrzebuje, żeby nie dosięgnął ich covid w swojej najgorszej odmianie. Babcia śmiała się, że złego czort nie bierze tak łatwo i nie mają się bać, choć cień troski pozostał.

Wieczór mijał wesoło, Zosia robiła dokładkę grzanek, zapakowała pełno jedzenia do pudełeczek i słoików dla mamy na kwarantannę, dorobiła herbatek dla gości.

Wieczór mijał wesoło i dla Jędrka. Nie spytał się babci o mamę i tatę, ale może nie trzeba, może przesadzał, niepotrzebnie się martwił. Dziś wszyscy wyglądali spokojnie.

Wieczór mijał spokojnie i dla Bujakiewiczów. Sandra pokazała tacie swój pomysł na projekt i uspokojony Tadeusz w końcu trochę się rozpogodził i musiał przyznać, że jego córka naprawdę jest silną młoda kobietą.

Otoczoną przyjaciółmi.

Zimowy wieczór mijał w starym domu z zielonymi drzwiami, gdzie babcia Asia, wcześniej jej mama, a po niej Zosia, pilnowały, by żadne złe moce nie miały wstępu. 

Przedwiośnie – część 1

Nawigacja wpisu

← Nad morzem zimą. Hel 2010
Przedwiośnie – część 1 →

1 thought on “Opowieści rodzinne – 4”

  1. Hanna pisze:
    12 lutego 2022 o 19:36

    Babcia Asia Za Zielonymi Drzwiami tak mi się skojarzyło Olu bardzo wciągnęło mnie to opowiadanie jest ciekawe i intrygujące i tak chwilami bliskie memu sercu będę czekała na ciąg dalszy jesteś kochana nieprzeciętnie uzdolniona

    Odpowiedz

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

kontakt
Ola, siedzi w oknie, zdjęcie czarno - białe, melancholijne, bo tematem jest czas
To ja, Ola, zapraszam do mojego zwykle uśmiechniętego świata. Choć chwile zwątpienia, goryczy i szarości też tu są, co zrobić... Też tak masz? To się zrozumiemy!
Poczytasz u mnie o codzienności, o polecanych książkach, czasem o wychowaniu. Ot, życie najzwyczajniejsze. Choć przeplatane bajkami!

Ostatnie wpisy:

  • Książkowe historie
  • Trochę o ogrodach
  • dziś jest tylko wyrazem
  • Bajki
  • Co czytać – moim zdaniem

Archiwa blogowe:

  • listopad 2025
  • wrzesień 2025
  • sierpień 2025
  • czerwiec 2025
  • maj 2025
  • luty 2025
  • grudzień 2024
  • listopad 2024
  • październik 2024
  • wrzesień 2024
  • sierpień 2024
  • lipiec 2024
  • czerwiec 2024
  • maj 2024
  • kwiecień 2024
  • marzec 2024
  • luty 2024
  • styczeń 2024
  • grudzień 2023
  • listopad 2023
  • październik 2023
  • wrzesień 2023
  • sierpień 2023
  • lipiec 2023
  • czerwiec 2023
  • maj 2023
  • kwiecień 2023
  • marzec 2023
  • luty 2023
  • styczeń 2023
  • grudzień 2022
  • listopad 2022
  • październik 2022
  • wrzesień 2022
  • sierpień 2022
  • lipiec 2022
  • czerwiec 2022
  • maj 2022
  • kwiecień 2022
  • marzec 2022
  • luty 2022
  • styczeń 2022
  • grudzień 2021
  • listopad 2021
  • październik 2021
  • wrzesień 2021
  • życie i …
  • życie i książki
  • życie i problemy

anegdotki dobry humor dziecko jesień kryminały książki malarstwo matka-feministka małżeństwo musierowicz muzyka notatki nowy_dzień opowiadanie przepis reportaże rodzina rozmowa rozmowy samo życie spokój współczucie wychowanie wyjaśnienie zdjęcia zdrowie święta żółte liście

gdzies.tam.pomiedzy

Przeważnie czytam.
Czasem piszę o życiu: bajki i inne bzdurki.

Rozważnie ale i niepoważnie. Kto tak czasem nie po Rozważnie ale i niepoważnie. Kto tak czasem nie potrzebuje, ja nie wiem, nie znam takich albo też szybciutko taką zbyt poważną znajomość kończę:) Bez humoru ani rusz dalej. Te wszystkie balony powagi i dostojeństwa tak bardzo potrzebują przekłucia, że tylko biegać ze szpilkami...
Umberto Eco na marginesie swojego poważnego brulionu dorysowuje wąsy filozofom i układa ich doktryny w rymujące się wierszyki. 
Ja nie wiem, co na to Kant czy wielebny Anzelm z Aosty, ale mi się tak podobało! 
Druga część to szturchanie literatury.  Tak często wydaje się nam - bo na pewno nie tylko ja tak mam - że literatura piękna czy inny Tomasz Mann to nie dla zwykłych śmiertelników, że trzeba przejść jakiś stopień wtajemniczenia, że wstyd nie znać ale też wstyd nie polubić, jak tu żyć, no nie da się! Tymczasem w tych wszystkich czarodziejskich górach można odkryć tyle ironii, uszczypliwego poczucia humoru - nie trzeba nam klękać na kolana a po prostu uśmiechnąć się i czytać, czytać. U Eco po nosie dostaje też Proust czy Joyce. 

Przypomina mi się, że wszystkie gazety zawsze zaczynałam czytać od felietonów, szukałam rysunków satyrycznych, dopiero uzbrojona chwilą uśmiechu mogłam iść w powagę. 

Taką chwilę daje też książeczka Umberto Eco, ode mnie - polecajka! 

@oficyna_noir_sur_blanc - #wspolpracabarterowa 
_____________________________
Rozważania niepoważne 
Umberto Eco
Tłum. Monika Woźniak i Iga Kochańska
Tomasz Stawiszyński - krótkie przypomnienie filozoficznych pojęć czy nazwisk
Wyd. Noir sur Blanc
____________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #rozważanianiepoważne #umbertoeco #oficynanoirsurblanc
Mapa niepokoju - gdzieś otwarte okno. Niezamieszka Mapa niepokoju - gdzieś otwarte okno. Niezamieszkanie.
Niedokończenie 
Nie-pokój
_________________________
No i został taki obrazek niedokończony. 

#gdziespomiedzy 
#kolażanalogowy

#mewarządziijuż
Jestem tylko zwykłą czytelniczką - czuję potrzebę Jestem tylko zwykłą czytelniczką - czuję potrzebę usprawiedliwienia, z góry przepraszam - i jako taka - bo żadna ze mnie znawczyni - nie wiem czemu akurat Panny z Wilka tak stanęły na piedestale, no nie wiem! 
Niech mnie ktoś przekona, że to opowiadanie przetrwało próbę czasu, chętnie posłucham, i odpowiem, że chyba raczej jednak nie przetrwało :)

Ale opowiadanie o cyrkowcu, co zaczyna poznawać inne życie, kończy się to tragicznie,  albo o opętaniu miłością, oj biednieńkij on i ona, ta od aniołów... Brzezina też mi zostanie w pamięci, z całym tym swoistym pięknem, na granicy liryki i zwykłego życia. Opowiadanie o rodzinie z młyna znad Lutyni, o wojennych ranach w duszy i w drugim człowieku - tak, bierzcie, czytajcie! Tak się pisze opowiadania, takich chcę czytać więcej!

Jakie właściwie polskie opowiadania polecacie? 
Mają też być tak dobrze napisane, jak u Iwaszkiewicza, taki warunek:)
___________________________
Brzezina i inne opowiadania 
Jarosław Iwaszkiewicz 
Wyd. Czytelnik
___________________________
#gdziespomiedzy #bookstagrampl #brzezinaiinneopowiadania #jarosławiwaszkiewicz #wydawnictwoczytelnik
Gdzieś tam pomiędzy bibliotecznymi regałami, troch Gdzieś tam pomiędzy bibliotecznymi regałami, trochę obok Leśmiana,  ale tak bardziej w mrok, gdzie pod nogami pałętają się koty, jeże, w bibliotece wszystko wszak może się zdarzyć, jesienny zachód słońca też, nicości, byt z niebytem się mylą, a ja obok stoję i przypatruję się przelatującym gawronom, pomiędzy istnieniem a jego odwrotnością, wyciągam z regału Rymkiewicza, na los się zdaję, oj, to nie jest najlepszy pomysł... 
@w.dziurawych.trampkach - wybrałam te jesienne ogrody, proszę bardzo:)
_________________________
Jarosław Marek Rymkiewicz
Zachód słońca w Milanówku
Wyd. Sic!
________________________
#gdziespomiedzy #bookstagrampl #jarosławmarekrymkiewicz #zachódsłońcawmilanówku
Małgorzata Halber to jedna z moich ulubionych życi Małgorzata Halber to jedna z moich ulubionych życio-pisarek. Czytałam Książkę o miłości, czytałam Hałas, teraz Najgorszego człowieka i uważam że nikt poza Halber nie umiałby pisać jak Halber. I już. Ja tą szczerość i odzieranie warstw biorę i zachłannie czytam.
O czym jest #najgorszyczłowieknaświecie pisał swego czasu cały bookstagram, pod tym hasztagiem jest mnóstwo opisów, ja już tylko dodam swój stary wierszyk o kocie, bo pasuje do okładki:

Mam takiego kotka
Mały dość jest, nieporadny, 
nawet chwilami zabawny 
Balkon na czwartym piętrze 
wydaje mu się idealny 
do skakania przy barierkach

Chyba nie wie co to lęk

Przychodzi 
i bez pytania czy może 
każe się głaskać 

On naprawdę nie wie 
Co to lęk

PS. Tak, to jest książka o lęku. 
Czytaliście? Lubicie ten styl pisania?
______________________________
Małgorzata Halber 
@mroczny_msciciel 
Najgorszy człowiek na świecie 
Wyd. Znak Literanova 
@znak_literanova 
______________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram  #małgorzatahalber #znakliteranova
Bajka na dobranoc to nowy projekt bajkowy, który n Bajka na dobranoc to nowy projekt bajkowy, który nam przyjemność przedstawić. Zanim przejdę do szczegółów, to powiem jedno: od września czytam dzieciom opowieści z tego cyklu i podoba się nam. A to najważniejsze. 

Cóż to jest, ów projekt i cykl?
Otóż Mateusz Racut - twórca Bajki na dobranoc - zaprasza nas do Lasu Mądrości, a tam czekają naprawdę sympatyczni bohaterowie: Lisek Dobrusek, Żabka Fajtłapka, Sowa Wiedzulka i inni. Przeżywają swoje leśne i życiowe problemy, raz będzie to złość i zazdrość, raz samotność, raz problemy ze zdrowiem... No samo życie, nieprawdaż? 
I cała magia bajek z Lasu polega teraz na tym, że problemy można rozwiązać... bez czarów. Żabka, Lisek, Dzik, Mrówka uczą się rozmawiać, oddychać, zastanawiać nad daną sytuacją a Lisek Dobrusek zawsze zapisuje w swoim pamiętniku, czego się dziś nauczył. I jest w tym piękna prostota, którą lubią dzieci. Lubią też powtarzalność bajek, ich przewidywalność i ciepło, które kryje się także w literackim języku opowiastek. 

Last but not least - są też kolorowanki do wydruku i wersje audio - taki bonus:) 

Nie poznałabym Liska Dobruska, gdyby nie propozycja współpracy ze strony twórcy - za co teraz naprawdę dziękuję. Po paru dobrych tygodniach sprawdzania i testowania - polecam. Polecamy! Bo dzieciaki-przedszkolaki najbardziej :) 

www.bajkanadobranoc.com
______________________
#gdziespomiedzy
#bookstagram #literaturadladzieci #współpraca #mateuszracut #bajkanadobranoc #całapolskaczytadzieciom
Lubię świat z wierszy Małgorzaty Lebdy. Bliskie j Lubię świat z wierszy Małgorzaty Lebdy. 
Bliskie jest mi szukanie słów na opisanie życia tu i teraz, ale także gdzieś z boku. Chwile które stają się metaforą, lub też zupełnie na odwrót - szukanie tego, co najprostsze, już bardziej przecież o codzienności i to tak do kości się nie da. 
Właśnie tak, posłuchajcie: "możliwe, że chodziło o proste sprawy: pokryte rdzą brzozy, jary, w których rodziła się noc (...). I jeszcze to: słowa, te, co robią nam w środku radykalne rzeczy". 
Możliwe wszak, że chodzi właśnie o to.

"I czytanie wierszy, czytanie wierszy, czytanie wierszy na głos".

Rytmiczne, uspokajające staccato...
________________________
Małgorzata Lebda
Mer de Glace
Wyd. Warstwy
________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #małgorzatalebda #merdeglace #wydawnictwowarstwy
Dobre to było kryminalne czytanie, muszę przyznać. Dobre to było kryminalne czytanie, muszę przyznać. Takie wyważone - akcja, groza i humor w proporcjach, które pozwalają zanurzyć się w książce z przyjemnością.

A sama historia oparta jest najpierw o opowieści  rodzinne, sięgające jeszcze czasów powstania styczniowego, potem autor sięga po opowieści i kroniki kryminalne, dodaje też parę legend z gór świętokrzyskich. 
Siembieda scala to wszystko historią dwóch zwaśnionych rodzin, dla których honor = zemsta i kto tego równania nie rozumie, to do rodziny nie należy, koniec kropka. Ech, Jadźka, mogłaś pokochać kogo innego, a tak to szekspirowski dramat się ułożył... 

Dodam, że nie jest to właściwie typowy kryminał, trochę się wymyka gdzieś obok, powiedziałabym bardziej: opowieść kryminalna. Z panoramą zawieruchy dziejów w tle, bo jak na powstaniu styczniowym się zaczęło, tak kończy się w czasach programu Temat dla reportera. Nie szukamy z komisarzami sprawcy, nie grzebiemy z detektywami czy profilerami w głowach morderców - bo wiemy co i kto. A jednak zostajemy z pytaniem o tę naszą ludzką naturę... 

I z obrazem wosku skapującego z gromnicy, kiedy zostaje wydany wyrok.

Jesienna polecajka - jak najbardziej!

@znak_literanova @monika_i_ksiazki - współpraca barterowa - i to udana, dziękuję :) 
____________________________
Maciej Siembieda 
@maciejsiembieda
Gołoborze
Wyd. Znak Literanova
#wspolpracabarterowa
______________________________
#gdziespomiedzy #bookstagrampl #maciejsiembieda #gołoborze #maciejsiembiedagołoborze
#wydawnictwoznakliteranova
Jak zadbać o siebie, kiedy w dzieciństwie nikt cię Jak zadbać o siebie, kiedy w dzieciństwie nikt cię tego nie nauczył - próba odpowiedzi. 
Próba, bo to pytanie na które nie będzie jednej prostej odpowiedzi. 

Więc - czy to próba udana? 

Dla mnie tak. Poradnik Niewidzialne rany mogę spokojnie polecać, jeżeli szukacie książkowo-fachowej pomocy w zakresie uporania się z dorastaniem w dysfunkcyjnym domu. 
Bez ckliwości, konkretnie o problemach w dorosłym życiu, kiedy dzieciństwo nie zapewniło ci stabilności emocjonalnej i kiedy wciąż jedną nogą - a raczej częścią umysłu - w tym rodzinnym domu tkwisz. 

"Chcę pokazać mechanizmy, zależności i schematy, które posłużą ci do stworzenia instrukcji obsługi własnej głowy" - pisze we wstępie autorka. Nie obiecuje różów ani brokatów na nowej ścieżce życia, ale mówi: spróbuj się sobie przyjrzeć z boku, daj sobie szansę. Przeczytaj, czemu się boisz, czemu wciąż jesteś przekonana o swojej "beznadziejności", a jak trzeba to idź też na terapię, przegadaj to swoje życie, daj sobie przyzwolenie na pomoc.

Warto zwrócić uwagę, że nie jest to akt oskarżenia wobec rodziców, nie - cała uwaga skupiona jest na próbie zrozumienia, przyjęcia pewnych faktów i zdecydowania się na takie życie, które nie będzie już uwięzieniem w przeszłości. 

Poradnik o odzyskiwaniu równowagi, nie dzięki magicznym plasterkom, a dzięki wiedzy z zakresu psychologii. 
Więc ja mówię: tak. Polecajka - jeśli potrzebujesz. 

#współpracabarterowa z @wydawnictwo_publicat
_____________________
Niewidzialne rany
Andżelika Dominiak-Banach
@andzelika.dominiak_psycholog
Wyd. Publicat
Ilustracje: Patrycja Niewiadomska
________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #niewidzialnerany #andżelikadominiakbanach  #wydawnictwopublicat
Arabeski to rodzaj wypełnienia, tło, ozdobne motyw Arabeski to rodzaj wypełnienia, tło, ozdobne motywy - coś co nie jest głównym obrazem. Mikroświaty. 
Opowiadane mimochodem, przyuważone, tu ślub, tu szpital, tam sprzątanie, albo ta smutna randka w hotelu, dzieciaki, którym zawozi się puszki i konserwy, przecież wojna, ale też przecież zwyczajne życie...
Ślady i zapiski spomiędzy światów ważniejszych i bardziej zrozumiałych: frontu i codzienności. 
Kiedy nachodzą na siebie, wszystko staje się inne. Niepasujące. Poprzesuwane.
Czytanie takich książek staje się rodzajem  współodczuwania, trudno z tych opowiadań wyjść. I to jeszcze w taki na przykład złoty październik sobie wyjść, ale warto je przeczytać, naprawdę.
Przynajmniej ja tak myślę;)

A wypożyczone są Arabeski z biblioteki, przypadkiem, kiedy tak chciałam już nic nowego nie brać, ach te postanowienia...
____________________________
Arabeski
Serhij Żadan
Tłum. Michał Petryk 
Wyd. Czarne
_____________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #arabeski #serhijżadan #wydawnictwoczarne
Sięgnęłam po Złodziei bzu, bo akurat miałam na tel Sięgnęłam po Złodziei bzu, bo akurat miałam na telefonie. A miałam bo kiedyś naczytałam się, że "czytajcie, czytajcie, będzie fajnie!".
No i nie, nie było fajnie, składam reklamację! I skargę i zażalenie. I ja się tak nie bawię i już.
Po pierwsze - nie było ostrzeżenia, że to parodia. Zdążyłam się pierdyliard razy oburzyć, zanim dotarło do mnie, że to groteska, parodia właśnie, że to Nic śmiesznego z innymi rekwizytami, że to Kariera Nikosia Dyzmy choć z innym tłem. Z wąsem Wałęsy.
Dopiero tak ustawiona perspektywa pozwoliła mi czytać spokojnie.
Po drugie - wcale i tak nie czytało się spokojnie, bo główny bohater to strasznie antypatyczna postać. Wkurzająca.
Po trzecie - wkurzam się na siebie, bo może wychodzi ze mnie jakaś, omatkobosko, dulszczyzna??? Jakieś kołtuny mam do rozplątania? Nie umiem sama z siebie się pośmiać? Cha, cha, cha. Właśnie że umiem. 
Po piąte i dziesiąte - żeby bez śmierdział zgnilizną - to już przesada. Totalnie. Tu już czuję się urażona do żywego! 

W każdym razie dzieje rodziny z Wołynia w naprawdę innym ujęciu, nietypowo. 

Kto teraz też chce przeczytać?? 😂
________________________
Złodzieje bzu
Hubert Klimko-Dobrzaniecki
Wyd. Noir sur Blanc
________________________
#gdziespomiedzy
#bookstagram #złodziejebzu #hubertklimkodobrzaniecki #noirsurblanc
Jakoś ponad rok temu przyszła do mnie opowieść o H Jakoś ponad rok temu przyszła do mnie opowieść o Henryku. Wiedziałam o nim tyle, że może się oprzeć o ciepłe deski domu, i że ma kota, i się do sobie z tymże kotem uśmiechają, i tak sobie razem czekają, zapewne na te porzeczki;) Bardzo chciałam poznać całą jego historię.

Teraz wiem trochę więcej -
Może on czeka na list. 
Może po prostu wspomina.
Na parapecie okna stygnie herbata, słychać z dala żurawie. Szarość nieba i wiatr.
Niby nic.

Tak sobie myślę, że to była najdelikatniejsza historia jaką czytałam. I będę czytać jeszcze wiele razy, bo wciąż nie wiem, czy te porzeczki to dojrzały czy nie?? 

@gosssiaaak - dziękuję! Za twoją gotowość do dzielenia się, chociaż znamy się tylko z tego, co piszemy... 
Nawet nie wiesz, jak wiele radości i wzruszenia mi podarowałaś:) 
_______________________
Kiedy dojrzeją porzeczki
Joanna Concejo
@joannaconcejo 
Wyd. Wolno
@wydawnictwowolno
_______________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #joannaconcejo #kiedydojrzejąporzeczki #wydawnictwowolno
Mój Instagram

życie i ...

Czarownice

14 lipca 2023
życie i ...

Żółte liście, szarlotki i inne melancholie

15 października 2021
życie i ...

Plontynki – czyli myśli różne

14 maja 2023
życie i problemy

O żółtym kalendarzu

20 listopada 2021
życie i książki

Życie, zima i książki

15 grudnia 2021
życie i problemy

Jak pomagać dziecku w nauce? Porady nauczycielki

4 lutego 2023
życie i ...

O marzeniach i życzeniach

30 grudnia 2022
życie i książki

Opowieści rodzinne. Babie lato – część 4

8 października 2023
życie i książki

„Uparte serce”

30 stycznia 2022
życie i problemy

Wpis z notatnikiem

25 września 2021

© 2025 gdzieś pomiędzy | Powered by Minimalist Blog WordPress Theme