Skip to content
napis gdzieś pomiędzy - blog o życiu i...
Menu
  • O mnie
  • Gdzieś pomiędzy – czyli gdzie?
  • życie i …
  • życie i książki
  • życie i problemy
  • Czytamy dzieciom
  • Opowieści rodzinne
Menu
polna droga, śnieg i chmury

Opowieści rodzinne. Jędrek. Zima – część 1

Posted on 28 stycznia 202211 lutego 2022 by Ola

Zima - część 1.

„Uff – pomyślała Zosia siadając ciężko na krześle – nareszcie powrót do normalności.” Rzuciła okiem na kuchnię, gdzie przed chwilą posprzątała, popatrzała na stół, którego już nie miała siły posprzątać, i z kawą w ręku próbowała czytać książkę, którą dostała na Gwiazdkę. Była to najnowsza powieść Katarzyny Puzyńskiej. A kubek z kawą był w bałwanki.

Normalnością Zosia nazwała zwykłe dni, kiedy nie trzeba było biegać już z piernikami i ozdobami, wymyślać świątecznego nastroju, cieszyć się do wszystkich wokoło. Nie trzeba było już podtrzymywać w sobie wiary, że w te kilka dni świat nagle stał się lepszy. Z doświadczenia czterdziestoletniej kobiety wynikało, że nadzieja ta była co roku złudna. Nie była jeszcze cyniczna i nie odbierała dzieciom radości i zabawy bożonarodzeniowej, ale po tych paru tygodniach grudniowych z ulgą witała posylwestrowy styczeń, kiedy wszystko w domu i w pracy wracało na swoje tory.

W domu zostawiała sobie jednak co roku lampki choinkowe, porozwieszane w salonie, w kuchni na oknie, w korytarzu wokół lustra, na regale lub poupychane w świecznikach, zamiast zwykłych świeczek. Lubiła ciepłe światło malutkich lampek. Wiedziała, że niektórzy się z tego śmieją za jej plecami, ale w ogóle się tym nie przejmowała.

Z normalnością w pracy było trudniej. Zosia „od zawsze” pracowała w szkole i przyzwyczaiła się, że jej miejsce pracy to ciągły poligon doświadczalny kolejnych rządów, ale z roku na rok było jej coraz ciężej. Kiedy do przeróżnych reform dołączyła pandemia, miała chwile załamania, chciała rzucić wszystko i raz a dobrze zamknąć za sobą drzwi szkoły i nigdy tam nie wracać. Ale jak to w życiu bywa – ochłonęła, przeczekała, zastanowiła się i pozostała na swoim miejscu.

Wielokrotnie robiła w duchu bilans zysków i strat i jednak stała praca, którą w sumie bardzo lubiła, zawsze wygrywała, straty w postaci zszarganych nerwów jeszcze jej widać tak mocno nie dokuczyły. Jeszcze – to było ulubione słówko jej koleżanek po fachu. Jeszcze wytrzymamy? No, jeszcze ten jeden rok chociażby… Jeszcze chwilę i będą wakacje… Jeszcze trochę i może coś będzie w końcu lepiej, no nie może być tylko gorzej i gorzej… „Jeszcze” powinno wygrać Konkurs na Belferskie Słowo Roku. Albo i Wielu Lat.

Zosia popijała kawę i próbowała zatopić się w czytaniu, ale dziś nie mogła się skupić. Myśli krążyły jej wokół domowych problemów, zastanawiała się, czy Hania dosyć poważnie traktuje maturę, czy nauka zdalna mocno wpłynie na jej życie; czy Sławek jest spokojny w przedszkolu i czy jego tik nerwowy w postaci nawijania włosów na palec jest bardzo niepokojący, czy tylko trochę. Przez głowę przelatywały jej problemy całej rodziny a zdania z książki czytała wciąż od nowa te same.

W końcu odłożyła książkę, wypiła do końca kawę i zamknęła oczy. Stwierdziła, że jeszcze jednak jest zbyt zmęczona na relaks i po prostu musi chwilę posiedzieć w ciszy.

Robert zabrał dzieci na lodowisko na ryneczku Miłczyc. Zosia wolała zostać, nie chciała psuć zabawy przez swoje ciągłe okrzyki „uważaj!”, „stój!”, „nie rób!” i tym podobne. Wiedziała, że Robert dobrze się nimi zajmie. Robert gubił mnóstwo swoich  rzeczy, kluczyki, czapki, ale dzieci jeszcze nie zgubił. Jeszcze? „No doprawdy – zganiła się Zosia w duchu – nie ma co wymyślać problemów na zapas! Jest dobrze. Nikt nie dzwoni, a brak wiadomości to dobra wiadomość, nieprawdaż? Kurdzibąk, czy ja już nigdy nie odpocznę normalnie? Zawsze muszę się o coś martwić! Zawsze coś planować, odhaczać, sprawdzać… Czemu nie umiem być jak Paulina? I czy ja serio jestem zazdrosna o Paulinę? Koniec świata, tego by brakowało! Niedoczekanie! Paulina jest… Ona… Ona musi się jeszcze wiele nauczyć, ot co! Jeszcze jej ta swoboda bokiem wyjdzie, zobaczycie. Idę lepiej posprzątać ten stół, odkurzyć by się też przydało, a nie siedzieć bez sensu. Koniec laby. Labę to pewnie ma Paulinka, leżąc sobie wygodnie w wannie z pianą i za nic mając porządek w domu, jestem pewna!”. Prychając jeszcze z lekka pod nosem na niesprawiedliwość tego świata, Zosia zabrała się za układanie z kuchennego stołu na swoje miejsce szpargałów całej rodziny, choć ani jej to nie pomogło w odpoczynku ani nie poprawiło nastroju.

Rozpędzone myśli nie potrafiły się zatrzymać i krążyły wokół koleżanki z pracy. Zawsze taka uśmiechnięta ta Paula, z nikim się nie pokłóci – po prostu swojego zdania nie ma, ot co! Pewnie dzieci ma rozwydrzone, rozpieszczone i wchodzą jej na głowę. Zosia z zapałem odkurzała blat białego stołu i pozwoliła sobie na jeszcze jedną złośliwość – te ubrania! Paulina przychodziła do pracy w kolorowych, malowanych sukienkach, szerokich, powiewnych, albo w bluzkach z rękawami jak motyle, jak na wybieg mody jakiś. Modelka się znalazła. Pewnie myśli, że tym uczniów przekupi, hehe, poczekamy, zobaczymy!

Zanosząc do pokoju najmłodszej dwójki ich książeczki, Zosia przelotnie rzuciła okiem na swoje odbicie w lustrze.

 I potok złośliwych myśli w jej głowie zatrzymał się nagle, a ona patrząc na swoje odwieczne dżinsy, szarą koszulkę, potargane włosy i zmęczone oczy, z głębokim westchnieniem pogodziła się z tym, że ma kolejny powód do zmartwień. A przecież nigdy dotąd nie była o nic zazdrosna…

– No, Zośka, dorobiłaś się kryzysu wieku średniego. Witaj w smudze cienia! Ale, droga kobieto z lustra, nie martw się. Jakoś to będzie. Tylko nie bądź głupia, jasne? No. – powiedziała na głos sama do siebie, mocno zadarła podbródek a kiedy wracała z pokoiku, rodzina już wracała ze swojej wycieczki.

 – Mamo, jesteśmy! – rozległo się echem w korytarzu, więc Zosia zapobiegawczo krzyknęła:

– Tylko buty mi pościągać! Nie włazić w mokrych butach! Fajnie było?

Wśród rozplątywania szalików płynęły chaotyczne opowieści, ale Zosia nie słuchała uważnie, pilnowała tylko, żeby ubrania trafiły na swoje miejsce i mechanicznie kiwała głową, aż usłyszała Roberta:

– Hej! Hej, Zosia tu ziemia! Wszystko okej?

– No oczywiście – wzruszyła ramionami – a jak ma być – dodała ostrzej niż chciała, wywinęła się od rytualnego buziaka i poczłapała do kuchni.

„To nie będzie dobry rok – pomyślała. – Mam dziwne przeczucie, że to nie będzie dobry rok…”.

Gdyby obejrzała się za siebie, zauważyłaby zaniepokojony wzrok Roberta. Może wtedy miałaby więcej wiary w ten nowy rok…

 

***

Jędrek Halski jeszcze chwilę temu słodko spał, ale jako człowiek obowiązkowy i lubiący porządek, po dźwięku budzika wstał z łóżka. Jędrek nie dawał sobie zgody na jeszcze jedną minutkę, o nie, to nie w jego stylu. Gdyby zaspał i spóźnił się do szkoły… Spaliłby się z zażenowania! Słyszał ze swojego pokoju jak mama namawia do wstawania jego rozleniwione rodzeństwo i kiedy oni jeszcze gmerali paluchami w kapciach, on już był umyty, ubrany i schodził na śniadanie. Jego przydługie jasne włosy były zaczesane lekko na bok, żeby nie prowokować mamy do powtarzania „Jezu, Jędrek, przypomnij mi o fryzjerze!”, wcale mu na fryzjerze nie zależało. Długie włosy pozwalały w krytycznych momentach zasłonić twarz i ukryć przed ludźmi haniebne rumieńce.

Mówiąc ludzie, Jędrek miał na myśli oczywiście swoją klasę. Nie było tam tak źle, ale nawet mała wpadka wizerunkowa mogła wszystko zrujnować, więc chłopak pilnował, by do takowej nie doszło. Nie zdobywał łatwo przyjaciół i nie zamierzał tracić tych, których już miał.

– Jak tam, młody, wyspany? Chcesz herbaty? – z kuchni wołał już tata. Pachniało kawą i majonezem. Robert robił sobie kanapki do pracy.

– Tak, tato, poproszę. Jedziesz dziś gdzieś dalej? – Jędrek do swojej herbatki dodał dwie duże łyżki cukru, wielki krążek cytryny i przyjemnie mlaskając popijał złocisty napój.

– Jadę, detektywie Pozytywko. Czy zdradziły mnie plamy na stole po majonezie? – tata sięgnął po ścierkę – Robię kanapki, masz rację, będę dziś późno, może nawet jutro. Mamy oglądać stary dom do totalnego remontu. Już sprzątam, zanim mama przyjdzie, no nie? Jak twój brzuch? Nie boli?

– Nie, jest dobrze, nie martw się tato. A gdzie ten dom? Ładny? To jakiś stary dworek, jak ten w Górze Pomorskiej? – Jędrek oparł brodę na ręce i z rozmarzeniem przypomniał sobie, jak w wakacje tata zabierał go czasem do pracy przy remoncie starego przepięknego domu, jak odkrywali poniszczone ale wciąż mające w sobie duszę kredensy, fotele, lampy… Jędrek z dumą patrzył, jak w rękach taty – stolarza i renowatora – te klamoty i starocie odzyskiwały uśmiech i połysk.

– Nie wiem jeszcze dokładnie, na zdjęciach nie wygląda to dobrze, ale zobaczymy. Opowiem ci, jak wrócę, dobrze? I zęby umyj po tej obrzydliwie słodkiej herbacie! Wszystko widziałem!  – Tata puścił oczko do swojego wkrótce już jedenastoletniego synka i krzyknął w górę mieszkania, gdzie mieściła się sypialnia Hani – Hanka! Zaraz jedziemy! Zbieraj się!

Z góry już coraz wyraźniej było słychać, że chyba tylko Jędrek i tata obudzili się dziś w dobrych humorach. Do kuchni wpadła najpierw nachmurzona Hania, nie odzywając się do nikogo słowem, chwyciła butelkę z wodą i dopiero wtedy ze złością zawołała do Roberta:

– Serio?! Taki z ciebie ojciec, nie pamiętasz nawet, że mam zdalne lekcje i nigdzie nie idę!

– Jakie zdalne! – zdenerwowała się Zosia, która przed chwilą zeszła z maluchami na dół – dziś dziesiąty stycznia, mieliście już normalnie iść! Kiedy coś się zmieniło? Ja nic nie słyszałam!

– Jak skończyło! To ja nic nie wiem!

– Jak nie skończyło? – zdenerwował się też od razu Jędrzej – przecież ja wiem, że dziś normalnie do szkoły!

– LUDZIE! TO JEST NIENORMALNE! Jak ja nienawidzę szkoły! Czy tam nie może być jakiegoś porządku? – Hania była na skraju histerii. W kuchni Halskich zapanowało istne pandemonium. Jędrek zburzył swoją fryzurę machając rękami, rozlał przy okazji resztę herbaty, Zosia szukając w telefonie potwierdzenia swoich wiadomości o nauczaniu zdalnym – niezdalnym wdepnęła w mokrą plamę i już już prawie brzydko zaklęła, ale zdążyła zamienić cisnące się jej na usta słowa na swoje zwyczajowe „kurdzibąk”, Sławek z Julką zdążyli włączyć sobie stojący na kuchennym stole laptop i do wrzasków rodzinnych dołączył wesoły głosik śpiewający wkurzające pioseneczki. Dzieciaki w rytm „czarnych jagódek” skakały naokoło stołu i mokrą podłogą nie przejmowały się w ogóle.  

Na progu kuchni stanął niepewnie bury kotek, przekrzywiając łepek i zastanawiając się najwidoczniej, czy ktoś z tej szalonej czeredy zajmie się jego miseczką, ale po krótkim namyśle postanowił przyjść za chwilę. Wycofał się z jasnej, oświetlonej kuchni do ciemnego saloniku i usiadł wygodnie na starym wysłużonym fotelu. Miał z niego doskonały widok na w to, co działo się w kuchni. Tradycyjnie podrapał obicie ostrymi pazurkami i czekał, aż ten szał minie.

I rzeczywiście, Zosia w tym momencie zamknęła laptop i zaczęła:

– Ludzie, uspokójmy się. Sławek, Julka, nie biegajcie! Dziś już szkoła normalnie –  chciała coś jeszcze dodać, ale rozwścieczona hankowa furia przerwała jej:

– Ja i tak nigdzie nie idę! Nie jestem przygotowana, myślałam że są zdalne i nikt mi nie powiedział!

– Hania – przerwał spokojnie Robert – uspokój się. Ja już muszę wychodzić, jestem umówiony i nie chcę się spóźnić. Nie wrzeszcz na mamę. Nadrobisz te dzisiejsze lekcje? Ja już nie zdążyłbym cię podrzucić do szkoły, zanim się wyszykujesz.

– Ale – Zosi nie podobało się ulgowe potraktowanie licealistki z klasy przedmaturalnej – uważam, że Hania powinna iść. To jej wina, że się nie przygotowała i nie spojrzała w kalendarz.

– Wiem – westchnął Robert – ale teraz to już nie ma co rozpaczać. Ja już naprawdę muszę iść. Tylko widziałaś może kluczyki?

– Tak – mruknęła Zosia pod nosem – dziad na kiju niósł. Sławek, Julia, Jędrek – krzyknęła już głośniej – ubierać się! Jedziecie ze mną! Hania, masz się pouczyć sama przez ten czas, jasne? Sławek, nie ta noga, i czapkę mi na głowę załóż! Jula, tu są twoje rękawiczki! I zostaw teraz kotka, Hania już się nim dziś zajmie i go wygłaszcze, dobrze? Jędrek, na boga, plecak! Poszedłbyś bez!

Ze spokojnego nastroju porannej herbatki zostały gruzy i kurz. I kot Benek czekający, aż ktoś mu w końcu łaskawie nasypie kociego jedzonka… Uniesiony przez Hanię, pozwolił jej utopić w swoim futerku parę łez.

Kiedy wydawało się, że już wszyscy wyszli, drzwi uchyliły się, mama Hani wetknęła jeszcze głowę, popatrzała zmęczona na córkę. Nie była pewna, co właściwie co chce jej powiedzieć, zawahała się i rzuciła tylko sucho:

– I podłogę musisz umyć. Pa.

Hania nie odwróciła się. Dopiero kiedy usłyszała odjeżdżające spod domu samochody podeszła do drzwi i wściekłym ruchem zamknęła je na klucz.

 

***

Jędrek w samochodzie odzyskał nieco spokoju. Zrobiło mu się żal jego najstarszej siostry, chociaż nie raz bał się jej zbyt głośnego i swobodnego wyrażania swoich emocji. Kiedy Hanka była wesoła, swoją radością zarażała wszystkich przebywających z nią w tym samym pomieszczeniu, nieśmiały Jędrek grzał się wówczas w jej uśmiechu i czuł się lekko. Jednak bezmiar rozpaczy i wściekłości, w którą potrafiła wpadać jego krewka siostra, sprawiał, że wolał wówczas znikać jej z drogi i z oczu. Hania jawiła mu się wówczas jak jedna z Furii, o których czytał kiedyś w jakiejś bajce.

W każdym dobrze, że są lekcje w szkole, nie na komputerze – pomyślał chłopak, podskakując na siedzeniu samochodu, jadącego po wyboistej polnej drodze, prowadzącej z ich domu na uboczu do centrum Miłczyc.  Z jednej strony drogi rozpościerał się widok na ostatnie pola, jakie jeszcze nie zostały sprzedane na działki budowlane i teraz, zimą, stanowiły iście reymontowski wiejski pejzaż. Nad muśniętymi śniegiem kopczykami czarnej ziemi unosiły się ciężkie chmury, gdzieniegdzie drzewo wyciągało ku niebu smutne puste gałęzie. Za polem rozciągało się nowe osiedle domków jednorodzinnych, skąd też wyjeżdżało coraz więcej samochodów do pracy i do szkoły. Z powodu porannej godziny słońce jeszcze nie pojawiło się na widnokręgu, ale już zaczynało robić się szarawo. Nowy dzień nadciągał niechętnie, powoli i z ociąganiem. Przydałaby mu się taka awantura jak u nas w domu – zachichotał chłopiec – zaraz wyskoczyłby z nocy jak z procy.

– Mamo – zaczął rozmarzony – wiesz, czemu dzień nie może wyskoczyć z nocy jak z procy? Bo sobie jeszcze leży w cieplutkim łóżeczku z chmur i nigdzie mu się nie spieszy. Wiesz, ten dzień jest chyba smutny… Myśli, ze nikt na niego nie czeka…

– Jak to nikt – wtrąciła się Zosia, chcąc podnieść swojego rozmarzonego synka na duchu – ja tam czekam. Może przyniesie mi podwyżkę. Albo grzeczne dzieci!

– Albo pyszny obiadek – włączył się ochoczo Jędrek – dzieciaki? A wy co powiecie? Co wam przyniesie nowy dzień?

Z fotelików z tylnych siedzeń rozległy się odpowiedzi:

– Mi psyniesie ze się spotkam z kolegami. Juhuuu! – wołał Sławek.

– Mi psyniesie plezenty! – chciała ucieszyć się Julia, ale Jędrek przypomniał jej, że prezenty na Gwiazdkę to już były, a urodziny najbliższe to ma właśnie on. Już niedługo!

– To się ciesę, ze ty się ze mną podzielis! – Julka była urodzoną optymistką.

Wkrótce Zosia zaparkowała, wprawdzie daleko od wejścia do szkoły, ale przynajmniej miała pewność, że nikt jej nie zastawi przy wyjeżdżaniu i cała czwórka raźno ruszyła w stronę szkolnych przygód. Zosia pomachała jeszcze Jędrkowi, kiedy odchodził w stronę budynku dla starszaków a pozostałą dwójkę zaprowadziła do szkolnej zerówki. Szkoła W Miłczycach była podzielona na dwa budynki, do dzieci młodszych skręcało się w przytulną, kolorową część, dzieci zaś, które wyrosły z wieku wczesnoszkolnego, przechodziły do poważniejszego budynku. Julka i Sławek, mimo różnicy wieku, chodzili do jednej grupy zerówkowej i w ich wypadku układ ten dosyć się sprawdzał, a Zosia nie musiała rano rozdzielać dzieci do różnych placówek. Rozebrane z kurtek maluchy ochoczo wbiegły do swojej sali a Zosia, nieco mniej ochoczo, udała się do pokoju nauczycielskiego. 

Za oknem było już zupełnie jasno. Przez szare chmury prześwitywał nawet zabłąkany promyk wschodzącego słońca, jakby ośmielił się uwierzyć, że ktoś mimo wszystko na ten nowy dzień czeka.

Zima – część 2

Nawigacja wpisu

← Opowieści rodzinne 2
Dziennik pokładowy →

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

kontakt
Ola, siedzi w oknie, zdjęcie czarno - białe, melancholijne, bo tematem jest czas
To ja, Ola, zapraszam do mojego zwykle uśmiechniętego świata. Choć chwile zwątpienia, goryczy i szarości też tu są, co zrobić... Też tak masz? To się zrozumiemy!
Poczytasz u mnie o życiu codziennym, o polecanych książkach, o wychowaniu. Znajdziesz też chwile z dobrą muzyką!

Ostatnie wpisy:

  • Za oknem słyszę mewy
  • Bajka o chochliku i dla chochlików
  • zieleń od pierwszego zdania
  • Bajka – przeplatajka
  • śmierci się wesoło i względnie swobodnie
książka Małgosi Cudak, Mała księga mieszkańców puszczy
Książka M. Cudak, nad którą objęłam mój pierwszy patronat.
Książka R. Barancewicz, mój drugi cudny patronat.
Antologia bajek, jedna z nich jest napisana przeze mnie samą, osobiście:) Premiera 12.04!

Często zaglądam do:

gach z pawlacza - blog z opowiadaniami. Muzy, upiory i inne takie stwory...

na stronie bajki - blog Małgosi Cudak, z bajkami do słuchania i książkami do czytania

miss ferreira - blog o życiowych zamieszaniach

julia rozumek - blog pisarsko - życiowy

Archiwa blogowe:

  • luty 2025
  • grudzień 2024
  • listopad 2024
  • październik 2024
  • wrzesień 2024
  • sierpień 2024
  • lipiec 2024
  • czerwiec 2024
  • maj 2024
  • kwiecień 2024
  • marzec 2024
  • luty 2024
  • styczeń 2024
  • grudzień 2023
  • listopad 2023
  • październik 2023
  • wrzesień 2023
  • sierpień 2023
  • lipiec 2023
  • czerwiec 2023
  • maj 2023
  • kwiecień 2023
  • marzec 2023
  • luty 2023
  • styczeń 2023
  • grudzień 2022
  • listopad 2022
  • październik 2022
  • wrzesień 2022
  • sierpień 2022
  • lipiec 2022
  • czerwiec 2022
  • maj 2022
  • kwiecień 2022
  • marzec 2022
  • luty 2022
  • styczeń 2022
  • grudzień 2021
  • listopad 2021
  • październik 2021
  • wrzesień 2021
  • życie i …
  • życie i książki
  • życie i problemy

anegdotki dobry humor dziecko jesień kryminały książki malarstwo matka-feministka małżeństwo musierowicz muzyka mąż notatki nowy_dzień opowiadanie przepis reportaże rodzina rozmowa rozmowy samo życie spokój współczucie wychowanie wyjaśnienie zdjęcia zdrowie święta żółte liście

życie i ... życie i książki życie i problemy

Lilka i Henio

28 sierpnia 2023
życie i książki

Opowieści rodzinne. Prawie lato – część 6. Urodziny Hani

27 kwietnia 2023
życie i książki

Moje miasteczko Bełz

25 września 2022
życie i problemy

„Nastolatkozmagania”

29 października 2021
życie i problemy

O współczuciu

26 września 2021
życie i książki

Opowieści rodzinne. Lato – część 2

17 września 2023
życie i ...

Żółte liście – część 3

5 listopada 2021
życie i ...

Pewnej nocy w Betlejem

27 grudnia 2023
życie i ...

Początek

23 września 2021
życie i problemy

Parę słów od zapyziałej idealistki.

4 marca 2022

© 2025 gdzieś pomiędzy | Powered by Minimalist Blog WordPress Theme