Skip to content
napis gdzieś pomiędzy - blog o życiu i...
Menu
  • O mnie
  • Gdzieś pomiędzy – czyli gdzie?
  • życie i …
  • życie i książki
  • życie i problemy
  • Czytamy dzieciom
  • Opowieści rodzinne
Menu
lato, zieleń, malwy, drewniany płot, drzewa

Opowieści rodzinne. Lato – część 1

Posted on 27 lipca 202327 lipca 2023 by Ola

Lato w Miłczycach pojawiło się późno.

Mieszkańcy miejscowości, którym bliżej do północy i niedźwiedzi polarnych, tak już żyją; ci, którzy mieszkają bliżej południa i słoni czy papug, cieszą się słońcem i zielenią szybciej. I dłużej.  

Zosia schowała kurtki zimowe na dobre właściwie dopiero w drugiej połowie maja, kiedy rano nie groziły już przymrozki, a temperatura dzienna nie spadała poniżej dziesięciu stopni. Czerwiec wybuchł za to ciepłem i upałami. Z narzekań na przymrozki płynnie przeszło się do narzekań na gorąc i brak deszczu. Narzekano też na rosnące ceny, na niepewną przyszłość, narzekano na rząd i na opozycję, na niemądre decyzje jednych i niezborne propozycje drugich, a na szkolnym dziedzińcu narzekano na niepewną przyszłość dziecięcej edukacji. Ze szkoły odchodziły kolejne nauczycielki, etaty były łatane na szybko i nadzwyczajnym wysiłkiem chętnych jeszcze do pracy emerytek – i jak można się domyślić – nie było to rozwiązanie na długi czas. Przypominało podstawianie wiadra pod cieknący dach, zamiast porządnego remontu.  

Zofia Halska, która uczyła już prawie dwadzieścia lat, pluła sobie w brodę, że nie umiała robić właściwie nic innego. Nie przejawiała żadnego talentu artystycznego, nie kończyła żadnych kursów przedsiębiorczości, nie odważyła się nigdy nawet pomyśleć o własnej firmie, nie znała się na komputerach… Marzyła chwilami o odejściu pracy, ale nie chciała też przechodzić na utrzymanie męża. Postanowiła w wakacje solidnie odpocząć i zabrać się za siebie. Chciała powalczyć o odrobinę dawnej energii i radości, która kiedyś ją przepełniała. Miała nawet pewien plan… Ale najpierw musiała się wyspać. 

Porządnie! 

 

W miłczyckim domu pod lasem, na skraju dawnych pól, a dziś łąk czekających na budowę nowych osiedli, w domu z zielonymi drzwiami, w  chłodnej o poranku kuchni siedzieli Robert i Julka. Reszta domowników jeszcze spała, a najmocniej spała mama Julci, Zosia. Miała za sobą pracowitą noc, a efekty tej pracy leżały na kuchennym stole. Robert i Julka przegryzali kanapki i przyglądali się rozłożonej planszy z kolorowymi karteczkami. 

– Tato? – spytała w końcu Julka, przełykając pomidorka z kanapki. – Tato, co mama właściwie robiła?  

– Mama opracowała strategiczny plan. Zobacz, tu jest tytuł: ODZYSKAĆ SIEBIE. 

– A to mama się gdzieś zgubiła? Jak to? I co to znaczy ten srate… jakiś plan? 

Robert ukrył uśmiech za kubkiem z kawą. Nalał Julce herbaty do jej kubeczka i jej podał. 

– Strategiczny. To znaczy przemyślany. Na przykład żołnierze muszą mieć strategiczne plany przed bitwami. Albo firma, jak chce się rozwinąć.  

– A mama chce walczyć, czy się rozwinąć? 

– Hm, spytaj mamy. Ja nie chcę nic mówić, bo wiesz, mama może mnie źle zrozumieć i będzie… 

– Będzie się denerwować i krzyczeć. Wiem coś o tym – Julka westchnęła z głębi swojej prawie siedmioletniej duszy. Ale jako urodzona optymistka, zaraz dodała: – Ale nie martw się, tatusiu. Mama tak tylko na szybko się gniewa. Potem jej to przechodzi. I wtedy się zgadza na dodatkowe cukierki albo na dodatkową bajkę. Może u ciebie też się na coś zgodzi. A co jest na tych karteczkach? 

Julka jako osoba energiczna nie czekała na pomoc, a sama zabrała się za czytanie kolorowych karteluszek rozłożonych na stole. Wyraźne pismo Zosi – nauczycielki ułatwiało jej sprawę. 

– WYGLĄD – przeczytała. – Tato, patrz, to jest na różowej karteczce, może inne różowe będą pasować? O, tu jest FRYZJER. A tu NOWE UBRANIA – NOWA JA.  

Robert z lekkim niepokojem również zaczął przyglądać się kolorowym karteczkom. Właściwie to lubił stare ja Zosi i nie tęsknił przesadnie za wielką przemianą w żadne nowe ja…  

– A na niebieskich jesteś też ty, wiesz? – wyrwała go z zamyślenia córka. 

– Ja?! Też pod fryzjerem?  

– Nie, tato. Ty jesteś na karteczkach pod tytułem REMONT. Ale fajnie! Podobają mi się te stratategiczne plany! Ho! Ho! Będzie remont! Ja też zrobię takie plany! Hej ho!  

Julka tanecznym krokiem i z bojową pieśnią na ustach wybiegła z kuchni na schody i pomknęła do swojego pokoju. Za chwilę rozległ się łomot zrzuconych kredek i wszelkich artykułów plastycznych. 

– Strategia-srategia – mruknął rozbawiony Robert i zaczął obmyślać, jak powiedzieć szefowi, że potrzebuje urlopu w wakacje. Dłuższego niż przewidywał.   

W pokoju Julki i jej brata Sławka trwała narada. 

– Sławek, patrz, to będą twoje karteczki. Te zielone.  

Sławcio w piżamce, zaspanymi oczami przyglądał się zamaszystym ruchom swojej o rok starszej siostry. Siedział na łóżku, kręcił na palcu włosy, co robił zawsze, kiedy był zdenerwowany i starał się zrozumieć, o czym Julka właściwie mówi?  I co mają do tego żołnierze? 

– …i to jest właśnie stratategia. Jak w walce! A na tych karteczkach narysuj, co byś chciał zmienić. Narysuj swoje nowe ja. 

– Mam być zołniezem?  

– Nie! Możesz być kim chcesz. A potem narysuj, co byś chciał w naszym domu wyremontować. Ja na przykład narysowałam nowe łóżko. Piętrowe!  

– Tak! Rozumiem! – Sławek wyskoczył z łóżka i chwycił garść kartek. – Chcemy basen w ogrodzie! Dobze? 

– O, super pomysł! Dobrze, braciszku! Basen byłby extra. To jeszcze narysuj huśtawki! A ja potrzebuję fryzjera – Julka oparła głowę na zgiętej ręce i z niechęcią pomyślała o swoich włosach. Nie lubiła ich czesać, a puszczone luzem tworzyły na jej głowie wielki chaos złożony z kręconych sprężynek. Ale mama nie chciała się zgodzić na ścięcie, mówiła, że takie włosy to skarb. E tam, nowe ja w Julce mówiło, że potrzebuje nowych włosów.  

– Sławek! Nie rysuj żołnierzy w ogródku! Nie będzie żadnych żołnierzy! 

Sławek rozczarowany odłożył kredki. To po co Jula tyle gadała o walce i tej całej stratategii??? Co to za walka bez żołnierzy?! Siostry są dziwne… 

– Idę na śniadanko – oznajmił z nachmurzoną miną. – Jak nie chces zołniezy, to zjem cały dzem! 

– Hej!!! – wrzasnęła Julka. – Jak zjesz cały dżem, to… to ja powiem mamie, że nie możesz grać w Minecraft! 

Sławek stanął w pół kroku. Musiał przemyśleć sytuację i podjąć ważną decyzję. Stratategiczną. Westchnął ciężko i oznajmił zmęczonym tonem: 

– To szanataz. Ale ja wolę pograć niż mieć zolniezy. W sumie bardziej ich lubiłem, jak byłem młodsy.  

Julka z zadowoleniem uśmiechnęła się pod nosem. Teraz jej plany będą idealne! 

Twardo śpiącej Zosi nie obudziły rozmowy z kuchni, przespała rumory z pokoju dzieci, za to nagła cisza wydała jej się podejrzana. Nawet przez zasłonę snu. Otworzyła oczy i przez chwilę zastanawiała się, czy nie pomyliła dni, może dzieciaki są w szkole? A ona nie?? Który dzisiaj jest? Sięgnęła po telefon – na czarnym ekranie widniały cyferki wskazujące, iż jest już po dziesiątej, a data była jak najbardziej wakacyjna – piętnasty lipca. Wszystko więc w porządku.  

Otworzyła okno i usłyszała głosy dzieci, bawiły się w dalszej części ogrodu. Robert był w warsztacie garażowym. Hania… mogła być wszędzie. Może poszła powłóczyć się ze szkicownikiem, może spotkała z Maksem czy Liwią, może też jeszcze po prostu spała.  

A Jędrek? O Boże, przecież to dziś! Dziś trzeba odebrać wyniki Jędrka! Zosia boleśnie się skrzywiła na samo wspomnienie gastroskopii, chciałaby tego oszczędzić synkowi, ale nie było innej rady. Wyniki badań krwi, jakie musieli zrobić, nie były jednoznaczne i pobranie wycinków z jelita było jedynym wyjściem. Dziś okaże się, czy Jędrek ma celiakię, czy nie… Taka była opinia lekarza, dzisiejsze wyniki miały ją albo wykluczyć, albo – potwierdzić.  

Jeszcze parę dni temu rozmawiała o wszystkim po kolacji, kiedy zostali przy stole sami z Robertem. 

– Wiesz – zaczęła wtedy Zosia, patrząc na stół zastawiony resztkami składników do kanapek – jeżeli Jędrek będzie miał tę celiakię, trzeba będzie kupować mu osobny chleb. Bezglutenowy. 

– A nie możemy wszyscy go jeść? Nie byłoby łatwiej? – Robert był pełen dobrych chęci. Zosia pomyślała, że jej mąż ma wiele drobnych przywar, drażniących i denerwujących, ale nie można mu odmówić pozytywnego podejścia do życia. Odruchowo wyciągnęła rękę i wyciągając ją przez cały stół lekko pogłaskała męża po policzku. Stanowczo za rzadko to robię, pomyślała jeszcze i wróciła do tematu choroby dziecka. 

– Byłoby łatwiej, ale nie jesteśmy tak bogaci. Patrzałam w internecie na ceny bezglutenowego chleba, mówię ci, zbankrutowalibyśmy. Mąki też mają ceny kosmiczne… Czytałam też, że jeżeli w rodzinie jest ktoś z celiakią, to ma osobne garnki, osobną szafkę… 

– Dlaczego?! 

– Bo do ich jedzenia nie może przedostać się nawet okruszek jedzenia z glutenem. 

– Ale przecież… A wycieczki? Wyjścia? Ciasta? Kurde, nie myślałem, że gluten jest tak podstępny! 

– No… Ale jeżeli to właśnie ten cholerny gluten niszczy mu brzuch, to co mamy poradzić? A wiesz co, powiem ci coś jeszcze. Tylko się nie denerwuj! 

– Jasne. Jestem oazą spokoju. Zwłaszcza po takim wstępie! O co chodzi, Zosiu, mów. 

Zosia bezradnie popatrzała w ciepłe i pełne zaufania oblicze męża. Potarmosiła sobie włosy, westchnęła i w końcu wyrzuciła z siebie: 

– Bo wiesz, jak Jędrzej będzie miał celiakię, to trzeba będzie zrobić mu badania na inne choroby. To nie jest tylko kwestia jedzenia bez pszenicy. To choroba autoimmunologiczna, gdzie organizm źle funkcjonuje i mogą się rozwijać inne choroby. – Zosia musiała przerwać, oczy jej się zaczerwieniły, ale po chwili mówiła dalej: – To może być cukrzyca, tarczyca, choroby skóry, a nawet… nawet… daj mi chusteczkę, poproszę. Muszę nos wydmuchać, to wszystko jest bez sensu!  

Robert okrążył stół, podał Zosi chusteczkę, przytulił ją. 

– No już, nie płacz. Przecież ty nigdy nie płaczesz. Jesteś Zosia Halska z domu Szreder, najtwardsza babka w okolicy, a taka obsmarkana. No już. Damy radę, zobaczysz. Nie becz, jesteś duża dziewczynka. Silna. A ja głupoty pierdzielę z tych nerwów. 

– No, pierdzielisz. Ale masz rację. Co by nie było, damy radę. Ekhm, i wybacz, masz parę glutów na koszulce. 

 

Więc to dziś. Choćby nie wiem co, dadzą radę. Na szczęście wakacje dopiero co się zaczęły i mają sporo czasu, żeby się oswoić z bezglutenowym jedzeniem. Grunt to się nie zalamać, a na to Zośka miała swój plan! Do dzieła! –  powiedziała sobie energicznie i wyskoczyła z łóżka.

Za chwilę z łóżka spadł obudzony i przestraszony nagłym odsunięciem kołdry kot Benek, który do tej pory smacznie drzemał. Obrażony wyszedł z pokoju i przez otwarte w salonie drzwi tarasowe wyszedł na ogród. Wkrótce zza traw wystawał tylko jego wysoko uniesiony na znak protestu ogon. 

*** 

Niepomna wszystkich burz dziejących się w domu Hania wędrowała z plecakiem przez las. W plecaku niosła szkicownik i ołówki, lecz na razie nic nie wyciągała. Po prostu szła i pozwalała, by całe piękno lipcowego dnia wchłaniało się w nią i przenikało. Wiedząc, że nikt jej nie widzi, pozwalała sobie na stanie z zamkniętymi oczami, wyciąganie rąk w stronę słońca. Czasem mrużyła oczy i przekrzywiając głowę oglądała świat przebłyskami i cieniami. Rozdzielała smugi światła na pojedyncze pasma, dodawała do nich zieleń liści, wszystkie odcienie brązu i układała w nowej kolejności, zamieniała, mieszała, a obrazy płynęły przez nią i zapadały się pod powiekami.  

Choć trzeba przyznać, że niektóre wymachy rąk nie były tak romantyczne, a służyły li i jedynie odganianiu wszelkich owadów sprzed twarzy. Lub nitek pajęczyn. Mimo to szła przed siebie, czując po raz pierwszy od dawna czystą radość życia. Miała za sobą lata szkolnej opresji, eufemistycznie zwane przez społeczeństwo “edukacją”. Ze świadectwem dojrzałości w kieszeni była w końcu wolna! Trochę trudno przyszło jej z tej wolności korzystać, bo plany wciąż się zmieniały, a każdy nowy wydawał się bardziej pasujący. Dopóki nie pojawił się nowy na horyzoncie.  

Studia? Papiery złożone, na socjologię, ale czy to ta wymarzona droga? Czy na pewno? W sumie studia zawsze można zmienić. Mama z tatą nie naciskali pod tym względem, chcieli, żeby sama decydowała o swojej przyszłości.  

Wyjazd na rok? Maks i Liwia jechali do Holandii, załatwili sobie pracę gdzieś w kawiarni, czy barze. Namawiali i ją. Ale na cały rok? Była na to gotowa? O tym nawet rodzicom jeszcze nie mówiła, nie była pewna, czy warto podejmować rozmowę, jeżeli sama nie jest zdecydowana. Kiedy myślała o takiej zupełnej dorosłości, z jaką wiązał się wyjazd z domu na cały rok, czuła jednocześnie dreszcz niepokoju jak i podniecenia. Studia wydawały się nudą. Stateczną nudą w porównaniu z Holandią. I bezpieczną nudą…  

Świecie mój, podpowiedz mi, co mam zrobić? Hania chwyciła pierwszą gałązkę z listkami, zerwała i rwąc pojedyncze listki odliczała: jechać, studiować, jechać, studiować, jechać… Studiować.  

A chyba jednak wolałaby jechać!  Jak to kiedyś napisał Tolkien? – próbowała sobie przypomnieć. To było coś o drodze przed sobą. O, tak to szło: „Czasem niebezpiecznie jest wyjść z domu, gdy staniesz na drodze, nigdy nie wiadomo, dokąd cię nogi poniosą”. Tak właśnie jest, panie Tolkien, tak właśnie jest u mnie! – dodała w myślach.

Tfu, następna pajęczyna. Chyba czas wracać. Albo jeszcze najpierw naszkicować trochę tego lasu…  

– Hania, kobieto, przydałoby ci się więcej zdecydowania – mruknęła do siebie pod nosem. – Tak to daleko nie zajdziesz. Będziesz dreptać w miejscu. I zjedzą cię mrówki. I gzy. Tfu, uciekajcie mi, no już! Wynocha! 

*** 

Lato. Moment, kiedy życie zdaje się nieco zwalniać w swym pędzie, daje czas na podjęcie decyzji, poradzenie sobie z problemami. Długi dzień daje więcej chwil na uśmiech. Malownicza zieleń pokrywa większość niedostatków, malwy zakrywają drewniane krzywe płoty, słoneczniki odwracają uwagę i każą spojrzeć w górę, a to jak powszechnie wiadomo, sprzyja bardziej optymistycznemu spojrzeniu na życie. Latem nie da się chodzić ciągle z głową w dół, nie wciskamy jej też między szalik a czapkę. Deszcz witany jest z radością zarówno przez strapionych ogrodników jak i paru upartych rolników, co jeszcze się nie poddali i wciąż uprawiają ziemię. Wdzięczna za wilgoć ziemia nagradza upojnym zapachem rumianku, łubianów, trawy, czasem nawet niepokojącym nieco zapachem dzikiej róży.  

Lato. Pachnąca słońcem rozgrzana skóra. Pootwierane okna, promienie tańczące po drewnianych podłogach. Spakowany plecak i wycieczka. Szczęście na wyciągnięcie ręki. Kwaśne papierówki gotowane w kuchniach na dżemy. Wiśnie udające czerwoną biżuterię, co ozdabia najpierw drzewa w sadach, a potem błyska ze słoików w spiżarniach. Pachnące na cały dom ogóreczki małosolne, najlepsze na letnie kanapki. Chrzęszczący pod nożem szczypiorek, świeżutki, którym ogorzałe od pracy na powietrzu ręce posypują twarożek.  

Ten moment, kiedy wszystko wydaje się być na swoim miejscu, dopóki ekran telefonu czy telewizora nie zacznie przekazywać wiadomości o pożarach, rekordowych temperaturach czy utonięciach.

Bo też nie ma takiego dnia, miesiąca czy pory roku, które obiecywałyby, że dziś wszystko będzie dobrze. Zawsze pojawią się problemy i tragedie. Ludzką siłą jest po prostu codziennie mieć nadzieję na siły, by sobie poradzić.

Taką nadzieję miała i Zosia, kiedy odebrała wyniki Jędrka. Tego dnia ostatecznie potwierdziło się, że jej syn ma celiakię. Oznaczało to, oprócz wszystkich problemów związanych ze zmianami w diecie, iż od dziś przynajmniej wiadomo, czemu tak bolał go brzuch, czemu często chorował i czemu miał anemię. Wiadomo, co mu jest i jaką drogą iść dalej – a to już dużo!

Nawigacja wpisu

← Urlop. Kawa. Kryminał.
Literacki Sopot 2023 →

2 thoughts on “Opowieści rodzinne. Lato – część 1”

  1. Agata pisze:
    29 sierpnia 2023 o 09:06

    Ale to jest świetnie napisane! Podoba mi się ogromnie. Chcę więcej! Zaraz się zabieram za czytanie poprzednich po kolei

    Odpowiedz
    1. Ola pisze:
      29 sierpnia 2023 o 13:23

      dziękuję ci bardzo! To zapraszam do świata Zośki 🙂

      Odpowiedz

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

kontakt
Ola, siedzi w oknie, zdjęcie czarno - białe, melancholijne, bo tematem jest czas
To ja, Ola, zapraszam do mojego zwykle uśmiechniętego świata. Choć chwile zwątpienia, goryczy i szarości też tu są, co zrobić... Też tak masz? To się zrozumiemy!
Poczytasz u mnie o codzienności, o polecanych książkach, czasem o wychowaniu. Ot, życie najzwyczajniejsze. Choć przeplatane bajkami!

Ostatnie wpisy:

  • Książkowe historie
  • Trochę o ogrodach
  • dziś jest tylko wyrazem
  • Bajki
  • Co czytać – moim zdaniem

Archiwa blogowe:

  • listopad 2025
  • wrzesień 2025
  • sierpień 2025
  • czerwiec 2025
  • maj 2025
  • luty 2025
  • grudzień 2024
  • listopad 2024
  • październik 2024
  • wrzesień 2024
  • sierpień 2024
  • lipiec 2024
  • czerwiec 2024
  • maj 2024
  • kwiecień 2024
  • marzec 2024
  • luty 2024
  • styczeń 2024
  • grudzień 2023
  • listopad 2023
  • październik 2023
  • wrzesień 2023
  • sierpień 2023
  • lipiec 2023
  • czerwiec 2023
  • maj 2023
  • kwiecień 2023
  • marzec 2023
  • luty 2023
  • styczeń 2023
  • grudzień 2022
  • listopad 2022
  • październik 2022
  • wrzesień 2022
  • sierpień 2022
  • lipiec 2022
  • czerwiec 2022
  • maj 2022
  • kwiecień 2022
  • marzec 2022
  • luty 2022
  • styczeń 2022
  • grudzień 2021
  • listopad 2021
  • październik 2021
  • wrzesień 2021
  • życie i …
  • życie i książki
  • życie i problemy

anegdotki dobry humor dziecko jesień kryminały książki malarstwo matka-feministka małżeństwo musierowicz muzyka notatki nowy_dzień opowiadanie przepis reportaże rodzina rozmowa rozmowy samo życie spokój współczucie wychowanie wyjaśnienie zdjęcia zdrowie święta żółte liście

gdzies.tam.pomiedzy

Przeważnie czytam.
Czasem piszę o życiu: bajki i inne bzdurki.

Rozważnie ale i niepoważnie. Kto tak czasem nie po Rozważnie ale i niepoważnie. Kto tak czasem nie potrzebuje, ja nie wiem, nie znam takich albo też szybciutko taką zbyt poważną znajomość kończę:) Bez humoru ani rusz dalej. Te wszystkie balony powagi i dostojeństwa tak bardzo potrzebują przekłucia, że tylko biegać ze szpilkami...
Umberto Eco na marginesie swojego poważnego brulionu dorysowuje wąsy filozofom i układa ich doktryny w rymujące się wierszyki. 
Ja nie wiem, co na to Kant czy wielebny Anzelm z Aosty, ale mi się tak podobało! 
Druga część to szturchanie literatury.  Tak często wydaje się nam - bo na pewno nie tylko ja tak mam - że literatura piękna czy inny Tomasz Mann to nie dla zwykłych śmiertelników, że trzeba przejść jakiś stopień wtajemniczenia, że wstyd nie znać ale też wstyd nie polubić, jak tu żyć, no nie da się! Tymczasem w tych wszystkich czarodziejskich górach można odkryć tyle ironii, uszczypliwego poczucia humoru - nie trzeba nam klękać na kolana a po prostu uśmiechnąć się i czytać, czytać. U Eco po nosie dostaje też Proust czy Joyce. 

Przypomina mi się, że wszystkie gazety zawsze zaczynałam czytać od felietonów, szukałam rysunków satyrycznych, dopiero uzbrojona chwilą uśmiechu mogłam iść w powagę. 

Taką chwilę daje też książeczka Umberto Eco, ode mnie - polecajka! 

@oficyna_noir_sur_blanc - #wspolpracabarterowa 
_____________________________
Rozważania niepoważne 
Umberto Eco
Tłum. Monika Woźniak i Iga Kochańska
Tomasz Stawiszyński - krótkie przypomnienie filozoficznych pojęć czy nazwisk
Wyd. Noir sur Blanc
____________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #rozważanianiepoważne #umbertoeco #oficynanoirsurblanc
Mapa niepokoju - gdzieś otwarte okno. Niezamieszka Mapa niepokoju - gdzieś otwarte okno. Niezamieszkanie.
Niedokończenie 
Nie-pokój
_________________________
No i został taki obrazek niedokończony. 

#gdziespomiedzy 
#kolażanalogowy

#mewarządziijuż
Jestem tylko zwykłą czytelniczką - czuję potrzebę Jestem tylko zwykłą czytelniczką - czuję potrzebę usprawiedliwienia, z góry przepraszam - i jako taka - bo żadna ze mnie znawczyni - nie wiem czemu akurat Panny z Wilka tak stanęły na piedestale, no nie wiem! 
Niech mnie ktoś przekona, że to opowiadanie przetrwało próbę czasu, chętnie posłucham, i odpowiem, że chyba raczej jednak nie przetrwało :)

Ale opowiadanie o cyrkowcu, co zaczyna poznawać inne życie, kończy się to tragicznie,  albo o opętaniu miłością, oj biednieńkij on i ona, ta od aniołów... Brzezina też mi zostanie w pamięci, z całym tym swoistym pięknem, na granicy liryki i zwykłego życia. Opowiadanie o rodzinie z młyna znad Lutyni, o wojennych ranach w duszy i w drugim człowieku - tak, bierzcie, czytajcie! Tak się pisze opowiadania, takich chcę czytać więcej!

Jakie właściwie polskie opowiadania polecacie? 
Mają też być tak dobrze napisane, jak u Iwaszkiewicza, taki warunek:)
___________________________
Brzezina i inne opowiadania 
Jarosław Iwaszkiewicz 
Wyd. Czytelnik
___________________________
#gdziespomiedzy #bookstagrampl #brzezinaiinneopowiadania #jarosławiwaszkiewicz #wydawnictwoczytelnik
Gdzieś tam pomiędzy bibliotecznymi regałami, troch Gdzieś tam pomiędzy bibliotecznymi regałami, trochę obok Leśmiana,  ale tak bardziej w mrok, gdzie pod nogami pałętają się koty, jeże, w bibliotece wszystko wszak może się zdarzyć, jesienny zachód słońca też, nicości, byt z niebytem się mylą, a ja obok stoję i przypatruję się przelatującym gawronom, pomiędzy istnieniem a jego odwrotnością, wyciągam z regału Rymkiewicza, na los się zdaję, oj, to nie jest najlepszy pomysł... 
@w.dziurawych.trampkach - wybrałam te jesienne ogrody, proszę bardzo:)
_________________________
Jarosław Marek Rymkiewicz
Zachód słońca w Milanówku
Wyd. Sic!
________________________
#gdziespomiedzy #bookstagrampl #jarosławmarekrymkiewicz #zachódsłońcawmilanówku
Małgorzata Halber to jedna z moich ulubionych życi Małgorzata Halber to jedna z moich ulubionych życio-pisarek. Czytałam Książkę o miłości, czytałam Hałas, teraz Najgorszego człowieka i uważam że nikt poza Halber nie umiałby pisać jak Halber. I już. Ja tą szczerość i odzieranie warstw biorę i zachłannie czytam.
O czym jest #najgorszyczłowieknaświecie pisał swego czasu cały bookstagram, pod tym hasztagiem jest mnóstwo opisów, ja już tylko dodam swój stary wierszyk o kocie, bo pasuje do okładki:

Mam takiego kotka
Mały dość jest, nieporadny, 
nawet chwilami zabawny 
Balkon na czwartym piętrze 
wydaje mu się idealny 
do skakania przy barierkach

Chyba nie wie co to lęk

Przychodzi 
i bez pytania czy może 
każe się głaskać 

On naprawdę nie wie 
Co to lęk

PS. Tak, to jest książka o lęku. 
Czytaliście? Lubicie ten styl pisania?
______________________________
Małgorzata Halber 
@mroczny_msciciel 
Najgorszy człowiek na świecie 
Wyd. Znak Literanova 
@znak_literanova 
______________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram  #małgorzatahalber #znakliteranova
Bajka na dobranoc to nowy projekt bajkowy, który n Bajka na dobranoc to nowy projekt bajkowy, który nam przyjemność przedstawić. Zanim przejdę do szczegółów, to powiem jedno: od września czytam dzieciom opowieści z tego cyklu i podoba się nam. A to najważniejsze. 

Cóż to jest, ów projekt i cykl?
Otóż Mateusz Racut - twórca Bajki na dobranoc - zaprasza nas do Lasu Mądrości, a tam czekają naprawdę sympatyczni bohaterowie: Lisek Dobrusek, Żabka Fajtłapka, Sowa Wiedzulka i inni. Przeżywają swoje leśne i życiowe problemy, raz będzie to złość i zazdrość, raz samotność, raz problemy ze zdrowiem... No samo życie, nieprawdaż? 
I cała magia bajek z Lasu polega teraz na tym, że problemy można rozwiązać... bez czarów. Żabka, Lisek, Dzik, Mrówka uczą się rozmawiać, oddychać, zastanawiać nad daną sytuacją a Lisek Dobrusek zawsze zapisuje w swoim pamiętniku, czego się dziś nauczył. I jest w tym piękna prostota, którą lubią dzieci. Lubią też powtarzalność bajek, ich przewidywalność i ciepło, które kryje się także w literackim języku opowiastek. 

Last but not least - są też kolorowanki do wydruku i wersje audio - taki bonus:) 

Nie poznałabym Liska Dobruska, gdyby nie propozycja współpracy ze strony twórcy - za co teraz naprawdę dziękuję. Po paru dobrych tygodniach sprawdzania i testowania - polecam. Polecamy! Bo dzieciaki-przedszkolaki najbardziej :) 

www.bajkanadobranoc.com
______________________
#gdziespomiedzy
#bookstagram #literaturadladzieci #współpraca #mateuszracut #bajkanadobranoc #całapolskaczytadzieciom
Lubię świat z wierszy Małgorzaty Lebdy. Bliskie j Lubię świat z wierszy Małgorzaty Lebdy. 
Bliskie jest mi szukanie słów na opisanie życia tu i teraz, ale także gdzieś z boku. Chwile które stają się metaforą, lub też zupełnie na odwrót - szukanie tego, co najprostsze, już bardziej przecież o codzienności i to tak do kości się nie da. 
Właśnie tak, posłuchajcie: "możliwe, że chodziło o proste sprawy: pokryte rdzą brzozy, jary, w których rodziła się noc (...). I jeszcze to: słowa, te, co robią nam w środku radykalne rzeczy". 
Możliwe wszak, że chodzi właśnie o to.

"I czytanie wierszy, czytanie wierszy, czytanie wierszy na głos".

Rytmiczne, uspokajające staccato...
________________________
Małgorzata Lebda
Mer de Glace
Wyd. Warstwy
________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #małgorzatalebda #merdeglace #wydawnictwowarstwy
Dobre to było kryminalne czytanie, muszę przyznać. Dobre to było kryminalne czytanie, muszę przyznać. Takie wyważone - akcja, groza i humor w proporcjach, które pozwalają zanurzyć się w książce z przyjemnością.

A sama historia oparta jest najpierw o opowieści  rodzinne, sięgające jeszcze czasów powstania styczniowego, potem autor sięga po opowieści i kroniki kryminalne, dodaje też parę legend z gór świętokrzyskich. 
Siembieda scala to wszystko historią dwóch zwaśnionych rodzin, dla których honor = zemsta i kto tego równania nie rozumie, to do rodziny nie należy, koniec kropka. Ech, Jadźka, mogłaś pokochać kogo innego, a tak to szekspirowski dramat się ułożył... 

Dodam, że nie jest to właściwie typowy kryminał, trochę się wymyka gdzieś obok, powiedziałabym bardziej: opowieść kryminalna. Z panoramą zawieruchy dziejów w tle, bo jak na powstaniu styczniowym się zaczęło, tak kończy się w czasach programu Temat dla reportera. Nie szukamy z komisarzami sprawcy, nie grzebiemy z detektywami czy profilerami w głowach morderców - bo wiemy co i kto. A jednak zostajemy z pytaniem o tę naszą ludzką naturę... 

I z obrazem wosku skapującego z gromnicy, kiedy zostaje wydany wyrok.

Jesienna polecajka - jak najbardziej!

@znak_literanova @monika_i_ksiazki - współpraca barterowa - i to udana, dziękuję :) 
____________________________
Maciej Siembieda 
@maciejsiembieda
Gołoborze
Wyd. Znak Literanova
#wspolpracabarterowa
______________________________
#gdziespomiedzy #bookstagrampl #maciejsiembieda #gołoborze #maciejsiembiedagołoborze
#wydawnictwoznakliteranova
Jak zadbać o siebie, kiedy w dzieciństwie nikt cię Jak zadbać o siebie, kiedy w dzieciństwie nikt cię tego nie nauczył - próba odpowiedzi. 
Próba, bo to pytanie na które nie będzie jednej prostej odpowiedzi. 

Więc - czy to próba udana? 

Dla mnie tak. Poradnik Niewidzialne rany mogę spokojnie polecać, jeżeli szukacie książkowo-fachowej pomocy w zakresie uporania się z dorastaniem w dysfunkcyjnym domu. 
Bez ckliwości, konkretnie o problemach w dorosłym życiu, kiedy dzieciństwo nie zapewniło ci stabilności emocjonalnej i kiedy wciąż jedną nogą - a raczej częścią umysłu - w tym rodzinnym domu tkwisz. 

"Chcę pokazać mechanizmy, zależności i schematy, które posłużą ci do stworzenia instrukcji obsługi własnej głowy" - pisze we wstępie autorka. Nie obiecuje różów ani brokatów na nowej ścieżce życia, ale mówi: spróbuj się sobie przyjrzeć z boku, daj sobie szansę. Przeczytaj, czemu się boisz, czemu wciąż jesteś przekonana o swojej "beznadziejności", a jak trzeba to idź też na terapię, przegadaj to swoje życie, daj sobie przyzwolenie na pomoc.

Warto zwrócić uwagę, że nie jest to akt oskarżenia wobec rodziców, nie - cała uwaga skupiona jest na próbie zrozumienia, przyjęcia pewnych faktów i zdecydowania się na takie życie, które nie będzie już uwięzieniem w przeszłości. 

Poradnik o odzyskiwaniu równowagi, nie dzięki magicznym plasterkom, a dzięki wiedzy z zakresu psychologii. 
Więc ja mówię: tak. Polecajka - jeśli potrzebujesz. 

#współpracabarterowa z @wydawnictwo_publicat
_____________________
Niewidzialne rany
Andżelika Dominiak-Banach
@andzelika.dominiak_psycholog
Wyd. Publicat
Ilustracje: Patrycja Niewiadomska
________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #niewidzialnerany #andżelikadominiakbanach  #wydawnictwopublicat
Arabeski to rodzaj wypełnienia, tło, ozdobne motyw Arabeski to rodzaj wypełnienia, tło, ozdobne motywy - coś co nie jest głównym obrazem. Mikroświaty. 
Opowiadane mimochodem, przyuważone, tu ślub, tu szpital, tam sprzątanie, albo ta smutna randka w hotelu, dzieciaki, którym zawozi się puszki i konserwy, przecież wojna, ale też przecież zwyczajne życie...
Ślady i zapiski spomiędzy światów ważniejszych i bardziej zrozumiałych: frontu i codzienności. 
Kiedy nachodzą na siebie, wszystko staje się inne. Niepasujące. Poprzesuwane.
Czytanie takich książek staje się rodzajem  współodczuwania, trudno z tych opowiadań wyjść. I to jeszcze w taki na przykład złoty październik sobie wyjść, ale warto je przeczytać, naprawdę.
Przynajmniej ja tak myślę;)

A wypożyczone są Arabeski z biblioteki, przypadkiem, kiedy tak chciałam już nic nowego nie brać, ach te postanowienia...
____________________________
Arabeski
Serhij Żadan
Tłum. Michał Petryk 
Wyd. Czarne
_____________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #arabeski #serhijżadan #wydawnictwoczarne
Sięgnęłam po Złodziei bzu, bo akurat miałam na tel Sięgnęłam po Złodziei bzu, bo akurat miałam na telefonie. A miałam bo kiedyś naczytałam się, że "czytajcie, czytajcie, będzie fajnie!".
No i nie, nie było fajnie, składam reklamację! I skargę i zażalenie. I ja się tak nie bawię i już.
Po pierwsze - nie było ostrzeżenia, że to parodia. Zdążyłam się pierdyliard razy oburzyć, zanim dotarło do mnie, że to groteska, parodia właśnie, że to Nic śmiesznego z innymi rekwizytami, że to Kariera Nikosia Dyzmy choć z innym tłem. Z wąsem Wałęsy.
Dopiero tak ustawiona perspektywa pozwoliła mi czytać spokojnie.
Po drugie - wcale i tak nie czytało się spokojnie, bo główny bohater to strasznie antypatyczna postać. Wkurzająca.
Po trzecie - wkurzam się na siebie, bo może wychodzi ze mnie jakaś, omatkobosko, dulszczyzna??? Jakieś kołtuny mam do rozplątania? Nie umiem sama z siebie się pośmiać? Cha, cha, cha. Właśnie że umiem. 
Po piąte i dziesiąte - żeby bez śmierdział zgnilizną - to już przesada. Totalnie. Tu już czuję się urażona do żywego! 

W każdym razie dzieje rodziny z Wołynia w naprawdę innym ujęciu, nietypowo. 

Kto teraz też chce przeczytać?? 😂
________________________
Złodzieje bzu
Hubert Klimko-Dobrzaniecki
Wyd. Noir sur Blanc
________________________
#gdziespomiedzy
#bookstagram #złodziejebzu #hubertklimkodobrzaniecki #noirsurblanc
Jakoś ponad rok temu przyszła do mnie opowieść o H Jakoś ponad rok temu przyszła do mnie opowieść o Henryku. Wiedziałam o nim tyle, że może się oprzeć o ciepłe deski domu, i że ma kota, i się do sobie z tymże kotem uśmiechają, i tak sobie razem czekają, zapewne na te porzeczki;) Bardzo chciałam poznać całą jego historię.

Teraz wiem trochę więcej -
Może on czeka na list. 
Może po prostu wspomina.
Na parapecie okna stygnie herbata, słychać z dala żurawie. Szarość nieba i wiatr.
Niby nic.

Tak sobie myślę, że to była najdelikatniejsza historia jaką czytałam. I będę czytać jeszcze wiele razy, bo wciąż nie wiem, czy te porzeczki to dojrzały czy nie?? 

@gosssiaaak - dziękuję! Za twoją gotowość do dzielenia się, chociaż znamy się tylko z tego, co piszemy... 
Nawet nie wiesz, jak wiele radości i wzruszenia mi podarowałaś:) 
_______________________
Kiedy dojrzeją porzeczki
Joanna Concejo
@joannaconcejo 
Wyd. Wolno
@wydawnictwowolno
_______________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #joannaconcejo #kiedydojrzejąporzeczki #wydawnictwowolno
Mój Instagram

życie i książki

Urlop. Kawa. Kryminał.

18 lipca 2023
życie i problemy

„Wstawaj, szkoda dnia!”

6 października 2021
życie i ...

Plontynki – czyli myśli różne

14 maja 2023
życie i ...

Przed snem

18 marca 2022
życie i ...

Dzień Dziecka

1 czerwca 2024
życie i książki

Czytamy dzieciom. Tym trochę starszym.

26 listopada 2022
życie i ...

Gdzieś pomiędzy – czyli gdzie?

23 września 2021
życie i problemy

Myśli… spierniczone? O piernikach i nie tylko. Część 1

8 grudnia 2021
życie i książki

Życie, książki i muzyka

1 października 2021
życie i książki

Opowieści rodzinne – 4

11 lutego 2022

© 2025 gdzieś pomiędzy | Powered by Minimalist Blog WordPress Theme