Jeszcze w czwartek rano myślałam, że nie mam wpisu na ten tydzień. Co mam marudzić, że wszystko źle, o tym wszyscy wiemy… Nic innego nie przychodziło mi do głowy niż lamentowanie i olaboga. Do czwartku. Co to ja w czwartek odwaliłam, to ja sama nie wierzę… posłuchajcie! Moje anegdotki z życia wzięte.
Idę sobie rano do sklepu, coś kupuję, pierduły jakieś, do kasy zmierzam, a tam pan sąsiad już towar swój wykłada, siateczki przygotowuje, uśmiecham się więc na „dzińdobry” i rozmawiamy sobie:
– A wie pani – zaczyna miło sąsiad – ja to Ukrainkę mam w domu, u siebie, a tak patrzę, że pani nawet do niej podobna!
– O! – ucieszyłam się, odczułam to jako rodzaj solidarności z Ukrainą, w końcu takie wojenne czasy to i odruchy solidarności dziwne – a wie pan, że może to moje wschodnie korzenie? Bo moja prababcia z Białorusi była! Choć wtedy to jeszcze nie była Białoruś – dodaję i zamyślam się lekko nad tymi zawirowaniami historycznymi, nad tym jak granice się zmieniają, żal poczułam, ze Białoruś teraz po tej złej stronie… No w każdym razie myślami byłam przy tej nieszczęsnej Białorusi i Rosji, kiedy słyszę, jak sąsiad mówi:
– Ale wie pani, ja myślę, że oni wygrają.
– Co? Jak to?! – oburzam się. – Jak zła strona może wygrać, no co pan, nigdy… – Tchu nabieram, chcę mówić dalej, że przecież Rosja wygrać nie może, gdy coś mnie tknęło. Gdybyście to spojrzenie widzieli… Ludzie, ale wtopa! Oddechu już nie nabrałam, tylko cichutko pytam:
– Eee, pan o Ukrainie mówił, prawda? O Boże, przepraszam! Ja myślami przy tej Białorusi nieszczęsnej byłam, myślałam, że pan o Rosji mówi, że wygra! Przepraszam…
Nie wiem, czy pan sąsiad mi uwierzył. Ja sama poczułam się jak szpion radziecki! Wstyd jak smok.
To żeby wątpliwości nie było:
(wrażliwi niech ominą linijkę tekstu, będzie tu brzydkie słowo na p***)
FUCK YOU PUTIN!
Druga sytuacja to już po południu. Po pracy, wracam, ba, wchodzę już zmarznięta w próg tego cieplutkiego domu, kiedy dzwoni mąż. Był po wizycie u lekarza i nigdzie nie mógł wykupić recepty, prosił żeby sprawdzić, czy tego leku nie będzie w Gościcinie w aptece. O kurwuniu, jak mi się nie chciało łazić już nigdzie… Ale, jak to mówią, zdrowie najważniejsze… Dzwonię najpierw, lek jest, to idę już, no idę. Myślę sobie, że jak położę ten skarb przed moim drogim mężem, to powiem coś w stylu: „patrzaj, mój drogi, to dowód miłości mej największej! Dla ciebie na ten mróz znów wylazłam! No jak to nie jest miłość, to ja już nie wiem!”. Pełna zachwytu nad sobą idę, kupuję, wracam. Vendi, vidi, vici.
Tylko to nie był widać mój dzień. Znów wszystko poszło nie tak.
Okazało się, że kupiłam zastępnik jakiś, co to nie miał być, i mimo zapewnień pani w aptece, że to to samo, to jednak okazało się, że to nie jest to samo. Los się o tyle nade mną zlitował, że dużo kasy nie wydałam. I tyle z mojej wielkiej miłości…
Pomożecie? Pomożemy!
Tak sobie myślałam ostatnio, jak to jest z tym naszym pomaganiem. Dlaczego chcemy pomagać, jakie mamy odczucia, i co właściwie w naszym pomaganiu jest egoizmem. I czy to dobrze czy źle – pomagać?
Rzucenie się na pomoc jest z reguły pierwszym odruchem, jaki w nas się budzi na widok czyjejś krzywdy. Oburzenie, gniew, litość – kłębią się w nas odczucia, z którymi musimy sobie poradzić, gdy ktoś obok cierpi. Chcemy się z tym uporać nie tylko dla tego, kto jest skrzywdzony, ale i dla siebie, żeby się lepiej poczuć.
Czy to źle?
Ja tak sobie myślę i rozkminiam, i dochodzę do wniosku, że nie jest to takie złe. To jest NATURALNE. Normalne. Nie jesteśmy tak stworzeni, żeby być obojętnym. Cudzy zły los porusza i nas – to normalne. Bo współczujemy. Normalne jest tak samo, że się boimy, by ten sam zły los nie spotkał nas. Czasem pomagamy, bo to forma zaklinania rzeczywistości – może mi nic nie będzie, jak teraz pomogę tobie… Może mnie ominie nieszczęście…
Normalne jest też, że czujemy się po prostu źle, widząc smutek i cierpienie. Coś zrobimy – i cyk, jest lepiej i nam i komuś.
A wstawienie zdjęcia, że zrobiłam/em to czy tamto, pochwalenie się – czy to cos złego? Absolutnie nie! Jak zrobiliśmy kawał dobrej roboty, to czemu się nie pochwalić? Jesteśmy społecznymi istotami, chcemy poczuć się częścią tej dobrej strony mocy, tej jaśniejszej, chcemy podkreślić, że można coś zrobić dobrego, bo samo zamartwianie się nic nie da. Jak ktoś nie czuje takiej potrzeby, to też w porządku, w końcu nie to jest najważniejsze. Efekt – ktoś otrzymuje to, co potrzebuje, jest ten sam, i o to chodzi. Wytykanie palcami – ty, pa, ta już na fejsie ma zdjęcie ze zbiórki, czy flagę, czy inne serducho niebiesko – żółte – nie wydaje mi się na miejscu. Nie chcesz, nie wstawiaj nic u siebie, ale daj innym decydować bez oceniania. Wszyscy jesteśmy w sytuacji nowej i różne mamy podejścia, dajmy sobie nawzajem miejsce dla siebie. Grunt, że nie jest się ruskim trollem, no nie?
Ja na przykład bardzo doceniam teraz instagramowy profil Make Life Harder. Jak już łzy mi się cisną do oczu, to lecę do nich po śmiech. Śmiech jak zbawienie.
Oczywiście, grunt, żeby robić to wszystko z głową, ale to byłby temat na osobny wpis.
A i tak wiadomo, kto pomaga najlepiej… polski rząd! No przecież! To dzięki polskiemu rządowi nie ma u nas obozów dla uchodźców! *
*dla nietajemniczonych – co robi polski rząd to jak tak średnio się orientuję. Wiem, że dużo gada. Pomoc jest na barkach wolontariuszy i organizacji pozarządowych. To jest sytuacja, którą można palcem wytykać – ktoś chce zgarnąć laury za czyjąś ciężką pracę. To jest powód, by się wstydzić.
Mam jeszcze taki mądry cytat, od Lucy M. Montgomery, z książki „Rilla ze złotego Brzegu” Tam akcja dzieje się w czasie pierwszej wojny światowej, synowie Ani z Zielonego Wzgórza idą walczyć, kobiety zostają ze swoim strachem i ciężarem codziennego życia, kiedy myślami są zupełnie gdzie indziej. I w pewnym momencie jedna z postaci mówi o tym, jak postanawia być bohaterką. Jest w tym coś przejmującego – kiedy bohaterstwem jest zwykłe, codzienne życie ale z uśmiechem i odwagą w sercu, kiedy czasy są mroczne i pełne zła.
Posłuchajcie:
„Zuzanna przystanęła w pobliżu łóżka Ani i oznajmiła:
– Droga Pani doktorowo, postanowiłam zostać bohaterką.
’Droga Pani doktorowa’ uczuła nagle ochotę do śmiechu, co było bardzo niestosowne z jej strony, gdyż nawet nie śmiała się wówczas, kiedy Rilla zwierzyła się przed nią ze swych bohaterskich postanowień. Co prawda, Rilla była młodą dziewczyną w białej sukience i błyszczących oczach, podczas gdy Zuzanna otulona była w tej chwili w szarą flanelową nocną koszulę, a siwe włosy przewiązane miała czerwoną wełnianą tasiemką (…). Ale właściwie nie było między nimi żadnej wyraźnej różnicy.
– Nie mam zamiaru lamentować, ani narzekać, ani też udawać się o pomoc do Wszechmogącego. Narzekanie i rozpacz nie doprowadzą do niczego. Trzeba wziąć się za bary i wtedy dopiero możemy coś zdziałać. Właśnie ja biorę się za bary. Ci kochani chłopcy poszli na wojnę, a my, kobiety, droga pani doktorowo, musimy znosić to mężnie, musimy podnieść w górę głowy!”
I uwaga: dzisiejszy wpis sponsorują serwetki, które „kupiłam” w ramach pomocy Ukrainie. I bardzo chętnie się tym pochwalę: ja wpłaciłam co mogłam, a dostałam w zamian te piękne małe arcydzieła.
Licytowałam też śliczną torebeczkę szydełkową, ale przegrałam, trudno.
Ale wpadł mi taki pomysł do głowy, że może i ja coś mogę tak zrobić?
Zwykle udaje mi się upiec coś zjadliwego, bo nie polecam się w kupowaniu leków czy niespodziewanych rozmowach w sklepie; to nie, ale muffinkowe babeczki wychodzą mi zwykle całkiem spoko. Wsparły już festyn jeden czy drugi. Więc moja propozycja brzmi tak:
jeśli ktoś zdecyduje się wesprzeć wybraną ogólnopolską znaną zbiórkę na rzecz Ukrainy, ja w zamian robię bezglutenowe muffinki, czekoladowe lub cytrynowe (bo zawsze wychodzą). Wpłata musiałaby być co najmniej 50 zł, żeby to wszystko miało sens, bezglutowe rzeczy są drogie, co nie? Jak ktokolwiek się zgłosi, to będę myśleć nad szczegółami, typu dowód wpłaty, forma kontaktu i dostarczenia itp. Co myślicie, jest ktoś chętny? Nie trzeba pisać w komentarzu, wystarczy w wiadomości prywatnej, na messenger na przykład. Albo można do mnie po prostu zadzwonić, prawda rodzinko? Bo nie wątpię, że moje wierne fanki w postaci siostry i mamy pójdą w to ze mną!
Wchodzę w te muffinki Olu ale za tydzień bo dostanę wtedy pieniądze ok? Bardzo mnie twoje wpisy podnoszą na duchu czekam na nie i czuje to co ty tylko nie umiem tego wyrazić ❤️Serwetki są cudowne mam też piękne po Babci Pelasi mogę dać na aukcję żeby wspomóc potrzebujących ludziTwoje kompozycje serwetek z tulipanami są piękne. Masz rację nie można się załamywać lamentować popadać w niemoc trzeba tak jak piszesz podnieść głowę działać pomagać ten wpis o Zuzannie pasuje jak ulał udostępniam twój blog może ktoś poczuje się silniejszy lepszy…albo się uśmiechnie mam taką nadzieję pa kochanie buziaki
Dzięki Hanuś, jasne że za tydzień będzie ok 🙂 można pokombinować z serwetkami od Babci, też mam parę i nigdy wszystkich nie używam… to może będzie całkiem dobry pomysł! też przesyłam buziaki!!!