Zdarzył się ostatnio jeden piękny dzień – kiedy padał delikatnie śnieg, nie było wiatru – pięknie, baśniowo, rozumiecie – istny świąteczny nastrój. Szłam rano do pracy po takim świeżym, chrupiącym, trzaskającym i chrzęszczącym pod butami śniegiem i cieszyłam się jak dziecko z tej małej chwili jak z bajki. I zastanawiałam się, jak to jest – czy wolę iść po śladach, które już ktoś zostawił, czy wolę tworzyć swoje własne?
I zastanawiałam się, jak opisać Wam piękno poranku, kiedy niebieskość zbliża się powoli a mrok posępnych chmur nieubłaganie ustępuje. Jeszcze mocno panoszy się sierp księżyca ale pierwsze promienie słońca już są na wyciągnięcie ręki. Noc minęła. Można odetchnąć. Nowy dzień – status zaktualizowany!
No i stwierdziłam, że zamiast opisywać, to pozbieram trochę zdjęć z zimowych wschodów słońca i innych okoliczności przyrody.
Tylko jeszcze opowieść:
Skończył się listopad. Rośnie poziom optymizmu, choć powoli! Pierwszego grudnia byłam po południu na szczepieniu – dawka przypominająca – i lekarz oczywiście pyta przed ukłuciem:
– Jak się pani czuje?
Na co ja oczywiście ponuro odpowiadam:
– Jak to w listopadzie…
Pan doktor szybko zerknął, co to za żartowniś mu się trafił, ale chyba moja blada, wymęczona twarz ziejąca smutkiem, melancholią i ogólną szaro-burością sprawiła, że zmiękło mu serce i mówi ów lekarz do mnie ciepło:
– No, już grudzień mamy!
– A, rzeczywiście – uśmiechnęłam się leciutko, bo to jednak dopiero co początek tego grudnia, w dodatku rozchlapany i rozwiany – dziękuję – dodaję – i ogólnie czuję się dobrze. Można szczepić 😊
Olu cudnie opisałaś Poranek i przyrodę zimową te zdjęcia są super mam nadzieje ze dobrze się czujesz po szczepieniu Mai obraz jest idealny podoba mi się to dbanie o szczegóły te włosy oczy no ma moja wnuczka talent ❤️do zobaczenia jutro na kawce☕☕☕