Skip to content
napis gdzieś pomiędzy - blog o życiu i...
Menu
  • O mnie
  • Gdzieś pomiędzy – czyli gdzie?
  • życie i …
  • życie i książki
  • życie i problemy
  • Czytamy dzieciom
  • Opowieści rodzinne
Menu
to był maj - kartka z kalendarza, ozdobiona na pomarańczowo, z pomarańczowym obrazkiem w tle i z kredkami

To był maj…

Posted on 21 maja 202321 maja 2023 by Ola

Jedne problemy w pracy, drugie w domu. 

Trzecie w kuchni, czwarte w dziecięcych pokojach. 

A po drodze piąte i dziesiąte: zakupy, pranie, zmywanie, pokłóconych godzenie, nosów wycieranie, ran opatrywanie, dmuchanie, głaskanie, czytanie, zapisywanie, sprawdzanie, dzwonienie, umawianie, doradzanie, martwienie się i…  

Ta litania nie ma końca.  

I zawsze będzie refren: “Matko bosko, zapomniałam jeszcze o tym, tamtym, sramtym i owamtym!” 

Zmęczenie – to nasze drugie imię. 

Gdzie powiedzieć stop? Jest taki moment?  

Ano niestety jest. Jest taki moment, za którym zmęczenie przeważa. Opadamy z sił jak jedna z szalek na starej wadze, takiej jaką kiedyś w warzywniakach używało się, żeby sprzedać pomidory z ogródka i ziemniaki z pola. Po drodze z pracy, każdy kupował, w kolejce swoje odstał, trzeba, choć nogi spuchnięte i portfel prawie pusty, bo wtedy też to samo gonienie było, obiady do zrobienia, ogórki na mizerię do utarcia, dzieciaki do ogarnięcia… A jeszcze wcześniej – jeszcze trudniej.  

Może kiedyś wagi były mocniejsze, może my dziś delikatniejsi – nie wiem, nie jestem socjologiem. Ale jestem mamą i pracuję. I co nieco o zmęczeniu wiem. I się wypowiem, a co! Posłuchajcie mojej mini-opowieści o zmęczeniu! 

Nie tak dawno temu i nie tak daleko gdzieś, zaledwie tu i przed chwilą żyła sobie Mama. Mama budziła się przed wszystkimi, żeby wypić kawę w ciszy, wtedy miała trochę więcej energii na cały dzień. Chciała być dla wszystkich uśmiechnięta i radosna, chciała zarażać optymizmem, chciała być jak te optymistyczne kobiety ze zdjęć w telefonie. Kiedy do porannej kawy przeglądała fejsbuki i instagramy, zalewały ją zdjęcia uśmiechnięte, piękne pomimo zmarszczek, piękne nawet przy porannej kawie, piękne takim jakimś spokojem i światłem płynącym z jasnych fotografii. Kiedy próbowała sobie takie zrobić, nieodmiennie kasowała, bo to oczy zmęczone i spuchnięte, to pryszcz wyskoczył, to kawa się rozlała, to dzieciaki już się obudziły i w kadr wpadły, ot, życie. Ale żal pozostał, malutki. Przecież inni potrafią – myślała z leciutkim żalem Mama i uśmiechała się do tych swoich biegających już rano poza kadrem telefonu dzieciaków.  

I płynął Mamie dzień, pełen zwykłych rzeczy. Różnie w tej codzienności bywało. To rozwoziła dzieci po przedszkolach, szkołach, teściowych, szła do pracy, to pracowała w domu, a to dzieci nie miał kto zabrać choćby na godzinkę, mierzyła temperaturę, słuchała kaszlu, dzwoniła do lekarza, wzdychała na kolejne zwolnienie, próbowała dokończyć ważny dla siebie projekt, robiła listę na zakupy, takie i spożywcze i łazienkowe, i dla wszystkich świętych, bo potem samo się nic nie kupi, słuchała jednym uchem o problemach córeczki, drugim uchem o marzeniach synka, myślała, jak im doradzić, jak ustrzec przed błędami, jak nie być też mamą nadopiekuńczą, z wyrzutami sumienia podjadała czekoladki ze swojej sekretnej szafki, piła kolejną kawę, przypominała sobie o urodzinach, rocznicach, zebraniach, terminach, mój mózg więcej nie pomieści, myślała z trwogą, bała się, a tu dzień wciąż trwa, trzask drzwi, ktoś się obraził, ktoś płacze, a inni to na pewno mają lepiej wychowane dzieci, myślała sobie Mama resztką sił, a mogła już tego akurat nie myśleć, bo tylko sobie dołożyła kamyk na wagową szalę…  

Mama zastanawiała się wieczorem, gdzie ten świat daleki, w którym dzieją się dobre sny, gdzie ludzie w rozwianych sukienkach na plaży, wśród pól, łąk, gdzie dzieciaki w jasnych czystych ubrankach, gdzie wygląda się pięknie a podpis pod zdjęciem głosi: ach, dziś tak na szybko, bez makijażu, a oczy błyszczą, czoło się nie świeci, włosy nie wariują. Gdzie ten świat, w którym powinna też być taka szczęśliwa, ach, dziś tak na wesoło pomimo łez, gdzie jej wyjazdy, szaleństwa! Jej szaleństwem było dziś bieganie za dwojgiem dzieci na raz, zanim jedno wbiegło na beton, drugie w pokrzywy. Jej szaleństwem było dziś słuchanie, jak jedno dziecko brzydko przeklęło w towarzystwie, po czym dla wzmocnienia efektu, żeby nikt się nie dopatrzył pomyłki, z pięknym “errrrrrr” powtórzyło owo zacne słowo, a drugie dziecko… też coś robiło, ale Mama ze zmęczenia i poczucia wstydu już nie chciała myśleć, co. Zakopała się mocno w pościeli, chciała zniknąć, nigdy nie będzie dosyć dobra. Może spróbuje jutro… 

Jutro przychodziło przez dług czas takie zielone, pełne nadziei, uśmiechało się do Mamy. Ale Mama coraz mniej miała czasu, żeby ten uśmiech o poranku zobaczyć. Wydawało jej się, że dzień przykrywa się szarym nalotem, przez który coraz bardziej nie może się przebić. Szarość oplatała ją jak pajęcza sieć i każda próba uśmiechnięcia się wymagała najpierw wyjścia z kokonu. Szary kokon wydał jej się przez chwilę nawet przyjemny. Tłumił krzyki i hałasy. Nie pozwalał na wysiloną rozmowę. Mogła zamknąć oczy i udawać, że jej tu nie ma. 

Ale musiała być. Z trudem wstawała, puszczała ściskany z lękiem kubek kawy i szykowała kanapki do śniadaniówki. Szła do samochodu, siadała za kierownicą albo naciągała czapkę mocno na uszy, otulała się szalikami, żeby dodać sobie otuchy i szła w ten nowy dzień, brnęła w szarość, bo musiała, musiała do pracy, musiała po zakupy, musiała z dziećmi do lekarza, a każde zadanie było jak wygrana bitwa z Szarością. Słyszała coś kiedyś o depresji, ale zmęczenie to przecież nie depresja, ona tylko musi trochę odpocząć, jutro już na pewno będzie lepiej! Może pojutrze, a na wiosnę już na pewno!  

No i jest. Przyszedł. Maj. Wiosna. Zieloność, jasność, słoneczność. Mama delikatnie wychyla się z kokonu, ściąga szare szaliki. Wyciąga do słońca jedną rękę, wychodzi na próg domu jedną nogą… Drugą jeszcze chowa, bo może lepiej chwycić swoje szare zmęczenie i wrócić…  

Ale w tej bajce Zieloność wygrywa. Mama wychodzi, chwyta aparat, pstryka zielone, jasne zdjęcia, śmieje się z dziećmi. Kiedy zamyka oczy, słońce tańczy jej pod powiekami.  

Ale w tej bajce, choć Zieloność wygrywa, Szarość kroczy za nią. Uśmiecha się złośliwie i czeka… Cierpliwie, jak pająk w pajęczej sieci.  

Na razie jest maj.  

Szalka na wadze wychyla się w stronę radości. Waży rabarbar, zapach kwiatów jabłoni, pierwsze truskawki. Mama dokłada na wagę jeszcze ogóreczek małosolny, szczypiorek chrzęszczący przy krojeniu, dokłada trochę bzu. I szczyptę chmur, niosących ciepły deszcz. Na razie wystarczy!  

maj, kwiat jabłoni
maj - niebo pochmurne i łąka
maj - kwiatki na łące, białe, w zielonej trawie, z tyłu zamglone
maj - kwiaty białe, pnące się ku słońcu
maj - niebo pochmurne, zielone gałązki i las
chłopiec idzie ulicą, nad nim pochmurne niebo, obok zielony żywopłot
ulica między domami, na środku stoi dziewczyna, robi zdjęcie
niebo nad łąką
Popatrz w górę. Nabierz oddech. Wdech i wydech... Nic się nie zmieni, ale ty będziesz ciut spokojniejsza!

Ps. Zdjęcie z góry strony wydrukowałam ze strony Rudej Kropki. Możesz tu zajrzeć: kalendarz rudo-kropkowy i też sprawić sobie odrobinę piękna!

A rysunek śpiącej dziewczyny to już dzieło mojej córki. 

Nawigacja wpisu

← Plontynki – czyli myśli różne
Czytam z sentymentem #2 →

1 thought on “To był maj…”

  1. Hanna Dominik pisze:
    30 maja 2023 o 20:38

    Oj ta Mama wrażliwa kochana życzę jej dobrej kawki o poranku ☕te kobiety że zdjęć to kamuflaż wiem to nawet po sobie bo robiąc zdjęcie zakładam duuże słoneczne okulary (zmarszczki wokół oczu ) to prawda że zieloność traw kwitnące kwiaty drzewa wpływają niesamowicie ożywczo na nasze samopoczucie no i słońce trzeba się nim nacieszyć ile się da twoje zdjęcia są piękne Olu to chyba też mamy w genach po babci Pelasi ❤️wszystkie fotografujemy kochamy to zakończę komentarz mój słowami piosenki bardzo radosnej „Zawsze niech będzie słońce zawsze niech będzie niebo zawsze niech będzie Mama zawsze niech będę Ja” kocham cie moja córko dobrej nocy ❤️❤️❤️

    Odpowiedz

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

kontakt
Ola, siedzi w oknie, zdjęcie czarno - białe, melancholijne, bo tematem jest czas
To ja, Ola, zapraszam do mojego zwykle uśmiechniętego świata. Choć chwile zwątpienia, goryczy i szarości też tu są, co zrobić... Też tak masz? To się zrozumiemy!
Poczytasz u mnie o codzienności, o polecanych książkach, czasem o wychowaniu. Ot, życie najzwyczajniejsze. Choć przeplatane bajkami!

Ostatnie wpisy:

  • Trochę o ogrodach
  • dziś jest tylko wyrazem
  • Bajki
  • Co czytać – moim zdaniem
  • Wielkie piękno zmienności

Archiwa blogowe:

  • wrzesień 2025
  • sierpień 2025
  • czerwiec 2025
  • maj 2025
  • luty 2025
  • grudzień 2024
  • listopad 2024
  • październik 2024
  • wrzesień 2024
  • sierpień 2024
  • lipiec 2024
  • czerwiec 2024
  • maj 2024
  • kwiecień 2024
  • marzec 2024
  • luty 2024
  • styczeń 2024
  • grudzień 2023
  • listopad 2023
  • październik 2023
  • wrzesień 2023
  • sierpień 2023
  • lipiec 2023
  • czerwiec 2023
  • maj 2023
  • kwiecień 2023
  • marzec 2023
  • luty 2023
  • styczeń 2023
  • grudzień 2022
  • listopad 2022
  • październik 2022
  • wrzesień 2022
  • sierpień 2022
  • lipiec 2022
  • czerwiec 2022
  • maj 2022
  • kwiecień 2022
  • marzec 2022
  • luty 2022
  • styczeń 2022
  • grudzień 2021
  • listopad 2021
  • październik 2021
  • wrzesień 2021
  • życie i …
  • życie i książki
  • życie i problemy

anegdotki dobry humor dziecko jesień kryminały książki malarstwo matka-feministka małżeństwo musierowicz muzyka mąż notatki nowy_dzień opowiadanie przepis reportaże rodzina rozmowa rozmowy samo życie spokój współczucie wychowanie wyjaśnienie zdjęcia zdrowie święta żółte liście

gdzies.tam.pomiedzy

Przeważnie czytam.
Czasem piszę o życiu: bajki i inne bzdurki.

Dobre to było kryminalne czytanie, muszę przyzna Dobre to było kryminalne czytanie, muszę przyznać. Takie wyważone - akcja, groza i humor w proporcjach, które pozwalają zanurzyć się w książce z przyjemnością.

A sama historia oparta jest najpierw o opowieści  rodzinne, sięgające jeszcze czasów powstania styczniowego, potem autor sięga po opowieści i kroniki kryminalne, dodaje też parę legend z gór świętokrzyskich. 
Siembieda scala to wszystko historią dwóch zwaśnionych rodzin, dla których honor = zemsta i kto tego równania nie rozumie, to do rodziny nie należy, koniec kropka. Ech, Jadźka, mogłaś pokochać kogo innego, a tak to szekspirowski dramat się ułożył... 

Dodam, że nie jest to właściwie typowy kryminał, trochę się wymyka gdzieś obok, powiedziałabym bardziej: opowieść kryminalna. Z panoramą zawieruchy dziejów w tle, bo jak na powstaniu styczniowym się zaczęło, tak kończy się w czasach programu Temat dla reportera. Nie szukamy z komisarzami sprawcy, nie grzebiemy z detektywami czy profilerami w głowach morderców - bo wiemy co i kto. A jednak zostajemy z pytaniem o tę naszą ludzką naturę... 

I z obrazem wosku skapującego z gromnicy, kiedy zostaje wydany wyrok.

Jesienna polecajka - jak najbardziej!

@znak_literanova @monika_i_ksiazki - współpraca barterowa - i to udana, dziękuję :) 
____________________________
Maciej Siembieda 
@maciejsiembieda
Gołoborze
Wyd. Znak Literanova
#wspolpracabarterowa
______________________________
#gdziespomiedzy #bookstagrampl #maciejsiembieda #gołoborze #maciejsiembiedagołoborze
#wydawnictwoznakliteranova
Jak zadbać o siebie, kiedy w dzieciństwie nikt c Jak zadbać o siebie, kiedy w dzieciństwie nikt cię tego nie nauczył - próba odpowiedzi. 
Próba, bo to pytanie na które nie będzie jednej prostej odpowiedzi. 

Więc - czy to próba udana? 

Dla mnie tak. Poradnik Niewidzialne rany mogę spokojnie polecać, jeżeli szukacie książkowo-fachowej pomocy w zakresie uporania się z dorastaniem w dysfunkcyjnym domu. 
Bez ckliwości, konkretnie o problemach w dorosłym życiu, kiedy dzieciństwo nie zapewniło ci stabilności emocjonalnej i kiedy wciąż jedną nogą - a raczej częścią umysłu - w tym rodzinnym domu tkwisz. 

"Chcę pokazać mechanizmy, zależności i schematy, które posłużą ci do stworzenia instrukcji obsługi własnej głowy" - pisze we wstępie autorka. Nie obiecuje różów ani brokatów na nowej ścieżce życia, ale mówi: spróbuj się sobie przyjrzeć z boku, daj sobie szansę. Przeczytaj, czemu się boisz, czemu wciąż jesteś przekonana o swojej "beznadziejności", a jak trzeba to idź też na terapię, przegadaj to swoje życie, daj sobie przyzwolenie na pomoc.

Warto zwrócić uwagę, że nie jest to akt oskarżenia wobec rodziców, nie - cała uwaga skupiona jest na próbie zrozumienia, przyjęcia pewnych faktów i zdecydowania się na takie życie, które nie będzie już uwięzieniem w przeszłości. 

Poradnik o odzyskiwaniu równowagi, nie dzięki magicznym plasterkom, a dzięki wiedzy z zakresu psychologii. 
Więc ja mówię: tak. Polecajka - jeśli potrzebujesz. 

#współpracabarterowa z @wydawnictwo_publicat
_____________________
Niewidzialne rany
Andżelika Dominiak-Banach
@andzelika.dominiak_psycholog
Wyd. Publicat
Ilustracje: Patrycja Niewiadomska
________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #niewidzialnerany #andżelikadominiakbanach  #wydawnictwopublicat
Arabeski to rodzaj wypełnienia, tło, ozdobne mot Arabeski to rodzaj wypełnienia, tło, ozdobne motywy - coś co nie jest głównym obrazem. Mikroświaty. 
Opowiadane mimochodem, przyuważone, tu ślub, tu szpital, tam sprzątanie, albo ta smutna randka w hotelu, dzieciaki, którym zawozi się puszki i konserwy, przecież wojna, ale też przecież zwyczajne życie...
Ślady i zapiski spomiędzy światów ważniejszych i bardziej zrozumiałych: frontu i codzienności. 
Kiedy nachodzą na siebie, wszystko staje się inne. Niepasujące. Poprzesuwane.
Czytanie takich książek staje się rodzajem  współodczuwania, trudno z tych opowiadań wyjść. I to jeszcze w taki na przykład złoty październik sobie wyjść, ale warto je przeczytać, naprawdę.
Przynajmniej ja tak myślę;)

A wypożyczone są Arabeski z biblioteki, przypadkiem, kiedy tak chciałam już nic nowego nie brać, ach te postanowienia...
____________________________
Arabeski
Serhij Żadan
Tłum. Michał Petryk 
Wyd. Czarne
_____________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #arabeski #serhijżadan #wydawnictwoczarne
Sięgnęłam po Złodziei bzu, bo akurat miałam n Sięgnęłam po Złodziei bzu, bo akurat miałam na telefonie. A miałam bo kiedyś naczytałam się, że "czytajcie, czytajcie, będzie fajnie!".
No i nie, nie było fajnie, składam reklamację! I skargę i zażalenie. I ja się tak nie bawię i już.
Po pierwsze - nie było ostrzeżenia, że to parodia. Zdążyłam się pierdyliard razy oburzyć, zanim dotarło do mnie, że to groteska, parodia właśnie, że to Nic śmiesznego z innymi rekwizytami, że to Kariera Nikosia Dyzmy choć z innym tłem. Z wąsem Wałęsy.
Dopiero tak ustawiona perspektywa pozwoliła mi czytać spokojnie.
Po drugie - wcale i tak nie czytało się spokojnie, bo główny bohater to strasznie antypatyczna postać. Wkurzająca.
Po trzecie - wkurzam się na siebie, bo może wychodzi ze mnie jakaś, omatkobosko, dulszczyzna??? Jakieś kołtuny mam do rozplątania? Nie umiem sama z siebie się pośmiać? Cha, cha, cha. Właśnie że umiem. 
Po piąte i dziesiąte - żeby bez śmierdział zgnilizną - to już przesada. Totalnie. Tu już czuję się urażona do żywego! 

W każdym razie dzieje rodziny z Wołynia w naprawdę innym ujęciu, nietypowo. 

Kto teraz też chce przeczytać?? 😂
________________________
Złodzieje bzu
Hubert Klimko-Dobrzaniecki
Wyd. Noir sur Blanc
________________________
#gdziespomiedzy
#bookstagram #złodziejebzu #hubertklimkodobrzaniecki #noirsurblanc
Jakoś ponad rok temu przyszła do mnie opowieść Jakoś ponad rok temu przyszła do mnie opowieść o Henryku. Wiedziałam o nim tyle, że może się oprzeć o ciepłe deski domu, i że ma kota, i się do sobie z tymże kotem uśmiechają, i tak sobie razem czekają, zapewne na te porzeczki;) Bardzo chciałam poznać całą jego historię.

Teraz wiem trochę więcej -
Może on czeka na list. 
Może po prostu wspomina.
Na parapecie okna stygnie herbata, słychać z dala żurawie. Szarość nieba i wiatr.
Niby nic.

Tak sobie myślę, że to była najdelikatniejsza historia jaką czytałam. I będę czytać jeszcze wiele razy, bo wciąż nie wiem, czy te porzeczki to dojrzały czy nie?? 

@gosssiaaak - dziękuję! Za twoją gotowość do dzielenia się, chociaż znamy się tylko z tego, co piszemy... 
Nawet nie wiesz, jak wiele radości i wzruszenia mi podarowałaś:) 
_______________________
Kiedy dojrzeją porzeczki
Joanna Concejo
@joannaconcejo 
Wyd. Wolno
@wydawnictwowolno
_______________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #joannaconcejo #kiedydojrzejąporzeczki #wydawnictwowolno
"zamknij oczy, bądź... Rozmarzylam się przy pi "zamknij oczy, bądź...

Rozmarzylam się przy piciu kawy.
Ziemia krąży leniwie"

Dwa wersy na kartkę - można? A jakże, można. A to leniwe te wersy, a to szybkie i przewrotne. Lekkość i optymizm przeplatają się ze smutkiem. Po prostu życiowo, tylko na szczęście to życie w zamyśleniu i z dystansem. Takie życie z drugim spojrzeniem, kiedy to co zwykłe umie się przekuć w metaforę. Zegary, muszle, ołówek, piaskownica - wszystko może być poezją, lub uchwyconą myślą. 

"Wycieczka

Jesienne światło przysiadło sobie na chwilę...
I co teraz?"

Teraz można spokojnie wrócić do codzienności, już odrobinę ją zaczarowaliśmy:) 

@przeczytane.napisane - dziękuję ci! Nie tylko za te konkretne książki, ale i za wszystkie twoje blogowe polecajki:) wiesz, za to całe przeszkadzanie w życiu, bo cóż też innego robią nam gwiazdy i wiersze, i inne głupstwa, jak nie przeszkadzają! *

*To też wersy Renaty Blicharz;)
_______________________
Renata Blicharz
189 dwójek i Dwójki drugie
Wyd. Ridero 
_______________________
#gdziespomiedzy
#bookstagram #renatablicharz #189dwójek #dwójkidrugie
Kolażowe bajki. Ja zamieniam słowa, a czy one Kolażowe bajki. 

Ja zamieniam słowa, a czy one zmieniają mnie? Może, być może...

"...stworzę historię
której dałeś zaledwie
pierwszą

ciepłą

literę"

- Dorota Koman 

I tak to pisanie się kręci:)

#gdziespomiedzy
"Rano przyjechałem do tego wielkiego miasta. Cał "Rano przyjechałem do tego wielkiego miasta. Cały dzień po nim łaziłem, po jego ulicach i mostach. 
Opierałem się o poręcz i patrzyłem na wodę przez jakiś czas, właściwie wcale jej nie widząc, to znaczy widziałem wodę na początku
ale później już jej chyba nie widziałem, bo ja mam takie dwa patrzenia, i jedno z nich to było dzisiaj
bo jedno z moich patrzeń to to jest takie nicniewidzenie, zapominanie się oczami, zapadanie się w leje, które muszą być po drugiej stronie oczu".

Moje czytelnicze skojarzenia i drogi. 

"Potem pójść dalej. Dalej".

Stachura i Sołtys mi się przeplatają.
__________________
#gdziespomiedzy #bookstagram
#sierpień #pawełsołtys 
#flaneryzm
Po Wyjechali chciałam więcej sebaldowskiego pisa Po Wyjechali chciałam więcej sebaldowskiego pisania, wypożyczyłam Austerlitz. 
Jeszcze lepsze! Ten rytm, przyciąganie, czytanie jak sen, jak ciężki sen, z którego chcesz się obudzić a nie możesz, i też jednocześnie nie chcesz, bo historię trzeba wysłuchać do końca...
Dla mnie książka o poszukiwaniu tożsamości. Opowieść Austerlitza o swoim życiu poprzedzona jest  analizami architektury, i razem daje to wrażenie poruszania się po nieznanych (poznawanych) przestrzeniach,  zaglądania przez okna - kiedy nie wiesz, co możesz ujrzeć, kiedy nie wiesz, czy chcesz to ujrzeć. 
Schody, mury, ulice, wartownie, płoty. Miasta znane i miasta odgrzebywane w pamięci. Zdzieranie warstw, pod którymi czeka pamięć. 
Cień czasu. Albo też cień czasów, w których przyszło żyć. Wyrzucenie zegarków nic nie da, choć wydaje się pociągającym gestem - mówi Austerlitz - i nic z tego, niedola i udręka wciąż trwają... Jak i niekończąca się samotność. 

@bookspiracja - dzięki za wspólny zachwyt:) długo by można o Austerlitz, prawda?
___________________________
Austerlitz 
W.G. Sebald
Przekład: M. Łukasiewicz 
Wyd. Wab 
_____________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram
#austerlitz
#sebald
#wydawnictwowab
Pani Carson, cieszę się, że panią poznałam. T Pani Carson, cieszę się, że panią poznałam. Trochę było obaw, bo zwykły człowiek to się jednak waha - czy zrozumie, czy jest godzien, czy aby na pewno wolno mu sięgnąć po Literaturę Wielką - i jeszcze pół biedy jak coś jednak znajdzie dla siebie i pochwali, ale jak niedajboże się nie spodoba??? Jak to napisać! Ale pani, droga Anne Carson, to mnie zagarnęła całą, szczerze i bez reszty.

Autobiografia czerwonego to historia Geriona. A Gerion jest inny - czerwony i skrzydlaty. Jest to więc historia o odrzuceniu i poszukiwaniu bliskości. Pisana czy raczej malowana? Czytanie książki przypominało czasem oglądanie obrazu, czy też układanie go z elementów uczuć, emocji, myśli. Do tego niezbędna szczypta ironii, specyficznego humoru. 
Książka do odczuwania. 
Zmieniająca formę, albo raczej wymykająca się powierzchownym podziałom. Dramat? Esej? Proza poetycka? Eksperyment literacki? 
Nie to jest ważne, nie dla mnie. Ja chciałabym wciąż słuchać historii o Gerionie, o jego nie-zrobionych  fotografiach, o nieśmiertelności, o tajemnicy, jaką jesteśmy sami dla siebie.
Historii o byciu pomiędzy światłem a ciemnością, wszak: "wspaniałe z nas istoty, myśli Gerion. Jesteśmy sąsiadami ognia". 
I to połączenie:  tytułowy czerwony i zacytowane ostatnie zdanie z ogniem też coś znaczy, może jak przeczytam jeszcze raz to złapię to coś, na razie zostawiam sobie na obrzeżach myśli. 
Niech eksperyment trwa.
__________________
Autobiografia czerwonego 
Anne Carson
Wyd. Ossolineum, seria Wygłosy
@ossolineum.wydawnictwo 

Wypożyczone z @mbpwejherowo 

#gdziespomiedzy #bookstagram #autobiografiaczerwonego #annecarson #ossolineum
Danilo Kiš Grobowiec dla Borysa Dawidowicza Tłum Danilo Kiš
Grobowiec dla Borysa Dawidowicza
Tłum. Danuta Cirlić-Straszyńska
Wyd. Czarne
________________________
Jednego dnia usłyszeć o człowieku po raz pierwszy, drugiego odkryć, iż człowiek ten jest w bibliotece - niektórzy wygrywają w totka, a ja wygrywam w książki:) Te nieoczywiste, najlepsze. 
Grobowiec to opowiadania/powieść/siedem rozdziałów wspólnej historii - więc już po tych podtytułach wiemy, że nic nie wiemy, albo też, że stoimy na niepewnym gruncie. I tak przez wszystkie strony - prawda miesza się ze zmyśleniem - niby nic nowego w literaturze - ale miesza się wciąż udając prawdę. Dokument, który jest literacką fikcją. Odnośniki do biografii, które nie istnieją. 
A co wspólnego w tych siedmiu historiach? Rewolucja, co pożera własne dzieci. Ktoś chciał wierzyć i oddać się  idei a tu jednak - ironia losu - totalitaryzm pokazuje, gdzie ma idee. Najstarsza z historii dzieje się w czasach Wielkiej Inkwizycji, więc nie o sam wiek XX idzie, a o całokształt ludzkich wyborów, dążeń i poszukiwań - poszukiwań, jak jeszcze inaczej możemy sobie urządzić piekło. I siebie w nim urządzić. 

A równie wybornie czyta się dyskusje o samej książce, choć nie ma tego dużo, ale widać, jak Grobowiec daje do myślenia. 

Dziękuję za uwagę, lecę dalej do biblioteki:)
_____________________
#gdziespomiedzy #grobowiecdlaborysadawidowicza #danilokiš #wydawnictwoczarne
Była sobie kiedyś dobrozła wróżka. Kiedy kto Była sobie kiedyś dobrozła wróżka. 
Kiedy ktoś tęsknił, przchodziła i zamieniała w lód serce, język i nogi, żeby te nie chciały nigdzie biec. A oddech w siwy dym.
.....

Kolaż do wiersza Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej pt. Mewa:

"Tęskonta nade mną szeleszcze.
Trąca mnie skrzydłem mewiem.
Czy wciąż ta sama jeszcze?
Nie wiem! Nie wiem..."

@dozamotaniajedenkrok @chwila_ze_sztuka 
i #kolażzpoezją 

#gdziespomiedzy
Mój Instagram

życie i problemy

„Nastolatkozmagania”

29 października 2021
życie i ...

Ech, porządki…

30 kwietnia 2022
życie i książki

Czytamy dzieciom – ciąg dalszy

4 lutego 2022
życie i książki

Lek na całe zło świata? Phi, wiadomo. Książki.

25 września 2021
życie i problemy

List do naszych dzieci

13 maja 2022
życie i ...

Pierniki i nie tylko – część 2

11 grudnia 2021
życie i problemy

Jak pomagać dziecku w nauce? Porady nauczycielki

4 lutego 2023
życie i ...

Wczesne dzieciństwo

6 kwietnia 2024
życie i ...

zieleń od pierwszego zdania

12 grudnia 2024
życie i książki

Opowieści rodzinne. Lato – część 1

27 lipca 2023

© 2025 gdzieś pomiędzy | Powered by Minimalist Blog WordPress Theme