To czas na kolejne urodzinki… Mój bohater większości wpisów kończy dziś 5 latek. To chyba pierwsze jego takie świadome urodzinki, bo nie mógł się doczekać już od lata, odliczał miesiące, potem dni. Zresztą latem dałam się namówić na tak niewychowawczą rzecz, jak udawane urodzinki i zrobiliśmy tort, śpiewaliśmy sto lat, i były nawet prezenty – Piotrek zapakował do torebek swoje zabawki i kazał mi je wręczyć. Ja tam cieszyłam się z tortu, a że dzieć miał zajęcie, to tym lepiej. Dla mnie, bo mogłam zająć się czymkolwiek spokojnie.
Dziś wziął do przedszkola cukierki, jutro bawimy się na Sali Zabaw, w domku więc mam spokój i takie urodzinki to ja sobie wielce chwalę i cenię. W starych wpisach znalazłam mój opis Imprezy Roczkowej, takiej, wiecie, dla całej rodziny, z zastawionym stołem, ze sprzątaniem zakamarków… Odpoczywałam po tym chyba kolejny rok, chociaż ogólnie lubię co jakiś czas takie spotkania.
Oto wpis:
HITY I KITY IMPREZY ROCZKOWIEJ
No i po. Pozmywane, pozamiatane, obrusy poprane. Jeszcze balony dyndają, ale to jutro. Czas na moje podsumowanie, może będzie trochę chaotyczne, ale co tam, idę na żywioł.
Hit – przygotowywanie ciast samemu i słuchanie pochwał, jakie to pyszne. Tak mi mówcie! Zrobiłam pierwszy raz torcik czekoladowy z whisky i wpisuję go w stały repertuar.
Hit – pomoc rodziny. Jedna babcia zrobiła jabłecznik, tradycyjnie, druga sernik na zimno, który też się powoli robi nową tradycją, ciotka A. sałatkę z korniszonami, której nawet nie zdążyłam spróbować, ciotka K. babeczki. W czasie imprezki naczynia się raz same pozmywały (podejrzewam moją mamę)… Już nie mówię o mojej córce, która dzielnie opiekowała się braciszkiem w czasie mojego oddelegowania do kuchni przez ostatnie dni. Albo o mężu, który latał to do sklepu obok to do sąsiedniej wsi, bo tam lepsze mięso czy inne jaja! A jak dzielnie oboje balony dmuchali!
Kit – mimo powyższej pomocy ilość zadań do zrobienia była dłuuuuga. To ugotować, to pokroić, to ostudzić, to podgrzać, a największy kit to leczo. Matko, nigdy więcej! Pół dnia krojenia tysiąca papryk, cukinii, paróweczek na cieniutkie krążki, kiełbasek, cebulek, pieczarek i jeszcze zachciało mi się to wszystko osobno podsmażać, bo gdzieś wyczytałam, że tak smaczniej. Napisał to ewidentnie ktoś, kto się w kuchni nudził.
Hit – kartonowe talerzyki do ciasta. Takie w gwiazdki. A potem fiuuu, do kosza!
Kit – brak apetytu u gości. No naprawdę nie mogli zmieścić jeszcze po trzecim i czwartym kawałku ciasta? Nie wierzę! Albo poprosić o dokładkę leczo!
Hit – grzeczny główny bohater… Pietruszek nie bał się, dzielnie odbył sesję zdjęciową, spróbował swojego tortu, nawet rozpoznał na nim ozdoby ze swojej ulubionej książeczki o Pani Detektyw Sowie (mój pomysł!), wiem, bo się uśmiechnął. A cały środek imprezy przespał, najzwyczajniej, przytulił się do babci i smacznie chrapnął.
Hit – grzeczni goście w wielu przedszkolnym. Dobrze, ze Maja miała zachomikowane swoje stare Lego, dzieci miały zajęcie i się nie nudziły. Goście w wieku nastoletnim skorzystali z okazji, że spadł u nas pierwszy śnieg i długo bawili się na dworze. I zdrowo! Chociaż Maja miała pewnie nadzieję, że się rozchoruje, i do szkoły nie pójdzie.
Hit – wybieranie samemu prezentów. Piotrek bawi się aż miło, dostał trzy zabawki i nie więcej, tyle wystarczy.
Kit – dziecko włącza swoje super zabawki o szóstej rano… brr. Rzadko mi się to zdarza, ale dziś przespałam pierwszą drzemkę razem z synkiem, żeby się pozbyć piasku pod powiekami…
Kit – nie zdążyłam do końca posprzątać łazienki. Na pewno każdy widział nie wyczyszczoną rączkę od prysznica!
Hit – malutki drink przed przyjściem gości, ciii…
Hit nad hity – roczne dziecko! Jest tak mądralińskie, kochane, słodkie! Dałabym głowę sobie uciąć, że powiedział dziś 'totek’ na kotka! No ale on na wszystko mówi 'tata, toto, titit’, więc może się przesłyszałam… Ale co tam. Coś innego zrobił dziś na sto procent i bez wahania – pokazał paluszkiem kotka w dwóch różnych książeczkach! Tyle tygodni czytania i pokazywania samemu różnych zwierzątek, pytania i odpowiadania sobie samemu – i zaczyna się to zwracać! Opłacało się!
Dziś mój misiu-pysiu jest rezolutnym chłopczykiem. Kochanym, troskliwym, myślącym. Marudzącym, owszem, też. Czy krzyczymy czasem na siebie nawzajem – tak, zdarza się. Nie jestem z tego dumna i staram się jak mogę, ale zdarza się. Uparty też potrafi być, jak stado osiołków. Ale wiecie, nie zamieniłabym go na żadnego innego misia-pysia, choćby i był w pakiecie pod tytułem „synek bez żadnych wad”, to nie, dziękuję. W końcu ten egzemplarz mam już całe pięć lat 🙂
Dzieci rosną jak na drożdżach, uwielbiam obserwować jak się rozwijają, zmieniają… piękny tekst, brawo!
Jak dobrze obejrzec malutkiego Piotrusia i zobaczyć jak cudnie wyrósł nasz 5-cio latek jest taki podobny do ciebie Olu super zdjęcia Nie mogę pojąć ze Maja za niecałe półtora roku będzie miała 18-tę piękne to nasze zycie❤️❤️❤️