Skip to content
gdzieś pomiędzy
Menu
  • O mnie
  • Gdzieś pomiędzy – czyli gdzie?
  • życie i …
  • życie i książki
  • życie i problemy
  • Czytamy dzieciom
  • Opowieści rodzinne
  • Galeria
Menu
jesienne opowiadanie - zdjęcie listopadowej ulicy w mieście o zmierzchu

Jesienne opowiadanie o listopadowym zmierzchu.

Posted on 5 listopada 20225 listopada 2022 by Ola

Zapraszam na jesienne opowiadanie o tym, co pojawia się pomiędzy miłością a zmęczeniem w życiu wielu mam.

Moje dziecko zasnęło. Mogę chwilę pomyśleć spokojnie, zastanowić się, co się ze mną dzieje… Gdzie zrobiłam błąd? Kiedy wszystko w moim szczęśliwym życiu zaczęło się sypać? Dlaczego, czy to moja wina? Zaglądam jeszcze do łóżeczka, wszystko w porządku, mały mocno śpi. Tak go kocham, a wszystko robię źle!

Siadam na podłodze przy oknie. Pod nogami mam poduszkę z różową kudłatą poszewką, mimowolnie gładzę te kudełki co jakiś czas. Chyba taki nawyk. Moja ręka ułożona jest do automatycznego głaskania wszystkiego, co przypomina włoski na główce mojego synka. Dobrze, że nie śpiewam poduszce kołysanek, do rytmu z tym głaskaniem. Jeszcze nie zwariowałam zupełnie? Poprawiam się, by usiąść wygodniej, chociaż bolą mnie plecy, jakkolwiek się nie wygnę. Zrezygnowanym ruchem sięgam po kubek z kawą, jeszcze ciepłą, piję jeden łyk, drugi, czuję mój ulubiony smak kawy z mlekiem, cukrem i odrobiną cynamonu. Mój pusty żołądek przez chwilę głośno bulgoce, w ramach protestu, ale trudno, mając do wyboru robienie jedzenia a zalanie kawy, wybrałam bez wahania kawę. Opierając łokcie na kolanach obejmuję dłońmi kubek, zaciskam palce, piję tę cholerną kawę. Powtarzam sobie „Jesteś szczęściarą, jesteś taką pieprzoną szczęściarą, pij do jasnej cholery i nie narzekaj! Ani mi się waż narzekać, słyszysz mnie?! Boże, co za głupia z ciebie matka! Głupia! Głupia! Taka głupia…”

Po policzkach płyną mi łzy. Czy ja znów się rozpłakałam? Czemu jestem taka niemądra, ze ciągle płaczę? Próbuję być rozsądna i szczęśliwa, ale coś się ze mną dzieje dziwnego…

Moje okno, przy którym siedzę i beznadziejnie płaczę, sięga podłogi, otwierając je można wybiec prosto do ogrodu. Kiedyś często było otwarte, to było jeszcze wtedy, kiedy świat był wielki i kolorowy. Kiedy nie myliłam słońca z księżycem a pory roku i dnia były jasne i ustalone. Raz na zawsze, myślałam wtedy, siedząc na ławce w ogrodzie, zamykając oczy, by po powiekach tańczyło mi słońce. Pamiętam, jak słuchałam leniwie odgłosów z otoczenia, gdzieś w oddali szumiały samochody, brzęczały pszczoły latające wokół starej jabłonki. Lato. Świat wydawał się doskonały w swojej letniej harmonii.

Gdańsk w deszczu, ilustracja do : jesienne opowiadanie

Pijąc kawę patrzę dziś przez zamazane okno. Nie wiem, czy zamazane jest przez deszcz, czy to te moje cholerne łzy. Chcę przywołać jeszcze raz ten obraz – pachnąca jabłonka, ciepłe powietrze, delikatnie powiewająca kolorowa sukienka na moim brzuszku. Wtedy, latem, na myśl że jestem w ciąży, czułam wielki zachwyt, uniesienie i gotowa byłam ze szczęścia pęknąć. Byłam z siebie taka dumna! Przeczytałam wszystkie dostępne poradniki, jestem na wszystko przygotowana, myślałam, będziesz, synku, najszczęśliwszym dzieckiem na świecie a ja najszczęśliwszą mamą… Już wtedy przyzwyczajałam swoją rękę do głaskania ciebie, choć właściwie była to tylko wybrzuszona moja ulubiona sukienka w wielkie kolorowe kwiaty. Nikt mnie nie wyprowadzał z błędu.

Lato delikatnie przemieniało się w pomarańczową jesień. Na kolorowe kwiaty z mojej ulubionej sukienki narzucałam wełniany sweter i wciąż rozglądałam się ciekawie przez otwarte okno. Kładąc ręce opiekuńczym gestem na rosnącym brzuchu, układałam dla nas plany na całe nasze nowe wspólne życie. Czemu nie uwzględniłam w tych planach zwykłej rzeczywistości? Czemu nie przewidziałam tego, że też będę popełniać błędy? Że będę tak zmęczona? Że na dźwięk pytań rodziny „A jak jedzenie? Jak karmienie? Jak spanie?” będę miała ochotę gryźć i kopać? I wyć do księżyca.

Nie, tamta jesień była babim latem, delikatną osnową, złotem i czerwienią w ogrodzie, fioletem astrów przy ławce. Dumnie wypinając się paradowałam po rynku warzywno – owocowym i upojona światłem i kolorami wybierałam najpiękniejsze jabłka, najbardziej soczyste gruszki, najbardziej pachnące pomidory… Uzupełniałam kolorystykę w koszyku ciemnymi śliwkami. W kuchni spędzałam deszczowe dni, tworząc niezliczone zastępy słoiczków dla mojego dziecka. Byłam dumna z tego, jaką jestem przewidującą, dobrą mamą. Mam przed oczami te momenty, kiedy z uśmiechem rano witałam każdy dzień. Przechodząc ulicą, wyobrażałam sobie, jak to będzie iść z tobą, kochanie, za rączkę, opowiadać ci o całym pięknie każdego pojedynczego kolorowego listka… Będę uczyć cię, że świat szykuje się do zimowego snu, ze przyroda tak to mądrze wymyśliła, że potrzebna jest każda pora roku. W moich wyobrażeniach ty patrzałeś na mnie ufnie, z podekscytowaniem zbierałeś kasztany, podrzucałeś ze śmiechem szeleszczące liście, w końcu zasypiałeś przykryty miękkim kocykiem, mając zarumienione policzki i cienie od długich rzęs na policzkach.

Tamta jesień była jak ze snu. Szczęśliwego snu.

ilustracja kolorowego liścia klonu na drzewie, do: jesienne opowiadanie

Czy tylko ja miałam tak naiwne sny? Nie wiem, nie chcę pytać, bo okaże się, że wszyscy inni dobrze wiedzieli, że macierzyństwo to tak ciężka sprawa. Albo gorzej, okaże się, że tylko ja sobie z tym wszystkim nie umiem dać rady… Wolę nie pytać. Zresztą, kto powie prawdę?  Oczywiste, że w każdej rozmowie ja też udaję, że świetnie sobie radzę! Tak naprawdę wiem, że nie radzę sobie w ogóle… Jako jedyna…

Znów ocieram łzy i szczypię się w dłoń, żeby ten płacz się skończył. Ale wspomnienia raz odkopane napływają niepowstrzymaną falą. W oknie, za którym zapada listopadowy zmierzch, zaczynam widzieć własne odbicie. Wstaję na chwilę z różowej kudłatej poduszki i gaszę światło w pokoju, zostawiam tylko malutką lampkę biurkową, żeby widzieć, czy dziecko się nie przebudziło z drzemki popołudniowej. Bez światła za plecami widzę znów ogród, powoli pogrążający się w szarości.

Tamta jesień – z kolorami i przetworami – jest wspomnieniem. Zachowuję ją w pamięci, jako dowód, że kolorowy, piękny świat istnieje, gdzieś, być może… Dziś jest dla mnie ukryty za kłębiącą się wszędzie szarością. I za zmęczeniem.

Kiedy zaczęły się ciążowe długie jesienne wieczory, jeszcze nic nie przeczuwałam. Zapalałam waniliowe świeczki, piekłam stosy cynamonowym szarlotek, robiłam litry herbatki z cytryną, siadałam z talerzykami i kubkami przy komputerze i robiłam coś co się dumnie nazywa Kompletowaniem Wyprawki. Bożesz ty mój, te dylematy – jaki materacyk do łóżeczka, smoczek – kupować czy nie, jakie kompleciki do pościeli wybrać, jaki wózek… Tysiąc pytań, tysiąc dylematów… A ja sobie radośnie w tym dryfowałam, zamawiałam, okazji szukałam, tyle sobie wyobrażałam! Byłam pewna, że jestem przygotowana na wszystko. Ups!, mogłabym dziś sobie powiedzieć!

Dziś, mądrzejsza o doświadczenia, złośliwie się sama do siebie śmieję, że tylko brokatowych jednorożców brakowało w tych moich marzeniach na jawie! Odstawiam na chwilę kawę, bo moim ciałem zaczyna wstrząsać niekontrolowana drgawka z głupkowatego śmiechu. Jakby mnie zobaczył mój mąż, pomyślałby że zwariowałam. W sumie, nie byłby daleki od prawdy. Pewnie są na to jakieś badania, które potwierdziłyby, że niedobór snu sprzyja głupkowatym reakcjom. Kładę pięść na usta, trzymam chwilę zaciśniętą, żeby się uspokoić i nie obudzić Małego. Uspokajam się. Piję kawę, oddycham spokojnie parę razy i daję myślom błądzić we wspomnieniach.

Moim jedynym strachem w ciąży było to, że cię, synku, stracę, że coś się stanie… Wtedy moje szczęście drżało w posadach i czułam, jak za gardło chwyta mnie On – Strach.

Przyszedł w listopadzie. Zaczęłam zasuwać okno, widok bezlistnych czarnych drzew był czymś, czego nie mogłam znieść. Powyginane gałęzie  zdawały się wieszczyć coś przerażającego, coś najgorszego, czego nawet nie umiałam w myślach sformułować do końca.

Jestem na siebie zła. Mogłam już wtedy zauważyć, że nie dzieje się dobrze. Że moja psychika jest kruchsza, niż dotychczas. Mogłam z kimś porozmawiać… Bożesz ty mój, przecież wszyscy się czasem boją, to normalne! – usłyszałabym pewnie. Mój strach był jednak bardziej mocny, niż ten normalny. Był czarny, bez odcienia szarości. Był jak czarna woda na dnie ciemnej studni, był jak wyciągnięte bezlistne gałęzie jabłoni za oknem, był jak ciemny mrok listopadowej nocy. Był jak wycie sfory wygłodniałych wilków biegnących za świeżym tropem… Ale przyszła zima! Wychodziłam z domu w każdy słoneczny dzień, kraina mojej wyobraźni znów podsuwała mi obrazy sanek, śnieżek i niemal słyszałam twój, synku, śmiech na widok skrzącego się mroźnego powietrza.

Wiosna – to już byłeś ty. Urodziłeś się, kiedy małe liski i niedźwiadki zaczynały wychodzić ze swoich norek i obwąchiwać świat. Kiedy każdy pąk na drzewie niósł nadzieję na Nowe. Kiedy zapach deszczu przyprawiał o zawrót głowy ze szczęścia. Byłam szczęśliwa!

Przez te pierwsze wiosenne dni byłam zielona ze szczęścia jak listki na jabłoni. Zieleniały moje oczy, patrzące na ciebie, podziwiające każdą fałdeczkę tego maleńkiego ciałka. Zieleniały moje ręce, trzymające moje najsłodsze spełnienie marzeń.  Zieleniały moje dłonie, wybierające z czułością pajacyki, pieluszki, kremiki, czapeczki. Byłeś moim zielonym wiosennym szczęściem. Ja byłam twoim zielonym drzewem – myślałam sobie – dam ci oparcie, osłonię przed wszystkim, co złe, zbuduję ci schronienie wśród moich mocnych gałęzi.

Zielone, wiosenne endorfiny przez chwilę krążyły w moich żyłach. Uwielbiałam, kiedy zasypiasz wtulony w moje ramię. Byłam gotowa na medal w postaci twojego uśmiechu, kiedy udawało mi się odgadnąć, czemu płaczesz. Jak nie trafiłam i płakałeś dłużej, ja zaczynałam płakać z tobą i traciłam głowę! Szalałam ze strachu, że ZACZĘŁO SIĘ. Że w końcu w pełnym majestacie słońca jednak przyszło to, czego bałam się najbardziej. Że coś mi moje szczęście odbierze… A ja nie będę umiała zaradzić. Coś przegapię. Nerwowo wertowałam swoje poradniki, żeby po chwili rzucać nimi z wściekłością w najdalszy kąt. Nigdy głośno tego nikomu nie powiedziałam… Bo też nikt na pewno nie szalał tak bezsensownie z niepokoju jak ja. Bałam się wygłupić, a jednocześnie też bałam się, że ktoś potwierdzi moje najgorsze obawy. Wyobrażałam sobie, jak wszyscy naokoło stwierdzą, że jestem najgorszą mamą, jaką świat widział, że mojemu dziecku będzie lepiej w innej rodzinie… Bo ja nie umiem uspokoić twojego płaczu. Coś na pewno robię źle.

Buchające słońcem lato za moim dużym oknem nie pomagało mi. Po raz pierwszy przyroda nie stała po mojej stronie, tyko drwiła ze mnie. Moje ukochane zapachy czereśni, jaśminu – przeszły niezauważenie. Słodko – kwaśne piegowate truskawki widziałam tylko w reklamach na telefonie, albo na zdjęciach znajomych. Już nie wyprawiałam się z dumą na targ. Nie tylko przez ten szalejący niepokój i zmęczenie, ale też wstydziłam się swojego pociążowego ciała… Tak intensywnie zagłębiłam się w niemowlęcy świat kolek, drzemek, grzechotek, gugusiów, że zapominałam o sobie. O dorosłym świecie. Dorosły świat stał się moim wrogiem. Cholerne baby z instagrama wrzucały zdjęcia słodkich niemowlaczków, śpiących w misternie złożonych kompozycjach kwiatowo – ciuszkowo – kawowych, czy z innym tortem i obiadem trzydaniowym w tle, a ja nie miałam czasu umyć głowy! Ciągle obiecywałam sobie, że jutro będzie lepiej, że jutro będę już lepiej zorganizowana. A gdy jutro się rozpoczynało, mogłam całe to pierdololo  wsadzić sobie gdzieś. Nic nie było lepiej. Chwilami nawet nie wiedziałam, że nowy dzień już się zaczął, noc i dzień mieszały się i zlewały w rytm drzemek mojego synka. W kalendarzu dni mijały, w moim życiu rozciągały się w nieskończoność bądź przepadały gdzieś w cieniach za oknem, wpadały do mojej świadomości tyko krótkim złotym błyskiem jasnego dnia. Kiedy się uśmiechałeś, kiedy mogłam głaskać cię delikatnie, kiedy patrzałeś poważnie w moje oczy – na chwilę zapominałam o wszystkich problemach, ale te chwile były coraz krótsze. Jakby nie było już we mnie miejsca na czystą radość. Jakby przygasił mnie już jesienny zmierzch i zmrok.

zamglona droga do: jesienne opowiadanie

Ten listopad przyszedł do mnie za szybko. Jeszcze zanim na polach rozsnuła się mgła i niebieskie październikowe niebo zastąpiła szaruga – ja już czułam się jak listopadowa osmętnica. Jak ja kiedyś lubiłam jesienne wiersze! Lubiłam nastrój miarowego deszczu, jesiennych mgieł, spokojnej zadumy… Dziś kolejne krople ulewy, które uderzają w moje okno, są bolesne jak wbijające się drzazgi. Każda stuka w okno i w moją zmęczoną głowę kolejnym wyrzutem.

Pac – jedna kropla to wzrok mamy, która patrzy na mnie z takim współczuciem. A ja jestem zła, bo nie chcę współczucia, chcę tylko chwilę odpoczynku od tego bezczasu, chcę nadziei, że kiedyś to wszystko się skończy!

Wtedy kolejna kropla śmieje się ze mnie – przypominam sobie odwiedziny koleżanki, która machnięciem ręki zbywała moje żale – „Jeju, nie przesadzaj, mówiła, to tylko chwila, szybko minie, ciesz się tym czasem, potem będzie tylko trudniej, zobaczysz!”.

Ciesz się, ciesz się, ciesz się – drwią ze mnie deszczowe krople.

Chcę dobrych rad i nie chcę jednocześnie. Chcę pocieszenia i obrażam się na nie. Marzę, żeby ktoś mnie zapewnił, że wszystko będzie dobrze i nie wierzę, kiedy ktoś to mówi.

Nie znoszę, kiedy mąż patrzy na mnie zdumiony, kiedy przeklnę albo wybucham złością. A tylko to mnie jeszcze ratuje przed popadnięciem w całkowity niebyt i nieistnienie! Kiedy czuję złość, to choć przez chwilę nie ma we mnie miejsca na smutek czy zamartwianie się. Za to chwilę później wyrzuty sumienia zalewają mnie niczym ulewa.

Pac, pac, pac – nic w tym deszczu nie ma już romantycznego, zadumanego ani pocieszającego. Jest deszcz i tylko deszcz i nic innego poza deszczem nie ma… Boję się, że kiedy runie mój mur, to już żadnej tam dziewczyny naprawdę nie będzie. Będzie tylko poszarzała i wymęczona Matka.

Moja kolorowa sukienka zszarzała od ciągłego noszenia i prania, wełniany sweter się rozciągnął, żeby pełnić też rolę kocyka, gdy zasypiałam na siedząco przy każdej próbie poczytania czy obejrzenia czegokolwiek. Okno do ogrodu zamknęło się na dobre, nie chciałam patrzeć ani na słońce ani na gwiazdy.

jesienne opowiadanie o byciu mamą - zdjęcie kawałka płotu, który zaczyna się nie wiadomo gdzie i niknie we mgle

Najgorsze były jednak chwile, kiedy zmęczenie i strach nie pozwalały mi zasnąć. Marzyłam o śnie a jednocześnie bałam się, że coś się stanie. Marzyłam o odpoczynku, ale też nie umiałam zdjąć z siebie przygniatającego poczucia obowiązku i wymieniałam sobie sadystycznie i złośliwie w myślach wszystkie rzeczy, które mogłabym teraz zrobić, zamiast spać.

Teraz, siedząc na różowej kudłatej poduszce, patrząc na ciemniejące niebo, zasnute już czarnymi chmurami, na wyginającą się przez wiatr moją jabłonkę, myślę, że listopad wygrał. Zawładnął mną. Rozgościł się w mojej duszy na dobre. Ze słońca będzie się złośliwie śmiał, na próby bycia znów zielonym drzewem zahuczy tylko bezlitośnie silnym wiatrem i smagnie zimnym deszczem. Siedzę z pustym kubkiem po kawie, jestem jesienną szarością, bez początku i bez końca. Moje oczy są już szare, zmęczone, brakuje im radosnej zieleni, moje ręce są jak puste czarne konary, patrzę na nie z niechęcią, wszystko robią źle, umieją tylko kołysać synka, utulić jego płacze i niepokoje, umieją zwykle wygonić koszmary z jego malutkich snów, tysiąc razy umieją Małego przytrzymać, kiedy on upada – ale co to wszystko znaczy w dorosłym świecie? Nic. Dla świata jestem niczym. Tylko matką. Szarą, zmęczoną. Każdy zauważy właśnie ten moment, kiedy nie uda się moim rękom złapać w porę upadającego malucha. Każdy usłyszy właśnie płacz. Od jakiegoś czasu nie wychodzę na spacery, bo widzę w oczach mijanych ludzi drwiący uśmieszek, oceniający mnie jako żałosną, nijaką, ponurą i nie potrafiącą się cieszyć tym, co mam. Może im też kiedyś listopadowy zmrok wpadł do serc?…

Patrzę na swoje ręce, które kiedyś dawały mi tyle radości, obejmowałam nimi cały świat, nie tylko jedno malutkie dziecko. Czy teraz ono jest całym moim światem? Czy jeszcze kiedyś znajdę siły i odwagę, by powitać Nowe? Czy kiedyś wróci wiosenna nadzieja?

Nie wiem. Patrząc w listopadowy zmierzch czuję, jakbym utknęła gdzieś w matczynym, gęstym, lepiącym się od kaszek, mleczek, utartych bananków bezczasie. Jestem tu sama, od innych ludzi dzieli mnie odległość niecałego metra. Tyle ty mierzysz, kochany synku. To jednocześnie bezkres nie do przebycia jak i najsłodsze centymetry w moim jesiennym, zmierzchającym świecie. Kocham cię, i jestem taka zmęczona!

Wiatr zaczyna przedzierać się przez okienne obramowanie. Świszczy, jakby się piekło jakieś rozpętało wokół jabłonki, deszcz zacina szaleńczo. Okrywam się moim swetro – kocykiem i podchodzę do synka akurat, kiedy otwiera oczka po swojej drzemce. Uśmiecham się do niego i szybko przecieram łzy, żeby Mały ich nie zobaczył. Chciałabym dla niego rozsnuć złote słońce, pomalować znów świat w kolory lata… Tymczasem listopad wciska mi znów do głowy wszystkie żale i wyrzuty. Kiedy Mały w skupieniu ogląda swoje piąstki i próbuje z zapałem włożyć do buźki palce od nóg, ja walczę, by choć mój uśmiech miał jeszcze w sobie odrobinę dawnej zieleni. 

***

Za oknem jest już zupełnie ciemno. Stara jabłonka poddaje się okrutnym podmuchom jesiennego wichru, wiedząc, że nic nie poradzi. W głębi swojego serca, zbudowanego z kory, skomplikowanych systemów kanalików i wiązek czeka na wiosnę. Chciałaby wyciągnąć na chwilę jedną ze swoich delikatniejszych gałązek w stronę smutnej kobiety za szybą, pogłaskać ją swoją jabłonkową pokrzywioną ręką po zmierzwionych włosach, uspokoić jej zmęczone myśli, podsunąć jej pod zmęczone powieki obraz swojego majowego kwiecia, wrześniowego słodkiego smaku jabłka ogrzanego słońcem. „Ja tu będę – chciałaby jej powiedzieć – zawsze przy tobie będę…”.

***

jesienne opowiadanie o listopadowym zmierzchu - ilustracja zachmurzonego nieba

Boję się listopadowej samotności. Chciałabym, żeby ktoś powiedział mi, że zawsze przy mnie będzie… Przy każdej pogodzie, w każdym momencie. W każdym zmęczeniu. W drobnym radościach i codziennych smutkach. W rozmowie i w milczeniu. W słońcu. I w deszczu… W deszczu najbardziej. Jest ktoś jeszcze, gdzieś w jesiennym świecie?...

Nawigacja wpisu

← O pisaniu.
Czytamy dzieciom. Tym trochę starszym. →

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

kontakt
PRZYGRYWKA
Wrześniowo i jazzowo-folkowo. Co przyszło z wiatrem, z wiatrem odejdzie.
Julia Pietrucha.
Ola, siedzi w oknie, zdjęcie czarno - białe, melancholijne, bo tematem jest czas
To ja, Ola, zapraszam do mojego zwykle uśmiechniętego świata. Choć chwile zwątpienia, goryczy i szarości też tu są, co zrobić... Też tak masz? To się zrozumiemy!
Poczytasz u mnie o życiu codziennym, o polecanych książkach, o wychowaniu. Znajdziesz też chwile z dobrą muzyką!

Ostatnie wpisy:

  • Opowieści rodzinne. Lato – część 2
  • Lilka i Henio
  • Literacki Sopot 2023
  • Opowieści rodzinne. Lato – część 1
  • Urlop. Kawa. Kryminał.

Często zaglądam do:

na stronie bajki - blog Małgosi Cudak, z bajkami do słuchania i książkami do czytania

książka Małgosi Cudak, Mała księga mieszkańców puszczy
Książka M. Cudak, nad którą objęłam mój pierwszy patronat.

miss ferreira - blog o życiowych zamieszaniach

julia rozumek - blog pisarsko - życiowy

Archiwa blogowe:

  • wrzesień 2023
  • sierpień 2023
  • lipiec 2023
  • czerwiec 2023
  • maj 2023
  • kwiecień 2023
  • marzec 2023
  • luty 2023
  • styczeń 2023
  • grudzień 2022
  • listopad 2022
  • październik 2022
  • wrzesień 2022
  • sierpień 2022
  • lipiec 2022
  • czerwiec 2022
  • maj 2022
  • kwiecień 2022
  • marzec 2022
  • luty 2022
  • styczeń 2022
  • grudzień 2021
  • listopad 2021
  • październik 2021
  • wrzesień 2021
  • życie i …
  • życie i książki
  • życie i problemy

anegdotki dobry humor dziecko jesień kryminały książki malarstwo matka-feministka małżeństwo musierowicz muzyka mąż notatki nowy_dzień opowiadanie przepis reportaże rodzina rozmowy samo życie spokój współczucie wychowanie wyjaśnienie zdjęcia zdrowie święta żółte liście

gdzies.tam.pomiedzy

Kasia Jurczyk Gniazdowanie Wyd. Na Szczęście __ Kasia Jurczyk
Gniazdowanie
Wyd. Na Szczęście 
_____________________
Gniazdowanie to (po książce dla dzieci o Antosiu) druga propozycja nowego na rynku wydawnictwa. Antoś bardzo się moim dzieciom podobał, a ja zaufałam wydawnictwu i książkę Kasi Jurczyk kupiłam tak szybko, że czytałam ją w dniu oficjalnej premiery!
To książka obyczajowa, z cyklu: o życiu, ale bez nudnego owijania w cukry i lukry.
Alicja, bohaterka, jest wplątana w przemocowe małżeństwo i w końcu próbuje odzyskać swoje życie, swoje poczucie wartości, chce odnaleźć się od nowa. Chce zbudować dla siebie i swojego syna nowy, bezpieczny dom, ale droga do spełnienia tego celu jest trudna przez okolicznosci zarówno zewnętrzne jak i wewnętrzne - wyjście z pewnych ról jest bardzo trudne. 
Ja zwykle lubię trochę więcej metafory w budowaniu fabuły, tu jest życie wprost. ALE właśnie dlatego będę ją mocno polecać. Jeżeli historia Alicji może komuś pomóc, to brak metafor jest iście najmniejszym problemem! A tu są nawet telefony i adresy stron, gdzie w przypadku doświadczania przemocy należy szukać pomocy i informacji. 
Podoba mi się też wątek sąsiadki, która nie boi się pomagać. A wiecie jak? Nawet zwykłym zapukaniem do drzwi w czasie awantury, żeby pożyczyć szklankę mleka, a naprawdę pokazać, że o wszystkim wie. Taka odwaga, drobna, a ważna. Potem robi więcej, ale już nie będę spojlerowac. A książkę - polecam! 
________________
#gdziespomiedzy
#bookstagrampl #kochamczytać #czytambolubię #polecajka #książki #książkaobyczajowa #przemocdomowa #życiebezściemy #gniazdowanie #kasiajurczyk #wydawnictwonaszczęście
Temat tygodnia: dawno temu. Bez interpretacji, bo Temat tygodnia: dawno temu. 
Bez interpretacji, bo na samą myśl o takowej mam ciarki. No jak tu przyznać, że wszystko, co dziś takie ważne, za czym pędzę, gonię, szukam sił, próbuję, padam i się podnoszę - to jutro będzie puchem marnym i pokruszonym. Oplecionym przez bluszcze, bzy i powoje.
@52zdjecia - ja teraz bardzo poproszę o temat lekki i przyjemny. Żartobliwy najlepiej;)

#takieżycie #wszystkomarność #itakzginiemywzupie 

#gdziespomiedzy 

#dawnotemu #52zdjęcia_35_2023 #temattygodnia #52zdjęcia
Chłopki. Opowieść o naszych babkach Joanna Kuci Chłopki. Opowieść o naszych babkach
Joanna Kuciel-Frydryszak
Wyd. Marginesy
_________________
Opisywać książki nie muszę, jest bestsellerem, jest tematem artykułów, jest czasem powodem do dyskusji.
To ja napiszę, czym są "Chłopki" dla mnie. I dlaczego cieszę się, że je przeczytałam.
Ta książka to kadr z przeszłości. Kadr sprzed stu lat. To dużo czy mało?
Dużo, jeżeli spojrzeć na postęp w wielu dziedzinach.
Mało, gdy wziąść pod uwagę, jak bardzo jeszcze tkwimy w tamtych stereotypach, jak życie naszych  babć wpływa na współczesne wybory. Mało, bo to wciąż jednak temat nieprzepracowany, nieprzegadany. Część wspomnień jest wypierana. Nie o wszystkim wiemy. 
A ta książka sprawia, że chcemy się obejrzeć w tył, w przeszłość, i spytać, jak to było w naszej rodzinie... 
Ja uważam, że takie rozmowy, powroty do dawnych lat, są bardzo potrzebne - jeżeli nie wiesz skąd przyszedłeś, możesz nie wiedzieć, dokąd idziesz. Możesz nie rozumieć i zbyt łatwo oceniać. 
Duża wartość tej książki leży też dla mnie w źródłach - są to prawdziwe pamiętniki, spisane historie, listy, ówczesne gazety... nie wszystkie, bo nie sposób ująć wszystkiego w jednej książce, ale jest to punkt wyjścia. Potem można sięgnąć po "Wymazaną granicę" czy "Był dwór nie ma dworu". 
Macie też jakieś książki, które uzupełniałyby "Chłopki"?
_______________
#gdziespomiedzy
#bookphotography #bookstagrampl #książki #literaturafaktu #chłopki #joannakucielfrydryszak #marginesy #kochamczytać #czytambolubię #polskawieś #niestatystyczny #polecajka
Margaret Atwood. Od niedawna jedna z moich ulubion Margaret Atwood. Od niedawna jedna z moich ulubionych pisarek. A za co pokochałam Atwood?
.
Za poczucie humoru. Takie ironiczne, czasem wręcz cyniczne. Jeżeli można mieć mroczne poczucie humoru, to kanadyjska pisarka je ma.
.
Za konsekwentne zdzieranie warstw. Nie zatrzymuj się w pół kroku, mówi Atwood, patrz, gdzie ta myśl cię zaprowadzi? Na pewno chcesz tam iść? Na pewno Ci się to podoba? Rzuciłeś hasło, a co ono naprawdę znaczy?
.
Za ludzką uczciwość. Brak pomników, piedestałów, zasłon i tabu. Siebie też nie oszczędza. 
.
Za to, że ocenę swoich bohaterów zostawia nam - czytelnikom.
.
Za umiejętność wchodzenia w przeróżne rodzaje osobowości - jaką ona musi mieć wyobraźnię! Jaką spostrzegawczość! 
.
Za odwagę - mówi głośno o problemach społecznych. Jest sobą. Czytałam kiedyś, że dorastanie w kanadyjskim lesie (Atwood tam właśnie się wychowywała, tak pracowali jej rodzice) uodporniło ją na pytanie "a co ludzie powiedzą?". 
.
Wreszcie za to, że czytając jej książki, to pomimo całej ich grozy, mroku i rozgrzebywania ludzkich emocji, nie czuję się pokaleczona. Ani dobijająco bezradna. Za słowo "czułosć" zostałabym zapewne nieźle zbesztana, ale pod surowością, przenikliwością książek Margaret Atwood kryje się ciut tkliwości. Może ciut nihilistycznej, ale jednak. 

#gdziespomiedzy #bookstagrampl #kochamczytać #czytambolubię #margaretatwood #opowieśćpodręcznej #kamienneposłanie #dobrekości #opisaniu
Idzie swoją drogą. Dużo tam kamieni, buty dziu Idzie swoją drogą. 
Dużo tam kamieni, buty dziurawe, ale ona idzie. To ze słońcem, to pod wiatr. 
Głównie wędruje z kawą i kalendarzem pod pachą, jako Wielka Ogarniaczka Życia Rodzinnego.
Czasem wypisuje się z ram i tańczy po łąkach.

@w.dziurawych.trampkach
- czy to ty?

#kobiety_fotowtorek #gdziespomiedzy 
@fotowtorek_kfs #kfs #siostrzeństwo
Czas. Dobry, lepszy, najlepszy. Zły, gorszy, naj Czas.

Dobry, lepszy, najlepszy.
Zły, gorszy, najgorszy.

Było... Jest! 

Będzie?

Co zatrzymać? Co wypuścić?
Oglądać się za siebie czy iść dalej?

"To sprzedane do nieba, cała sztuka. Szczęśliwy, kto ten skrawek widział, niech większego szczęścia nie szuka"
(M. Pawlikowska-Jasnorzewska)

#52zdjęcia_33_2023 #czas #52zdjęcia #temattygodnia 
#bookphotography #bookstagram #kochamczytać #gdziespomiedzy #mariapawlikowskajasnorzewska
Byłam jeszcze mała, miałam może 8 lat, kiedy c Byłam jeszcze mała, miałam może 8 lat, kiedy chwycilam z regału Babci książkę "Życie jest snem". Uderzenie tej myśli - czy życie może być snem -  pamiętam do dziś. 
Co jest prawdą a co złudzeniem? Co  gwiazdami a co ich odbiciem w stawie?

Moje impresje na temat: #książka_fotowtorek 
dla @kobiecafotoszkola 

#gdziespomiedzy #kfs_fotowtorek #bookstagram #kochamczytać #życiejestsnem #czytambolubię #trochęwątpliwości
Mistrzowie opowieści. O kobiecie Wyd. Wielka Lite Mistrzowie opowieści. O kobiecie
Wyd. Wielka Litera 
___________________
O budowaniu własnego "ja".
"Ten trudny wiek..." - o dorastaniu.
O radzieckiej (nie)szczęśliwości.
O samotności rodem z "Wron" Dvorakowej, ale w scenerii fińskiej wsi.
"Bukiet kwiatów, który Xia przyniósł do kawiarni, jest naprawdę piękny, a ja umieram ze smutku".
O tym, jak zostać panią sprzątającą na własność i o tym, jak w końcu można wybuchnąć płaczem.
O Towarzystwie do Zadawania Pytań - Virginii Woolf - świetne!
O tym, co się dzieje pod pewnym łóżkiem w Egipcie i o tym, kto jest idealną niewiastą - siostra, a w nagrodę "na głowę włożono jej koronę: jeszcze większą czarną płachtę (...). Mnie dla odmiany, chcąc zmylić ojca, los i przeznaczenie, mama ubierała jak chlopaka, jakbym nie była (...) każdą inną kobietą z otworem".
O tym, jak wybrać między dwoma miłościami - do matki i do przyjaciółki.
O matce - czarownicy.
O opiekowaniu się dziećmi jak na dobrą matkę przystało (groteska, humoreska?)
O zawiści, zemście, żalu i obracaniu wszystkiego w proch.
O depresji, psychozie poporodowej.
O potrzebie wolności. Kto będzie bardziej wolny - kobieta czy roślina?
O śmierci. 
O kobiecie takiej jak ty? Jak ja?

Będę do nich wracać. 

#gdziespomiedzy #bookstagrampl #bookstagram #kochamczytać #czytambolubię #niestatystyczny #polecajka #literaturapiękna #mistrzowieopowieści #mistrzowieopowieściokobiecie #okobiecie #wydawnictwowielkalitera #opowiadania
Wrzesień i sentymenty. Jedyne, jakie lubię. Nie Wrzesień i sentymenty. Jedyne, jakie lubię.  Nie jestem sentymentalna, reaguję alergicznie na hasło "kiedyś to było"; jak raz mąż zniósł ze strychu pudło z pamiątkami, w pierwszym odruchu wzruszyłam ramionami i chciałam wszystko wyrzucić. Bez żalu podarłam kilka starych zdjęć. 
Sentyment mam do szkoły. Zapach kredek i atramentu, czysty zeszyt, smak jabłka na drugie śniadanie (w domu obowiązkowo zupa mleczna) i widać duże poczucie bezpieczeństwa, skoro tak mi się dobrze kojarzy... może dlatego dziś pracuję w szkole ;)

#sentymenty #52zdjęcia_32_2023 #temattygodnia #52zdjęcia @52zdjecia
#wrzesień #szkoła #początek
#gdziespomiedzy
@zielonyregal - Małgosiu, jak ty wybrałaś te pa @zielonyregal - Małgosiu, jak ty wybrałaś te parę nazwisk, książek, z całego stosu rzeczy ważnych?! Jak miałam to wybrać ja?! Już chyba wolę wyzwanie typu: kup w Biedronce parówkę Patrycję!
Ale spróbowałam;)
I tak się przedstawia moja lista #54321 na dzień dzisiejszy:

5 książek, które kocham:
Pod słońcem Julii Fierdorczuk
Świat Dysku Terry'ego Pratchetta (że to trochę ponad 40 części? co tam, kocham każdą!)
Opowieść podręcznej Margaret Atwood (ale Testamenty już nie)
Wiedźmin Andrzeja Sapkowskiego 
Dziecko piątku Małgorzaty Musierowicz 

4 autorów, których książki biorę w ciemno:
Katarzyna Puzyńska
Julia Fiedorczuk
Margaret Atwood
Zofia Stanecka 

3 ulubione motywy:
macierzyństwo i wychowawcze dylematy
zwyczajne życie i młyny historii
szczegóły znaczące 

2 ulubione miejsca do czytania:
przy stole w kuchni
ławka bujana w ogrodzie (jeśli akurat taka gdzieś jest)

1 książka, która czeka na przeczytanie:
moja, hehe
a tak serio to leży ich cały stosik. W koszykach internetowych księgarni stosiki kolejne. W archiwach zapisanych polecajek bookstagramowych - jeszcze kolejne. A potem zawsze mogę wrócić do ulubionych-już-przeczytanych.

Uff, wybaczcie mi, moje wszystkie inne książki! Też was kocham! Każda z was była dla mnie w którymś momencie ważna, potrzebna - czy to do śmiechu, czy to do zamyślenia się... Następnym razem zgodzę się szybciej na bieganie w maratonie niż wybieranie spośród was! 
I kończę, bo przychodzą mi na myśl wszystkie książki, których nie wymieniłam ;)

#gdziespomiedzy #bookstagrampl #wyzwanieczytelnicze #ulubioneksiążki #juliafiedorczuk #katarzynapuzyńska #zofiastanecka #margaretatwood #kochamczytać #niestatystyczny #jeżycjada #światdysku #wiedźmin
Moja melancholijna Lilka. Tak ją narysowała @muk Moja melancholijna Lilka.
Tak ją narysowała @mukozu.art - świetnie uchwyciła charakter mojej bohaterki! Dziękuję Ci! 

Wyganiając mojego wewnętrznego krytyka hen, daleko, odważylam się napisać więcej o książce, którą napisałam. Mimo, że opowieść jest pełna humoru, to jednak pewien melancholijny rys też w sobie ma. Trochę tęsknoty za zrozumieniem, przyjaźnią. Za pięknem. 

I napisałam o dwóch ważnych literacko rzeczach - wszystko na blogu :) link będzie w relacji 'Lilka i Henio'.

@kachna.krasnianka - dziękuję za motywację do wpisu ❤️

#gdziespomiedzy #kochampisać #bookstagrampl 
#melancholia_fotowtorek #kfs @fotowtorek_kfs 
#ilustracja #bajkadladzieci
To tylko awaria. To się poskleja. @52zdjecia - a To tylko awaria.
To się poskleja.

@52zdjecia - a już myślałam, że nic nie będę miała na 31 temat...
I oto przyszedł dzisiejszy dzień. Cały na biało i wyszczerzony w złośliwym uśmiechu. No żesz od rana wszystko nie tak! Poskarżę się tylko, że na mój przepyszny zakalec synek się wykrzywił i rzucił: "to jest obrzydliwe!". No cóż. 
Do pracy też nic nie przygotuję, bo mi laminarka wariuje.
To... idę poczytać! Patrzę na stosik przyfotelowy i chyba wybiorę dziś kolejne opowiadania z cyklu "Mistrzowie opowieści. O kobiecie". Chcę wszystkie książki z tej serii! I nie chcę już żadnych awarii ;)

#totylkoawaria #temattygodnia #52zdjęcia_31_2023 #52zdjęcia 
#gdziespomiedzy #kochamczytać
Mój Instagram

życie i książki

Opowieści rodzinne. Lato – część 1

27 lipca 2023
życie i problemy

Taki sobie zwyczajny tydzień

23 października 2021
życie i książki

Powrót do Whistle Stop

20 listopada 2021
życie i książki

Granica

21 kwietnia 2022
życie i książki

Opowieści rodzinne. Jędrek. Zima – część 1

28 stycznia 2022
życie i książki

Opowieści rodzinne 2

28 stycznia 2022
życie i ...

Jak nie wybuchać złością

25 września 2021
życie i ...

Opowieści rodzinne. Wiosna – część 2

18 lutego 2023
życie i książki

Przedwiośnie – część 1

18 lutego 2022
życie i problemy

„Kołyska”

16 grudnia 2021

© 2023 gdzieś pomiędzy | Powered by Minimalist Blog WordPress Theme