Skip to content
gdzieś pomiędzy
Menu
  • O mnie
  • Gdzieś pomiędzy – czyli gdzie?
  • życie i …
  • życie i książki
  • życie i problemy
  • Czytamy dzieciom
  • Galeria
Menu
jesienne opowiadanie - zdjęcie listopadowej ulicy w mieście o zmierzchu

Jesienne opowiadanie o listopadowym zmierzchu.

Posted on 5 listopada 20225 listopada 2022 by Ola

Zapraszam na jesienne opowiadanie o tym, co pojawia się pomiędzy miłością a zmęczeniem w życiu wielu mam.

Moje dziecko zasnęło. Mogę chwilę pomyśleć spokojnie, zastanowić się, co się ze mną dzieje… Gdzie zrobiłam błąd? Kiedy wszystko w moim szczęśliwym życiu zaczęło się sypać? Dlaczego, czy to moja wina? Zaglądam jeszcze do łóżeczka, wszystko w porządku, mały mocno śpi. Tak go kocham, a wszystko robię źle!

Siadam na podłodze przy oknie. Pod nogami mam poduszkę z różową kudłatą poszewką, mimowolnie gładzę te kudełki co jakiś czas. Chyba taki nawyk. Moja ręka ułożona jest do automatycznego głaskania wszystkiego, co przypomina włoski na główce mojego synka. Dobrze, że nie śpiewam poduszce kołysanek, do rytmu z tym głaskaniem. Jeszcze nie zwariowałam zupełnie? Poprawiam się, by usiąść wygodniej, chociaż bolą mnie plecy, jakkolwiek się nie wygnę. Zrezygnowanym ruchem sięgam po kubek z kawą, jeszcze ciepłą, piję jeden łyk, drugi, czuję mój ulubiony smak kawy z mlekiem, cukrem i odrobiną cynamonu. Mój pusty żołądek przez chwilę głośno bulgoce, w ramach protestu, ale trudno, mając do wyboru robienie jedzenia a zalanie kawy, wybrałam bez wahania kawę. Opierając łokcie na kolanach obejmuję dłońmi kubek, zaciskam palce, piję tę cholerną kawę. Powtarzam sobie „Jesteś szczęściarą, jesteś taką pieprzoną szczęściarą, pij do jasnej cholery i nie narzekaj! Ani mi się waż narzekać, słyszysz mnie?! Boże, co za głupia z ciebie matka! Głupia! Głupia! Taka głupia…”

Po policzkach płyną mi łzy. Czy ja znów się rozpłakałam? Czemu jestem taka niemądra, ze ciągle płaczę? Próbuję być rozsądna i szczęśliwa, ale coś się ze mną dzieje dziwnego…

Moje okno, przy którym siedzę i beznadziejnie płaczę, sięga podłogi, otwierając je można wybiec prosto do ogrodu. Kiedyś często było otwarte, to było jeszcze wtedy, kiedy świat był wielki i kolorowy. Kiedy nie myliłam słońca z księżycem a pory roku i dnia były jasne i ustalone. Raz na zawsze, myślałam wtedy, siedząc na ławce w ogrodzie, zamykając oczy, by po powiekach tańczyło mi słońce. Pamiętam, jak słuchałam leniwie odgłosów z otoczenia, gdzieś w oddali szumiały samochody, brzęczały pszczoły latające wokół starej jabłonki. Lato. Świat wydawał się doskonały w swojej letniej harmonii.

Gdańsk w deszczu, ilustracja do : jesienne opowiadanie

Pijąc kawę patrzę dziś przez zamazane okno. Nie wiem, czy zamazane jest przez deszcz, czy to te moje cholerne łzy. Chcę przywołać jeszcze raz ten obraz – pachnąca jabłonka, ciepłe powietrze, delikatnie powiewająca kolorowa sukienka na moim brzuszku. Wtedy, latem, na myśl że jestem w ciąży, czułam wielki zachwyt, uniesienie i gotowa byłam ze szczęścia pęknąć. Byłam z siebie taka dumna! Przeczytałam wszystkie dostępne poradniki, jestem na wszystko przygotowana, myślałam, będziesz, synku, najszczęśliwszym dzieckiem na świecie a ja najszczęśliwszą mamą… Już wtedy przyzwyczajałam swoją rękę do głaskania ciebie, choć właściwie była to tylko wybrzuszona moja ulubiona sukienka w wielkie kolorowe kwiaty. Nikt mnie nie wyprowadzał z błędu.

Lato delikatnie przemieniało się w pomarańczową jesień. Na kolorowe kwiaty z mojej ulubionej sukienki narzucałam wełniany sweter i wciąż rozglądałam się ciekawie przez otwarte okno. Kładąc ręce opiekuńczym gestem na rosnącym brzuchu, układałam dla nas plany na całe nasze nowe wspólne życie. Czemu nie uwzględniłam w tych planach zwykłej rzeczywistości? Czemu nie przewidziałam tego, że też będę popełniać błędy? Że będę tak zmęczona? Że na dźwięk pytań rodziny „A jak jedzenie? Jak karmienie? Jak spanie?” będę miała ochotę gryźć i kopać? I wyć do księżyca.

Nie, tamta jesień była babim latem, delikatną osnową, złotem i czerwienią w ogrodzie, fioletem astrów przy ławce. Dumnie wypinając się paradowałam po rynku warzywno – owocowym i upojona światłem i kolorami wybierałam najpiękniejsze jabłka, najbardziej soczyste gruszki, najbardziej pachnące pomidory… Uzupełniałam kolorystykę w koszyku ciemnymi śliwkami. W kuchni spędzałam deszczowe dni, tworząc niezliczone zastępy słoiczków dla mojego dziecka. Byłam dumna z tego, jaką jestem przewidującą, dobrą mamą. Mam przed oczami te momenty, kiedy z uśmiechem rano witałam każdy dzień. Przechodząc ulicą, wyobrażałam sobie, jak to będzie iść z tobą, kochanie, za rączkę, opowiadać ci o całym pięknie każdego pojedynczego kolorowego listka… Będę uczyć cię, że świat szykuje się do zimowego snu, ze przyroda tak to mądrze wymyśliła, że potrzebna jest każda pora roku. W moich wyobrażeniach ty patrzałeś na mnie ufnie, z podekscytowaniem zbierałeś kasztany, podrzucałeś ze śmiechem szeleszczące liście, w końcu zasypiałeś przykryty miękkim kocykiem, mając zarumienione policzki i cienie od długich rzęs na policzkach.

Tamta jesień była jak ze snu. Szczęśliwego snu.

ilustracja kolorowego liścia klonu na drzewie, do: jesienne opowiadanie

Czy tylko ja miałam tak naiwne sny? Nie wiem, nie chcę pytać, bo okaże się, że wszyscy inni dobrze wiedzieli, że macierzyństwo to tak ciężka sprawa. Albo gorzej, okaże się, że tylko ja sobie z tym wszystkim nie umiem dać rady… Wolę nie pytać. Zresztą, kto powie prawdę?  Oczywiste, że w każdej rozmowie ja też udaję, że świetnie sobie radzę! Tak naprawdę wiem, że nie radzę sobie w ogóle… Jako jedyna…

Znów ocieram łzy i szczypię się w dłoń, żeby ten płacz się skończył. Ale wspomnienia raz odkopane napływają niepowstrzymaną falą. W oknie, za którym zapada listopadowy zmierzch, zaczynam widzieć własne odbicie. Wstaję na chwilę z różowej kudłatej poduszki i gaszę światło w pokoju, zostawiam tylko malutką lampkę biurkową, żeby widzieć, czy dziecko się nie przebudziło z drzemki popołudniowej. Bez światła za plecami widzę znów ogród, powoli pogrążający się w szarości.

Tamta jesień – z kolorami i przetworami – jest wspomnieniem. Zachowuję ją w pamięci, jako dowód, że kolorowy, piękny świat istnieje, gdzieś, być może… Dziś jest dla mnie ukryty za kłębiącą się wszędzie szarością. I za zmęczeniem.

Kiedy zaczęły się ciążowe długie jesienne wieczory, jeszcze nic nie przeczuwałam. Zapalałam waniliowe świeczki, piekłam stosy cynamonowym szarlotek, robiłam litry herbatki z cytryną, siadałam z talerzykami i kubkami przy komputerze i robiłam coś co się dumnie nazywa Kompletowaniem Wyprawki. Bożesz ty mój, te dylematy – jaki materacyk do łóżeczka, smoczek – kupować czy nie, jakie kompleciki do pościeli wybrać, jaki wózek… Tysiąc pytań, tysiąc dylematów… A ja sobie radośnie w tym dryfowałam, zamawiałam, okazji szukałam, tyle sobie wyobrażałam! Byłam pewna, że jestem przygotowana na wszystko. Ups!, mogłabym dziś sobie powiedzieć!

Dziś, mądrzejsza o doświadczenia, złośliwie się sama do siebie śmieję, że tylko brokatowych jednorożców brakowało w tych moich marzeniach na jawie! Odstawiam na chwilę kawę, bo moim ciałem zaczyna wstrząsać niekontrolowana drgawka z głupkowatego śmiechu. Jakby mnie zobaczył mój mąż, pomyślałby że zwariowałam. W sumie, nie byłby daleki od prawdy. Pewnie są na to jakieś badania, które potwierdziłyby, że niedobór snu sprzyja głupkowatym reakcjom. Kładę pięść na usta, trzymam chwilę zaciśniętą, żeby się uspokoić i nie obudzić Małego. Uspokajam się. Piję kawę, oddycham spokojnie parę razy i daję myślom błądzić we wspomnieniach.

Moim jedynym strachem w ciąży było to, że cię, synku, stracę, że coś się stanie… Wtedy moje szczęście drżało w posadach i czułam, jak za gardło chwyta mnie On – Strach.

Przyszedł w listopadzie. Zaczęłam zasuwać okno, widok bezlistnych czarnych drzew był czymś, czego nie mogłam znieść. Powyginane gałęzie  zdawały się wieszczyć coś przerażającego, coś najgorszego, czego nawet nie umiałam w myślach sformułować do końca.

Jestem na siebie zła. Mogłam już wtedy zauważyć, że nie dzieje się dobrze. Że moja psychika jest kruchsza, niż dotychczas. Mogłam z kimś porozmawiać… Bożesz ty mój, przecież wszyscy się czasem boją, to normalne! – usłyszałabym pewnie. Mój strach był jednak bardziej mocny, niż ten normalny. Był czarny, bez odcienia szarości. Był jak czarna woda na dnie ciemnej studni, był jak wyciągnięte bezlistne gałęzie jabłoni za oknem, był jak ciemny mrok listopadowej nocy. Był jak wycie sfory wygłodniałych wilków biegnących za świeżym tropem… Ale przyszła zima! Wychodziłam z domu w każdy słoneczny dzień, kraina mojej wyobraźni znów podsuwała mi obrazy sanek, śnieżek i niemal słyszałam twój, synku, śmiech na widok skrzącego się mroźnego powietrza.

Wiosna – to już byłeś ty. Urodziłeś się, kiedy małe liski i niedźwiadki zaczynały wychodzić ze swoich norek i obwąchiwać świat. Kiedy każdy pąk na drzewie niósł nadzieję na Nowe. Kiedy zapach deszczu przyprawiał o zawrót głowy ze szczęścia. Byłam szczęśliwa!

Przez te pierwsze wiosenne dni byłam zielona ze szczęścia jak listki na jabłoni. Zieleniały moje oczy, patrzące na ciebie, podziwiające każdą fałdeczkę tego maleńkiego ciałka. Zieleniały moje ręce, trzymające moje najsłodsze spełnienie marzeń.  Zieleniały moje dłonie, wybierające z czułością pajacyki, pieluszki, kremiki, czapeczki. Byłeś moim zielonym wiosennym szczęściem. Ja byłam twoim zielonym drzewem – myślałam sobie – dam ci oparcie, osłonię przed wszystkim, co złe, zbuduję ci schronienie wśród moich mocnych gałęzi.

Zielone, wiosenne endorfiny przez chwilę krążyły w moich żyłach. Uwielbiałam, kiedy zasypiasz wtulony w moje ramię. Byłam gotowa na medal w postaci twojego uśmiechu, kiedy udawało mi się odgadnąć, czemu płaczesz. Jak nie trafiłam i płakałeś dłużej, ja zaczynałam płakać z tobą i traciłam głowę! Szalałam ze strachu, że ZACZĘŁO SIĘ. Że w końcu w pełnym majestacie słońca jednak przyszło to, czego bałam się najbardziej. Że coś mi moje szczęście odbierze… A ja nie będę umiała zaradzić. Coś przegapię. Nerwowo wertowałam swoje poradniki, żeby po chwili rzucać nimi z wściekłością w najdalszy kąt. Nigdy głośno tego nikomu nie powiedziałam… Bo też nikt na pewno nie szalał tak bezsensownie z niepokoju jak ja. Bałam się wygłupić, a jednocześnie też bałam się, że ktoś potwierdzi moje najgorsze obawy. Wyobrażałam sobie, jak wszyscy naokoło stwierdzą, że jestem najgorszą mamą, jaką świat widział, że mojemu dziecku będzie lepiej w innej rodzinie… Bo ja nie umiem uspokoić twojego płaczu. Coś na pewno robię źle.

Buchające słońcem lato za moim dużym oknem nie pomagało mi. Po raz pierwszy przyroda nie stała po mojej stronie, tyko drwiła ze mnie. Moje ukochane zapachy czereśni, jaśminu – przeszły niezauważenie. Słodko – kwaśne piegowate truskawki widziałam tylko w reklamach na telefonie, albo na zdjęciach znajomych. Już nie wyprawiałam się z dumą na targ. Nie tylko przez ten szalejący niepokój i zmęczenie, ale też wstydziłam się swojego pociążowego ciała… Tak intensywnie zagłębiłam się w niemowlęcy świat kolek, drzemek, grzechotek, gugusiów, że zapominałam o sobie. O dorosłym świecie. Dorosły świat stał się moim wrogiem. Cholerne baby z instagrama wrzucały zdjęcia słodkich niemowlaczków, śpiących w misternie złożonych kompozycjach kwiatowo – ciuszkowo – kawowych, czy z innym tortem i obiadem trzydaniowym w tle, a ja nie miałam czasu umyć głowy! Ciągle obiecywałam sobie, że jutro będzie lepiej, że jutro będę już lepiej zorganizowana. A gdy jutro się rozpoczynało, mogłam całe to pierdololo  wsadzić sobie gdzieś. Nic nie było lepiej. Chwilami nawet nie wiedziałam, że nowy dzień już się zaczął, noc i dzień mieszały się i zlewały w rytm drzemek mojego synka. W kalendarzu dni mijały, w moim życiu rozciągały się w nieskończoność bądź przepadały gdzieś w cieniach za oknem, wpadały do mojej świadomości tyko krótkim złotym błyskiem jasnego dnia. Kiedy się uśmiechałeś, kiedy mogłam głaskać cię delikatnie, kiedy patrzałeś poważnie w moje oczy – na chwilę zapominałam o wszystkich problemach, ale te chwile były coraz krótsze. Jakby nie było już we mnie miejsca na czystą radość. Jakby przygasił mnie już jesienny zmierzch i zmrok.

zamglona droga do: jesienne opowiadanie

Ten listopad przyszedł do mnie za szybko. Jeszcze zanim na polach rozsnuła się mgła i niebieskie październikowe niebo zastąpiła szaruga – ja już czułam się jak listopadowa osmętnica. Jak ja kiedyś lubiłam jesienne wiersze! Lubiłam nastrój miarowego deszczu, jesiennych mgieł, spokojnej zadumy… Dziś kolejne krople ulewy, które uderzają w moje okno, są bolesne jak wbijające się drzazgi. Każda stuka w okno i w moją zmęczoną głowę kolejnym wyrzutem.

Pac – jedna kropla to wzrok mamy, która patrzy na mnie z takim współczuciem. A ja jestem zła, bo nie chcę współczucia, chcę tylko chwilę odpoczynku od tego bezczasu, chcę nadziei, że kiedyś to wszystko się skończy!

Wtedy kolejna kropla śmieje się ze mnie – przypominam sobie odwiedziny koleżanki, która machnięciem ręki zbywała moje żale – „Jeju, nie przesadzaj, mówiła, to tylko chwila, szybko minie, ciesz się tym czasem, potem będzie tylko trudniej, zobaczysz!”.

Ciesz się, ciesz się, ciesz się – drwią ze mnie deszczowe krople.

Chcę dobrych rad i nie chcę jednocześnie. Chcę pocieszenia i obrażam się na nie. Marzę, żeby ktoś mnie zapewnił, że wszystko będzie dobrze i nie wierzę, kiedy ktoś to mówi.

Nie znoszę, kiedy mąż patrzy na mnie zdumiony, kiedy przeklnę albo wybucham złością. A tylko to mnie jeszcze ratuje przed popadnięciem w całkowity niebyt i nieistnienie! Kiedy czuję złość, to choć przez chwilę nie ma we mnie miejsca na smutek czy zamartwianie się. Za to chwilę później wyrzuty sumienia zalewają mnie niczym ulewa.

Pac, pac, pac – nic w tym deszczu nie ma już romantycznego, zadumanego ani pocieszającego. Jest deszcz i tylko deszcz i nic innego poza deszczem nie ma… Boję się, że kiedy runie mój mur, to już żadnej tam dziewczyny naprawdę nie będzie. Będzie tylko poszarzała i wymęczona Matka.

Moja kolorowa sukienka zszarzała od ciągłego noszenia i prania, wełniany sweter się rozciągnął, żeby pełnić też rolę kocyka, gdy zasypiałam na siedząco przy każdej próbie poczytania czy obejrzenia czegokolwiek. Okno do ogrodu zamknęło się na dobre, nie chciałam patrzeć ani na słońce ani na gwiazdy.

jesienne opowiadanie o byciu mamą - zdjęcie kawałka płotu, który zaczyna się nie wiadomo gdzie i niknie we mgle

Najgorsze były jednak chwile, kiedy zmęczenie i strach nie pozwalały mi zasnąć. Marzyłam o śnie a jednocześnie bałam się, że coś się stanie. Marzyłam o odpoczynku, ale też nie umiałam zdjąć z siebie przygniatającego poczucia obowiązku i wymieniałam sobie sadystycznie i złośliwie w myślach wszystkie rzeczy, które mogłabym teraz zrobić, zamiast spać.

Teraz, siedząc na różowej kudłatej poduszce, patrząc na ciemniejące niebo, zasnute już czarnymi chmurami, na wyginającą się przez wiatr moją jabłonkę, myślę, że listopad wygrał. Zawładnął mną. Rozgościł się w mojej duszy na dobre. Ze słońca będzie się złośliwie śmiał, na próby bycia znów zielonym drzewem zahuczy tylko bezlitośnie silnym wiatrem i smagnie zimnym deszczem. Siedzę z pustym kubkiem po kawie, jestem jesienną szarością, bez początku i bez końca. Moje oczy są już szare, zmęczone, brakuje im radosnej zieleni, moje ręce są jak puste czarne konary, patrzę na nie z niechęcią, wszystko robią źle, umieją tylko kołysać synka, utulić jego płacze i niepokoje, umieją zwykle wygonić koszmary z jego malutkich snów, tysiąc razy umieją Małego przytrzymać, kiedy on upada – ale co to wszystko znaczy w dorosłym świecie? Nic. Dla świata jestem niczym. Tylko matką. Szarą, zmęczoną. Każdy zauważy właśnie ten moment, kiedy nie uda się moim rękom złapać w porę upadającego malucha. Każdy usłyszy właśnie płacz. Od jakiegoś czasu nie wychodzę na spacery, bo widzę w oczach mijanych ludzi drwiący uśmieszek, oceniający mnie jako żałosną, nijaką, ponurą i nie potrafiącą się cieszyć tym, co mam. Może im też kiedyś listopadowy zmrok wpadł do serc?…

Patrzę na swoje ręce, które kiedyś dawały mi tyle radości, obejmowałam nimi cały świat, nie tylko jedno malutkie dziecko. Czy teraz ono jest całym moim światem? Czy jeszcze kiedyś znajdę siły i odwagę, by powitać Nowe? Czy kiedyś wróci wiosenna nadzieja?

Nie wiem. Patrząc w listopadowy zmierzch czuję, jakbym utknęła gdzieś w matczynym, gęstym, lepiącym się od kaszek, mleczek, utartych bananków bezczasie. Jestem tu sama, od innych ludzi dzieli mnie odległość niecałego metra. Tyle ty mierzysz, kochany synku. To jednocześnie bezkres nie do przebycia jak i najsłodsze centymetry w moim jesiennym, zmierzchającym świecie. Kocham cię, i jestem taka zmęczona!

Wiatr zaczyna przedzierać się przez okienne obramowanie. Świszczy, jakby się piekło jakieś rozpętało wokół jabłonki, deszcz zacina szaleńczo. Okrywam się moim swetro – kocykiem i podchodzę do synka akurat, kiedy otwiera oczka po swojej drzemce. Uśmiecham się do niego i szybko przecieram łzy, żeby Mały ich nie zobaczył. Chciałabym dla niego rozsnuć złote słońce, pomalować znów świat w kolory lata… Tymczasem listopad wciska mi znów do głowy wszystkie żale i wyrzuty. Kiedy Mały w skupieniu ogląda swoje piąstki i próbuje z zapałem włożyć do buźki palce od nóg, ja walczę, by choć mój uśmiech miał jeszcze w sobie odrobinę dawnej zieleni. 

***

Za oknem jest już zupełnie ciemno. Stara jabłonka poddaje się okrutnym podmuchom jesiennego wichru, wiedząc, że nic nie poradzi. W głębi swojego serca, zbudowanego z kory, skomplikowanych systemów kanalików i wiązek czeka na wiosnę. Chciałaby wyciągnąć na chwilę jedną ze swoich delikatniejszych gałązek w stronę smutnej kobiety za szybą, pogłaskać ją swoją jabłonkową pokrzywioną ręką po zmierzwionych włosach, uspokoić jej zmęczone myśli, podsunąć jej pod zmęczone powieki obraz swojego majowego kwiecia, wrześniowego słodkiego smaku jabłka ogrzanego słońcem. „Ja tu będę – chciałaby jej powiedzieć – zawsze przy tobie będę…”.

***

jesienne opowiadanie o listopadowym zmierzchu - ilustracja zachmurzonego nieba

Boję się listopadowej samotności. Chciałabym, żeby ktoś powiedział mi, że zawsze przy mnie będzie… Przy każdej pogodzie, w każdym momencie. W każdym zmęczeniu. W drobnym radościach i codziennych smutkach. W rozmowie i w milczeniu. W słońcu. I w deszczu… W deszczu najbardziej. Jest ktoś jeszcze, gdzieś w jesiennym świecie?...

Powiązane wpisy:

wiosenna droga wśród między łąką a sademList do naszych dzieci czarno białe zdjęcie hiacyntów i piórek - do rozmowy o śmierciDzieci i trudne tematy… Jak rozmawiać o śmierci? okładka książki "Czasem się złoszczę", do tematu rodzice i dzieci i emocjeRodzice, dzieci i… emocje. wychowanie - radosny obrazek znad morza, mama i dziecko razem się bawiąWychowanie, pot i łzy.

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • link do strony na facebooku
  • link na instagram
kontakt
PRZYGRYWKA
Florence
o szaleństwie i wolności...
"You said that rock and roll is dead
But is that just because it has not been resurrected in your image?
Like if Jesus came back, but in a beautiful dress"

Ola, siedzi w oknie, zdjęcie czarno - białe, melancholijne, bo tematem jest czas
To ja, Ola, zapraszam do mojego zwykle uśmiechniętego świata. Choć chwile zwątpienia, goryczy i szarości też tu są, co zrobić... Też tak masz? To się zrozumiemy!
Poczytasz u mnie o życiu codziennym, o polecanych książkach, o wychowaniu. Znajdziesz też chwile z dobrą muzyką!
dziewczyna, w długiej sukni, na łące, patrzy do tyłu, w stronę słońca

Ulubione w sieci:

W dziurawych trampkach

  • styczeń 2023
  • grudzień 2022
  • listopad 2022
  • październik 2022
  • wrzesień 2022
  • sierpień 2022
  • lipiec 2022
  • czerwiec 2022
  • maj 2022
  • kwiecień 2022
  • marzec 2022
  • luty 2022
  • styczeń 2022
  • grudzień 2021
  • listopad 2021
  • październik 2021
  • wrzesień 2021
  • Jesteś ważny, wiesz?
  • Czapeczka i tożsamość
  • O marzeniach i życzeniach
  •  Co przynosi Gwiazdor pod choinkę? Książki!  
  • Dzień jak co dzień

gdzies.tam.pomiedzy

Migawki z wielkiego miasta :) #gdziespomiedzy #ci Migawki z wielkiego miasta :)

#gdziespomiedzy #cityphotography #streetphoto #gdanskoliwa 
#styczeń #zima  #52zdjęcia_02_2023
Marta Kucharska Saudade Wydawnictwo Mamiko Ja to Marta Kucharska
Saudade
Wydawnictwo Mamiko

Ja to życiowa raczej jestem, czasem sobie próbuję w żółtych trampkach do zielonego słońca dobiec, uchwycić, spojrzeć inaczej... Ale ogólnie to lubię  wiecie: wstęp, rozwinięcie, zakończenie. O. 
A "Saudade" to taka książka - poplątaniec. Ale! Czytałam z przyjemnością. Ze smakiem. Z wyobraźnią na pełnych obrotach. Z uśmiechem. Z podziwem! 
Dotychczas po mojej Lizbonie i Alfamie tańczyła lekko Anna Maria Jopek w rytm fado, teraz uliczki zapełniły się: przy stoliku kawiarni siedzi Fernardo Pessoa, obok przechodzi Vera? Nepomena? Abraham rozmawia z B., Doktor Żywago przybija piątkę z Freudem... 
Polecam taką podróż: trochę w przód, trochę wspak, a trochę w poprzek. 

Takie jedno zdanie, które sobie podkreśliłam, bo mi się spodobało, posłuchajcie: "Od tego czasu, jak niektórzy mówią (choć inni twierdzą, że był tam zawsze), zaczął też regularnie przesiadywać na tyłach kawiarni "Varandas", gdzie oddaje się piciu kawy i paleniu tytoniu zmieszanego z różnorakich gatunkami  ziół Ojca Sigmunta Freuda, oraz analizowaniu zwierzęcych zachowań ludzkich i odruchów świadczących o tym, że jesteśmy jednak bardziej skomplikowanymi jednostkami, i możliwe, że posiadamy duszę."
Możliwe. Kto wie...

#gdziespomiedzy #bookstagram #bookstagrampl #kochamczytać #martakucharska #saudade #wydawnictwomamiko #czytambolubię #kolaż #surrealizm #realizmmagiczny #niestatystyczny #książka #bookphotography
Moja #zimazima kiedy śniegu ni ma. A taka piękna Moja #zimazima kiedy śniegu ni ma. A taka piękna jest u @52zdjecia ...
Za to kwitnące bazie widziałam jadąc do babci na Dzień Babci. W styczniu. Ale! Mam zimę po swojemu. Czytam, piszę, odpoczywam, piję kawę. A w tle smętnie śpiewa Roman Roczeń i swoim głębokim basem oznajmia, iż:

 "Ludzie tak wiele spraw muszą załatwić 
A czas sobie płynie wolno pantha rhei
Do Ciebie tylko już nie umiem trafić 
Kochać to więcej siebie dac czy mniej

We wtorek w schronisku po sezonie 
W doliny wczoraj zszedł ostatni gość
Za oknem plucha kubek parzy dłonie
I tej herbaty i tych gór mam dość"

Na plejliście jest też SDM, Czerwony Tulipan, Raz Dwa Trzy, Kaczmarski, Andrus. Taki #mood 

A pomysł na zdjęcie przyszedł mi do głowy, kiedy tylko rozłożyłam na stole obrus od @mysli_utkane_szydelkiem 
Pięknie dziękuję! Zdjęcie especially for you ❤😊

#gdziespomiedzy #52zdjęcia #52zdjęcia_04_2023 #tematytygodnia #fotowyzwanie #winterphoto #letsmakephotographyfunagain #zimapomojemu #bookstagrampl  #bookstagram
Margaret Atwood, Grace i Grace Wydawnictwo Prószy Margaret Atwood, Grace i Grace
Wydawnictwo Prószyński i S-ka 

Kryminał? Manifest feministyczny? Powieść obyczajowo-historyczna? Literatura faktu? Oparta o fakty, ale oparta też o wyobraźnię pisarki. 
Idziemy tak, jak prowadzi nas prawdziwa Grace Marks alias Mary Whitney, czy idziemy śladami, które przygotowała nam Margaret Atwood? Kto w tej całej zagmatwanej historii kłamie? kto jest winny? kto jest ofiarą? czy tylko morderstwo było zbrodnią, czy jest tam więcej winnych? 
Pani Atwood, jak Pani to robi? 
Same pytania, żadnych odpowiedzi, a my w to idziemy! W ten mroczny, duszący świat XIX-wiecznej Kanady. Ja dałam się porwać opowieści i nie żałuję,  choć przywołane słowa z wiersza Emily Dickinson cały czas powodują, że mam dreszcze. Posłuchajcie:
"Nie trzeba być Komnatą - aby w nas straszyło -
Lub nawiedzonym Domem -
Nie ma Wnętrz straszniejszych niż Mózg 
Korytarze kryjome -
(...)
Własne Ja - gdy się zaczai
Za Samym Sobą
Przerazi bardziej niż Morderca
W pokoju obok".

#gdziespomiedzy #bookstagrampl #bookstagram #książka #polecamksiążkę  #kochamczytać  #thrillerpsychologiczny #graceigrace #margaretatwood #niestatystyczny #emilydickinsonpoetry #bookphotography #wydawnictwoprószyńskiiska
O ósmej na arce Ostatnia owca Kulawa kaczka i śl O ósmej na arce
Ostatnia owca
Kulawa kaczka i ślepa kura 
Urlich Hub
Ilustracje: Jorg Mühle
Wydawnictwo Dwie Siostry @dwiesiostry 

Trzy książeczki, które nas połączyły: rezolutnego sześciolatka, mądralińską maturzystkę i mnie - ich mamę. Przyjemność z czytania dla nas wszystkich, mówię wam! 
Zabawne, mądre, przekorne opowieści. Niby o głupiutkich zwierzątkach, cha cha cha, ale wiecie, jak to mówią: z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie...
Ale u Urlicha Hub ten śmiech jest jak najbardziej na miejscu. Nie boli, ale do myślenia daje. 
Chyba, że ktoś nie lubi pytań o siebie albo o Boga, to się może na autora i jego pingwiny, i owce, i kury, i kaczki, obrazić! 
My polecamy.

#bookstagram #bookstagrampl #kochamczytać #ksiazkadladzieci #polecamdladzieci #czytamydzieciom #niestatystyczny #gdziespomiedzy #wydawnictwodwiesiostry #urlichhub #jörgmühle #filozofiadladzieci #oósmejnaarce #ostatniaowca #kulawakaczkaiślepakura
Ciekawe, jak to w końcu jest - najłatwiejszy czy Ciekawe, jak to w końcu jest - najłatwiejszy czy najtrudniejszy ten pierwszy krok? Ten początek? 
Potem już tylko z górki? Hmm...

Pamiętam takie drewniane klocki z literkami z dzieciństwa, lubiłam je... Do klocków został mi sentyment, do literek miłość :) 

#gdziespomiedzy #kochamczytać
#fotowyzwanie #fotowtorek #poczatki_fotowtorek #kfs_fotowtorek #kfs #czytaniezsentymentem #mojemyśli #drewnianeklockizliterkami 
@kobiecafotoszkola
Jak powiedzieć, ile masz lat, nie podając liczby Jak powiedzieć, ile masz lat, nie podając liczby? Ano piszesz z pamięci i z melodią w głowie to:
"Powtórka z rozrywki, z rozrywki powtórka
Słuchają jej biura, słuchają podwórka
A czas sobie płynie banalnym tik-tak
Rozrywka z powtórki? 
O tak! A jak? Tak, tak!"

I tak ten czas sobie banalnie płynie...
A ja się bawię z @52zdjecia :)

#52zdjęcia #52zdjęcia_03_2023 #tematytygodnia #fotowyzwanie #cośniebieskiego #gdziespomiedzy #czaspłynie #czas #letsmakephotographyfunagain #powtórkazrozrywki #mariankociniak #cytat #blue #home #homedecor
Błądziłam dziś po komputerowych zaułkach cyfr Błądziłam dziś po komputerowych zaułkach cyfrowej pamięci, szukałam fajnych "miastowych" zdjęć, na wyzwanie u @52zdjecia. Znalazłam wspomnienia z wycieczki do Pragi, ładnie tam było, naprawdę! A był to rok 2011 ;) 
Ogólnie to ja wsiowa jestem. Lubię moją codzienność tu, na polach, kury po drodze, sąsiadów, co spytają o zdrowie, krowy i koniki do odganiania na spacerze... 
Ale to miasto ma w sobie tajemniczość, urok anonimowości, smak czegoś zakazanego, szczegóły, które cię uwiodą historią; to miasto ma w sobie niezgłębiony smutek i szaleńczą radochę... Czasem za tym tęsknię... 

#namieście #52zdjęcia #52zdjęcia_02_2023 #gdziespomiedzy 
#streetphotos #miejskiekadry #wyzwaniefotograficzne #fotowyzwanie #miasto #prague #zrobię52zdjęciaw2023 #letsmakephotographyfunagain
Dzień do... O! Jaki ładny regał! Dzień dobry, Dzień do... O! Jaki ładny regał! Dzień dobry, regaliku piękniuchny, jak Ty ładnie dziś wyglądasz, kochany mój. Jeszcze ci  tylko dołożę tu kryminał, a tam reportaż, a tu, zobacz, mam coś obyczajowego, obiecywali, że będzie dobre! Jak nie będzie, to nie bójcię się, półki moje najdroższe, nie zostawię was z badziewiem. 
Dobra, to co ja miałam zrobić... A, dzień dobry, ludzie! 

Miło mi dołączyć do @52zdjecia 😊

To ja idę czytać 😉😋📖

#gdziespomiedzy #bookstagram #bookstagrampl #kochamczytać #czytambolubię #52zdjęcia_01_2023 #dziendobry #52zdjęcia
Zanim wystygnie kawa Toshikazu Kawaguchi Wyd. Rel Zanim wystygnie kawa 
Toshikazu Kawaguchi
Wyd. Relacja

A jednak...
Obserwowałam tę książkę na bookstagramie,  wahając się pomiędzy "to pewnie liryczna ale infantylna szmira" a "może naprawdę mówi o ważnych sprawach". 
Czytać, nie czytać? Skusić się - a potem żałować? 

No to już wiem - czytać. Nie żałuję.

To JEST opowieść o prostych, ważnych rzeczach. Ale NIE JEST płytka.

Spodobał mi się niespieszny rytm życia w japońskiej kawiarni. Opowieści w kolorze sepii, aromat kawy, szum drewnianego wiatraka pod sufitem. Nie wiadomo, czy za drzwiami jest dzień czy noc. Minimalizm. Pozwala skupić się na tym, czy kolejnym gościom w krótkiej chwili, danej im na czas wystygnięcia kawy, uda się naprawić przeszłość. Choć tak naprawdę nie mogli nic zmienić.
Nic, oprócz swoich uczuć.
Nie mogli zmienić nic, oprócz swojego serca. 
Brzmi banalnie, prawda? 
A jednak...

#gdziespomiedzy 
#bookstagram #bookstagrampl #kochamczytać #niestatystyczny #czytambolubię #polecamksiążkę #zanimwystygniekawa #wydawnictworelacja
Brawo ja! Tak rzadko mam ochotę coś zrobić w ku Brawo ja! Tak rzadko mam ochotę coś zrobić w kuchni, że szkoda gadać. Moje plany na instagramowe przepisy na bezglutenowe smacznosci to tak średnio wypaliły. Wolę pisać o książkach, o wychowaniu, o innych problemach, a zjeść na szybko wafle ryżowe z serem i ketchupem. 
Ale dziś chciałam, żeby rodzina obudziła się w domu pachnącym czekoladą... I żeby  osłodziła sobie koniec wolnego ;) bo dla nich zrobiłam, a jakże ;)
Przepis jak na zwykle bezglutenowe ulubione ciasto czekoladowe, tylko dodałam do środka resztę kremu kajmakowego. A gryczana mąka zawsze się sprawdza przy czekoladzie. I jaka zdrowa, wiadomo! Takie muffinki to samo zdrowie normalnie. Trzeba zjeść 🤷‍♀️😂
Do tego #topwszechczasów #radio357, "Grace i Grace" M. Atwood i jest dobrze! 

#gdziespomiedzy #bezglutenu #celiakia #gryczanamąka #muffinyczekoladowe #desernaniedzielę #naosłodę #wolnyczas
Splątane gałęzie. Szaro - bure niebo. Kałuże, Splątane gałęzie. Szaro - bure niebo. Kałuże, piach i wiatr w oczy. 
Beznadziejne zarządzanie. Brak drinków z palemką i kokardek. 
Kolejki do lekarzy zamiast do szwedzkiego stołu z zakąskami. 

Polskie drogi. Polskie życie. 

"A jednak kocham, huśtam dzieci i magnolii nie przeklinam"... 

#gdziespomiedzy #mojemyśli
#blogger #polskiedrogi
#zima #przrodawobiektywie #cytat #basiastępniakwilk #nostalgia
Mój Instagram

wakacje - spacer po łące - polne kwiaty i chwasty

Opowieści rodzinne

  • życie i …
  • życie i książki
  • życie i problemy

anegdotki dobry humor dziecko jesień kryminały książki malarstwo matka-feministka małżeństwo musierowicz muzyka mąż notatki nowy_dzień opowiadanie przepis reportaże rodzina rozmowy samo życie spokój współczucie wychowanie wyjaśnienie zdjęcia zdrowie święta żółte liście

życie i książki

Powrót do Whistle Stop

20 listopada 2021
życie i ...

Pierniki i nie tylko – część 2

11 grudnia 2021
życie i ...

Żółte liście, szarlotki i inne melancholie

15 października 2021
życie i problemy

„Nastolatkozmagania”

29 października 2021
życie i ...

Buntowniczka

8 listopada 2021
życie i ...

Rozmowy. Hania

15 października 2022
życie i ...

Jak nie wybuchać złością

25 września 2021
życie i książki

1000 powodów, dla których warto czytać dziecku

16 stycznia 2022
życie i książki

Życie, zima i książki

15 grudnia 2021
życie i książki

Czytamy dzieciom – część 3

24 lipca 2022

© 2023 gdzieś pomiędzy | Powered by Minimalist Blog WordPress Theme