Skip to content
napis gdzieś pomiędzy - blog o życiu i...
Menu
  • O mnie
  • Gdzieś pomiędzy – czyli gdzie?
  • życie i …
  • życie i książki
  • życie i problemy
  • Czytamy dzieciom
  • Opowieści rodzinne
Menu
opowieści rodzinne - zdjęcie dziewczyny biegnącej przez łąkę, czarno - białe

Opowieści rodzinne. Wiosna – część 3

Posted on 4 marca 20234 marca 2023 by Ola

Zielone drzwi otworzyły się z hukiem i wybiegł przez nie nikt inny, jak jasnowłosa Hania, z jednym butem na nodze, z drugim w ręku, w podskokach próbując nałożyć go na stópkę elegancko odzianą w brązowe rajstopki. Długa spódnica utrudniała zadanie, ale Hania gnała naprzód i gotowa była dobiec w jednym bucie aż do samego przystanku. Biała bluzka miała ślad po paście do zębów, ale właścicielka nie miała widać czasu (bądź ochoty) na pozbycie się plamki. Przez wolną rękę przewiesiła sobie szkolną marynarkę, a z ramienia dyndał i podskakiwał za każdym szybkim krokiem plecak. 

– Haniu, zdążysz, spokojnie! – rozległ się ze schodków głos Zosi, ale po chwili machnęła tylko ręką, i ruszyła z powrotem do kuchni. Musiała sama też zdążyć do pracy, z trójką pozostałych dzieciaków. Usiadła z nimi przy dużym stole i sięgnęła po kubek z kawą, przegryzając szybko kanapki. Pachniało świeżym ogórkiem i koperkiem, jeszcze sklepowym, ale już niedługo będzie można cieszyć się ogródkowymi przyprawami. Lato zapowiadało się pięknie, jak już będzie po całej tej maturze! 

– Mamo, a autobus Hani nie odjedzie? – pytał Jędrek, jak zwykle przejęty zmartwieniami innych.  

– Nie odjedzie, spokojnie. Hania trochę panikuje, bo się denerwuje maturą – mruknęła Zośka. 

– Mamo, a matura to taki wielki potwór, wiesz? – odezwała się znad swojego kubka z kakao Julka. – Taki potwór, co cię pali, jak nie odpowiesz dobrze na pytanie.  

– Nie pali, tylko depce nadzieje na studia. Ale ogólnie masz rację, Jula, to taki potwór.  

– Dlatego Hania tak się denerwuje? Bo dzisiaj nakrzyczała na mnie, że za długo w łazience siedzę, a ja tylko weszłam na chwilkę… Ale chyba trochę ją rozumiem. Też się boję szkoły. 

– Juleczka, ty? W zerówce? A czego ty się tam boisz? – Zosia wydawała się rozbawiona. 

– Mamo, ty nie rozumiesz, że zerówka już się prawie kończy? A potem będzie normalnie, oceny, sprawdziany, cały ten… ten… po-por-poprore-podziel… 

– Popierdzielnik – podpowiedział usłużnie Sławcio. – Popierrrrrrdzielnik. Mamo, ładnie mówię rrrrrrrr? 

– Pięknie synu. Ale nie słuchajcie za dużo swojej starszej siostry. Szkoła nie musi być taka zła. Dla niej matura jest straszna, ale ja jej na przykład nie wspominam tak źle, to nie był żaden potwór… Czy popierdzielnik. Co to w ogóle za słowo?! Idźcie mi już plecaki myć i przynieście śniadanka, włożę wam zęby.  

Zosia podniosła się i zaczęła sprzątać ze stołu, po czym spojrzała na kwiczące ze śmiechu dzieci.   

– A wam co znowu? – spytała zdziwiona, przewróciła już tylko oczami i w myślach trzymała kciuki za swoją najstarszą córkę. Musiała też pamiętać, żeby po drodze z pracy kupić znicze i podjechać z dziećmi na cmentarz. 

 

*** 

Hania biegła na przełaj przez pole. Tak było najbliżej do autobusu, najszybciej. Niby wiedziała, że zdąży, ale kiedy biegła, mniej ją skręcało w brzuchu ze strachu. Na przystanku autobusowym PKS czekała już Liwia, jej jedyna przyjaciółka z Miłczyc. Chodziły razem do podstawówki, razem wybrały Liceum w najbliższym dużym mieście i dziś razem denerwowały się kolejnym dniem matur. Poza krótkim rzuconym “Hej” nie rozmawiały ze sobą, zbyt skupione na oddychaniu i pokonywaniu paniki.  

– A panienki to gdzie dziś takie, kurde, wystrojone, cooo? – usłyszały nagle obok, ze strony pewnego jegomościa wystrojonego samemu w dawno nieprany sweter. 

– Ot, stary a głupi – usłyszały z drugiej strony, zanim zdążyły się odezwać. – To one przecie mature dziś pewnie majom. I brawo! I bardzo dobrze! Niech się młodzież uczy! –  do rozmowy włączyła się starsza pani. Trzymała pod pachą wiaderko z odrobiną wody i pękiem świeżych kwiatów, zwykłe wyposażenie każdej wdowy jadącej jeden przystanek na cmentarz. Hania rozpoznała jedną z sąsiadek.   

– Uczy tam, pewnie, ty to chyba sama głupia jesteś. –  Jegomość w sweterku  wykazał się znajomością życia, mówiąc dalej: – Oni to teraz nic się nie uczą, tylko, kurde, w internetach siedzą. Książek nie czytają, starym, kurde, nie pomogą, do pracy nie idą, tylko im te, no, te tęcze w głowie i… kurde, i te, no, seksowe zboczenia! Kurde mać! 

– O matko przenajświętsza, weźcie tego dziada ode mnie, bo jak go zdziele przez ten durny łeb, to pekaesu do miasta nie bendzie potrzebował! Dziewczęta – zwróciła się krewka pani do Hani i Liwii, wciąż stojących bez ruchu i oblewających się na zmianę to bladością, to rumieńcem. – Dziewczęta, wy to się nic a nic nie przejmujcie. My tu wam wszystkie szczęścia życzymy. Nasze życie niełatwe było, może wasze bendzie lepsze, chociaż, kto to tam wie… Ale z góry to tylko głupi się poddaje, co nie?  

Na szczęście w tym momencie zza zakrętu wyjechał zielony pekaes, zatrzymał się, zatrzeszczał otwieranymi drzwiami i porwał do swego chłodnego środka grupkę pasażerów. Porozsiadali się tak, żeby już nie sposób było prowadzić tej niezwykłej wymiany zdań.  

Pekaes cichutko i iście światowo ruszył dalej. Powiózł jednych swoich pasażerów w stronę przeszłości, wspomnień i kwiatów ustawianych na grobach, a innych w stronę przyszłości, nieznanej, i chwilowo w ogóle nie ekscytującej. Raczej groźnej. 

 

Dzielna obrończyni dziewcząt, pani z kwiatami na grób męża, to była rzeczywiście sąsiadka Halskich. Pani Sułkowska, mieszkająca w Miłczycach z dziada pradziada i jeszcze dłużej… Nie chciała “biednym dziewczętom” już głowy zawracać i wypytywać się, bo to przecież każdy widział, że denerwowały się, biedactwa, strasznie. A ten cham jeden, takiej musiał przykrości im narobić! Nie poznał na pewno, że to córka pani Halskiej była, nauczycielki ze szkoły, bo by się tak nie rozpędził, osioł niemyty… Pani Sułkowska chwyciła z cmentarnego stojaka grabki, pomachała nimi gniewnie i ruszyła w stronę pomnika swojego męża. Mało było jeszcze ludzi wokół, lubiła tak wcześnie przychodzić, bo mogła bez dziwnych spojrzeń pogadać… właśnie  z mężem. Kto wie, czy on gdzieś obok jej nie słuchał, no kto?  

– Tak, tak. To ci mówie, ludzie to myślom, że teraz dzieciaki i młodzież taka zła. A ja ci mówie, że i my nie byliśmy święci, no nie? Kto kradł ziemniaki z pola? Żeby nam to jedzenia brakowało, co ty, dla zwykłej frajdy żeśmy tak broili, ha! I gorsze rzeczy były… I nikt z nami nie rozmawiał, że tak się nie godzi… Wstyd teraz, wstyd, no nie? Nie przez kartofle, przez to gorsze wstyd – starsza pani obtarła czoło, usiadła na ławeczce i popatrzała smutno na zdjęcie swojego świętej pamięci męża. – Ale człowiek chocia rozumu na starość nabiera i nie ocenia już tak łatwo! No nie, stary? Nie ocenia… Wiesz, położe ja jeszcze kwiatka u Babci i Róży od Szrederów. One dziś rocznice majom. Straszne to było, pamiętasz? Boże, ja to nigdy nie zapomne tego wypadku… Pamiętasz, stary, że się małą Zosią wtedy opiekowalim? Trzeba by do nich na herbatkę wpaść… Ale to po maturach tych wszystkich, niech tam spokój na razie majom.  

Pani Sułkowska wzięła parę kwiatków przełożonych z wiadra do wazonu na grobie i przeniosła niedaleko, tam, gdzie razem leżało małżeństwo Szrederów i ich przyszywana córka Róża. Widziała, że znicz niedawno zapalony, domyśliła się, że to Asia musiała być. Przez chwilę pomyślała jeszcze o tym, jak to życie się różnie plecie, jak przeplata sobie to, co radosne i dobre, z tym, co podłe i złe. I jak to potrafi w jednym biednym człowieku tak się przepleść i w węzeł zasupłać, że już nikt nie jest bez winy. W jednym człowieku i dobro jest i zło. A czasem tak się nieszczęśliwie wszystko ułoży, że malutkie słówko rzucone komuś w twarz, pogardliwy grymas, takim złem się okażą, co to do śmierci przywodzi…  

– Ech, młodzi byliśmy, młodzi i głupi… – szepnęła do siebie pani Sułkowska. 

*** 

Cmentarz tego dnia odwiedziła też Zosia z dziećmi, tak jak sobie obiecała. Przez całą pracę nerwowo zerkała na zegarek, czekając na wiadomości od Hani, a krótki SMS “Już wracam” ani jej nie uspokoił ani nie pomógł na zdenerwowanie.  

Jej rozkojarzenie sięgało dziś zenitu. Dzieci w klasie patrzały na swoją panią podejrzliwie, nie wiedząc, co tak właściwie mają robić, kiedy ona co chwilę zmienia zadania, myli imiona, a do domu chce ich wysłać o godzinę za szybko. Po wyjechaniu ze szkolnego parkingu Zosia Halska za chwilę pojawiła się na nim z powrotem, przypomniawszy sobie, że nie odebrała z zerówki dzieci. Własnych dzieci. Zanim wysiadła z samochodu zamknęła na chwilę oczy i pozwoliła myślom pogalopować, mając nadzieję, że w ten sposób trochę się uspokoi. “Zocha! – warknęła na siebie. – Kobieto, opanuj się! Matura to nie taka najważniejsza rzecz na świecie. Przecież nie wygonię Hanki z domu, jak nie zda. Najwyżej jej jeść nie dam, ha! Boże, mogłam ją więcej gonić do nauki, zamiast farby i pędzle kupować. Co jej z tego malowania przyjdzie! Ale teraz to za późno. Teraz to na cmentarz, potem obiad, potem… się zobaczy. Byle spokojnie. Wdech i wydech.” 

– Sławek! Julcia! Tu jestem! – pomachała do dzieci, które jako jedyne czekały na opustoszałym placu zabaw. Na szczęście wcale się tym nie przejmowały, tylko wesoło mamie odmachały. 

 

– Mamo? A dlacego dziś musimy na cmentarz? 

– Dziś jest rocznica śmierci Babci Szrederowej, waszej prababci. Ona była mamą babci Asi, wiecie? 

– A kto był twoją mamą? 

– No babcia Asia przecież! 

– A twoim tatą? 

Zosia przerwała zapalanie zniczy i ustawianie ich na grobie. Nie spojrzała na dzieci. Rzuciła sucho: 

– Nie miałam taty. Tak też czasem bywa. 

Dopytywania dzieci nic nie dały. Ich mama jakby ogłuchła. Nawet twarz miała jakąś inną, jakby w środku siebie zamieniła się w kamień. Twardo ustawiła znicze. Podniosła się z ziemi i usiadła na ławeczce. 

Po chwili Sławek z Julką zaczęli przyglądać się literom wyrytym na skromnym nagrobku. R – Ó – Ż – A, przeczytali zgodnie. 

– Róża? Mamo, czemu tu jest napisane Róża? 

Mama na szczęście już wróciła do siebie i spokojnie odpowiedziała: 

– Róża to była dziewczynka, którą wasza prababcia przygarnęła, to ta ciocia, o której czasami opowiadamy, pamiętacie? Ona straciła na wojnie rodziców, nie miał się nią kto opiekować, a była jeszcze mała. 

Taka jak wy teraz – dodała Zosia w myślach.  

– Aha, ona też nie miała taty… Dobrze, że my mamy tatę, co nie? – powiedziała Julka w stronę Sławka. 

– No, jest fajny. Ja tes wolę mieć tatę. A mamo, gdzie oni wsyscy teraz właściwie są? Ci pomarli? Tam pod ziemią? – Sławek rozważał już kolejny problem.  

– No co ty, przecież są w niebie! – rzuciła Julka z wyżyn swojej o rok więcej zbieranej pieczołowicie wiedzy o świecie. 

– Tylko się nie kłócić. Trochę oboje macie rację. A trochę w ogóle. 

Taka odpowiedź sprawiła, że rodzeństwo zgodnie zapomniało języka w buzi. Aż ich zatchnęło na myśl, że można mieć i nie mieć rację na raz. Jak?! – wołały ich zdziwione miny. 

Zosia odetchnęła w tej chwili ciszy i wyjaśniła: 

– Ich ciała, ich kości, są tu, w ziemi. Tak się chowa tych, co umarli. Tak się chowa ich ciała. Żebyśmy mogli tu, w to miejsce przychodzić i o nich pamiętać. Wy będziecie tak kiedyś przychodzić do mnie. I do taty. Ale człowiek to nie tylko ciało i kości. Każdy ma też w sobie duszę. Coś, co nie da się zakopać; coś, co pozostaje pomiędzy niebem a ziemią. Ta dusza jest w naszych wspomnieniach. W naszej miłości. W genach. Ty na przykład, Julka, masz oczy po babci Szrederowej. Na zdjęciach widać, że jesteś do niej podobna. Rozumiecie? Jak nie, to nie szkodzi. To są trudne sprawy. Jedziemy już do domu, może Hania będzie. No i masz, znów się zaczęłam denerwować maturą! Kurdzibąk! 

Julka i Sławek wyjątkowo nie powiedzieli nic. Przemowa mamy dała im co nieco do przemyślenia.  

Spieszyli się też, żeby koniecznie w lustrze obejrzeć swoje oczy. Te po babci.

Nawigacja wpisu

← Opowieści rodzinne. Wiosna – część 2
Opowieści rodzinne. Wiosna – część 4 →

1 thought on “Opowieści rodzinne. Wiosna – część 3”

  1. Hanna pisze:
    4 marca 2023 o 21:47

    Pobiegli obejrzeć swoje oczy – te po babci Ola mistrzostwo świata buzia mi się roześmiała Świetnie się czyta twoją opowieść czekam na dalszy ciąg

    Odpowiedz

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

kontakt
Ola, siedzi w oknie, zdjęcie czarno - białe, melancholijne, bo tematem jest czas
To ja, Ola, zapraszam do mojego zwykle uśmiechniętego świata. Choć chwile zwątpienia, goryczy i szarości też tu są, co zrobić... Też tak masz? To się zrozumiemy!
Poczytasz u mnie o codzienności, o polecanych książkach, czasem o wychowaniu. Ot, życie najzwyczajniejsze. Choć przeplatane bajkami!

Ostatnie wpisy:

  • Trochę o ogrodach
  • dziś jest tylko wyrazem
  • Bajki
  • Co czytać – moim zdaniem
  • Wielkie piękno zmienności

Archiwa blogowe:

  • wrzesień 2025
  • sierpień 2025
  • czerwiec 2025
  • maj 2025
  • luty 2025
  • grudzień 2024
  • listopad 2024
  • październik 2024
  • wrzesień 2024
  • sierpień 2024
  • lipiec 2024
  • czerwiec 2024
  • maj 2024
  • kwiecień 2024
  • marzec 2024
  • luty 2024
  • styczeń 2024
  • grudzień 2023
  • listopad 2023
  • październik 2023
  • wrzesień 2023
  • sierpień 2023
  • lipiec 2023
  • czerwiec 2023
  • maj 2023
  • kwiecień 2023
  • marzec 2023
  • luty 2023
  • styczeń 2023
  • grudzień 2022
  • listopad 2022
  • październik 2022
  • wrzesień 2022
  • sierpień 2022
  • lipiec 2022
  • czerwiec 2022
  • maj 2022
  • kwiecień 2022
  • marzec 2022
  • luty 2022
  • styczeń 2022
  • grudzień 2021
  • listopad 2021
  • październik 2021
  • wrzesień 2021
  • życie i …
  • życie i książki
  • życie i problemy

anegdotki dobry humor dziecko jesień kryminały książki malarstwo matka-feministka małżeństwo musierowicz muzyka mąż notatki nowy_dzień opowiadanie przepis reportaże rodzina rozmowa rozmowy samo życie spokój współczucie wychowanie wyjaśnienie zdjęcia zdrowie święta żółte liście

gdzies.tam.pomiedzy

Przeważnie czytam.
Czasem piszę o życiu: bajki i inne bzdurki.

Dobre to było kryminalne czytanie, muszę przyzna Dobre to było kryminalne czytanie, muszę przyznać. Takie wyważone - akcja, groza i humor w proporcjach, które pozwalają zanurzyć się w książce z przyjemnością.

A sama historia oparta jest najpierw o opowieści  rodzinne, sięgające jeszcze czasów powstania styczniowego, potem autor sięga po opowieści i kroniki kryminalne, dodaje też parę legend z gór świętokrzyskich. 
Siembieda scala to wszystko historią dwóch zwaśnionych rodzin, dla których honor = zemsta i kto tego równania nie rozumie, to do rodziny nie należy, koniec kropka. Ech, Jadźka, mogłaś pokochać kogo innego, a tak to szekspirowski dramat się ułożył... 

Dodam, że nie jest to właściwie typowy kryminał, trochę się wymyka gdzieś obok, powiedziałabym bardziej: opowieść kryminalna. Z panoramą zawieruchy dziejów w tle, bo jak na powstaniu styczniowym się zaczęło, tak kończy się w czasach programu Temat dla reportera. Nie szukamy z komisarzami sprawcy, nie grzebiemy z detektywami czy profilerami w głowach morderców - bo wiemy co i kto. A jednak zostajemy z pytaniem o tę naszą ludzką naturę... 

I z obrazem wosku skapującego z gromnicy, kiedy zostaje wydany wyrok.

Jesienna polecajka - jak najbardziej!

@znak_literanova @monika_i_ksiazki - współpraca barterowa - i to udana, dziękuję :) 
____________________________
Maciej Siembieda 
@maciejsiembieda
Gołoborze
Wyd. Znak Literanova
#wspolpracabarterowa
______________________________
#gdziespomiedzy #bookstagrampl #maciejsiembieda #gołoborze #maciejsiembiedagołoborze
#wydawnictwoznakliteranova
Jak zadbać o siebie, kiedy w dzieciństwie nikt c Jak zadbać o siebie, kiedy w dzieciństwie nikt cię tego nie nauczył - próba odpowiedzi. 
Próba, bo to pytanie na które nie będzie jednej prostej odpowiedzi. 

Więc - czy to próba udana? 

Dla mnie tak. Poradnik Niewidzialne rany mogę spokojnie polecać, jeżeli szukacie książkowo-fachowej pomocy w zakresie uporania się z dorastaniem w dysfunkcyjnym domu. 
Bez ckliwości, konkretnie o problemach w dorosłym życiu, kiedy dzieciństwo nie zapewniło ci stabilności emocjonalnej i kiedy wciąż jedną nogą - a raczej częścią umysłu - w tym rodzinnym domu tkwisz. 

"Chcę pokazać mechanizmy, zależności i schematy, które posłużą ci do stworzenia instrukcji obsługi własnej głowy" - pisze we wstępie autorka. Nie obiecuje różów ani brokatów na nowej ścieżce życia, ale mówi: spróbuj się sobie przyjrzeć z boku, daj sobie szansę. Przeczytaj, czemu się boisz, czemu wciąż jesteś przekonana o swojej "beznadziejności", a jak trzeba to idź też na terapię, przegadaj to swoje życie, daj sobie przyzwolenie na pomoc.

Warto zwrócić uwagę, że nie jest to akt oskarżenia wobec rodziców, nie - cała uwaga skupiona jest na próbie zrozumienia, przyjęcia pewnych faktów i zdecydowania się na takie życie, które nie będzie już uwięzieniem w przeszłości. 

Poradnik o odzyskiwaniu równowagi, nie dzięki magicznym plasterkom, a dzięki wiedzy z zakresu psychologii. 
Więc ja mówię: tak. Polecajka - jeśli potrzebujesz. 

#współpracabarterowa z @wydawnictwo_publicat
_____________________
Niewidzialne rany
Andżelika Dominiak-Banach
@andzelika.dominiak_psycholog
Wyd. Publicat
Ilustracje: Patrycja Niewiadomska
________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #niewidzialnerany #andżelikadominiakbanach  #wydawnictwopublicat
Arabeski to rodzaj wypełnienia, tło, ozdobne mot Arabeski to rodzaj wypełnienia, tło, ozdobne motywy - coś co nie jest głównym obrazem. Mikroświaty. 
Opowiadane mimochodem, przyuważone, tu ślub, tu szpital, tam sprzątanie, albo ta smutna randka w hotelu, dzieciaki, którym zawozi się puszki i konserwy, przecież wojna, ale też przecież zwyczajne życie...
Ślady i zapiski spomiędzy światów ważniejszych i bardziej zrozumiałych: frontu i codzienności. 
Kiedy nachodzą na siebie, wszystko staje się inne. Niepasujące. Poprzesuwane.
Czytanie takich książek staje się rodzajem  współodczuwania, trudno z tych opowiadań wyjść. I to jeszcze w taki na przykład złoty październik sobie wyjść, ale warto je przeczytać, naprawdę.
Przynajmniej ja tak myślę;)

A wypożyczone są Arabeski z biblioteki, przypadkiem, kiedy tak chciałam już nic nowego nie brać, ach te postanowienia...
____________________________
Arabeski
Serhij Żadan
Tłum. Michał Petryk 
Wyd. Czarne
_____________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #arabeski #serhijżadan #wydawnictwoczarne
Sięgnęłam po Złodziei bzu, bo akurat miałam n Sięgnęłam po Złodziei bzu, bo akurat miałam na telefonie. A miałam bo kiedyś naczytałam się, że "czytajcie, czytajcie, będzie fajnie!".
No i nie, nie było fajnie, składam reklamację! I skargę i zażalenie. I ja się tak nie bawię i już.
Po pierwsze - nie było ostrzeżenia, że to parodia. Zdążyłam się pierdyliard razy oburzyć, zanim dotarło do mnie, że to groteska, parodia właśnie, że to Nic śmiesznego z innymi rekwizytami, że to Kariera Nikosia Dyzmy choć z innym tłem. Z wąsem Wałęsy.
Dopiero tak ustawiona perspektywa pozwoliła mi czytać spokojnie.
Po drugie - wcale i tak nie czytało się spokojnie, bo główny bohater to strasznie antypatyczna postać. Wkurzająca.
Po trzecie - wkurzam się na siebie, bo może wychodzi ze mnie jakaś, omatkobosko, dulszczyzna??? Jakieś kołtuny mam do rozplątania? Nie umiem sama z siebie się pośmiać? Cha, cha, cha. Właśnie że umiem. 
Po piąte i dziesiąte - żeby bez śmierdział zgnilizną - to już przesada. Totalnie. Tu już czuję się urażona do żywego! 

W każdym razie dzieje rodziny z Wołynia w naprawdę innym ujęciu, nietypowo. 

Kto teraz też chce przeczytać?? 😂
________________________
Złodzieje bzu
Hubert Klimko-Dobrzaniecki
Wyd. Noir sur Blanc
________________________
#gdziespomiedzy
#bookstagram #złodziejebzu #hubertklimkodobrzaniecki #noirsurblanc
Jakoś ponad rok temu przyszła do mnie opowieść Jakoś ponad rok temu przyszła do mnie opowieść o Henryku. Wiedziałam o nim tyle, że może się oprzeć o ciepłe deski domu, i że ma kota, i się do sobie z tymże kotem uśmiechają, i tak sobie razem czekają, zapewne na te porzeczki;) Bardzo chciałam poznać całą jego historię.

Teraz wiem trochę więcej -
Może on czeka na list. 
Może po prostu wspomina.
Na parapecie okna stygnie herbata, słychać z dala żurawie. Szarość nieba i wiatr.
Niby nic.

Tak sobie myślę, że to była najdelikatniejsza historia jaką czytałam. I będę czytać jeszcze wiele razy, bo wciąż nie wiem, czy te porzeczki to dojrzały czy nie?? 

@gosssiaaak - dziękuję! Za twoją gotowość do dzielenia się, chociaż znamy się tylko z tego, co piszemy... 
Nawet nie wiesz, jak wiele radości i wzruszenia mi podarowałaś:) 
_______________________
Kiedy dojrzeją porzeczki
Joanna Concejo
@joannaconcejo 
Wyd. Wolno
@wydawnictwowolno
_______________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #joannaconcejo #kiedydojrzejąporzeczki #wydawnictwowolno
"zamknij oczy, bądź... Rozmarzylam się przy pi "zamknij oczy, bądź...

Rozmarzylam się przy piciu kawy.
Ziemia krąży leniwie"

Dwa wersy na kartkę - można? A jakże, można. A to leniwe te wersy, a to szybkie i przewrotne. Lekkość i optymizm przeplatają się ze smutkiem. Po prostu życiowo, tylko na szczęście to życie w zamyśleniu i z dystansem. Takie życie z drugim spojrzeniem, kiedy to co zwykłe umie się przekuć w metaforę. Zegary, muszle, ołówek, piaskownica - wszystko może być poezją, lub uchwyconą myślą. 

"Wycieczka

Jesienne światło przysiadło sobie na chwilę...
I co teraz?"

Teraz można spokojnie wrócić do codzienności, już odrobinę ją zaczarowaliśmy:) 

@przeczytane.napisane - dziękuję ci! Nie tylko za te konkretne książki, ale i za wszystkie twoje blogowe polecajki:) wiesz, za to całe przeszkadzanie w życiu, bo cóż też innego robią nam gwiazdy i wiersze, i inne głupstwa, jak nie przeszkadzają! *

*To też wersy Renaty Blicharz;)
_______________________
Renata Blicharz
189 dwójek i Dwójki drugie
Wyd. Ridero 
_______________________
#gdziespomiedzy
#bookstagram #renatablicharz #189dwójek #dwójkidrugie
Kolażowe bajki. Ja zamieniam słowa, a czy one Kolażowe bajki. 

Ja zamieniam słowa, a czy one zmieniają mnie? Może, być może...

"...stworzę historię
której dałeś zaledwie
pierwszą

ciepłą

literę"

- Dorota Koman 

I tak to pisanie się kręci:)

#gdziespomiedzy
"Rano przyjechałem do tego wielkiego miasta. Cał "Rano przyjechałem do tego wielkiego miasta. Cały dzień po nim łaziłem, po jego ulicach i mostach. 
Opierałem się o poręcz i patrzyłem na wodę przez jakiś czas, właściwie wcale jej nie widząc, to znaczy widziałem wodę na początku
ale później już jej chyba nie widziałem, bo ja mam takie dwa patrzenia, i jedno z nich to było dzisiaj
bo jedno z moich patrzeń to to jest takie nicniewidzenie, zapominanie się oczami, zapadanie się w leje, które muszą być po drugiej stronie oczu".

Moje czytelnicze skojarzenia i drogi. 

"Potem pójść dalej. Dalej".

Stachura i Sołtys mi się przeplatają.
__________________
#gdziespomiedzy #bookstagram
#sierpień #pawełsołtys 
#flaneryzm
Po Wyjechali chciałam więcej sebaldowskiego pisa Po Wyjechali chciałam więcej sebaldowskiego pisania, wypożyczyłam Austerlitz. 
Jeszcze lepsze! Ten rytm, przyciąganie, czytanie jak sen, jak ciężki sen, z którego chcesz się obudzić a nie możesz, i też jednocześnie nie chcesz, bo historię trzeba wysłuchać do końca...
Dla mnie książka o poszukiwaniu tożsamości. Opowieść Austerlitza o swoim życiu poprzedzona jest  analizami architektury, i razem daje to wrażenie poruszania się po nieznanych (poznawanych) przestrzeniach,  zaglądania przez okna - kiedy nie wiesz, co możesz ujrzeć, kiedy nie wiesz, czy chcesz to ujrzeć. 
Schody, mury, ulice, wartownie, płoty. Miasta znane i miasta odgrzebywane w pamięci. Zdzieranie warstw, pod którymi czeka pamięć. 
Cień czasu. Albo też cień czasów, w których przyszło żyć. Wyrzucenie zegarków nic nie da, choć wydaje się pociągającym gestem - mówi Austerlitz - i nic z tego, niedola i udręka wciąż trwają... Jak i niekończąca się samotność. 

@bookspiracja - dzięki za wspólny zachwyt:) długo by można o Austerlitz, prawda?
___________________________
Austerlitz 
W.G. Sebald
Przekład: M. Łukasiewicz 
Wyd. Wab 
_____________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram
#austerlitz
#sebald
#wydawnictwowab
Pani Carson, cieszę się, że panią poznałam. T Pani Carson, cieszę się, że panią poznałam. Trochę było obaw, bo zwykły człowiek to się jednak waha - czy zrozumie, czy jest godzien, czy aby na pewno wolno mu sięgnąć po Literaturę Wielką - i jeszcze pół biedy jak coś jednak znajdzie dla siebie i pochwali, ale jak niedajboże się nie spodoba??? Jak to napisać! Ale pani, droga Anne Carson, to mnie zagarnęła całą, szczerze i bez reszty.

Autobiografia czerwonego to historia Geriona. A Gerion jest inny - czerwony i skrzydlaty. Jest to więc historia o odrzuceniu i poszukiwaniu bliskości. Pisana czy raczej malowana? Czytanie książki przypominało czasem oglądanie obrazu, czy też układanie go z elementów uczuć, emocji, myśli. Do tego niezbędna szczypta ironii, specyficznego humoru. 
Książka do odczuwania. 
Zmieniająca formę, albo raczej wymykająca się powierzchownym podziałom. Dramat? Esej? Proza poetycka? Eksperyment literacki? 
Nie to jest ważne, nie dla mnie. Ja chciałabym wciąż słuchać historii o Gerionie, o jego nie-zrobionych  fotografiach, o nieśmiertelności, o tajemnicy, jaką jesteśmy sami dla siebie.
Historii o byciu pomiędzy światłem a ciemnością, wszak: "wspaniałe z nas istoty, myśli Gerion. Jesteśmy sąsiadami ognia". 
I to połączenie:  tytułowy czerwony i zacytowane ostatnie zdanie z ogniem też coś znaczy, może jak przeczytam jeszcze raz to złapię to coś, na razie zostawiam sobie na obrzeżach myśli. 
Niech eksperyment trwa.
__________________
Autobiografia czerwonego 
Anne Carson
Wyd. Ossolineum, seria Wygłosy
@ossolineum.wydawnictwo 

Wypożyczone z @mbpwejherowo 

#gdziespomiedzy #bookstagram #autobiografiaczerwonego #annecarson #ossolineum
Danilo Kiš Grobowiec dla Borysa Dawidowicza Tłum Danilo Kiš
Grobowiec dla Borysa Dawidowicza
Tłum. Danuta Cirlić-Straszyńska
Wyd. Czarne
________________________
Jednego dnia usłyszeć o człowieku po raz pierwszy, drugiego odkryć, iż człowiek ten jest w bibliotece - niektórzy wygrywają w totka, a ja wygrywam w książki:) Te nieoczywiste, najlepsze. 
Grobowiec to opowiadania/powieść/siedem rozdziałów wspólnej historii - więc już po tych podtytułach wiemy, że nic nie wiemy, albo też, że stoimy na niepewnym gruncie. I tak przez wszystkie strony - prawda miesza się ze zmyśleniem - niby nic nowego w literaturze - ale miesza się wciąż udając prawdę. Dokument, który jest literacką fikcją. Odnośniki do biografii, które nie istnieją. 
A co wspólnego w tych siedmiu historiach? Rewolucja, co pożera własne dzieci. Ktoś chciał wierzyć i oddać się  idei a tu jednak - ironia losu - totalitaryzm pokazuje, gdzie ma idee. Najstarsza z historii dzieje się w czasach Wielkiej Inkwizycji, więc nie o sam wiek XX idzie, a o całokształt ludzkich wyborów, dążeń i poszukiwań - poszukiwań, jak jeszcze inaczej możemy sobie urządzić piekło. I siebie w nim urządzić. 

A równie wybornie czyta się dyskusje o samej książce, choć nie ma tego dużo, ale widać, jak Grobowiec daje do myślenia. 

Dziękuję za uwagę, lecę dalej do biblioteki:)
_____________________
#gdziespomiedzy #grobowiecdlaborysadawidowicza #danilokiš #wydawnictwoczarne
Była sobie kiedyś dobrozła wróżka. Kiedy kto Była sobie kiedyś dobrozła wróżka. 
Kiedy ktoś tęsknił, przchodziła i zamieniała w lód serce, język i nogi, żeby te nie chciały nigdzie biec. A oddech w siwy dym.
.....

Kolaż do wiersza Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej pt. Mewa:

"Tęskonta nade mną szeleszcze.
Trąca mnie skrzydłem mewiem.
Czy wciąż ta sama jeszcze?
Nie wiem! Nie wiem..."

@dozamotaniajedenkrok @chwila_ze_sztuka 
i #kolażzpoezją 

#gdziespomiedzy
Mój Instagram

życie i ...

O dziecku, co jest mądrzejsze od mamy

28 września 2021
życie i książki

Czytam z sentymentem

6 maja 2023
życie i problemy

O współczuciu

26 września 2021
życie i książki

Czytamy dzieciom – część 3

24 lipca 2022
życie i książki

Życie, zima i książki

15 grudnia 2021
życie i ...

Życie i… cierpliwość.

24 lutego 2024
życie i książki

Granica

21 kwietnia 2022
życie i ...

Początek

23 września 2021
życie i książki życie i problemy

Z cyklu – co czytać

8 kwietnia 2022
życie i książki

„Uparte serce”

30 stycznia 2022

© 2025 gdzieś pomiędzy | Powered by Minimalist Blog WordPress Theme