Czyli krótki wpis o tym, jak połączyć w życiu obiad, ministra edukacji i kryminalne zagadki.
Robiłam dziś placki. Dzwonię więc do męża i mówię mu, że dziś na żadne obce kebaby nie ma iść, tylko prosto do domu na prawilny polski obiad, co tu mu go cnotliwa niewiasta zrobiła. Nawet kapusta jest! No, to mogę się już zgłaszać po nagrodę do mojego ulubionego ministra???
Ale ja nie o tym. Chciałam zgłosić, że polecam kryminały Puzyńskiej. Katarzyny Puzyńskiej. Tak ją sobie powoli odkrywałam, najpierw coś z biblioteki, potem to tu, to tam pojawiała się w recenzjach, polecajkach, a jak tak lubię najbardziej – czytać z polecenia ciekawych dla mnie ludzi. Albo jak w bibliotece jakaś książka przyciągnie mój wzrok i coś między nami zaiskrzy. Przy Puzyńskiej wpadłam jak śliwka w kompot, spodobało mi się wielce połączenie kryminału z obyczajówką, lekkość – choć nie komedia.
Schemat serii jest mniej więcej taki: na początku podejrzewamy wszystkich, bo każdy ma jakąś niezłą tajemnicę, jakieś brudy, jakieś ciągotki do rozprawienia się z ofiarą, ale potem kolejne tropy okazują się mylne, to tylko przegląd naszych ludzkich słabości. Każdy z tych podejrzanych dostaje swoją szansę na odkupienie a prawdziwym winnym będzie ktoś tam inny.
A pani komisarz Klementyna Kopp!!! To moje odkrycie!!! Uwielbiam takie nietuzinkowe postacie! Wiek około 60tki, wyblakłe tatuaże, krótkie siwe włosy, samotność i żałoba po śmierci ukochanej i bardzo sensowne podejście do pracy.
Tak w ogóle z kryminałami mam taką umowę, że mogę wiedzieć od razu kto jest mordercą. Mogę zajrzeć na ostanie strony, bo to i tak nie zepsuje mi przyjemności czytania. Najciekawsze jest to wszystko co się dzieje po drodze! Zresztą moim ulubionym serialem z młodości, oprócz oczywiście „Żaru tropików” czy tych, policjantów z Miami, to był „Colombo”. Jak mnie emocjonowały jego rozmowy z tymi, co od początku wiedzieliśmy, że są winni! Jak bez broni, bez pościgów, samą słynną dedukcją ustalał bezbłędnie co i jak się odbyło. Ach, inteligencja jest jednak najbardziej seksi!
.