Skip to content
napis gdzieś pomiędzy - blog o życiu i...
Menu
  • O mnie
  • Gdzieś pomiędzy – czyli gdzie?
  • życie i …
  • życie i książki
  • życie i problemy
  • Czytamy dzieciom
  • Opowieści rodzinne
Menu
Opowieści rodzinne. Lato

Opowieści rodzinne. Lato – część 3

Posted on 1 października 20231 października 2023 by Ola

Przed „Bezikiem” stała nieduża kolejka. Poranna, po bułki, chleb, drożdżówki. Pomimo sierpniowego słońca wiał zimny wiatr i Paulinka otuliła swoją córkę sweterkiem, nie chciała ryzykować przeziębienia w ostatnie dni wakacji. Sierpniowe poranki były już zapowiedzią jesiennych chłodów, pachniały wilgocią i mgłą.

– Magda, co kupimy, jak myślisz? Weźmiemy bułeczki na śniadanie? – pytała Paulinka swoją okrąglutką córeczkę siedzącą spokojnie w wózeczku. W robionym na drutach kolorowym sweterku malutka wyglądała jak z sielankowego obrazka. Na słowa mamy uśmiechnęła się, pokazując parę zębów i odpowiedziała, machając rączką w kierunku lady:

– Ećki, tak!

– Bułeczki? Dobrze. Weźmiemy dla nas, dla babci i dla taty dwie, dobrze?

– Bobzie – odpowiedziała malutka, po czym z charakterystycznym dla siebie spokojem rozglądała się dalej wokoło. Paulinka przyglądała się córeczce z rozmarzonym uśmiechem. Wciąż zdarzało się jej poczuć zdziwienie i niedowierzanie na myśl, że jest mamą, że to małe stworzonko trzyma jej serce w szachu, że gotowa byłaby zrobić dla niej wszystko!

Na moment pod powiekami Paulina zobaczyła zdjęcia z reportażu, który czytała poprzedniego wieczora. Krótki i rzeczowy wywiad spod polsko-białoruskiej granicy. Zdjęcia mówiły same za siebie. Słowa zmęczonego lekarza, który wspominał o kroplówkach, ciążach, o odwodnionych dzieciach, pijących wodę z leśnych bagien nie wymagały literackiej obudowy. Wobec występującej powszechnie narracji – iż tak właśnie powinno być i dzięki temu jesteśmy bezpieczni – czuła się zagubiona. Tak powinno być? Mam odwracać wzrok? – myślała. Mam traktować tych ludzi z lasu jak żołnierzy, co zgodzili się świadomie na udział w wojnie?

Nasuwało jej się nieprzyjemne porównanie do pewnej sytuacji wojennej, z czasów powstania warszawskiego. Czytała kiedyś, że niemieckie wojska przywiązywały dzieci do swoich czołgów, lub kazali owe czołgi otaczać ludnością cywilną, żeby powstańcy nie mogli i nie chcieli strzelać. Bestialstwo. Dziś widać też ludność cywilna wplątana jest w kryzysy, wojny i walki. Zaplątana w gordyjskie węzły współczesnej polityki. Przypominała też sobie mimowolnie sceny z czytanych przed maturą książek wojennych, gdzie sanitariuszki polskie nie raz obwiązywały bandażami wszystkich rannych, nie patrząc na narodowość. Czy tak właśnie nie należy robić? Czy to nie jest słuszne?

Paulinka nie była typem polityka, nie szukała górnolotnych słów, nie mówiła nic, kiedy nie była pewna swoich racji, kierowała się bardziej swoją intuicją i wrażliwością, i to co działo się ze światem, bardzo jej się nie podobało. W tej krótkiej chwili, kiedy wszystkie smutne myśli przemknęły jej przez głowę, czuła współczucie i tego chciała się trzymać. Nie musiała znać się na polityce, żeby wiedzieć, że ma prawo do zwykłego ludzkiego współczucia.

Miała też dość wyobraźni, by wiedzieć, że los bywa przewrotny. Kiedyś to ona z rodziną mogła znaleźć się w sytuacji bez wyjścia i czekać na czyjąś wyciągniętą do pomocy dłoń. Bez względu na swój kolor skóry i oczu.

Zamyśliła się widać trochę za mocno, bo bezikowy piekarz wyglądał na ciut zniecierpliwionego i pytał po raz kolejny:

– Co podać, halo? Halo?!

– Bu… bułki… poproszę – odpowiedziała spłoszona Paulinka.

­– Bułki. Dwie? Trzy? Dziesięć?! – pan Romuald miał dzisiaj wyraźnie zły humor.

­– Tak. Dziesięć… – szepnęła zaczerwieniona Paulina, z nerwów nie mogła trafić kartą w terminal, a po odebraniu siaty bułek wyszła ze sklepu najszybciej jak umiała. Chciała poczuć orzeźwiający wietrzyk i zapomnieć o swoim zamyśleniu. Przywróciła na twarz uśmiech i cicho powiedziała do córki:

– A to mama sobie znowu nagrabiła. Co my zrobimy z tyloma bułkami? No co?

– Niam, niam. Daj! – Magdusia nie miała wątpliwości, co się robi ze świeżutkimi wypiekami. Wgryzła się w podaną bułeczkę całą siłą swoich paru ząbków. Paulina jeszcze chwilę trwała w myślowym zawieszeniu pomiędzy światami, jeszcze chwilę czuła ukłucia w sercu na myśl, że nie każde dziecko ma prawo do wgryzania się w świeży chleb, kiedy zobaczyła coś, co zupełnie zmieniło tor jej myśli.

Podeszła bliżej drugiej strony ryneczku, tej przy głównej ulicy.

Osłoniła oczy przed słońcem i przyglądała się komuś.

Po drugiej stronie, idąc najwidoczniej z sieciowego sklepu za rondem, szedł jej mąż. Damian powinien być dziś do południa w pracy! Może wyszedł tylko po małe zakupy? Ale przecież zrobiła mu wczoraj kanapki, nawet sałatki dała do plastykowego pojemniczka!

Damian szedł jakoś dziwnie, szybko, z głową mocno pochyloną. Wyglądał, jakby się przemykał ulicą, a nie szedł ze zwykłym serem czy keczupem. Ubrany w bluzę z logo swojego budowlanego sklepu, jakby raczej po prostu wyskoczył po coś z pracy.

Paulinka z jakiegoś powodu nic nie krzyknęła. Nie zawołała męża, nie pomachała mu.

Coś w jego postawie mówiło, że nie byłby zadowolony.

Co się dzieje?

­Powoli ruszyła z wózkiem w stronę domu. Po prostu czuła, że coś jest nie tak i miała nieodparte wrażenie, że mąż jej nic nie wyjaśni.

Ostatnio w ogóle mało rozmawiali, lato mijało Paulinie bardziej na zabawach z Magdą niż na wspólnym odpoczynku z Damianem. On był zmęczony po pracy, więc nie żądała od niego wiele…

Może spróbuje porozmawiać z Józefiną? Teściowa ostatnio zaskakiwała ją zmieniającym się podejściem do życia. Miały  więcej wspólnych tematów do rozmowy niż jeszcze wiosną, kiedy to zwykle wszystko kręciło się wokół tego co na obiad i co robi Magdusia. Józefina kochała wnuczkę, oczywiście, ale nie zasypywała jej już różowymi falbankowymi sukieneczkami, za co Paula była niepomiernie wdzięczna. A sweterki robione na drutach to były istne arcydzieła! Wcześniej nawet nie wiedziała, że teściowa umie takie rzeczy!

Przeszła spokojnie w stronę swojej malutkiej niebieskiej kamieniczki, jednopiętrowej, w przeciwieństwie do wszystkich innych, wyższych, i otworzyła drewniane drzwi. Weszła w chłodną przestrzeń korytarza i zawołała optymistycznie:

– Mamo! Mamy zapas bułek! Możemy poszaleć z pomysłami na śniadanie, obiad i kolację!

Józefina, ubrana w roboczą, codzienną sukienkę i robioną na drutach kolorową kamizelkę, podeszła z uśmiechem do „swoich dziewczyn”, jak je nazywała, i wyplątała wnuczkę z szelek wózka.

­– Zapas bułek? Dobrze, zrobimy grzanki! Takie upieczone na patelni, umaczane…

­– W jajku i mleku? – wpadła jej w słowo Paulina a oczy jej zaświeciły. – Pamiętam takie z dzieciństwa. Jeszcze posypane…

– Cukrem i cynamonem. Dokładnie.

Obie weszły do rozświetlonej porannym słońcem kuchni. Promienie wesoło ślizgały się po przygotowanych talerzykach, odbijały od bursztynowej herbaty w przezroczystym dzbanku. W wakacje na nieśmiałą prośbę Paulinki Józefina zdjęła długie, sięgające ziemi firanki i zastąpiła je roletami. W ten sposób nieco staroświecka kuchnia nabrała przestrzeni, a na tle błyszczącego okna, na parapecie, dumnie pyszniły się kolorami fiołki i pelargonie.

­– Mamo – zaczęła Paulina, upewniając się, że Magdusia raczkuje do swoich zabawek zgromadzonych w kąciku przy stole – myślisz, że Damian… że on…, no, że u niego wszystko w porządku? Bo ostatnio on prawie nie ma czasu z nami usiąść. Mam wrażenie…

­– Oj tam, dziewczyno, nie przesadzaj. Do pracy chodzi, urlopu nie ma, potem na budowę tą waszą nieszczęsną. Zaharowuje się chłopak! Ja tam dalej nie wiem, po co wam ten dom. Ta budowa cała. Ale ty się nie przejmuj, rób jak uważacie – dodała Józefina polubownie.

– Ale na budowie nic się ostatnio nie ruszyło. Byłyśmy na spacerze z Magdą, to przecież piękna okolica na spacery, dalej już są tylko pola ciągnące się do domu pani Zosi i las, no i… chciałam jej pokazać nasz domek. A tam dalej tak samo, jak przed wakacjami.

­– Ale jak to, to niemożliwe! Coś ci się przywidziało! Pewnie w środku się coś robi! – Józefina kręciła głową z niedowierzaniem.

– Tak, coś się robi. Się śpi. – Paulinka schyliła głowę, jakby się zawstydziła, zaczęła nerwowo pocierać dłonie. – Damian był w środku domu, spał na krześle.

– A widzisz! Mówiłam, że zmęczony! Daj mu tam spokój, Damianek solidny chłopak jest i zbuduje ten wasz dom. Zobaczysz.

Paulinka nie powiedziała już, że wokół Damianka leżały puszki po piwie.

W końcu nie było ich tak dużo. Zaledwie parę. Dla zmęczonego organizmu wystarczyło, by zasnąć pijackim snem.

Pewnie teściowa ma rację.

Pewnie nie trzeba się martwić, a ona zawsze sobie znajdzie powód do niepokoju. Dobrze, że nic nie powiedziała o tych puszkach piwa, to na pewno nic nie znaczy.

­Józefina była spokojna. Damianek był solidny po swoim ojcu. Czuła zawsze dumę z męża, że chociaż nie było go dużo w domu, to nigdy nie pił. W przeciwieństwie do połowy mężów ze wsi. Jak ten Waldek od pani Asi. W życiu by nie pozwoliła, żeby jej syn pił!

***

Po przeciwnej stronie ulicy, w niedalekiej kamienicy, Asia z Jasiem też jedli śniadanie. Po bułki był dziś wysłany Jaś, Asia siedziała więc jeszcze w szlafroku, z rozczochranymi włosami i popijała kawę. Bułeczkami delektowała się przez samo patrzenie i przez zapach. Przypominały jej się dawne poranki, jeszcze w starym domu pod lasem, kiedy Zosia była malutka. Kupowała wtedy świeży chleb od sąsiadki, raz na tydzień. Pamięta, jak nawzajem odwracały wzrok od swoich siniaków. Tylko ona w końcu powiedziała dość, sąsiadka nigdy się na to nie zdobyła. Teraz często ściąga swojego chłopa do domu z przeróżnych rowów i taszczy do domu, zanim ktoś nie zawiadomi policji albo pogotowia. Asia zadrżała na samą myśl o takim życiu.

Po śmiertelnym wypadku mamy i Róży na głowie Asi został cały dom. Miała zarabiać, opiekować się córką, zajmować domem, ogrodem, kurami… i jeszcze pijanym Waldkiem. I poradzić sobie z własnym bólem. W pewnym momencie coś w niej po prostu pękło.

Tak nie dało się żyć. Córka i dom były priorytetem, reszta… Reszta sama się prosiła o wyrzucenie. Kury sprzedała. Ogród zostawiła odłogiem, obiecując sobie, że kiedyś może znajdzie nań czas. Pilnowała, żeby nie podpaść w pracy, bo bez wypłaty nie dałyby rady.

Wtedy zrobiła ostateczny krok.

Przygotowała w torbie ubrania męża. Włożyła tam też jego dokumenty, pierścionek zaręczynowy, obrączkę, z którą nie chciała mieć już nic wspólnego, i postawiła wszystko przy zielonych drzwiach. Waldek, kiedy wszedł, w ogóle nic nie zauważył. Od razu powędrował na kanapę w salonie, a Asia obiecała sobie, że tę znienawidzoną kanapę też wkrótce wyrzuci. Woli siedzieć na podłodze.

– Kolację masz? – usłyszała tylko.

Wzięła głęboki oddech. Na pewno tego chce? Nie będzie odwrotu. Będzie coś zupełnie nowego, nieznanego. Nie boi się?

– Nie boję się – szepnęła do siebie.

– Co ty tam, kurde, mamlasz? Daj jeść! No co ty tak stoisz? Co tak te gały wlepiasz?

– No, spróbuj. – Asia podniosła głowę. Pierwszy raz od dawna patrzała Waldkowi w oczy. Zaczerwienione, z trudem skupiające się na jednym punkcie. Poczuła falę żalu do siebie i wielkiej złości, że dała tak się nabrać.

– Spróbuj mnie uderzyć. Dalej! Wal! Zosię też będziesz bił? Taki z ciebie facet?!

– Aśka, co ty, przecież ja… – Waldek zaczął nagle się cofać. Asia nie była pewna, czy cofa bo się przestraszył, czy szuka za plecami czegoś do mocniejszego uderzenia. – No weź, kolację tylko daj, co ty od razu japę drzesz? Zjeść nie można we własnym domu?

– Nie zjesz tu już ani kawałka chleba. Wynoś się.

W oczach Waldka zapłonęło coś złego.

– Jak ty do mnie… Ty… Jesteś taka sama jak twoja durna matka!

– Nie mieszaj w to mojej mamy! Jak śmiesz tak mówić! Ty chamie!

Zanim Asia zdążyła zareagować, Waldek w jednym skoku przybliżył się i złapał ją mocno za ramiona. Potrząsnął nią jak szmacianą lalką.

­– Ja jestem cham? – rzucił jej nienawistnie. – Ja? To ja się zgodziłem być twoim mężem, ja się nie bałem tu żyć! A wszyscy wiedzą, że ten dom jest przeklęty!

Asia nie mogła nic odpowiedzieć. Ledwo oddychała, tak mocno Waldek ją ścisnął. A on, wściekły, ciągnął dalej:

– Myślicie, że ktoś się dał oszukać? Wszyscy wiedzą, że ta cała… Róża, tfu… to niemiecki bękart. Wszyscy! Nikogo nie oszukaliście! Sułkowski mi wszystko opowiedział! Wszyscy wiedzą! To my was lepiej oszukaliśmy, cha, cha!

Waldek puścił Asię i zaśmiał się, zabrzmiało to szaleńczo. Jak reszta jego opowieści.

– Wiesz, co zrobiliśmy?

Asia czuła, że nie chce nic już słyszeć, że chce zatkać sobie uszy. Zniknąć. Ale wciąż stała w progu pomiędzy salonem a kuchnią i nie mogła się ruszyć. A on opowiadał. O tym, jak założyli się kiedyś przy butelce, w paru chłopa ze wsi, że wypędzą to niemieckie nasienie z ich wsi. Że nie będzie im żadna niemiecka szumowina pluć w twarz! A wszyscy wiedzieli, że jak ona spojrzała tym swoim dzikim wzrokiem na kogoś, to go zaraz jakie nieszczęście dopadało! To oni pozbyli się tego plugastwa z polskiej ziemi!

Asia nie była w stanie nic powiedzieć. Słowa Waldka były niedorzeczne, to jakaś pijacka paplanina. To wymysły chorej głowy. Czemu ona tego wcześniej nie widziała? Przecież ten człowiek jest chory!

Powoli, jak w zwolnionym tempie, czując się napięta do granic możliwości, podeszła do torby, w której miała przygotowane rzeczy męża. Waldek szedł za nią, potok słów wciąż się z niego wylewał, jakby nie mógł przestać mówić:

– Ona musiała zginąć, zanim by nas zniszczyła wszystkich… My was uratowali! Całą wieś! Przed niemiecką wiedźmą! Bękart pokraczny! Twoja mama nie miała wtedy jechać, ale trudno, sama chciała. Trzeba było dać też waszej Róży zdechnąć za dzieciaka, to mamusia by żyła dalej! Cha, cha, cha! A co ty tu masz? Co ty mi dajesz? Co to jest?

– To twoja torba. Twoje rzeczy. Wynoś się.

Asi głos był zachrypnięty i ledwo słyszalny. W korytarzu zapadła cisza. Waldek przewracał rzeczy w torbie, sprawdzając, co tam jest. Ona odwróciła się, niemal na oślep dotarła do kuchni i zlewu. Czuła, że jest jej niedobrze. Strasznie niedobrze.

Na dźwięk wymiotów dochodzący z kuchni Waldek skrzywił się z niesmakiem. Znalazł właśnie w torbie obrączkę, schował do kieszeni, chwycił torbę i nie patrząc za siebie wyszedł.

Asia resztką sił umyła twarz. Weszła do pokoiku Zosieńki, która, o dziwo, wszystko przespała.

Położyła się obok córki, przytuliła do jej plecków i leżała, aż nie zaczął się nowy dzień.

Żywego Waldka nie zobaczyła już nigdy.

Niedługo później została wezwana na identyfikację zwłok, potwierdziła, że znalezione ciało należało do jej męża. Zginął od dźgnięcia nożem w bójce.

Musiała jeszcze rozmówić się z Sułkowską.

– Hej, kochanie – usłyszała nagle Asia siedząca przy stole, w kamienicy, Asia mająca to wszystko już dawno za sobą. Jaś cierpliwie czekał, aż wspomnienia ulecą a jego żona-nie-żona wróci do siebie.

Czasami dopadały ją zjawy z przeszłości.

– Wiesz – usłyszał jeszcze jej przepełniony bólem głos. – Muszę w końcu porozmawiać z dziewczynkami. Zwłaszcza z Zosią. Ona nigdy nie pytała o… o swojego… no wiesz, tatę… A ja nigdy nie zaczynałam tego tematu. Najwyższy czas to zmienić.

– Pomogę ci. A teraz proszę, zjedz i posłuchaj, wiadomości. Są tak okropne, że zapomnisz o swoich drobnych przeżyciach, no słuchaj tylko!

Asia prychnęła pod nosem, ale zły nastrój prysł. Do kuchni wróciło sierpniowe słońce.

Nawigacja wpisu

← Opowieści rodzinne. Lato – część 2
Opowieści rodzinne. Babie lato – część 4 →

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

kontakt
Ola, siedzi w oknie, zdjęcie czarno - białe, melancholijne, bo tematem jest czas
To ja, Ola, zapraszam do mojego zwykle uśmiechniętego świata. Choć chwile zwątpienia, goryczy i szarości też tu są, co zrobić... Też tak masz? To się zrozumiemy!
Poczytasz u mnie o codzienności, o polecanych książkach, czasem o wychowaniu. Ot, życie najzwyczajniejsze. Choć przeplatane bajkami!

Ostatnie wpisy:

  • Trochę o ogrodach
  • dziś jest tylko wyrazem
  • Bajki
  • Co czytać – moim zdaniem
  • Wielkie piękno zmienności

Archiwa blogowe:

  • wrzesień 2025
  • sierpień 2025
  • czerwiec 2025
  • maj 2025
  • luty 2025
  • grudzień 2024
  • listopad 2024
  • październik 2024
  • wrzesień 2024
  • sierpień 2024
  • lipiec 2024
  • czerwiec 2024
  • maj 2024
  • kwiecień 2024
  • marzec 2024
  • luty 2024
  • styczeń 2024
  • grudzień 2023
  • listopad 2023
  • październik 2023
  • wrzesień 2023
  • sierpień 2023
  • lipiec 2023
  • czerwiec 2023
  • maj 2023
  • kwiecień 2023
  • marzec 2023
  • luty 2023
  • styczeń 2023
  • grudzień 2022
  • listopad 2022
  • październik 2022
  • wrzesień 2022
  • sierpień 2022
  • lipiec 2022
  • czerwiec 2022
  • maj 2022
  • kwiecień 2022
  • marzec 2022
  • luty 2022
  • styczeń 2022
  • grudzień 2021
  • listopad 2021
  • październik 2021
  • wrzesień 2021
  • życie i …
  • życie i książki
  • życie i problemy

anegdotki dobry humor dziecko jesień kryminały książki malarstwo matka-feministka małżeństwo musierowicz muzyka mąż notatki nowy_dzień opowiadanie przepis reportaże rodzina rozmowa rozmowy samo życie spokój współczucie wychowanie wyjaśnienie zdjęcia zdrowie święta żółte liście

gdzies.tam.pomiedzy

Przeważnie czytam.
Czasem piszę o życiu: bajki i inne bzdurki.

Dobre to było kryminalne czytanie, muszę przyzna Dobre to było kryminalne czytanie, muszę przyznać. Takie wyważone - akcja, groza i humor w proporcjach, które pozwalają zanurzyć się w książce z przyjemnością.

A sama historia oparta jest najpierw o opowieści  rodzinne, sięgające jeszcze czasów powstania styczniowego, potem autor sięga po opowieści i kroniki kryminalne, dodaje też parę legend z gór świętokrzyskich. 
Siembieda scala to wszystko historią dwóch zwaśnionych rodzin, dla których honor = zemsta i kto tego równania nie rozumie, to do rodziny nie należy, koniec kropka. Ech, Jadźka, mogłaś pokochać kogo innego, a tak to szekspirowski dramat się ułożył... 

Dodam, że nie jest to właściwie typowy kryminał, trochę się wymyka gdzieś obok, powiedziałabym bardziej: opowieść kryminalna. Z panoramą zawieruchy dziejów w tle, bo jak na powstaniu styczniowym się zaczęło, tak kończy się w czasach programu Temat dla reportera. Nie szukamy z komisarzami sprawcy, nie grzebiemy z detektywami czy profilerami w głowach morderców - bo wiemy co i kto. A jednak zostajemy z pytaniem o tę naszą ludzką naturę... 

I z obrazem wosku skapującego z gromnicy, kiedy zostaje wydany wyrok.

Jesienna polecajka - jak najbardziej!

@znak_literanova @monika_i_ksiazki - współpraca barterowa - i to udana, dziękuję :) 
____________________________
Maciej Siembieda 
@maciejsiembieda
Gołoborze
Wyd. Znak Literanova
#wspolpracabarterowa
______________________________
#gdziespomiedzy #bookstagrampl #maciejsiembieda #gołoborze #maciejsiembiedagołoborze
#wydawnictwoznakliteranova
Jak zadbać o siebie, kiedy w dzieciństwie nikt c Jak zadbać o siebie, kiedy w dzieciństwie nikt cię tego nie nauczył - próba odpowiedzi. 
Próba, bo to pytanie na które nie będzie jednej prostej odpowiedzi. 

Więc - czy to próba udana? 

Dla mnie tak. Poradnik Niewidzialne rany mogę spokojnie polecać, jeżeli szukacie książkowo-fachowej pomocy w zakresie uporania się z dorastaniem w dysfunkcyjnym domu. 
Bez ckliwości, konkretnie o problemach w dorosłym życiu, kiedy dzieciństwo nie zapewniło ci stabilności emocjonalnej i kiedy wciąż jedną nogą - a raczej częścią umysłu - w tym rodzinnym domu tkwisz. 

"Chcę pokazać mechanizmy, zależności i schematy, które posłużą ci do stworzenia instrukcji obsługi własnej głowy" - pisze we wstępie autorka. Nie obiecuje różów ani brokatów na nowej ścieżce życia, ale mówi: spróbuj się sobie przyjrzeć z boku, daj sobie szansę. Przeczytaj, czemu się boisz, czemu wciąż jesteś przekonana o swojej "beznadziejności", a jak trzeba to idź też na terapię, przegadaj to swoje życie, daj sobie przyzwolenie na pomoc.

Warto zwrócić uwagę, że nie jest to akt oskarżenia wobec rodziców, nie - cała uwaga skupiona jest na próbie zrozumienia, przyjęcia pewnych faktów i zdecydowania się na takie życie, które nie będzie już uwięzieniem w przeszłości. 

Poradnik o odzyskiwaniu równowagi, nie dzięki magicznym plasterkom, a dzięki wiedzy z zakresu psychologii. 
Więc ja mówię: tak. Polecajka - jeśli potrzebujesz. 

#współpracabarterowa z @wydawnictwo_publicat
_____________________
Niewidzialne rany
Andżelika Dominiak-Banach
@andzelika.dominiak_psycholog
Wyd. Publicat
Ilustracje: Patrycja Niewiadomska
________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #niewidzialnerany #andżelikadominiakbanach  #wydawnictwopublicat
Arabeski to rodzaj wypełnienia, tło, ozdobne mot Arabeski to rodzaj wypełnienia, tło, ozdobne motywy - coś co nie jest głównym obrazem. Mikroświaty. 
Opowiadane mimochodem, przyuważone, tu ślub, tu szpital, tam sprzątanie, albo ta smutna randka w hotelu, dzieciaki, którym zawozi się puszki i konserwy, przecież wojna, ale też przecież zwyczajne życie...
Ślady i zapiski spomiędzy światów ważniejszych i bardziej zrozumiałych: frontu i codzienności. 
Kiedy nachodzą na siebie, wszystko staje się inne. Niepasujące. Poprzesuwane.
Czytanie takich książek staje się rodzajem  współodczuwania, trudno z tych opowiadań wyjść. I to jeszcze w taki na przykład złoty październik sobie wyjść, ale warto je przeczytać, naprawdę.
Przynajmniej ja tak myślę;)

A wypożyczone są Arabeski z biblioteki, przypadkiem, kiedy tak chciałam już nic nowego nie brać, ach te postanowienia...
____________________________
Arabeski
Serhij Żadan
Tłum. Michał Petryk 
Wyd. Czarne
_____________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #arabeski #serhijżadan #wydawnictwoczarne
Sięgnęłam po Złodziei bzu, bo akurat miałam n Sięgnęłam po Złodziei bzu, bo akurat miałam na telefonie. A miałam bo kiedyś naczytałam się, że "czytajcie, czytajcie, będzie fajnie!".
No i nie, nie było fajnie, składam reklamację! I skargę i zażalenie. I ja się tak nie bawię i już.
Po pierwsze - nie było ostrzeżenia, że to parodia. Zdążyłam się pierdyliard razy oburzyć, zanim dotarło do mnie, że to groteska, parodia właśnie, że to Nic śmiesznego z innymi rekwizytami, że to Kariera Nikosia Dyzmy choć z innym tłem. Z wąsem Wałęsy.
Dopiero tak ustawiona perspektywa pozwoliła mi czytać spokojnie.
Po drugie - wcale i tak nie czytało się spokojnie, bo główny bohater to strasznie antypatyczna postać. Wkurzająca.
Po trzecie - wkurzam się na siebie, bo może wychodzi ze mnie jakaś, omatkobosko, dulszczyzna??? Jakieś kołtuny mam do rozplątania? Nie umiem sama z siebie się pośmiać? Cha, cha, cha. Właśnie że umiem. 
Po piąte i dziesiąte - żeby bez śmierdział zgnilizną - to już przesada. Totalnie. Tu już czuję się urażona do żywego! 

W każdym razie dzieje rodziny z Wołynia w naprawdę innym ujęciu, nietypowo. 

Kto teraz też chce przeczytać?? 😂
________________________
Złodzieje bzu
Hubert Klimko-Dobrzaniecki
Wyd. Noir sur Blanc
________________________
#gdziespomiedzy
#bookstagram #złodziejebzu #hubertklimkodobrzaniecki #noirsurblanc
Jakoś ponad rok temu przyszła do mnie opowieść Jakoś ponad rok temu przyszła do mnie opowieść o Henryku. Wiedziałam o nim tyle, że może się oprzeć o ciepłe deski domu, i że ma kota, i się do sobie z tymże kotem uśmiechają, i tak sobie razem czekają, zapewne na te porzeczki;) Bardzo chciałam poznać całą jego historię.

Teraz wiem trochę więcej -
Może on czeka na list. 
Może po prostu wspomina.
Na parapecie okna stygnie herbata, słychać z dala żurawie. Szarość nieba i wiatr.
Niby nic.

Tak sobie myślę, że to była najdelikatniejsza historia jaką czytałam. I będę czytać jeszcze wiele razy, bo wciąż nie wiem, czy te porzeczki to dojrzały czy nie?? 

@gosssiaaak - dziękuję! Za twoją gotowość do dzielenia się, chociaż znamy się tylko z tego, co piszemy... 
Nawet nie wiesz, jak wiele radości i wzruszenia mi podarowałaś:) 
_______________________
Kiedy dojrzeją porzeczki
Joanna Concejo
@joannaconcejo 
Wyd. Wolno
@wydawnictwowolno
_______________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #joannaconcejo #kiedydojrzejąporzeczki #wydawnictwowolno
"zamknij oczy, bądź... Rozmarzylam się przy pi "zamknij oczy, bądź...

Rozmarzylam się przy piciu kawy.
Ziemia krąży leniwie"

Dwa wersy na kartkę - można? A jakże, można. A to leniwe te wersy, a to szybkie i przewrotne. Lekkość i optymizm przeplatają się ze smutkiem. Po prostu życiowo, tylko na szczęście to życie w zamyśleniu i z dystansem. Takie życie z drugim spojrzeniem, kiedy to co zwykłe umie się przekuć w metaforę. Zegary, muszle, ołówek, piaskownica - wszystko może być poezją, lub uchwyconą myślą. 

"Wycieczka

Jesienne światło przysiadło sobie na chwilę...
I co teraz?"

Teraz można spokojnie wrócić do codzienności, już odrobinę ją zaczarowaliśmy:) 

@przeczytane.napisane - dziękuję ci! Nie tylko za te konkretne książki, ale i za wszystkie twoje blogowe polecajki:) wiesz, za to całe przeszkadzanie w życiu, bo cóż też innego robią nam gwiazdy i wiersze, i inne głupstwa, jak nie przeszkadzają! *

*To też wersy Renaty Blicharz;)
_______________________
Renata Blicharz
189 dwójek i Dwójki drugie
Wyd. Ridero 
_______________________
#gdziespomiedzy
#bookstagram #renatablicharz #189dwójek #dwójkidrugie
Kolażowe bajki. Ja zamieniam słowa, a czy one Kolażowe bajki. 

Ja zamieniam słowa, a czy one zmieniają mnie? Może, być może...

"...stworzę historię
której dałeś zaledwie
pierwszą

ciepłą

literę"

- Dorota Koman 

I tak to pisanie się kręci:)

#gdziespomiedzy
"Rano przyjechałem do tego wielkiego miasta. Cał "Rano przyjechałem do tego wielkiego miasta. Cały dzień po nim łaziłem, po jego ulicach i mostach. 
Opierałem się o poręcz i patrzyłem na wodę przez jakiś czas, właściwie wcale jej nie widząc, to znaczy widziałem wodę na początku
ale później już jej chyba nie widziałem, bo ja mam takie dwa patrzenia, i jedno z nich to było dzisiaj
bo jedno z moich patrzeń to to jest takie nicniewidzenie, zapominanie się oczami, zapadanie się w leje, które muszą być po drugiej stronie oczu".

Moje czytelnicze skojarzenia i drogi. 

"Potem pójść dalej. Dalej".

Stachura i Sołtys mi się przeplatają.
__________________
#gdziespomiedzy #bookstagram
#sierpień #pawełsołtys 
#flaneryzm
Po Wyjechali chciałam więcej sebaldowskiego pisa Po Wyjechali chciałam więcej sebaldowskiego pisania, wypożyczyłam Austerlitz. 
Jeszcze lepsze! Ten rytm, przyciąganie, czytanie jak sen, jak ciężki sen, z którego chcesz się obudzić a nie możesz, i też jednocześnie nie chcesz, bo historię trzeba wysłuchać do końca...
Dla mnie książka o poszukiwaniu tożsamości. Opowieść Austerlitza o swoim życiu poprzedzona jest  analizami architektury, i razem daje to wrażenie poruszania się po nieznanych (poznawanych) przestrzeniach,  zaglądania przez okna - kiedy nie wiesz, co możesz ujrzeć, kiedy nie wiesz, czy chcesz to ujrzeć. 
Schody, mury, ulice, wartownie, płoty. Miasta znane i miasta odgrzebywane w pamięci. Zdzieranie warstw, pod którymi czeka pamięć. 
Cień czasu. Albo też cień czasów, w których przyszło żyć. Wyrzucenie zegarków nic nie da, choć wydaje się pociągającym gestem - mówi Austerlitz - i nic z tego, niedola i udręka wciąż trwają... Jak i niekończąca się samotność. 

@bookspiracja - dzięki za wspólny zachwyt:) długo by można o Austerlitz, prawda?
___________________________
Austerlitz 
W.G. Sebald
Przekład: M. Łukasiewicz 
Wyd. Wab 
_____________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram
#austerlitz
#sebald
#wydawnictwowab
Pani Carson, cieszę się, że panią poznałam. T Pani Carson, cieszę się, że panią poznałam. Trochę było obaw, bo zwykły człowiek to się jednak waha - czy zrozumie, czy jest godzien, czy aby na pewno wolno mu sięgnąć po Literaturę Wielką - i jeszcze pół biedy jak coś jednak znajdzie dla siebie i pochwali, ale jak niedajboże się nie spodoba??? Jak to napisać! Ale pani, droga Anne Carson, to mnie zagarnęła całą, szczerze i bez reszty.

Autobiografia czerwonego to historia Geriona. A Gerion jest inny - czerwony i skrzydlaty. Jest to więc historia o odrzuceniu i poszukiwaniu bliskości. Pisana czy raczej malowana? Czytanie książki przypominało czasem oglądanie obrazu, czy też układanie go z elementów uczuć, emocji, myśli. Do tego niezbędna szczypta ironii, specyficznego humoru. 
Książka do odczuwania. 
Zmieniająca formę, albo raczej wymykająca się powierzchownym podziałom. Dramat? Esej? Proza poetycka? Eksperyment literacki? 
Nie to jest ważne, nie dla mnie. Ja chciałabym wciąż słuchać historii o Gerionie, o jego nie-zrobionych  fotografiach, o nieśmiertelności, o tajemnicy, jaką jesteśmy sami dla siebie.
Historii o byciu pomiędzy światłem a ciemnością, wszak: "wspaniałe z nas istoty, myśli Gerion. Jesteśmy sąsiadami ognia". 
I to połączenie:  tytułowy czerwony i zacytowane ostatnie zdanie z ogniem też coś znaczy, może jak przeczytam jeszcze raz to złapię to coś, na razie zostawiam sobie na obrzeżach myśli. 
Niech eksperyment trwa.
__________________
Autobiografia czerwonego 
Anne Carson
Wyd. Ossolineum, seria Wygłosy
@ossolineum.wydawnictwo 

Wypożyczone z @mbpwejherowo 

#gdziespomiedzy #bookstagram #autobiografiaczerwonego #annecarson #ossolineum
Danilo Kiš Grobowiec dla Borysa Dawidowicza Tłum Danilo Kiš
Grobowiec dla Borysa Dawidowicza
Tłum. Danuta Cirlić-Straszyńska
Wyd. Czarne
________________________
Jednego dnia usłyszeć o człowieku po raz pierwszy, drugiego odkryć, iż człowiek ten jest w bibliotece - niektórzy wygrywają w totka, a ja wygrywam w książki:) Te nieoczywiste, najlepsze. 
Grobowiec to opowiadania/powieść/siedem rozdziałów wspólnej historii - więc już po tych podtytułach wiemy, że nic nie wiemy, albo też, że stoimy na niepewnym gruncie. I tak przez wszystkie strony - prawda miesza się ze zmyśleniem - niby nic nowego w literaturze - ale miesza się wciąż udając prawdę. Dokument, który jest literacką fikcją. Odnośniki do biografii, które nie istnieją. 
A co wspólnego w tych siedmiu historiach? Rewolucja, co pożera własne dzieci. Ktoś chciał wierzyć i oddać się  idei a tu jednak - ironia losu - totalitaryzm pokazuje, gdzie ma idee. Najstarsza z historii dzieje się w czasach Wielkiej Inkwizycji, więc nie o sam wiek XX idzie, a o całokształt ludzkich wyborów, dążeń i poszukiwań - poszukiwań, jak jeszcze inaczej możemy sobie urządzić piekło. I siebie w nim urządzić. 

A równie wybornie czyta się dyskusje o samej książce, choć nie ma tego dużo, ale widać, jak Grobowiec daje do myślenia. 

Dziękuję za uwagę, lecę dalej do biblioteki:)
_____________________
#gdziespomiedzy #grobowiecdlaborysadawidowicza #danilokiš #wydawnictwoczarne
Była sobie kiedyś dobrozła wróżka. Kiedy kto Była sobie kiedyś dobrozła wróżka. 
Kiedy ktoś tęsknił, przchodziła i zamieniała w lód serce, język i nogi, żeby te nie chciały nigdzie biec. A oddech w siwy dym.
.....

Kolaż do wiersza Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej pt. Mewa:

"Tęskonta nade mną szeleszcze.
Trąca mnie skrzydłem mewiem.
Czy wciąż ta sama jeszcze?
Nie wiem! Nie wiem..."

@dozamotaniajedenkrok @chwila_ze_sztuka 
i #kolażzpoezją 

#gdziespomiedzy
Mój Instagram

życie i ...

Żółte liście – część 3

5 listopada 2021
życie i problemy

Zmiana.

29 października 2023
życie i ...

Dialogi

11 listopada 2021
życie i książki

Czytam z sentymentem #2

10 czerwca 2023
życie i problemy

O współczuciu

26 września 2021
życie i ...

Przedwiośnie

12 marca 2024
życie i problemy

Wychowanie, pot i łzy.

14 sierpnia 2022
życie i problemy

Wpis z notatnikiem

25 września 2021
życie i książki

Którędy do Bullerbyn?

10 lutego 2024
życie i książki

Przedwiośnie – część 1

18 lutego 2022

© 2025 gdzieś pomiędzy | Powered by Minimalist Blog WordPress Theme