Dzisiaj będę pisać o depresji. Czyli będę modna.
Tak, modna! Dobrze przeczytaliście. Przyznajcie sami, ile razy słyszeliście, że depresja to teraz taka moda? To ja właśnie dziś o tej modzie. W końcu zatacza ona coraz szersze kręgi, fajna musi być ta moda, prawda? Warto się przyjrzeć. Może też jej ulegniemy, jak taka fajna! To musi być ciekawe doświadczenie, pewnie tak ciekawe, jak rok temu jeżdżenie autobusem jako uchodźca z Ukrainy. Też fajnie mieli, ech...
Pożartowaliśmy, to do rzeczy. Będzie o depresji u dzieci i młodzieży, trochę polecanej literatury, trochę moich obserwacji. Może po drodze uda nam się znaleźć dobre rady, co robić, czego nie. Co się sprawdziło u innych. Na co zwrócić uwagę. Bo depresja to choroba i trzeba ją leczyć, to nie “moda”.
Depresja to stan, kiedy dziecko tak bardzo traci chęć do działania, że staje się obojętne, zamknięte. Już nawet nie krzyczy i się nie wścieka. Po prostu jeszcze jest. Droga do takiego stanu, na szczęście dla nas, dorosłych, ma kilka punktów ostrzegawczych, kilka drogowskazów z napisem “Uwaga, zły kierunek! Nie tędy droga!”. Możemy najgorszego uniknąć. Stany depresyjne to momenty, kiedy trzeba pomóc, znaleźć drogę wyjścia. Bo depresja to choroba śmiertelna. Czyli taka, która nieleczona doprowadzi do przedwczesnej śmierci.
Jeżeli uważacie, że warto się nad tym zastanowić, to zapraszam!
Ostatnio moja siostra zadała ważne pytanie: że wszyscy znamy statystyki dotyczące prób samobójczych, ale co dalej, spytała? Kto z tym coś robi? Systemowo jesteśmy niewydolni. Systemowo finanse państwowe są potrzebne na WAŻNIEJSZE rzeczy. Aż się nóż w kieszeni otwiera! Ale nerwy teraz nic nie dadzą, może jeszcze coś się kiedyś zmieni. Dziś zastanówmy się nad tym, co możemy zrobić tu i teraz, jako rodzice, jako społeczeństwo.
Bo tu też, w nas, jest potrzebna pewna zmiana. Może nie systemowa, nie polityczna, nie budżetowa, ale taka “mała wielka” rzecz jak intelektualna, myślowa zmiana w głowie… Choćby a propos samego postrzegania swojego dziecka i jego problemów.
Nasze czasy są dziwne, robią się coraz dziwniejsze, a my chcielibyśmy się zatrzymać… Pożyć chwilę, jakby nic złego się nie działo. Wszystkie problemy rozgonić machnięciem ręki. Zbyć wzruszeniem ramion. E tam. Przesadzasz. Daj mi spokój. Wymyślasz.
Wymyślasz. Inni też mają problemy. Przecież ja chcę dla ciebie tylko dobrze. Przebolejesz. Nie przesadzaj. Inni mają gorzej, a nie narzekają. Ja mam gorzej, nawet nie wiesz… Weź się w garść.
Czasem trzeba wziąć się w tą mocną garść. Czasem mamy zły dzień, marudzimy. Prawda. CZASEM. Taki stan nie może trwać długo! Czy wiecie, że w definicji depresji jest kilka tygodni obniżonego nastroju i zmęczenia? Nie lat. Nie miesięcy. TYGODNI. A kto się u nas przejmuje kilkoma tygodniami obniżonego nastroju? To polski stan permanentny, że tak sobie zażartuję…
Gdzieś w tej naszej polskiej mentalności siedzi, że trzeba być twardym. Że życie właśnie takie jest – smutne, wymęczone, wyblakłe. Że to norma. Że tacy szarzy jesteśmy wszyscy i na nic u nas kolorowe ptaki. Papugi – to tylko w palmiarniach. Za kratą. W klatce. Dziecko, zdejmij te marzenia z siebie, równaj krok, nie zostawaj z tyłu, ale też nie leć do przodu. Leć jak wszyscy i nie wybrzydzaj. Zobacz, spójrz naokoło – gdzie tu kolory? Na naszej szarej polskiej ziemi umęczonej łzami żyjemy i tak umrzemy. Nie narzekaj.
Tak słychać z jednej strony.
Bo z drugiej z kolei inaczej! Nadstawcie drugie ucho, słyszeliście to kiedyś, na pewno:
No, kochanie, już, już nie płacz, już nie bądź smutasek. Mama już zaraz wszystko naprawi. Wszystko pod nosek podsunie, moje puci-puci nie może się zmęczyć. Mama zaraz wszystko załatwi. Za dużo zadań? Zrobię za ciebie. Albo powiem tej twojej pani w szkole. Ktoś miał do ciebie pretensje? No co za podłość! Chodź! Albo nie, siedź, ja wszystko zrobię. Ty będziesz żyć jak w bajce. Tylko tam nie idź! Nie, tam też nie! To nie ta bajka! Nie pobrudź się! Nie próbuj, bo i tak nie umiesz… No, weź się w garść, no mamusia tak się dla ciebie poświęca, wszystko robi, a ty nic nie doceniasz… Jakiś taki apatyczny jesteś… Żadnych pasji, zainteresowań…
No tak. Też źle.
Jest i trzeci pomysł:
Dobrze, słuchaj, kochanie, nasze dziecko będzie chodziło do Przedszkola Brokatowego, nie przerywaj mi, wiem, że jest najlepsze, czytaliśmy przecież ranking. Lekcje baletu, malarstwa, filozofii, łaciny, medycyny… co? Coś jeszcze chcesz dodać? A tak, jeszcze prywatna niania i guwernantka, bo my musimy na to zarobić. Jutro zacznę szukać najlepszej niani, z certyfikatem Brokatowej Akademii Tańczących Jednorożców. I wykup dostęp na ten plac zabaw! Wiesz, ten dla najlepszych, najgrzeczniejszych dzieci! Paczka przyszła? Tak, to ubranka, nasze dziecko uwielbia ubranka od Brokacciego. Co ty tam marudzisz? Że ono się jeszcze nie urodziło? Nie szkodzi. Ja doskonale wiem, jakie ono będzie.
Idealne.
Jednak żarciszki się mnie dziś trzymają, a tu temat poważny! Wybaczcie. Ale czasem w takim przerysowaniu łatwiej sprawić, żeby jakaś bańka pękła, żebyśmy sami z siebie się roześmiali… i odpuścili.
Bo po trochu każdemu z nas zdarza się być po którejś z opisanych trzech stron. Ja najczęściej jestem zmęczona i wydaje mi się sprawiedliwe, że moje dzieci też mają być zmęczone. Że jeszcze mają czas na pasje, na razie mają tyrać i nie marudzić. A jak wpadnę w wyrzuty sumienia, to zaczynam się robić mamuśką – buldożerem, jak to fachowo określają – wtedy chcę usunąć wszystkie przeszkody spod ich nóg.
A podstawą jest RÓWNOWAGA. Namysł.
Każdy z trzech powyższych sposobów wychowania, stosowany w nadmiarze, zwiększa ryzyko problemów u dziecka, a w rezultacie może prowadzić do stanów depresyjnych. Do ucieczki od rzeczywistości, w której to:
a). Wszystko jest bez sensu, trzeba się tylko podporządkować i nie myśleć w ogóle o sobie,
b). Dziecko nie ma wiary w siebie, nie umie poradzić sobie w samodzielnym rozwiązywaniu jakiegokolwiek problemu,
c). Nasz mały wychuchany ideał nie wie, kim właściwie jest, liczą się tylko wymagania rodziców, którym tak naprawdę nigdy nie będzie w stanie sprostać.
Namysł więc… Ale na razie nie nad dzieckiem – najpierw namysł nad sobą.
Po której stronie jestem? Czy muszę odpuścić i dać dziecku odetchnąć? Czy muszę właśnie nad sobą popracować i wykrzesać tej energii więcej, posłuchać, dać się wyżalić, nie pouczać? Wiem, że wiemy lepiej, ale nasze dzieci ma już swoją drogę do przejścia. Pójdą za nami łatwiej, jak będą rozumiały, po co. Jak będą widziały, że naprawdę myślimy o nim, a nie o sobie. Jak damy dobry przykład. Dzieciaki nas obserwują – wiadomo, co usłyszą, to wpuszczą jednym uchem a drugim wypuszczą – ale patrzą na nas zawsze. Na to, jak MY, dorośli, radzimy sobie z problemami. Jak sami radzimy sobie ze stresem. Czy umiemy się przyznać do słabości, walczyć z nimi, czy jesteśmy szczęśliwi (tak w miarę, wiadomo). Inaczej spytają: Czemu dajesz mi rady, jak sam nie umiesz ich stosować?! Czemu wymagasz tego ode mnie? A to bolesne są pytania. Podświadomie uciekamy od kogoś, kto może nam je zadać. Nie chcemy ich słyszeć…
Wychowanie jest takie straszne przez to, że one – dzieciaki uszaki – mniej nas słuchają, ale zawsze na nas patrzą. Upiorki małe. Chyba że przekleństwo usłyszą, to zawsze powtórzą! Ale też i “przepraszam” za nami powtórzą, jak mają szansę to usłyszeć. “Jak ci pomóc?” – powtórzą. “Wszystko będzie dobrze, pomogę ci” – też.
Jak to usłyszą.
Bo wiecie, że w we wszystkich dysputach, rozważaniach, roztrząsaniach a propos depresji pojawia się jeden motyw? Jeden łączący wszystkie wątki motyw.
Dałam wam tropy, skojarzyliście już, o co chodzi? To całe słuchanie? Mówienie? Jak to się łączy?
Ten motyw, co łączy wszystkie czytane przeze mnie, słuchane i oglądane o depresji treści to ROZMOWA. Jej rola jest nie do przecenienia.
Życie może się tak potoczyć, że nasze dziecko, nastolatek, ktoś bliski, pomimo to zachoruje, oczywiście, rozmowa to nie jest stuprocentowe lekarstwo na całe zło świata. Ale rozmawianie pozwoli wyłapać szybciej zmiany nastroju, jego obniżenie, skalę problemów w szkole. Może pokazać, że nasze spokojne dotąd dziecko zaczyna reagować wybuchami, dąży do konfliktów. Albo wręcz przeciwnie, dziecko było głośne, egzaltowane, łatwo trzaskało drzwiami (to po tatusiu pewnie!) – a tu nagle robi się apatyczne, niemrawe. A jak to wyłapiemy, jeśli nie rozmawiamy z dzieckiem i tak naprawdę go nie znamy?
Albo taka rzecz, która jest symptomem depresji – utrata przyjemności z wykonywania swojej pasji, rezygnacja z niej. Skąd możemy o tym wiedzieć, jak nie potrafimy powiedzieć, co właściwie pasjonuje nasze dzieci? Co je interesuje? Umiecie wymienić imiona piesków z Psiego Patrolu? Imiona koleżanek, kolegów z klasy? Jakie właśnie lubi zwierzątko i czy w ogóle lubi zwierzęta? W co gra na komputerze? Jakich lubi jutuberów? Co właściwie robi na tym swoim telefonie? I tak dalej. Dla niektórych to normalne, ale nie wszyscy rodzice mają czas i chęci rozmawiać z dzieckiem. Wydaje im się, że wszystko załatwi szkoła. Albo drugi rodzic.
Uważny rodzic musi wyłapać, czy dziecko nie powtarza o sobie, że jest beznadziejne, że znowu czegoś nie umie. To potrafi być bardzo złożony problem, ale w całej jego złożoności żadne dziecko NIGDY nie powinno o sobie myśleć, że jest beznadziejne. Taka myśl jest jak plama czarnego atramentu, co pochłania coraz więcej i więcej wokół siebie, aż wszystkie kolory znikną, aż będzie tylko ciemność. Musimy się uczyć – jak siebie realnie oceniać. Jak mieć odwagę próbować i jak wiedzieć, kiedy odpuścić. To bardzo indywidualna sprawa. I w tym punkcie zarówno szkoła, jak i rodzice mają wiele do przepracowania…
Jest taki fajny rytuał, który można sobie wyrobić, z małymi jeszcze dziećmi: po przywitaniu, przy odbieraniu z przedszkola, od niani, po powrocie z pracy do domu, dajemy sobie 3 minuty na rozmowę twarzą w twarz, uważną, gdzie my, rodzice skupiamy się na słuchaniu, a dzieciom dajemy mówić.
– Cześć, bąbel! Jak się czujesz? – pytamy idąc spokojnie w stronę samochodu, domu, autobusu.
– Dobrze, fajnie było! – wiadomo, zwykle było fajnie, to jeszcze maluch. Ale my dzielnie pytamy dalej:
– Z kim się dziś bawiłeś? Miałeś fajny pomysł na zabawę? A może coś ciekawego się uczyliście? Coś się wydarzyło ciekawego? – oczywiście nie zadajemy tych wszystkich pytań jednocześnie, ale po troszku wyciągamy z kilkulatka strzępki informacji. Komentarze – najlepiej w formie pytania. Tak się rozmowa toczy…
– Bo wiesz, mama, dzisiaj Krzyś zabrał mi zabawkę i ja go ugryzłem.
A my cyk, mamy pytanie, pamiętajcie, najpierw pytanie. Lepiej się upewnić, czy się nie przesłyszeliście:
– Ugryzłeś? – oddech, spokój, to nie jest koniec świata, to dziecko, co się uczy, jak się zachowywać. Może najpierw dobrze spróbować humoru? – Aha, rozumiem, to od dzisiaj wszyscy w domu będziemy się gryźć, jak będziemy zdenerwowani. Tak? Zgadzasz się? Nie bardzo? To co możemy zrobić? Ale mi się już spodobało, że będę wszystkich gryźć, proszę, będziemy tak robić… Ech, no dobra, będziemy szukać innych sposobów.
I wierzcie mi, przez wybuch gniewu nie osiągniemy więcej. Do tematu, czy wolno gryźć wracamy jeszcze w domu, na parę minut rozmowy, na pokazanie, że patrz, ja teraz też się zdenerwowałam, ale cię nie gryzę. Nie biję. Mówię o tym, co czuję. Co chcę. Rozmawiam.
Inna rozmowa:
– Mamo, wróciłam i więcej do szkoły nie idę! Mam dość! – trzask drzwiami. Walnięcie plecakiem. Taktycznie to ignorujemy, o trzaskaniu można porozmawiać potem, to nie jest teraz najważniejszy problem. Taktyczne ignorowanie czegoś, co ma nas zdenerwować, jest bardzo trudne i nie zawsze się udaje, ale jest warte zachodu, pomaga się skupić na meritum sprawy, a nie na emocjach i nerwach. Jak nie zignorujemy, to dajemy się wciągnąć w grę, w której nikt nie wygrywa. A tak – jesteśmy nieoczekiwaną oazą spokoju i to już wytrąca broń z ręki wkurzonego naszego dziecka. Mamy trzy minuty, żeby dziecku dać się wykrzyczeć, czasami już samo to pomaga. I rozmowa się może toczyć, a co mogło pójść, że ono “ma dość”.
Czasem humor i miejsce w domu na wyrzucenie z siebie nerwów to już dużo. Wszyscy potrzebujemy czasem się wykrzyczeć, wypłakać – gdzie, jeśli nie w domu? Wszystkie emocje muszą znaleźć ujście, inaczej wybuchają zupełnie nie tam, gdzie powinny. A my widząc, jakie emocje najczęściej towarzyszą naszemu dziecku, wiemy też, czy potrzebuje ono pomocy specjalisty, czy nie. Kiedy dziecko wie, że może przyjść do nas nawet zdenerwowane, wkurzone, zbuntowane, to łatwiej będzie mu ominąć dziurę w postaci depresji na swojej drodze.
Nie wyczerpałam tematu… Chcecie jeszcze ciąg dalszy? Dajcie znać.
Bo to temat rzeka, a ja nie ufam nikomu i niczemu, co chce zmieścić szeroki temat w jednym zdaniu. Jeżeli mam temat ciągnąć, dajcie tylko znać – w komentarzu, w wiadomości, w rozmowie – też może być. Jeżeli potrzebujemy pomocy, to nie bójmy się o tym mówić, spytać. Czasem nawet wypowiedzenie na głos swoich obaw już daje niemałą ulgę, a zdarza się, że i sami wpadniemy na rozwiązanie – kiedy usłyszymy swój problem wypowiadany na głos.
Mój manifest na koniec: nie dajmy sobie odebrać mocy rozmowy!
I jeszcze bardziej na koniec: ważne zdanie, które niedawno słyszałam w rozmowie nauczycieli i terapeutów na temat depresji. Powiedzieli na koniec rodzicom tak: Jeszcze macie czas. MÓWCIE DZIECIOM, ŻE JE KOCHACIE TAKIE, JAKIE SĄ. TU I TERAZ. I ZAWSZE.
A całość rozmowy TUTAJ, jakbyście chcieli wysłuchać, ja polecam, godzinka słuchania, a parę dobrych rad może zostać w sercu.


Może potrzebujecie fachowej pomocy książek, oto mała, subiektywna lista (kliknięcie na tytuł przeniesie was do opisu ze strony wydawnictwa):
Poradniki, wywiady, rozmowy:
Jak nie krzyczeć na swoje dziecko. Wychowanie bez złych emocji. Carla Naumberg Wyd. Muza
Self-reg. Jak pomóc dziecku (i sobie) nie dać się stresowi i żyć pełnią możliwości. Dr Stuart Shanker oraz Teresa Barker, Wyd. Mamania
Książki z cyklu Self-regulation Agnieszki Stążka-Gawrysiak, z blogu dylematki.pl (KLIK na blog), Wyd. Znak
Uczniowie w szkole. Rzecz o zachowaniu. Bill Rogers, Wyd. Fraszka Edukacyjna
Emocje. To o czym dorośli ci nie mówią. Boguś Janiszewski, Max Skorwider, Wyd. Publicat
Jest OK. To dlaczego nie chcę żyć. Małgorzata Serafin, Marek Sekielski, Wyd. Agora
Nastolatki na krawędzi. Czego nie wiecie o problemach swoich córek. Krystyna Romanowska, Agnieszka Dąbrowska, Marta Niedźwiedzka, Wyd. Muza
Czując. Rozmowy o emocjach. Agnieszka Jucewicz, Wyd. Agora
Żyletkę zawsze nosze przy sobie, Małgorzata Gołota, Wyd. Filia
Życie mimo wszystko. Rozmowy o samobójstwie. Szymon Falaciński, Halszka Witkowska, Wyd. Prószyński i S-ka
Beletrystyka, powieści:
Kałużysko. Anna Augustyniak. Wydawnictwo Albus – jedna z niewielu książek o depresji dziecięcej.
Nie wiesz o mnie wszystkiego, Joanna Jagiełło, Wyd. Zielona Sowa
Chuligania. Katarzyna Ryrych, Wyd. Literatura
Iskry w mojej głowie. Elle McNicoll, Wyd. Dwie Siostry
Wrony. Petra Dvorakova, Wyd. Stara Szkoła
Trzeba być cicho. Agnieszka Jelonek, Wyd. Cyranka
Orkan Depresja, Ewa Nowak, Wyd. HarperCollins, a TU – KLIK – recenzja z ważnej strony o depresji (blog: życie warte jest rozmowy)


