Skip to content
napis gdzieś pomiędzy - blog o życiu i...
Menu
  • O mnie
  • Gdzieś pomiędzy – czyli gdzie?
  • życie i …
  • życie i książki
  • życie i problemy
  • Czytamy dzieciom
  • Opowieści rodzinne
Menu
czerwiec i lato- czas na truskawki i czereśnie, i na opowieści rodzinne

Opowieści rodzinne. Lato – część 2

Posted on 17 września 202317 września 2023 by Ola

– Mamo, zobacz! On sobie nakłada za dużo dżemu!

– Bo lubię. Dzem jest pycha.

– Ale zabraknie dla innych! Nie wolno tak!

– Jestem sybki jak błyskawica. Musis tez być sybka.

– Maaamoooo! – Julka zacisnęła pięści i gotowa była walczyć o dżemową sprawiedliwość. Ten wiśniowy był najlepszy, błyszczący i słodziutki, a Sławek zdaje się miał o nim takie samo zdanie. Wprost go wyjadał z miseczki łyżką, z pominięciem tak istotnego elementu jak chlebek do smaku i sytości.

– Sławek, Jula ma rację. Nie wyjadaj wszystkiego. Zostaw dla innych! A jak nie będziesz jadł z chlebem, to będziesz zaraz znowu głodny.

– Ja jestem jesce bardzo głodny. Ale tylko na dzem. Jędrek, mogę twój dzemik?

Przy stole zapadła cisza. Wszyscy spojrzeli na Jędrka. To, że Jędrek miał swój kawałek stołu było wciąż nowością, z którą rodzina powoli dopiero się oswajała. Nie zawsze jeszcze wiedzieli, jak reagować na rozmaite codzienne jedzeniowe zagwozdki, które pojawiały się znienacka przez nową chorobę, celiakię.

– Sławek – zaczęła ostrożnie Zosia – zostaw Jędrka. Niech zje w spokoju, to jego dżem. Nie możesz go zakruszyć swoim chlebem.

Jędrek się zaczerwienił. Nie było mu przyjemnie, że rozmowa znów toczy się wokół jego jedzenia. Najchętniej odsunąłby talerz i odszedł od stołu, ale nie mógł się ruszyć, jakby przyrósł do krzesła.

Sławek za to dokładnie wiedział, czego chce.

– Mamo, ja nic nie pokrusę, naprawdę!

– Powiedziałam: nie. Tłumaczyłam wam, że Jędrek ma mieć swoje dżemy, bo nawet na łyżce czy nożu są okruszki od waszego jedzenia z glutenem. A to szkodzi Jędrkowi. Koniec dyskusji!

– A ja chcę! Ja chcę!!! – rozkrzyczał się niespodziewanie Sławek. – A wy mi nic nie chcecie dać! Nie lubię was! Nie cierpię!!!

Oniemiała Zosia patrzała, jak jej najmłodszy syn poderwał się ze swojego miejsca i z płaczem pobiegł do salonu, rzucił się tam na sofę. Wciąż słychać było, jak wykrzykuje, że nikogo nie lubi, a mamy najbardziej.

– No pięknie – westchnęła Zosia. – Ale ty się, Jędrek nie przejmuj, mały ma po prostu humory. Myśli, że wymusi coś tym płaczem. Jak się uspokoi, to z nim pogadam. Jedz spokojnie.

– Ja… ja już też nie chcę jeść. Idę do pokoju, dobrze? – wymamrotał Jędrek i nie podnosząc głowy wstał od stołu i szybko wyszedł. Za chwilę usłyszeli tylko jego głośne tupanie i trzask drzwi od jędrkowego pokoju.

– O mój ty Boże… – Zosia spojrzała na Roberta.

– Zośka, to tylko dzieci. Daj im jeszcze czas.

– No właśnie, mamo – wtrąciła się Hania. – I mogłaś nie mówić tego “koniec dyskusji”. To zawsze wkurza, jak tak mówisz. A teraz, zanim się na mnie zezłościsz, to ja też już zjadłam, dziękuję, i też idę.

Po twarzy Zosi przewinęły się wszystkie możliwe odczucia: i wkurzenie, i wyrzuty sumienia, ale ostatecznie nic nie powiedziała. Oczy jej się zwęziły w dwie niebezpieczne szparki.

– Ja już nie chcę tego dżemu – pisnęła cicho Julka. – Dziękuję, było pyszne. Idę też. Porysuję sobie. Czy coś.

Wkrótce w kuchni oświetlonej zachodzącym słońcem pozostali tylko Zosia i Robert, siedzący przy stole, jakby zastygli w chwili zwątpienia we własne umiejętności wychowawcze.

“To wszystko jest trudniejsze niż myślałam – mówiły ręce Zosi, wczepione we włosy i tarmoszące je w porywie rozpaczy – o wiele trudniejsze! Kurrr…dzibąk!”.

“Dajmy im jeszcze czas, będzie dobrze – mówiły zaś wyciągnięte przez stół ręce Roberta – wszystkiego się nauczymy. Powoli. Nie od razu Rzym zbudowano”.

Myśl o Rzymie coś mu przypomniała. Robert wstał i zaczął sprzątać ze stołu, pamiętając, by chleb i masło Jędrka odłożyć do jego wyznaczonej szafki, a nieszczęsny dżem osobno do lodówki, do podpisanej szuflady. Naczynia włożył do zmywarki, a kiedy się obrócił, Zosia już przecierała stół z okruszków i zamiatała podłogę. Wyglądała już trochę lepiej. Sławka już nie było słychać, leżał na sofie i oglądał bajki.

– Eee, Zośka, coś ci muszę powiedzieć. Prawie zapomniałem, bo tyle się dzieje… – zaczął z lekką obawą, co zrobi jego żona, kiedy zaraz się o czymś dowie.

– Dawaj, mów. Nic mnie już nie zdziwi. Mógłbyś nawet oświadczyć, że przyjeżdza jutro sam papież. Albo, cha, cha, twoja mama.

– A to zabawne, że o tym wspominasz…

– O papieżu?

– No, prawie. Mama dzwoniła, wiesz, wrócili już z tatą z pielgrzymki, tej z Rzymu i Włoch. I bardzo im się podobało. Chcą nam o wszystkim opowiedzieć. I mają prezenty dla dzieciaków!

– Jeej, hura. Już skaczę z radości. Jak te prezenty to słodycze, o które będzie kłótnia, albo Jędrek nie będzie mógł ich jeść, to nie ręczę za siebie! Kiedy?

– Kiedy, pytasz…

– No, kiedy?! Mów, nie denerwuj mnie! – Zosia zbyt mocno wymachiwała miotłą, by uniknąć odpowiedzi i się wycofać. Najwyraźniej groziło to rzuceniem uroku przez rozczochraną czarownicę, która wciąż nie zdążyła zrealizować punktu planu odbudowy pt. “NOWA FRYZURA – NOWA JA”. Stare, wkurzone zosine “ja” było dziś w pełni sił.

– No, wiesz, dzwonili, tak jakby, no, tydzień temu i… I wtedy mówili, że… No, że za tydzień… Dziś już późno, więc pewnie…

– Jutro. No to ładnie. Mogę też się rzucić na kanapę w salonie? Albo trzasnąć drzwiami?

– Wiesz, to tylko moi rodzice. Nie będzie tak źle…

– Wiem. Znam gorszych teściów. Tylko przy takich popisach naszych dzieci, to nie wiem, co oni pomyślą o nas! Idę porozmawiać ze Sławciem. Ty idź do Jędrka, dobra? Gasimy jeden pożar na raz. O twoich rodziców będę się martwić jutro!

***

Zanim zapadła noc, w domu za zielonymi drzwiami zapanowało trochę względnej harmonii. Hania siedzała na tarasie z komórką w rękach, zaciekle atakując ekran uderzeniami palców i prychnięciami. Jędrek dał się udobruchać czytaniem swojego ulubionego ostatnio „Hobbita”, ucieczka w świat książek była dla niego ratunkiem przed nowym życiem z dziwną chorobą zwaną celiakią. Robert poszedł jeszcze do warsztatu.

Tylko pokój najmłodszych dzieci wypełniały jeszcze żale, protesty, bunty i chwilami nawet krzyki. Zosia układała na łóżkach dzieci kołderki, wyciągała piżamki i próbowała zagonić Julkę i Sławcia do porządków wieczornych – oni jednak mieli swoje plany.

– Mamo – mówił stanowczo Sławek – jak ty mi nie pozwalasz normalnie jeść…

– Dziecko, nie mów tak! Czemu nie możesz po prostu zrozumieć, że to nie jest moja fanaberia! – Zosia była zniecierpliwiona i rozdrażniona.

– Mamo! Nie przerywaj mi! Ty mi ciągle pserywas!

– Przerywasz, nie pserywas. Umiesz już mówić sz.

– Mamo!!! Jesteś najgorsza na świecie! Ja z tego domu ucieknę, zobaczys! Zo-ba-czysz!

– Sławek… – Zosi wyrwało się głębokie westchnienie, przestała się krzątać, usiadła na podłodze i w końcu popatrzyła uważnie na swoje najmłodsze dziecko. – Sławciu, ja… ja bym nie chciała, żebyś uciekał. Tęskniłabym. Jaki masz pomysł, żebyśmy się pogodzili?

– Zaden. To znacy, żżżaden… Nie będę z taką mamą rozmawiać. Już nigdy.

Rzeczywiście, na chwilę zapadło ponure milczenie. Julka tylko patrzała, to na mamę, to na brata. Trochę chciała się śmiać z tego, jaki jej brat jest jeszcze dziecinny, ona już dawno wyrosła z takich tekstów (w końcu zeszłe lato było już naprawdę BARDZO dawno temu), a trochę była przestraszona: co jeśli mama się zdenerwuje? I to wszystko przez ten dżem! Ona już chyba nigdy nie tknie żadnego dżemu, nawet najbardziej błyszczącego i słodziutkiego!

Zosia znów westchnęła. I przypomniała sobie w przebłysku macierzyńskiego geniuszu jedną ze swoich ulubionych opowiastek z książek. Obróciła się w stronę Julki i pozornie beztroskim i lekkim tonem zaczęła:

– Julka, a wiesz, jaką ja fajną historyjkę ostatnio przeczytałam? Opowiem ci. To jest historyjka o pewnym gościu, co umarł.

– Przez dżem? – zapytała nieco niepewnie Julka.

– A przestań, jaki dżem! Po prostu umarł. I mógł zobaczyć, jak wygląda niebo i piekło. Święty Piotr wziął gościa pod rękę i zaczęli iść. Wkrótce przed nimi pojawiły się drzwi, otworzyły się i zajrzeli do środka. A tam na środku wielkiej komnaty stał kocioł z czymś przepysznie pachnącym. Tak, może tam był nawet pyszny dżem. A mimo to ludzie wokół byli nieszczęśliwi. Mieli tak długie łyżki, że sięgały one do dna kotła, ale nie było jak ich sobie przybliżyć do ust. Ludzie wokół byli głodni, wściekli i ponurzy. Kłócili się strasznie.

Potem nasz bohater został poprowadzony do drugiej komnaty. Na początku wszystko wyglądało tak samo. ­

­– Też był kocioł z dżemikiem? – dał się wciągnąć Sławek.

– Tak – uśmiechnęła się Zosia delikatnie. – Też był kocioł i długie łyżki. Ale ludzie wokół byli szczęśliwi, najedzeni. Uśmiechnięci. Wiecie czemu? Mieli te same strasznie długie łyżki, ale wpadli na pewien pomysł. Otóż, kochani moi, oni tymi łyżkami karmili siebie nawzajem. I to było niebo.

W pokoiku przez chwilę panowała cisza. Przez uchylone okno słuchać było świerszcze. Ta cisza był już inna, mniej napięta.

– Ale w tym niebie to chyba nikt nie miał takiej choroby jak Jędrek, wiesz, mamo? I wtedy nikt się nie denerwował na okruski. Głupie te okruszki. Głupi chleb.

– Sławciu, chleb nie może być mądry ani głupi. To po prostu chleb. Ale na dziś koniec opowieści. Nie chcesz już nigdzie uciekać, mój dżemikowy synku? To do łóżka. I spać. Dobranoc. Niech wam się dżemy przyśnią na noc.

wakacje - spacer po łące - polne kwiaty i chwasty

***

Słońce przeświecało przez kolorowe szklanki i rozpuszczało kostki lodu pływające leniwie pośród poszarpanych cząstek cytryny. Po szklaneczki sięgały na przemian Zosia, Hania i babcia Halska. Siedziały na ławeczce w cieniu starej śliwy, przy piaskownicy i na przemian popijały lemoniadę, obserwowały pluskające się w baseniku dzieci i próbowały prowadzić kulturalne rozmowy. Nie było to łatwe, kiedy co jakiś czas musiały przerywać sobie okrzykami: „Sławek, nie biegaj bez kąpielówek!”, lub: „Julka, nie lej wody bratu na głowę! On będzie płakał!”.

Gwoli uczciwości trzeba przyznać, że okrzyki wydawała głównie Zosia, a Hania i babcia pogrążone były w rozmowie na temat kryzysu współczesnej kinematografii. Babcia Anna Halska forsowała swój punkt widzenia – kiedyś to były ambitne filmy, rozwijające, ze wspaniałą muzyką, niezrównaną grą aktorską, Hania zaś z młodzieńczym zacięciem obalała poszczególne twierdzenia, podając przykłady doskonałych filmów współczesnych.

Zosia próbowała sobie przypomnieć, kiedy ostatnio była w kinie – i nie mogła. Na pewno przed pandemią. Potem świat zwariował i kpił ze wszystkich prób powrotu do równowagi. Dzieci za to w kinie jeszcze w ogóle nie były! Niech no babcia Anna się o tym dowie! Dobrze, że chociaż do szkoły przyjeżdżały czasem teatrzyki, chociaż tyle kultury… Mama Roberta nie darowałaby takiego rodzicielskiego zaniedbania. Dystyngowana, spokojna Anna Halska nie wyglądała na rodzinnego tyrana, a mimo to Zosia zawsze się jej trochę bała. Przy teściowej widziała wszystkie niedoskonałości: domu, ogrodu, dzieci i swoje, choć nigdy złego słowa nie usłyszała. Anna była zbyt dobra, by palcem wytykać nieprzystrzyżone włosy, stare dżinsy, niestarte kurze, nieprzycięte trawniki czy sierść kota Benka na każdej możliwej powierzchni.

Popijając coraz cieplejszą lemoniadę Zosia powoli osuwała się w znane sobie czarne myśli o tym, że tak naprawdę do niczego się nie nadaje. Nie umie. Nie da rady. Inni umieją, ona nie. Nigdy nie była dosyć dobrą matką, nigdy już nie będzie… A co jeśli toczy ją jakaś nieznana jeszcze nauce choroba i tak naprawdę zostało jej parę miesięcy życia?! Kto przyjdzie na jej pogrzeb? Może Benek machnie łapką po piasku nad grobem… Boże, jakie to wszystko smutne jest…

Zanim biedna Zosia zdążyła się rozpłakać, jej zawsze czuwająca trzeźwo część osobowości krzyknęła w środku tych łzawych myśli: „Hej! Ty ramolu jeden! Może lepiej zastanów się, czy ty masz dobrze w głowie! Kurdzibąk, co za wstyd! To nie w twoim stylu tak się rozklejać!”. „A właśnie, że w moim stylu – zaczęły dyskusję mroczne myśli – jestem zmęczona i nic mi nie wychodzi. Powinnam teraz robić tysiąc innych rzeczy zamiast siedzieć na ławeczce. Nawet nie umiem się do dyskusji przyłączyć. Jestem stara i głupia”.

„Cha, cha, głupia na pewno! – wyszczerzyły się drugie myśli, te trzeźwo patrzące na świat – i lat ci nie ubywa, to fakt. I chcesz tak ubolewać nad sobą?”. „Nie chcę! Nie lubię”. „Na pewno?…”

Na pewno? – utkwiło w myślach Zosi. Może jednak jest jej wygodnie pogrążać się w rozczarowaniu zamiast szukać rozwiązań?

Zanim zdążyła znaleźć rozwiązania na wszystkie bolączki duszy i ciała, ze strony basenu rozległ się długi i głośny pisk.

Julia jednak wylała Sławkowi na głowę całe wiaderko wody.

– Hania, weź babcię zaprowadź do domu! Ja ich tu uspokoję, a babcię jeszcze głowa rozboli! – poprosiła jeszcze Zosia najstarszą córkę, bojąc się nawet spojrzeć na swoją teściową. Pewnie w duszy naśmiewa się z nieporadnej matki czworga niewychowanych dzieciaków…

 

***

– Babciu, ty na pewno u nas odpoczywasz? – pytała wieczorem Hania. – Maluchy potrafią doprowadzić do szału.

– Haniu, no co ty! – roześmiała się babcia. ­– Jest mi naprawdę dobrze. W końcu przyjeżdżam co roku, z własnej woli. Wierz mi, nikt mnie nie zmusza. Dziadek musiał zostać, bo ma problemy w pracy, a tak też chętnie by wpadł na wakacje. Dobrze, że odpoczęliśmy na pielgrzymce. Haniu, jak tam było pięknie! Włochy to cudowny kraj.

– Pojedziemy kiedyś razem. Też mi się marzą Włochy. Toskania, koniecznie! – westchnęła rozmarzona Hania.

– I rzymskie muzea, prawda?

– Nawet mi nie mów… Muszę tam kiedyś trafić. Jeszcze nie wiem jak, ale coś wymyślę. Babciu, mogę ci coś zdradzić? – Hania poczuła, jak jeszcze nigdy, że babcia Anna naprawdę ją rozumie. – Co byś wybrała na moim miejscu? Zacząć od razu studia czy pojechać na rok do pracy, za granicę, na przykład do…

– Do Włoch? Haniu, to brzmi wspaniale. Ale studia też są ci potrzebne.

– O czym sobie rozmawiacie? – na tarasowe schodki, gdzie siedziały w wieczornym zapadającym zmroku, doszedł Robert, rozsiewając wokół siebie zapach rozpuszczalnika, którym czyścił meble w warsztacie. Wyłożył się prosto na trawie wyciągając przed siebie nogi i ugniatał sobie plecy, bolące po dniu schylania się i przenoszenia ciężkich rzeczy.

– A nic, nic takiego – zapewniła z pośpiechem Hania. – Bałam się, że babcia ma dosyć bachorków.

Anna roześmiała się.

– Małe dzieci, mały kłopot. Twój tata też był rozrabiaką. A dziś człowiek tęskni za tamtymi czasami… Pamiętasz, Robercik, jak szukała cię cała ulica? Wiesz Haniu, twój tata postanowił raz, że odwiedzi swojego kolegę z przedszkola i sam poszedł, nic nikomu nie powiedział. Na szczęście zauważyłam go przez okno naszego bloku.

– Pamiętam, bo dostałem wtedy w dupsko. Chyba jedyny raz, co? – mruknął Robert, miętoląc w zębach dłuższy kawałek jakiegoś zielska.

– Tak, jedyny raz tak się zdenerwowałam. Chociaż wtedy, jak wróciłeś zimą w mokrych spodniach, to też byłam bliska wybuchu! Haniu, on wtedy postanowił, że będzie dobrym kolegą i wszedł do rzeki, zimą! Miał wyłowić jakiś plecak, czy coś.

– Woreczek z kapciami. Kiedyś się takie nosiło. Mojemu koledze wpadł przez most do rzeki. On się rozbeczał, a ja pognałem po ten worek. Tak mnie wychowałaś, mamo!

– No patrz, teraz wszystko moja wina – żartowała sobie babcia. – Ale w dupsko, jak to powiedziałeś, już nie dostałeś. Cieszę się, że te czasy, kiedy powszechnie karało się dzieci biciem, już minęły. Mam nadzieję, że ty, synu, nigdy… Bo Zosia na pewno nie uderzyła żadnego dziecka. Ręczyłabym za to własną głową.

– Co babcia robi z głową? Hania, co to znacy? Wytłumac mi – na tarasie pojawił się umorusany od sosu pomidorowego Sławek. Usiadł obok taty na trawie i też sięgnął po długą zieloną łodygę, by z poważną miną żuć ją między zębami.

– Babcia mówi, że mama nas nigdy nie uderzy w dupsko. Ach, Sławek, ty jesteś czasem jeszcze taki dziecinny! – zanim Hania zdążyła odpowiedzieć, na taras wbiegła swoim tanecznym krokiem Julka. Ona nie usiadła, tylko podskakiwała naokoło całego tarasowego zgromadzenia.

– Wcale nie jestem dziecinnowy! I ja mogę ci dać w to…, to… dupsko! Tata, powiedz jej coś! – Sławcio poderwał się z ziemi i zaczął skakać za Julką.

– Tata, powiedz jej coś, tata, powiedz jej coś! – przedrzeźniała go siostra. Po chwili zmieniła nastawienie, zatrzymała się, a kiedy brat wpadł na nią z całym impetem, powiedziała: – Dobra mały, spokój. Mam propozycję.

– Pokojową? ­– upewnił się mały.

– Tak, będziemy się bawić w „Tajemniczą piwnicę”. Jest wieczór, będzie super!

– Hurra! I wies? Już ci nie dam w to.. no wies. Brzydkie słowo.

Julka roześmiała się i pobiegli razem w głąb ogrodu, a na tarasie znów zapadła przyjemna cisza. Hania zaczęła zaciekawionej babci tłumaczyć, na czym polega wymyślona niedawno zabawa. Nawet nie zauważyły, kiedy obok przysiadła się też Zosia.

– Bo jak oni schodzą do tej piwnicy, bo mama ich wysłała po dżem, to okazuje się, że wchodzą nagle do tajemniczego, zaczarowanego świata. I tam się może wszystko zdarzyć, zależy od wyobraźni. Raz tam był świat rycerzy i księżniczek, raz gonili jakiegoś smoka, wiesz babciu, co im przyjdzie do głowy. I nie chodzi o prawdziwą piwnicę, tylko o ogród, żeby nie było.

– A Sławek się nie boi? On czasem taki delikatniejszy jest – zmartwiła się babcia.

– Na szczęście nie – wtrąciła się Zosia. – Julka jest niesamowita pod tym względem. Nie da mu się bać. A może macie jeszcze jakieś historyjki z dzieciństwa Roberta? Chętnie posłucham!

– Dobra, dobra. Już wystarczy! – Robert podniósł się z ziemi i otrzepał. – Ja tam idę zjeść kolację. Jak wy macie ochotę poplotkować, to proszę was bardzo. Beze mnie. Żegnam.

– A my chętnie zostaniemy – wesoło powiedziała jego dystyngowana mama. – Haniu, weź no jeszcze skocz do mojej walizki, schowałam tam wino, takie z Rzymu. Jest taki piękny wieczór, weźmiemy sobie po troszeczku, co wy na to, kobitki? Wszystkie jesteśmy dorosłe!

– Ho, ho! – dobiegło ich z niedaleka. – Ale trafiliśmy, Asieńko, słyszałaś? W sam raz żeśmy sobie ten spacer zrobili!

– No widzisz, musisz mnie częściej słuchać, Jasiu, częściej! Bo ja to zawsze mam dobre pomysły!

Okrążając dom, na taras zbliżali się goście. W rękach nieśli bukiet kwiatów uzbieranych po drodze, wystawały z niego chabry, maki, dziewanny, a nawet kwiaty koniczyny i kilka gałązek rdestu. Zosia przejęła wiecheć i upychając go w słoiku, poczuła jednocześnie radość z letniej pory, jak i nostalgię za ulotnością ciepłych wieczorów. Jeszcze się wszyscy wygodnie nie rozsiedli, a ona już przeczuwała, że niedługo będzie tęsknić. Westchnęła i ponownie tego dnia przywołała się do porządku w swojej własnej głowie.

„Ech, Zośka. Uśmiech, i do przodu. Być może wszystko będzie dobrze. Kto wie?…” – pomyślała.

Nawigacja wpisu

← Lilka i Henio
Opowieści rodzinne. Lato – część 3 →

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

kontakt
Ola, siedzi w oknie, zdjęcie czarno - białe, melancholijne, bo tematem jest czas
To ja, Ola, zapraszam do mojego zwykle uśmiechniętego świata. Choć chwile zwątpienia, goryczy i szarości też tu są, co zrobić... Też tak masz? To się zrozumiemy!
Poczytasz u mnie o codzienności, o polecanych książkach, czasem o wychowaniu. Ot, życie najzwyczajniejsze. Choć przeplatane bajkami!

Ostatnie wpisy:

  • Trochę o ogrodach
  • dziś jest tylko wyrazem
  • Bajki
  • Co czytać – moim zdaniem
  • Wielkie piękno zmienności

Archiwa blogowe:

  • wrzesień 2025
  • sierpień 2025
  • czerwiec 2025
  • maj 2025
  • luty 2025
  • grudzień 2024
  • listopad 2024
  • październik 2024
  • wrzesień 2024
  • sierpień 2024
  • lipiec 2024
  • czerwiec 2024
  • maj 2024
  • kwiecień 2024
  • marzec 2024
  • luty 2024
  • styczeń 2024
  • grudzień 2023
  • listopad 2023
  • październik 2023
  • wrzesień 2023
  • sierpień 2023
  • lipiec 2023
  • czerwiec 2023
  • maj 2023
  • kwiecień 2023
  • marzec 2023
  • luty 2023
  • styczeń 2023
  • grudzień 2022
  • listopad 2022
  • październik 2022
  • wrzesień 2022
  • sierpień 2022
  • lipiec 2022
  • czerwiec 2022
  • maj 2022
  • kwiecień 2022
  • marzec 2022
  • luty 2022
  • styczeń 2022
  • grudzień 2021
  • listopad 2021
  • październik 2021
  • wrzesień 2021
  • życie i …
  • życie i książki
  • życie i problemy

anegdotki dobry humor dziecko jesień kryminały książki malarstwo matka-feministka małżeństwo musierowicz muzyka mąż notatki nowy_dzień opowiadanie przepis reportaże rodzina rozmowa rozmowy samo życie spokój współczucie wychowanie wyjaśnienie zdjęcia zdrowie święta żółte liście

gdzies.tam.pomiedzy

Przeważnie czytam.
Czasem piszę o życiu: bajki i inne bzdurki.

Dobre to było kryminalne czytanie, muszę przyzna Dobre to było kryminalne czytanie, muszę przyznać. Takie wyważone - akcja, groza i humor w proporcjach, które pozwalają zanurzyć się w książce z przyjemnością.

A sama historia oparta jest najpierw o opowieści  rodzinne, sięgające jeszcze czasów powstania styczniowego, potem autor sięga po opowieści i kroniki kryminalne, dodaje też parę legend z gór świętokrzyskich. 
Siembieda scala to wszystko historią dwóch zwaśnionych rodzin, dla których honor = zemsta i kto tego równania nie rozumie, to do rodziny nie należy, koniec kropka. Ech, Jadźka, mogłaś pokochać kogo innego, a tak to szekspirowski dramat się ułożył... 

Dodam, że nie jest to właściwie typowy kryminał, trochę się wymyka gdzieś obok, powiedziałabym bardziej: opowieść kryminalna. Z panoramą zawieruchy dziejów w tle, bo jak na powstaniu styczniowym się zaczęło, tak kończy się w czasach programu Temat dla reportera. Nie szukamy z komisarzami sprawcy, nie grzebiemy z detektywami czy profilerami w głowach morderców - bo wiemy co i kto. A jednak zostajemy z pytaniem o tę naszą ludzką naturę... 

I z obrazem wosku skapującego z gromnicy, kiedy zostaje wydany wyrok.

Jesienna polecajka - jak najbardziej!

@znak_literanova @monika_i_ksiazki - współpraca barterowa - i to udana, dziękuję :) 
____________________________
Maciej Siembieda 
@maciejsiembieda
Gołoborze
Wyd. Znak Literanova
#wspolpracabarterowa
______________________________
#gdziespomiedzy #bookstagrampl #maciejsiembieda #gołoborze #maciejsiembiedagołoborze
#wydawnictwoznakliteranova
Jak zadbać o siebie, kiedy w dzieciństwie nikt c Jak zadbać o siebie, kiedy w dzieciństwie nikt cię tego nie nauczył - próba odpowiedzi. 
Próba, bo to pytanie na które nie będzie jednej prostej odpowiedzi. 

Więc - czy to próba udana? 

Dla mnie tak. Poradnik Niewidzialne rany mogę spokojnie polecać, jeżeli szukacie książkowo-fachowej pomocy w zakresie uporania się z dorastaniem w dysfunkcyjnym domu. 
Bez ckliwości, konkretnie o problemach w dorosłym życiu, kiedy dzieciństwo nie zapewniło ci stabilności emocjonalnej i kiedy wciąż jedną nogą - a raczej częścią umysłu - w tym rodzinnym domu tkwisz. 

"Chcę pokazać mechanizmy, zależności i schematy, które posłużą ci do stworzenia instrukcji obsługi własnej głowy" - pisze we wstępie autorka. Nie obiecuje różów ani brokatów na nowej ścieżce życia, ale mówi: spróbuj się sobie przyjrzeć z boku, daj sobie szansę. Przeczytaj, czemu się boisz, czemu wciąż jesteś przekonana o swojej "beznadziejności", a jak trzeba to idź też na terapię, przegadaj to swoje życie, daj sobie przyzwolenie na pomoc.

Warto zwrócić uwagę, że nie jest to akt oskarżenia wobec rodziców, nie - cała uwaga skupiona jest na próbie zrozumienia, przyjęcia pewnych faktów i zdecydowania się na takie życie, które nie będzie już uwięzieniem w przeszłości. 

Poradnik o odzyskiwaniu równowagi, nie dzięki magicznym plasterkom, a dzięki wiedzy z zakresu psychologii. 
Więc ja mówię: tak. Polecajka - jeśli potrzebujesz. 

#współpracabarterowa z @wydawnictwo_publicat
_____________________
Niewidzialne rany
Andżelika Dominiak-Banach
@andzelika.dominiak_psycholog
Wyd. Publicat
Ilustracje: Patrycja Niewiadomska
________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #niewidzialnerany #andżelikadominiakbanach  #wydawnictwopublicat
Arabeski to rodzaj wypełnienia, tło, ozdobne mot Arabeski to rodzaj wypełnienia, tło, ozdobne motywy - coś co nie jest głównym obrazem. Mikroświaty. 
Opowiadane mimochodem, przyuważone, tu ślub, tu szpital, tam sprzątanie, albo ta smutna randka w hotelu, dzieciaki, którym zawozi się puszki i konserwy, przecież wojna, ale też przecież zwyczajne życie...
Ślady i zapiski spomiędzy światów ważniejszych i bardziej zrozumiałych: frontu i codzienności. 
Kiedy nachodzą na siebie, wszystko staje się inne. Niepasujące. Poprzesuwane.
Czytanie takich książek staje się rodzajem  współodczuwania, trudno z tych opowiadań wyjść. I to jeszcze w taki na przykład złoty październik sobie wyjść, ale warto je przeczytać, naprawdę.
Przynajmniej ja tak myślę;)

A wypożyczone są Arabeski z biblioteki, przypadkiem, kiedy tak chciałam już nic nowego nie brać, ach te postanowienia...
____________________________
Arabeski
Serhij Żadan
Tłum. Michał Petryk 
Wyd. Czarne
_____________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #arabeski #serhijżadan #wydawnictwoczarne
Sięgnęłam po Złodziei bzu, bo akurat miałam n Sięgnęłam po Złodziei bzu, bo akurat miałam na telefonie. A miałam bo kiedyś naczytałam się, że "czytajcie, czytajcie, będzie fajnie!".
No i nie, nie było fajnie, składam reklamację! I skargę i zażalenie. I ja się tak nie bawię i już.
Po pierwsze - nie było ostrzeżenia, że to parodia. Zdążyłam się pierdyliard razy oburzyć, zanim dotarło do mnie, że to groteska, parodia właśnie, że to Nic śmiesznego z innymi rekwizytami, że to Kariera Nikosia Dyzmy choć z innym tłem. Z wąsem Wałęsy.
Dopiero tak ustawiona perspektywa pozwoliła mi czytać spokojnie.
Po drugie - wcale i tak nie czytało się spokojnie, bo główny bohater to strasznie antypatyczna postać. Wkurzająca.
Po trzecie - wkurzam się na siebie, bo może wychodzi ze mnie jakaś, omatkobosko, dulszczyzna??? Jakieś kołtuny mam do rozplątania? Nie umiem sama z siebie się pośmiać? Cha, cha, cha. Właśnie że umiem. 
Po piąte i dziesiąte - żeby bez śmierdział zgnilizną - to już przesada. Totalnie. Tu już czuję się urażona do żywego! 

W każdym razie dzieje rodziny z Wołynia w naprawdę innym ujęciu, nietypowo. 

Kto teraz też chce przeczytać?? 😂
________________________
Złodzieje bzu
Hubert Klimko-Dobrzaniecki
Wyd. Noir sur Blanc
________________________
#gdziespomiedzy
#bookstagram #złodziejebzu #hubertklimkodobrzaniecki #noirsurblanc
Jakoś ponad rok temu przyszła do mnie opowieść Jakoś ponad rok temu przyszła do mnie opowieść o Henryku. Wiedziałam o nim tyle, że może się oprzeć o ciepłe deski domu, i że ma kota, i się do sobie z tymże kotem uśmiechają, i tak sobie razem czekają, zapewne na te porzeczki;) Bardzo chciałam poznać całą jego historię.

Teraz wiem trochę więcej -
Może on czeka na list. 
Może po prostu wspomina.
Na parapecie okna stygnie herbata, słychać z dala żurawie. Szarość nieba i wiatr.
Niby nic.

Tak sobie myślę, że to była najdelikatniejsza historia jaką czytałam. I będę czytać jeszcze wiele razy, bo wciąż nie wiem, czy te porzeczki to dojrzały czy nie?? 

@gosssiaaak - dziękuję! Za twoją gotowość do dzielenia się, chociaż znamy się tylko z tego, co piszemy... 
Nawet nie wiesz, jak wiele radości i wzruszenia mi podarowałaś:) 
_______________________
Kiedy dojrzeją porzeczki
Joanna Concejo
@joannaconcejo 
Wyd. Wolno
@wydawnictwowolno
_______________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #joannaconcejo #kiedydojrzejąporzeczki #wydawnictwowolno
"zamknij oczy, bądź... Rozmarzylam się przy pi "zamknij oczy, bądź...

Rozmarzylam się przy piciu kawy.
Ziemia krąży leniwie"

Dwa wersy na kartkę - można? A jakże, można. A to leniwe te wersy, a to szybkie i przewrotne. Lekkość i optymizm przeplatają się ze smutkiem. Po prostu życiowo, tylko na szczęście to życie w zamyśleniu i z dystansem. Takie życie z drugim spojrzeniem, kiedy to co zwykłe umie się przekuć w metaforę. Zegary, muszle, ołówek, piaskownica - wszystko może być poezją, lub uchwyconą myślą. 

"Wycieczka

Jesienne światło przysiadło sobie na chwilę...
I co teraz?"

Teraz można spokojnie wrócić do codzienności, już odrobinę ją zaczarowaliśmy:) 

@przeczytane.napisane - dziękuję ci! Nie tylko za te konkretne książki, ale i za wszystkie twoje blogowe polecajki:) wiesz, za to całe przeszkadzanie w życiu, bo cóż też innego robią nam gwiazdy i wiersze, i inne głupstwa, jak nie przeszkadzają! *

*To też wersy Renaty Blicharz;)
_______________________
Renata Blicharz
189 dwójek i Dwójki drugie
Wyd. Ridero 
_______________________
#gdziespomiedzy
#bookstagram #renatablicharz #189dwójek #dwójkidrugie
Kolażowe bajki. Ja zamieniam słowa, a czy one Kolażowe bajki. 

Ja zamieniam słowa, a czy one zmieniają mnie? Może, być może...

"...stworzę historię
której dałeś zaledwie
pierwszą

ciepłą

literę"

- Dorota Koman 

I tak to pisanie się kręci:)

#gdziespomiedzy
"Rano przyjechałem do tego wielkiego miasta. Cał "Rano przyjechałem do tego wielkiego miasta. Cały dzień po nim łaziłem, po jego ulicach i mostach. 
Opierałem się o poręcz i patrzyłem na wodę przez jakiś czas, właściwie wcale jej nie widząc, to znaczy widziałem wodę na początku
ale później już jej chyba nie widziałem, bo ja mam takie dwa patrzenia, i jedno z nich to było dzisiaj
bo jedno z moich patrzeń to to jest takie nicniewidzenie, zapominanie się oczami, zapadanie się w leje, które muszą być po drugiej stronie oczu".

Moje czytelnicze skojarzenia i drogi. 

"Potem pójść dalej. Dalej".

Stachura i Sołtys mi się przeplatają.
__________________
#gdziespomiedzy #bookstagram
#sierpień #pawełsołtys 
#flaneryzm
Po Wyjechali chciałam więcej sebaldowskiego pisa Po Wyjechali chciałam więcej sebaldowskiego pisania, wypożyczyłam Austerlitz. 
Jeszcze lepsze! Ten rytm, przyciąganie, czytanie jak sen, jak ciężki sen, z którego chcesz się obudzić a nie możesz, i też jednocześnie nie chcesz, bo historię trzeba wysłuchać do końca...
Dla mnie książka o poszukiwaniu tożsamości. Opowieść Austerlitza o swoim życiu poprzedzona jest  analizami architektury, i razem daje to wrażenie poruszania się po nieznanych (poznawanych) przestrzeniach,  zaglądania przez okna - kiedy nie wiesz, co możesz ujrzeć, kiedy nie wiesz, czy chcesz to ujrzeć. 
Schody, mury, ulice, wartownie, płoty. Miasta znane i miasta odgrzebywane w pamięci. Zdzieranie warstw, pod którymi czeka pamięć. 
Cień czasu. Albo też cień czasów, w których przyszło żyć. Wyrzucenie zegarków nic nie da, choć wydaje się pociągającym gestem - mówi Austerlitz - i nic z tego, niedola i udręka wciąż trwają... Jak i niekończąca się samotność. 

@bookspiracja - dzięki za wspólny zachwyt:) długo by można o Austerlitz, prawda?
___________________________
Austerlitz 
W.G. Sebald
Przekład: M. Łukasiewicz 
Wyd. Wab 
_____________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram
#austerlitz
#sebald
#wydawnictwowab
Pani Carson, cieszę się, że panią poznałam. T Pani Carson, cieszę się, że panią poznałam. Trochę było obaw, bo zwykły człowiek to się jednak waha - czy zrozumie, czy jest godzien, czy aby na pewno wolno mu sięgnąć po Literaturę Wielką - i jeszcze pół biedy jak coś jednak znajdzie dla siebie i pochwali, ale jak niedajboże się nie spodoba??? Jak to napisać! Ale pani, droga Anne Carson, to mnie zagarnęła całą, szczerze i bez reszty.

Autobiografia czerwonego to historia Geriona. A Gerion jest inny - czerwony i skrzydlaty. Jest to więc historia o odrzuceniu i poszukiwaniu bliskości. Pisana czy raczej malowana? Czytanie książki przypominało czasem oglądanie obrazu, czy też układanie go z elementów uczuć, emocji, myśli. Do tego niezbędna szczypta ironii, specyficznego humoru. 
Książka do odczuwania. 
Zmieniająca formę, albo raczej wymykająca się powierzchownym podziałom. Dramat? Esej? Proza poetycka? Eksperyment literacki? 
Nie to jest ważne, nie dla mnie. Ja chciałabym wciąż słuchać historii o Gerionie, o jego nie-zrobionych  fotografiach, o nieśmiertelności, o tajemnicy, jaką jesteśmy sami dla siebie.
Historii o byciu pomiędzy światłem a ciemnością, wszak: "wspaniałe z nas istoty, myśli Gerion. Jesteśmy sąsiadami ognia". 
I to połączenie:  tytułowy czerwony i zacytowane ostatnie zdanie z ogniem też coś znaczy, może jak przeczytam jeszcze raz to złapię to coś, na razie zostawiam sobie na obrzeżach myśli. 
Niech eksperyment trwa.
__________________
Autobiografia czerwonego 
Anne Carson
Wyd. Ossolineum, seria Wygłosy
@ossolineum.wydawnictwo 

Wypożyczone z @mbpwejherowo 

#gdziespomiedzy #bookstagram #autobiografiaczerwonego #annecarson #ossolineum
Danilo Kiš Grobowiec dla Borysa Dawidowicza Tłum Danilo Kiš
Grobowiec dla Borysa Dawidowicza
Tłum. Danuta Cirlić-Straszyńska
Wyd. Czarne
________________________
Jednego dnia usłyszeć o człowieku po raz pierwszy, drugiego odkryć, iż człowiek ten jest w bibliotece - niektórzy wygrywają w totka, a ja wygrywam w książki:) Te nieoczywiste, najlepsze. 
Grobowiec to opowiadania/powieść/siedem rozdziałów wspólnej historii - więc już po tych podtytułach wiemy, że nic nie wiemy, albo też, że stoimy na niepewnym gruncie. I tak przez wszystkie strony - prawda miesza się ze zmyśleniem - niby nic nowego w literaturze - ale miesza się wciąż udając prawdę. Dokument, który jest literacką fikcją. Odnośniki do biografii, które nie istnieją. 
A co wspólnego w tych siedmiu historiach? Rewolucja, co pożera własne dzieci. Ktoś chciał wierzyć i oddać się  idei a tu jednak - ironia losu - totalitaryzm pokazuje, gdzie ma idee. Najstarsza z historii dzieje się w czasach Wielkiej Inkwizycji, więc nie o sam wiek XX idzie, a o całokształt ludzkich wyborów, dążeń i poszukiwań - poszukiwań, jak jeszcze inaczej możemy sobie urządzić piekło. I siebie w nim urządzić. 

A równie wybornie czyta się dyskusje o samej książce, choć nie ma tego dużo, ale widać, jak Grobowiec daje do myślenia. 

Dziękuję za uwagę, lecę dalej do biblioteki:)
_____________________
#gdziespomiedzy #grobowiecdlaborysadawidowicza #danilokiš #wydawnictwoczarne
Była sobie kiedyś dobrozła wróżka. Kiedy kto Była sobie kiedyś dobrozła wróżka. 
Kiedy ktoś tęsknił, przchodziła i zamieniała w lód serce, język i nogi, żeby te nie chciały nigdzie biec. A oddech w siwy dym.
.....

Kolaż do wiersza Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej pt. Mewa:

"Tęskonta nade mną szeleszcze.
Trąca mnie skrzydłem mewiem.
Czy wciąż ta sama jeszcze?
Nie wiem! Nie wiem..."

@dozamotaniajedenkrok @chwila_ze_sztuka 
i #kolażzpoezją 

#gdziespomiedzy
Mój Instagram

życie i ...

Opowieści rodzinne. Wiosna – część 2

18 lutego 2023
życie i książki

Opowieści rodzinne. Wiosna – część 3

4 marca 2023
życie i książki

Opowieści rodzinne. Zima – część 3

4 lutego 2022
życie i książki

słowo – jej dom

29 sierpnia 2024
życie i ...

Płatności odroczone

12 lipca 2024
życie i książki

Opowieści rodzinne. Wiosna – część 4

12 marca 2023
życie i ...

Przepis na kotleciki

23 września 2021
życie i książki

Życie, zima i książki

15 grudnia 2021
życie i ...

Życie i… cierpliwość.

24 lutego 2024
życie i ...

Równowaga

24 września 2021

© 2025 gdzieś pomiędzy | Powered by Minimalist Blog WordPress Theme