Skip to content
napis gdzieś pomiędzy - blog o życiu i...
Menu
  • O mnie
  • Gdzieś pomiędzy – czyli gdzie?
  • życie i …
  • życie i książki
  • życie i problemy
  • Czytamy dzieciom
  • Opowieści rodzinne
Menu
Maria Skłodowska-Curie, mural na Pomorzu, ilustracja do: Opowieści... wiosna, część 4

Opowieści rodzinne. Wiosna – część 4

Posted on 12 marca 202312 marca 2023 by Ola

Majowy wieczór pysznił się tuż pod nosem rodziny Halskich, podtykał im pod nosy swoje konwalie zapachy, rozkazał chrabąszczom brzmieć w całej trawie, ba! Nawet rozsnuł na niebie swój spektakl wieczorny, obfitujący we wszelkie znane i nieznane pastele. Nic jednak nie mógł poradzić na to, że jedyną postacią czymkolwiek z owych czarów zainteresowaną, był kot Benek. Reszta rodziny siedziała na tarasie i zawzięcie dyskutowała.  

Nie była to miła rozmowa. Nie była to przyjacielska pogawędka. 

Chociaż, kto wie, może czasem i przyjaciele muszą sobie to i owo powiedzieć… Uzmysłowić. Zrozumieć. A droga do zrozumienia potrafi być bardzo wyboista. 

Poprzez przyjemne, pachnące majowe powietrze niósł się zdenerwowany głos Zosi. Odpowiadał mu spokojniejszy głos Roberta, a obok cichutko na palcach wieczoru leciał w świat cichy szloch Hani. Wyczulony obserwator usłyszałby też pełną napięcia ciszę, która płynęła ze strony przejętego Jędrka. Na szczęście najmłodsze maluchy już spały. 

– I ty jej jeszcze bronisz?! – Zosia ciskała słowa jak gromy. – Wiesz, że być może pogrzebała swoje szanse na… na całe życie, a ty… To nie do pomyślenia! 

– Jakie całe życie, Zosia, o czym ty mówisz? –  Robert wstał z ogrodowego krzesełka i zaczął chodzić nerwowo po tarasie. – Zosia, posłuchaj sama siebie! 

– Słucham! Albo i nie! Może mam już dość! Ciągle ją usprawiedliwiasz! A ona myśli, że żyje na różowej chmurce, gdzie jakimś cudem ciągle wszystko będzie dobrze, ciągle… 

– Mamo! Ja tu jestem… słyszę cię, wiesz? – głos Hani przerwał wywody wzburzonej Zosi. – Mamo, czemu tak mówisz, to niesprawiedliwe, oskarżasz tatę, krzyczysz na niego. Mówisz… takie rzeczy, że to boli, wiesz o tym? 

– Trudno.  

Zosia skrzyżowała ramiona i usiadła na krzesełku pozostawionym przez Roberta. Po chwili odetchnęła i zaczęła mówić dalej. Ciszej, ale nie mniej boleśnie. 

 – Hania, a kto tobie powiedział, że świat ma być sprawiedliwy? Nie jest. Nigdy nie był. Jedno potknięcie wywróci ten twój puchowy świat do góry nogami. Tak jak dzisiaj. Nie przerywajcie mi! – warknęła wręcz Zosia, widząc, że zarówno córka jak i mąż otwierają usta, by coś powiedzieć.  – Dziś był ostatni dzień matur. Mogłaś po prostu wrócić do domu, cieszyć się, że masz wszystko za sobą. A ty co? Co?  

Hania zapadła się w sobie. Skuliła ramiona, usiadła głębiej w tarasowym fotelu. Jeszcze przed godziną wydawało się jej, że ma zupełną rację. Moralną. Teraz nic już nie była pewna…  

Wróciła myślą do poranka. Czy mogła zrobić inaczej? 

To był jeden z ostatnich dni maja pamiętnego roku 2022. Hania ubierała się w szkolny strój galowy, żeby napisać maturę z historii i raz na zawsze pożegnać się z Liceum im. Marii Skłodowskiej-Curie, z powodu pandemii nie musiała martwić się maturami ustnymi. Chociaż tyle dobrego. Piip – rozległ się dźwięk przychodzącej wiadomości. 

“to jak, jesteście gotowe na koniec cierpień?” 

 – przeczytała na ekranie telefonu. Maks pisał. Przesłał też swoje zdjęcie.  

“Slay” – odpisała krótko. Fajnie wyglądał na tym zdjęciu. Dodała też serduszko. Tak jak Liwia, tylko jej serduszek było z pierdyliard. No tak. 

Wkrótce, wraz z Liwią i Maksem czekała przed drzwiami szkoły, ich czwarta przyjaciółka, Ania, wydawała się kompletnie nieobecna, ledwo się z nimi przywitała. Ania tak reagowała na stres, wiedzieli o tym. Z muralu zdobiącego jedną ze ścian budynku zmęczonym wzrokiem patrzała na nich patronka. Oni równie zmęczeni patrzeli na siebie nawzajem, pocieszając się, że już za parę godzin będzie po wszystkim. Będą mogli zacząć życie bez cienia znienawidzonego systemu edukacji nad głową. Będą wolni! Pomimo swojej sympatycznej nazwy na grupie messengerowej, jakąś przyszłość jednak chcieli mieć, tak zupełnie “Degeneratami bez przyszłości” się nie czuli.  

“Degenraci bez przyszłości” – nazwa nieoficjalnie została nadana im przez samą wicedyrektorkę szkoły – było to jedno z częstszych określeń, jakie z jej ust słyszeli. Nie pałali do siebie wzajemną sympatią, o nie. Dyrektorka, osoba o bardzo konkretnej i wąskiej wizji świata, nie umiała pogodzić się z szerszymi horyzontami uczonej przez siebie młodzieży.  Niestety dla siebie też nie widziała innej przyszłości i innej pracy, i prawdę mówiąc, męczyli się w ten sposób wszyscy… 23 maja i ona czekała już na koniec ostatniego dnia matur.  Hordy rozpieszczonych dzieciaków miały dać jej chwilę odetchnąć. “Niedługo, już niedługo – myślała sobie, patrząc przez okno gabinetu na zbierających się pod szkołą maturzystów. – Niedługo oni sami zobaczą, przekonają się, że miałam rację. Bez dyscypliny nic nie osiągną. Oni myślą, że świat na nich czeka z otwartymi ramionami. Na nich?! Przecież większość z nich w pracy ani jednego tygodnia nie przetrzyma! Wydelikaceni, ot co! Nic się tu nie nauczyli, nic! Są wyjątkowo odporni i zdegenerowani, ot co! Bez przyszłości!”. 

Pani dyrektorka westchnęła i z surowym wyrazem twarzy otworzyła drzwi gabinetu. Przeszła korytarzem, pełnym już rozgadanych uczniów. Chociaż ubrani dziś wszyscy byli normalnie. Tak wyglądali o wiele lepiej, nawet ta pyskata Hania Halska ze swoją nieodłączną przyjaciółką sprawiały wrażenie mądrzejszych i mniej… pyskatych. Ot co.  

Ale oto nagle odwrócił się do niej Maks, trzeci nierozłączny z całej tej pokręconej, w jej odczuciu, zdegenerowanej czwórki.  

– Dzień dobry – powiedział grzecznie, choć jak zwykle z tą swoją wyższością. Pani dyrektorka nie lubiła, kiedy ktoś patrzał na nią z wyższością. Zwłaszcza, jeśli było to spojrzenie umalowanych oczu. I jeszcze bardziej zwłaszcza, jeśli były to umalowane oczy chłopaka.  

“Czy oni naprawdę nigdy nic nie zrozumieją?” – pomyślała, nagle znużona i wściekła jednocześnie. 

– Maksymilian – powiedziała, zamiast przywitania. – Naprawdę jesteś tak głupi, żeby myśleć, że wejdziesz na maturę z tymi pomazanymi oczami? 

– A mam wejść bez? – spytał natychmiast Maks. Wokół rozległy się pojedyncze chichoty.  

Dyrektorka zacisnęła usta w wąską kreskę.  

– Natychmiast idź się umyj. Masz wejść jak człowiek, rozumiesz?! Czy ty… Czy wy… Czy wy nigdy nic nie zrozumiecie? Nawet dzisiaj? Nie wejdziesz na salę w makijażu.  

– To nie wejdę w ogóle – powiedział Maks spokojnie.  

Dyrektorka podniosła rękę. Palec wskazujący wyraźnie wskazywał na drzwi szkoły.  

– Daję ci ostatnią szansę. Albo wychodzisz. Albo umyjesz się i wejdziesz jak normalny człowiek. 

– Ja już jestem normalny człowiek. 

Po ostatnim zdaniu zapadła ciężka cisza. Hania jak we śnie rozejrzała się. Wokół nich zrobiło się nagle pusto. Stali w trójkę. Naprzeciwko siebie mieli wcielenie wrogości w postaci dyrektorki, która wciąż trzymała wyciągnięty palec. Jej zmrużone oczy zdawały się płonąć wściekłą satysfakcją. Hania powoli podniosła głowę. W niej też zaczynało płonąć coś na kształt wściekłości. Ale i strachu. Co teraz będzie? Spojrzała na Liwię. Jej umalowane oczy nie zwróciły niczyjej uwagi. Co zrobić?! 

Cisza wokół pękła, wszyscy naraz ruszyli do wejścia na salę, gdzie czekała już komisja maturalna. Na swoich miejscach zastygli tylko dyrektorka, Maks i Liwia, która stanęła tuż za przyjacielem i coś cicho mówiła. Hania nie słyszała co, w uszach jej dudniło. Tłumek maturzystów porwał ją ze sobą i chcąc nie chcąc ruszyła z nimi do drzwi na salę. Znalazła się w środku, wciąż słysząc tylko szum w uszach. Maks? Liwia? Rozglądała się rozpaczliwie wokół, ale ich nigdzie nie widziała. Co oni zrobili? Co się dzieje? Cu tu się, do cholery jasnej, dzieje?! To miał być ostatni dzień, a nie początek czegoś jeszcze gorszego! 

Hania ocknęła się, kiedy usłyszała po raz któryś wywoływane swoje imię i nazwisko. Jej przyjaciele wciąż stali w tamtym miejscu. Musi do nich! Nie może tak sobie spokojnie tu zostać!  

Przez chwilę zachciało jej się histerycznie śmiać. Wychodzi na to, że naprawdę zostanie degeneratką bez przyszłości. Nie pójdzie na maturę, zostanie bez pracy, ale za to pozostanie wierna przyjaciołom – przemknęło jej w głowie, w szybkim przebłysku myśli. Czemu ONA ich nie zostawi w spokoju? Błagam, zostaw ich, daj im przejść – błagała w duchu zawziętą dyrektorkę.  

Jakby w odpowiedzi na jej błagania, z sekretariatu szybkim krokiem ktoś wyszedł, szukając właśnie pani dyrektor i w trybie pilnym poproszono ją do telefonu.  

Hania odzyskała głos, władzę w nogach i natychmiast podbiegła do przyjaciół. – Co… co to było? Ja pierdzielę, co to było??? Jak? Jakim prawem? – powtarzała histerycznie. Liwia miała oczy zaczerwienione a Maks ze spokojem, jak to on, powiedział: 

– Cóż, to było, jak mniemam, przedstawienie przez szanowne ciało pedagogiczne swojego punktu widzenia na temat wolności jednostki. Dosyć kiepskie przedstawienie, nie uważacie?  

– Maks, Hania, chodźcie, zaraz nas nie wpuszczą – powiedziała Liwia, ocierając oczy. Nie przejęła się rozmazanym tuszem. – Jak chcemy to całe pochrzanione miejsce mieć z głowy, to idziemy. Napiszemy, potem się zmywamy. To było ostatnie z upokorzeń. Zaraz będzie koniec.  

Rzeczywiście, czas na sali szybko minął. Cała trójka oddała swoje kartki najszybciej. Do tego Hania nie była pewna żadnej swojej odpowiedzi. Ściskało ją w gardle i za nic nie mogła się skupić. Do tego zza okna ciągle podpatrywała na nią z muralu zmęczona patronka, ze swoją charakterystyczną fryzurą. “Ty byś nas rozumiała, prawda, Maryśka?” – pomyśłała Hania. Nagle do głowy wpadł jej pewien pomysł. Od razu poczuła się ciut lepiej. 

Kiedy czas przydzielony na ostatnią maturę już minął i ze szkoły zaczęły wychodzić grupki rozgadanej młodzieży, Hani, Maksa i Liwii już dawno nie było. Zostało natomiast to, co wymyślili ku chwale poczucia wolności… 

Maturzyści, nauczyciele i inni pracownicy szkoły, którzy teraz dopiero zaczęli rozglądać się wokół siebie, wcześniej skupieni na pracy w salach, spoglądali ze zdumieniem na odmienioną patronkę. Maria Skłodowska-Curie wydawała się… jakby mniej zmęczona. Czyżby działo się tak dzięki umiejętnie pomalowanym i podkreślonym oczom? Niektórzy gotowi byli przysiąc, że ich wiecznie zmęczona patronka nawet jakby mocniej się… uśmiecha? Tak, stanowczo. Jeszcze chwila, a była gotowa puścić do nich oczko.  

Hani nigdzie nie było widać. Jechała w tym czasie autobusem do domu, roześmiana i podekscytowana. Czuła, że jest w stanie podbić cały świat! 

Aż do wieczora. 

Kiedy siedziała skulona pod gradem oskarżeń rzucanych przez matkę, nie była już niczego pewna. Oprócz jednego – przyjaciele dla niej zrobiliby to samo. 

– Hania – mówiła wzburzona Zosia. – Ja wiem, że chciałaś dobrze. To młodzieńcza brawura, to młodzieńczy idealizm, ale jesteś już dorosła. Nie możesz zachowywać się jak dziecko. 

– Mamo, czy ty mówisz serio? To JA zachowałam się jak dziecko? To JA prawie nie dopuściłam człowieka do matury? To nie jest żaden idealizm, to ONA nas zawsze ścigała jak opętana! Nikogo w szkole nie interesuje, co mamy w głowach, tylko jak wyglądamy! To ma być szkoła? To ma być dorosłość? To chcesz mi powiedzieć, mamo? Ty też tak uczysz? 

– Dziecko, wiesz, że nie to chcę powiedzieć. I wiesz, że tak nie robię. Ale taką macie dyrektorkę i żaden głupi bunt tego nie zmieni! A ty tylko ryzykujesz własną przyszłość!  

– Wolę moją przyszłość niż tą waszą – rzuciła Hania cicho. Nie chciała już krzyczeć. Mama jak zwykle wszystko rozumiała opacznie. I jak zwykle na nią spychała całą odpowiedzialność.  

Zapadła cisza.  

Robert zmartwiony patrzał na żonę i córkę. Miał wrażenie, że wykopały między sobą dół najeżony kolcami, i teraz ktokolwiek ruszy do przodu, żeby podać rękę, to najpierw w ten dół wpadnie. 

Hania obcierając łzy poszła przez tarasowe drzwi do salonu i do kuchni. Wstawiła wodę, wzięła kubek i wrzuciła do niego torebkę melisy. Usiadła przy stole, pochyliła głowę i po chwili widać było tylko jej wstrząsane od płaczu ramiona. Robertowi ścisnęło się serce. 

– To wszystko twoja wina – usłyszał nagle. Zdumiony spojrzał na Zosię. – To ty ją tak rozpieściłeś. Pozwoliłeś jej uwierzyć, że może wszystko. I do tego to całe malowanie. Teraz wydaje jej się, że głupim gestem może zmieniać świat. A my mamy się z nią zgłosić do sekretariatu szkoły, tak mi dziś powiedzieli przez telefon. Zadowolony? 

Robert tylko patrzał na swoją żonę. Patrzał tak długo i uparcie, aż zobaczył, że i jej lecą z oczu łzy.  

Zapadła noc. Zamyślony Jędrek też poszedł spać, nie odezwawszy się do nikogo słowem. 

 

*** 

Następnego dnia Maria Skłodowska-Curie, Maryśka, jak ją zwykle nazywali uczniowie szkoły, przywitała wchodzących kolejno do szkoły rodziców kolorowym makijażem i szerokim uśmiechem. Zosia Halska patrzała na patronkę z wrogością. Miała wrażenie, że Maryśka z niej kpi i patrzy spod kolorowych powiek drwiąco.  

Równie przykre miało być za chwilę spojrzenie dyrekcji szkoły w gabinecie. Przed gabinetem siedzieli już rodzice zdegenerowanej młodzieży – oprócz Zosi i Roberta była też mama Liwii i rodzice Maksa. Ku zdziwieniu Zosi oni nie wyglądali, jakby nie przespali całej nocy, wręcz przeciwnie. Rozmawiali ze sobą normalnie, wesoło i bez cienia strachu. Podpatrując spod oka na swoją żonę, dołączył do nich Robert. Nie do wiary! Śmiali się! Śmiali się, jakby właśnie ktoś powiedział jakiś super dowcip! 

Zosia zacisnęła usta. Wiedziała, że wygląda jak nadęta, ale kompletnie nie mogła się odnaleźć i zrozumieć, z czego inni się śmieją. Czy oni nie martwią się o swoje dzieci?! Poczuła się jeszcze bardziej zmęczona niż zazwyczaj. Przez chwilę przemknęło jej przez głowę, że nie pamięta, kiedy ostatnio normalnie się śmiała. Kiedy ostatnio było jej lekko na duszy? Czy w ogóle kiedykolwiek? Odwróciła się w stronę okna, bała się, że zaraz powie coś, czego będzie żałować. 

– Hania to wspaniała dziewczyna – usłyszała nagle cichy głos za sobą. Podeszła do niej mama Maksa, najweselsza ze wszystkich, choć teraz jej uśmiech miał w sobie dużo zadumy.  

Zosia nie odezwała się, patrzała tylko na uśmiech kobiety, nie mogła sobie przypomnieć jej imienia, zastanawiała się, co to ma być za podstęp. 

– To nie jest żaden podstęp, wiesz?  

Czy ona czyta w myślach?! 

– Masz to wypisane na twarzy. O, tu – kobieta obwiodła palcem oczy zdumionej Zosi. – Masz tu strach i nieufność. Jak dziki lisek, wiesz? Nie jest ci z tym dobrze, prawda?  

Nie czekając na odpowiedź, spojrzała też za okno i mówiła dalej. 

– Czasem chcemy dobrze dla naszych dzieci, ale tak naprawdę ich nie widzimy, nie znamy. Nie wiemy, co będzie dla nich dobre. Nie wiemy, jaka będzie ich przyszłość. Wiemy tylko, że będzie ich, nie nasza.  

– Coś jednak wiemy – odezwała się w końcu Zosia. Nie wiedziała, czy podoba jej się to, co mówi ta dziwaczna kobieta, ale nie chciała już stać jak słup soli. – Wiemy, że nie warto ryzykować swojej przyszłości dla głupiego gestu buntu. Ty się nie boisz?  

– A widzisz, nie boję się – uśmiechnęła się ona znów. Jeszcze cieplej i z jeszcze większą zadumą. – Maks to dobry chłopak. Nikt nie miał prawa oceniać go przez jego wygląd. Bałabym się, gdyby się poddał… 

– Pani wybaczy, ale na co mu to było? Musiał akurat w ten dzień pokazać swoją niezależność? Wplątywać w to moją córkę?  

Przez chwilę w oczy mamy Maksa zalśniły ostro. Po paru sekundach ciszy powiedziała jednak zupełnie spokojnie: 

– Maks i Hania przyjaźnią się od początku szkoły. Maks zawsze był indywidualistą. Nigdy nie próbowałam go zmieniać, Hania też nie. Polubili się tacy, jacy są – kolorowi, pełni pasji, pomysłów, radości. Mądrości. Pomagali sobie w ciężkich chwilach. Myślę, że wiedzą o sobie nawzajem więcej, niż my o nich. I Hani nikt do niczego nie zmuszał. Obrażasz swoją córkę, wiesz? To wspaniała dziewczyna. Nauczyłaby cię dużo o przyjaźni, gdybyś chciała się od niej uczyć, wiesz? Ale ty się zagubiłaś… Naprawdę wolałabyś, żeby twoja córka była tchórzem? Nie wierzę. 

Zosia otworzyła usta, ale nic nie powiedziała. Naprawdę wyglądała na zupełnie pogubioną. Podeszła do męża i cicho do niego powiedziała: 

– Robert, idź ty rozmawiać z dyrekcją. Ja… Poczekam. 

Robert skinął głową. Delikatnie chwycił Zosię za rękę i pogłaskał ją po dłoni. Miał nieodparte wrażenie, że jego żona zaraz mu swoją rękę wyrwie i jeszcze go ugryzie, ale ku jego zdziwieniu, ona spojrzała mu prosto w oczy, a w tym spojrzeniu było tyle bólu, tyle niemej prośby o pomoc, że tylko mocniej ścisnął zosiną dłoń i szepnął: 

– Zosiu, usiądź. Poczekaj tutaj. Ja pójdę.  

I Zosia usiadła. I czekała. I myślała. Myślała intensywnie jak już dawno jej się nie zdarzyło, a to dlatego, że w końcu przestała myśleć o sobie, a zaczęła o Hani. 

adres strony internetowej, z której pochodzi zdjęcie muralu z Marią Skłodowską-Curie (dostęp dn. 12.03.2023): https://mojepomorzany.pl/2019/kim-byly-postacie-z-muralu-przy-chmielewskiego/

 

Nawigacja wpisu

← Opowieści rodzinne. Wiosna – część 3
Opowieści rodzinne. Prawie lato – część 5. O Paulince →

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

kontakt
Ola, siedzi w oknie, zdjęcie czarno - białe, melancholijne, bo tematem jest czas
To ja, Ola, zapraszam do mojego zwykle uśmiechniętego świata. Choć chwile zwątpienia, goryczy i szarości też tu są, co zrobić... Też tak masz? To się zrozumiemy!
Poczytasz u mnie o codzienności, o polecanych książkach, czasem o wychowaniu. Ot, życie najzwyczajniejsze. Choć przeplatane bajkami!

Ostatnie wpisy:

  • Trochę o ogrodach
  • dziś jest tylko wyrazem
  • Bajki
  • Co czytać – moim zdaniem
  • Wielkie piękno zmienności

Archiwa blogowe:

  • wrzesień 2025
  • sierpień 2025
  • czerwiec 2025
  • maj 2025
  • luty 2025
  • grudzień 2024
  • listopad 2024
  • październik 2024
  • wrzesień 2024
  • sierpień 2024
  • lipiec 2024
  • czerwiec 2024
  • maj 2024
  • kwiecień 2024
  • marzec 2024
  • luty 2024
  • styczeń 2024
  • grudzień 2023
  • listopad 2023
  • październik 2023
  • wrzesień 2023
  • sierpień 2023
  • lipiec 2023
  • czerwiec 2023
  • maj 2023
  • kwiecień 2023
  • marzec 2023
  • luty 2023
  • styczeń 2023
  • grudzień 2022
  • listopad 2022
  • październik 2022
  • wrzesień 2022
  • sierpień 2022
  • lipiec 2022
  • czerwiec 2022
  • maj 2022
  • kwiecień 2022
  • marzec 2022
  • luty 2022
  • styczeń 2022
  • grudzień 2021
  • listopad 2021
  • październik 2021
  • wrzesień 2021
  • życie i …
  • życie i książki
  • życie i problemy

anegdotki dobry humor dziecko jesień kryminały książki malarstwo matka-feministka małżeństwo musierowicz muzyka mąż notatki nowy_dzień opowiadanie przepis reportaże rodzina rozmowa rozmowy samo życie spokój współczucie wychowanie wyjaśnienie zdjęcia zdrowie święta żółte liście

gdzies.tam.pomiedzy

Przeważnie czytam.
Czasem piszę o życiu: bajki i inne bzdurki.

Dobre to było kryminalne czytanie, muszę przyzna Dobre to było kryminalne czytanie, muszę przyznać. Takie wyważone - akcja, groza i humor w proporcjach, które pozwalają zanurzyć się w książce z przyjemnością.

A sama historia oparta jest najpierw o opowieści  rodzinne, sięgające jeszcze czasów powstania styczniowego, potem autor sięga po opowieści i kroniki kryminalne, dodaje też parę legend z gór świętokrzyskich. 
Siembieda scala to wszystko historią dwóch zwaśnionych rodzin, dla których honor = zemsta i kto tego równania nie rozumie, to do rodziny nie należy, koniec kropka. Ech, Jadźka, mogłaś pokochać kogo innego, a tak to szekspirowski dramat się ułożył... 

Dodam, że nie jest to właściwie typowy kryminał, trochę się wymyka gdzieś obok, powiedziałabym bardziej: opowieść kryminalna. Z panoramą zawieruchy dziejów w tle, bo jak na powstaniu styczniowym się zaczęło, tak kończy się w czasach programu Temat dla reportera. Nie szukamy z komisarzami sprawcy, nie grzebiemy z detektywami czy profilerami w głowach morderców - bo wiemy co i kto. A jednak zostajemy z pytaniem o tę naszą ludzką naturę... 

I z obrazem wosku skapującego z gromnicy, kiedy zostaje wydany wyrok.

Jesienna polecajka - jak najbardziej!

@znak_literanova @monika_i_ksiazki - współpraca barterowa - i to udana, dziękuję :) 
____________________________
Maciej Siembieda 
@maciejsiembieda
Gołoborze
Wyd. Znak Literanova
#wspolpracabarterowa
______________________________
#gdziespomiedzy #bookstagrampl #maciejsiembieda #gołoborze #maciejsiembiedagołoborze
#wydawnictwoznakliteranova
Jak zadbać o siebie, kiedy w dzieciństwie nikt c Jak zadbać o siebie, kiedy w dzieciństwie nikt cię tego nie nauczył - próba odpowiedzi. 
Próba, bo to pytanie na które nie będzie jednej prostej odpowiedzi. 

Więc - czy to próba udana? 

Dla mnie tak. Poradnik Niewidzialne rany mogę spokojnie polecać, jeżeli szukacie książkowo-fachowej pomocy w zakresie uporania się z dorastaniem w dysfunkcyjnym domu. 
Bez ckliwości, konkretnie o problemach w dorosłym życiu, kiedy dzieciństwo nie zapewniło ci stabilności emocjonalnej i kiedy wciąż jedną nogą - a raczej częścią umysłu - w tym rodzinnym domu tkwisz. 

"Chcę pokazać mechanizmy, zależności i schematy, które posłużą ci do stworzenia instrukcji obsługi własnej głowy" - pisze we wstępie autorka. Nie obiecuje różów ani brokatów na nowej ścieżce życia, ale mówi: spróbuj się sobie przyjrzeć z boku, daj sobie szansę. Przeczytaj, czemu się boisz, czemu wciąż jesteś przekonana o swojej "beznadziejności", a jak trzeba to idź też na terapię, przegadaj to swoje życie, daj sobie przyzwolenie na pomoc.

Warto zwrócić uwagę, że nie jest to akt oskarżenia wobec rodziców, nie - cała uwaga skupiona jest na próbie zrozumienia, przyjęcia pewnych faktów i zdecydowania się na takie życie, które nie będzie już uwięzieniem w przeszłości. 

Poradnik o odzyskiwaniu równowagi, nie dzięki magicznym plasterkom, a dzięki wiedzy z zakresu psychologii. 
Więc ja mówię: tak. Polecajka - jeśli potrzebujesz. 

#współpracabarterowa z @wydawnictwo_publicat
_____________________
Niewidzialne rany
Andżelika Dominiak-Banach
@andzelika.dominiak_psycholog
Wyd. Publicat
Ilustracje: Patrycja Niewiadomska
________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #niewidzialnerany #andżelikadominiakbanach  #wydawnictwopublicat
Arabeski to rodzaj wypełnienia, tło, ozdobne mot Arabeski to rodzaj wypełnienia, tło, ozdobne motywy - coś co nie jest głównym obrazem. Mikroświaty. 
Opowiadane mimochodem, przyuważone, tu ślub, tu szpital, tam sprzątanie, albo ta smutna randka w hotelu, dzieciaki, którym zawozi się puszki i konserwy, przecież wojna, ale też przecież zwyczajne życie...
Ślady i zapiski spomiędzy światów ważniejszych i bardziej zrozumiałych: frontu i codzienności. 
Kiedy nachodzą na siebie, wszystko staje się inne. Niepasujące. Poprzesuwane.
Czytanie takich książek staje się rodzajem  współodczuwania, trudno z tych opowiadań wyjść. I to jeszcze w taki na przykład złoty październik sobie wyjść, ale warto je przeczytać, naprawdę.
Przynajmniej ja tak myślę;)

A wypożyczone są Arabeski z biblioteki, przypadkiem, kiedy tak chciałam już nic nowego nie brać, ach te postanowienia...
____________________________
Arabeski
Serhij Żadan
Tłum. Michał Petryk 
Wyd. Czarne
_____________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #arabeski #serhijżadan #wydawnictwoczarne
Sięgnęłam po Złodziei bzu, bo akurat miałam n Sięgnęłam po Złodziei bzu, bo akurat miałam na telefonie. A miałam bo kiedyś naczytałam się, że "czytajcie, czytajcie, będzie fajnie!".
No i nie, nie było fajnie, składam reklamację! I skargę i zażalenie. I ja się tak nie bawię i już.
Po pierwsze - nie było ostrzeżenia, że to parodia. Zdążyłam się pierdyliard razy oburzyć, zanim dotarło do mnie, że to groteska, parodia właśnie, że to Nic śmiesznego z innymi rekwizytami, że to Kariera Nikosia Dyzmy choć z innym tłem. Z wąsem Wałęsy.
Dopiero tak ustawiona perspektywa pozwoliła mi czytać spokojnie.
Po drugie - wcale i tak nie czytało się spokojnie, bo główny bohater to strasznie antypatyczna postać. Wkurzająca.
Po trzecie - wkurzam się na siebie, bo może wychodzi ze mnie jakaś, omatkobosko, dulszczyzna??? Jakieś kołtuny mam do rozplątania? Nie umiem sama z siebie się pośmiać? Cha, cha, cha. Właśnie że umiem. 
Po piąte i dziesiąte - żeby bez śmierdział zgnilizną - to już przesada. Totalnie. Tu już czuję się urażona do żywego! 

W każdym razie dzieje rodziny z Wołynia w naprawdę innym ujęciu, nietypowo. 

Kto teraz też chce przeczytać?? 😂
________________________
Złodzieje bzu
Hubert Klimko-Dobrzaniecki
Wyd. Noir sur Blanc
________________________
#gdziespomiedzy
#bookstagram #złodziejebzu #hubertklimkodobrzaniecki #noirsurblanc
Jakoś ponad rok temu przyszła do mnie opowieść Jakoś ponad rok temu przyszła do mnie opowieść o Henryku. Wiedziałam o nim tyle, że może się oprzeć o ciepłe deski domu, i że ma kota, i się do sobie z tymże kotem uśmiechają, i tak sobie razem czekają, zapewne na te porzeczki;) Bardzo chciałam poznać całą jego historię.

Teraz wiem trochę więcej -
Może on czeka na list. 
Może po prostu wspomina.
Na parapecie okna stygnie herbata, słychać z dala żurawie. Szarość nieba i wiatr.
Niby nic.

Tak sobie myślę, że to była najdelikatniejsza historia jaką czytałam. I będę czytać jeszcze wiele razy, bo wciąż nie wiem, czy te porzeczki to dojrzały czy nie?? 

@gosssiaaak - dziękuję! Za twoją gotowość do dzielenia się, chociaż znamy się tylko z tego, co piszemy... 
Nawet nie wiesz, jak wiele radości i wzruszenia mi podarowałaś:) 
_______________________
Kiedy dojrzeją porzeczki
Joanna Concejo
@joannaconcejo 
Wyd. Wolno
@wydawnictwowolno
_______________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #joannaconcejo #kiedydojrzejąporzeczki #wydawnictwowolno
"zamknij oczy, bądź... Rozmarzylam się przy pi "zamknij oczy, bądź...

Rozmarzylam się przy piciu kawy.
Ziemia krąży leniwie"

Dwa wersy na kartkę - można? A jakże, można. A to leniwe te wersy, a to szybkie i przewrotne. Lekkość i optymizm przeplatają się ze smutkiem. Po prostu życiowo, tylko na szczęście to życie w zamyśleniu i z dystansem. Takie życie z drugim spojrzeniem, kiedy to co zwykłe umie się przekuć w metaforę. Zegary, muszle, ołówek, piaskownica - wszystko może być poezją, lub uchwyconą myślą. 

"Wycieczka

Jesienne światło przysiadło sobie na chwilę...
I co teraz?"

Teraz można spokojnie wrócić do codzienności, już odrobinę ją zaczarowaliśmy:) 

@przeczytane.napisane - dziękuję ci! Nie tylko za te konkretne książki, ale i za wszystkie twoje blogowe polecajki:) wiesz, za to całe przeszkadzanie w życiu, bo cóż też innego robią nam gwiazdy i wiersze, i inne głupstwa, jak nie przeszkadzają! *

*To też wersy Renaty Blicharz;)
_______________________
Renata Blicharz
189 dwójek i Dwójki drugie
Wyd. Ridero 
_______________________
#gdziespomiedzy
#bookstagram #renatablicharz #189dwójek #dwójkidrugie
Kolażowe bajki. Ja zamieniam słowa, a czy one Kolażowe bajki. 

Ja zamieniam słowa, a czy one zmieniają mnie? Może, być może...

"...stworzę historię
której dałeś zaledwie
pierwszą

ciepłą

literę"

- Dorota Koman 

I tak to pisanie się kręci:)

#gdziespomiedzy
"Rano przyjechałem do tego wielkiego miasta. Cał "Rano przyjechałem do tego wielkiego miasta. Cały dzień po nim łaziłem, po jego ulicach i mostach. 
Opierałem się o poręcz i patrzyłem na wodę przez jakiś czas, właściwie wcale jej nie widząc, to znaczy widziałem wodę na początku
ale później już jej chyba nie widziałem, bo ja mam takie dwa patrzenia, i jedno z nich to było dzisiaj
bo jedno z moich patrzeń to to jest takie nicniewidzenie, zapominanie się oczami, zapadanie się w leje, które muszą być po drugiej stronie oczu".

Moje czytelnicze skojarzenia i drogi. 

"Potem pójść dalej. Dalej".

Stachura i Sołtys mi się przeplatają.
__________________
#gdziespomiedzy #bookstagram
#sierpień #pawełsołtys 
#flaneryzm
Po Wyjechali chciałam więcej sebaldowskiego pisa Po Wyjechali chciałam więcej sebaldowskiego pisania, wypożyczyłam Austerlitz. 
Jeszcze lepsze! Ten rytm, przyciąganie, czytanie jak sen, jak ciężki sen, z którego chcesz się obudzić a nie możesz, i też jednocześnie nie chcesz, bo historię trzeba wysłuchać do końca...
Dla mnie książka o poszukiwaniu tożsamości. Opowieść Austerlitza o swoim życiu poprzedzona jest  analizami architektury, i razem daje to wrażenie poruszania się po nieznanych (poznawanych) przestrzeniach,  zaglądania przez okna - kiedy nie wiesz, co możesz ujrzeć, kiedy nie wiesz, czy chcesz to ujrzeć. 
Schody, mury, ulice, wartownie, płoty. Miasta znane i miasta odgrzebywane w pamięci. Zdzieranie warstw, pod którymi czeka pamięć. 
Cień czasu. Albo też cień czasów, w których przyszło żyć. Wyrzucenie zegarków nic nie da, choć wydaje się pociągającym gestem - mówi Austerlitz - i nic z tego, niedola i udręka wciąż trwają... Jak i niekończąca się samotność. 

@bookspiracja - dzięki za wspólny zachwyt:) długo by można o Austerlitz, prawda?
___________________________
Austerlitz 
W.G. Sebald
Przekład: M. Łukasiewicz 
Wyd. Wab 
_____________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram
#austerlitz
#sebald
#wydawnictwowab
Pani Carson, cieszę się, że panią poznałam. T Pani Carson, cieszę się, że panią poznałam. Trochę było obaw, bo zwykły człowiek to się jednak waha - czy zrozumie, czy jest godzien, czy aby na pewno wolno mu sięgnąć po Literaturę Wielką - i jeszcze pół biedy jak coś jednak znajdzie dla siebie i pochwali, ale jak niedajboże się nie spodoba??? Jak to napisać! Ale pani, droga Anne Carson, to mnie zagarnęła całą, szczerze i bez reszty.

Autobiografia czerwonego to historia Geriona. A Gerion jest inny - czerwony i skrzydlaty. Jest to więc historia o odrzuceniu i poszukiwaniu bliskości. Pisana czy raczej malowana? Czytanie książki przypominało czasem oglądanie obrazu, czy też układanie go z elementów uczuć, emocji, myśli. Do tego niezbędna szczypta ironii, specyficznego humoru. 
Książka do odczuwania. 
Zmieniająca formę, albo raczej wymykająca się powierzchownym podziałom. Dramat? Esej? Proza poetycka? Eksperyment literacki? 
Nie to jest ważne, nie dla mnie. Ja chciałabym wciąż słuchać historii o Gerionie, o jego nie-zrobionych  fotografiach, o nieśmiertelności, o tajemnicy, jaką jesteśmy sami dla siebie.
Historii o byciu pomiędzy światłem a ciemnością, wszak: "wspaniałe z nas istoty, myśli Gerion. Jesteśmy sąsiadami ognia". 
I to połączenie:  tytułowy czerwony i zacytowane ostatnie zdanie z ogniem też coś znaczy, może jak przeczytam jeszcze raz to złapię to coś, na razie zostawiam sobie na obrzeżach myśli. 
Niech eksperyment trwa.
__________________
Autobiografia czerwonego 
Anne Carson
Wyd. Ossolineum, seria Wygłosy
@ossolineum.wydawnictwo 

Wypożyczone z @mbpwejherowo 

#gdziespomiedzy #bookstagram #autobiografiaczerwonego #annecarson #ossolineum
Danilo Kiš Grobowiec dla Borysa Dawidowicza Tłum Danilo Kiš
Grobowiec dla Borysa Dawidowicza
Tłum. Danuta Cirlić-Straszyńska
Wyd. Czarne
________________________
Jednego dnia usłyszeć o człowieku po raz pierwszy, drugiego odkryć, iż człowiek ten jest w bibliotece - niektórzy wygrywają w totka, a ja wygrywam w książki:) Te nieoczywiste, najlepsze. 
Grobowiec to opowiadania/powieść/siedem rozdziałów wspólnej historii - więc już po tych podtytułach wiemy, że nic nie wiemy, albo też, że stoimy na niepewnym gruncie. I tak przez wszystkie strony - prawda miesza się ze zmyśleniem - niby nic nowego w literaturze - ale miesza się wciąż udając prawdę. Dokument, który jest literacką fikcją. Odnośniki do biografii, które nie istnieją. 
A co wspólnego w tych siedmiu historiach? Rewolucja, co pożera własne dzieci. Ktoś chciał wierzyć i oddać się  idei a tu jednak - ironia losu - totalitaryzm pokazuje, gdzie ma idee. Najstarsza z historii dzieje się w czasach Wielkiej Inkwizycji, więc nie o sam wiek XX idzie, a o całokształt ludzkich wyborów, dążeń i poszukiwań - poszukiwań, jak jeszcze inaczej możemy sobie urządzić piekło. I siebie w nim urządzić. 

A równie wybornie czyta się dyskusje o samej książce, choć nie ma tego dużo, ale widać, jak Grobowiec daje do myślenia. 

Dziękuję za uwagę, lecę dalej do biblioteki:)
_____________________
#gdziespomiedzy #grobowiecdlaborysadawidowicza #danilokiš #wydawnictwoczarne
Była sobie kiedyś dobrozła wróżka. Kiedy kto Była sobie kiedyś dobrozła wróżka. 
Kiedy ktoś tęsknił, przchodziła i zamieniała w lód serce, język i nogi, żeby te nie chciały nigdzie biec. A oddech w siwy dym.
.....

Kolaż do wiersza Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej pt. Mewa:

"Tęskonta nade mną szeleszcze.
Trąca mnie skrzydłem mewiem.
Czy wciąż ta sama jeszcze?
Nie wiem! Nie wiem..."

@dozamotaniajedenkrok @chwila_ze_sztuka 
i #kolażzpoezją 

#gdziespomiedzy
Mój Instagram

życie i ...

Dialogi

11 listopada 2021
życie i książki życie i problemy

Historie rodzinne

22 stycznia 2022
życie i problemy

Wychowanie, pot i łzy.

14 sierpnia 2022
życie i książki

Czyste okna, nadzieja, okapi i inne zwierzątka. Alleluja!

14 kwietnia 2022
życie i problemy

Za oknem słyszę mewy

28 lutego 2025
życie i książki

Współprace książkowe

31 stycznia 2024
życie i problemy

O depresji fachowym okiem. Rozmowa

12 kwietnia 2023
życie i ...

Życie i… szkoła. Rozmowa.

11 listopada 2023
życie i problemy

Z remontem w tle

25 września 2021
życie i ...

Ech, porządki…

30 kwietnia 2022

© 2025 gdzieś pomiędzy | Powered by Minimalist Blog WordPress Theme