Skip to content
napis gdzieś pomiędzy - blog o życiu i...
Menu
  • O mnie
  • Gdzieś pomiędzy – czyli gdzie?
  • życie i …
  • życie i książki
  • życie i problemy
  • Czytamy dzieciom
  • Opowieści rodzinne
Menu
polna droga, śnieg i chmury

Opowieści rodzinne. Jędrek. Zima – część 1

Posted on 28 stycznia 202211 lutego 2022 by Ola

Zima - część 1.

„Uff – pomyślała Zosia siadając ciężko na krześle – nareszcie powrót do normalności.” Rzuciła okiem na kuchnię, gdzie przed chwilą posprzątała, popatrzała na stół, którego już nie miała siły posprzątać, i z kawą w ręku próbowała czytać książkę, którą dostała na Gwiazdkę. Była to najnowsza powieść Katarzyny Puzyńskiej. A kubek z kawą był w bałwanki.

Normalnością Zosia nazwała zwykłe dni, kiedy nie trzeba było biegać już z piernikami i ozdobami, wymyślać świątecznego nastroju, cieszyć się do wszystkich wokoło. Nie trzeba było już podtrzymywać w sobie wiary, że w te kilka dni świat nagle stał się lepszy. Z doświadczenia czterdziestoletniej kobiety wynikało, że nadzieja ta była co roku złudna. Nie była jeszcze cyniczna i nie odbierała dzieciom radości i zabawy bożonarodzeniowej, ale po tych paru tygodniach grudniowych z ulgą witała posylwestrowy styczeń, kiedy wszystko w domu i w pracy wracało na swoje tory.

W domu zostawiała sobie jednak co roku lampki choinkowe, porozwieszane w salonie, w kuchni na oknie, w korytarzu wokół lustra, na regale lub poupychane w świecznikach, zamiast zwykłych świeczek. Lubiła ciepłe światło malutkich lampek. Wiedziała, że niektórzy się z tego śmieją za jej plecami, ale w ogóle się tym nie przejmowała.

Z normalnością w pracy było trudniej. Zosia „od zawsze” pracowała w szkole i przyzwyczaiła się, że jej miejsce pracy to ciągły poligon doświadczalny kolejnych rządów, ale z roku na rok było jej coraz ciężej. Kiedy do przeróżnych reform dołączyła pandemia, miała chwile załamania, chciała rzucić wszystko i raz a dobrze zamknąć za sobą drzwi szkoły i nigdy tam nie wracać. Ale jak to w życiu bywa – ochłonęła, przeczekała, zastanowiła się i pozostała na swoim miejscu.

Wielokrotnie robiła w duchu bilans zysków i strat i jednak stała praca, którą w sumie bardzo lubiła, zawsze wygrywała, straty w postaci zszarganych nerwów jeszcze jej widać tak mocno nie dokuczyły. Jeszcze – to było ulubione słówko jej koleżanek po fachu. Jeszcze wytrzymamy? No, jeszcze ten jeden rok chociażby… Jeszcze chwilę i będą wakacje… Jeszcze trochę i może coś będzie w końcu lepiej, no nie może być tylko gorzej i gorzej… „Jeszcze” powinno wygrać Konkurs na Belferskie Słowo Roku. Albo i Wielu Lat.

Zosia popijała kawę i próbowała zatopić się w czytaniu, ale dziś nie mogła się skupić. Myśli krążyły jej wokół domowych problemów, zastanawiała się, czy Hania dosyć poważnie traktuje maturę, czy nauka zdalna mocno wpłynie na jej życie; czy Sławek jest spokojny w przedszkolu i czy jego tik nerwowy w postaci nawijania włosów na palec jest bardzo niepokojący, czy tylko trochę. Przez głowę przelatywały jej problemy całej rodziny a zdania z książki czytała wciąż od nowa te same.

W końcu odłożyła książkę, wypiła do końca kawę i zamknęła oczy. Stwierdziła, że jeszcze jednak jest zbyt zmęczona na relaks i po prostu musi chwilę posiedzieć w ciszy.

Robert zabrał dzieci na lodowisko na ryneczku Miłczyc. Zosia wolała zostać, nie chciała psuć zabawy przez swoje ciągłe okrzyki „uważaj!”, „stój!”, „nie rób!” i tym podobne. Wiedziała, że Robert dobrze się nimi zajmie. Robert gubił mnóstwo swoich  rzeczy, kluczyki, czapki, ale dzieci jeszcze nie zgubił. Jeszcze? „No doprawdy – zganiła się Zosia w duchu – nie ma co wymyślać problemów na zapas! Jest dobrze. Nikt nie dzwoni, a brak wiadomości to dobra wiadomość, nieprawdaż? Kurdzibąk, czy ja już nigdy nie odpocznę normalnie? Zawsze muszę się o coś martwić! Zawsze coś planować, odhaczać, sprawdzać… Czemu nie umiem być jak Paulina? I czy ja serio jestem zazdrosna o Paulinę? Koniec świata, tego by brakowało! Niedoczekanie! Paulina jest… Ona… Ona musi się jeszcze wiele nauczyć, ot co! Jeszcze jej ta swoboda bokiem wyjdzie, zobaczycie. Idę lepiej posprzątać ten stół, odkurzyć by się też przydało, a nie siedzieć bez sensu. Koniec laby. Labę to pewnie ma Paulinka, leżąc sobie wygodnie w wannie z pianą i za nic mając porządek w domu, jestem pewna!”. Prychając jeszcze z lekka pod nosem na niesprawiedliwość tego świata, Zosia zabrała się za układanie z kuchennego stołu na swoje miejsce szpargałów całej rodziny, choć ani jej to nie pomogło w odpoczynku ani nie poprawiło nastroju.

Rozpędzone myśli nie potrafiły się zatrzymać i krążyły wokół koleżanki z pracy. Zawsze taka uśmiechnięta ta Paula, z nikim się nie pokłóci – po prostu swojego zdania nie ma, ot co! Pewnie dzieci ma rozwydrzone, rozpieszczone i wchodzą jej na głowę. Zosia z zapałem odkurzała blat białego stołu i pozwoliła sobie na jeszcze jedną złośliwość – te ubrania! Paulina przychodziła do pracy w kolorowych, malowanych sukienkach, szerokich, powiewnych, albo w bluzkach z rękawami jak motyle, jak na wybieg mody jakiś. Modelka się znalazła. Pewnie myśli, że tym uczniów przekupi, hehe, poczekamy, zobaczymy!

Zanosząc do pokoju najmłodszej dwójki ich książeczki, Zosia przelotnie rzuciła okiem na swoje odbicie w lustrze.

 I potok złośliwych myśli w jej głowie zatrzymał się nagle, a ona patrząc na swoje odwieczne dżinsy, szarą koszulkę, potargane włosy i zmęczone oczy, z głębokim westchnieniem pogodziła się z tym, że ma kolejny powód do zmartwień. A przecież nigdy dotąd nie była o nic zazdrosna…

– No, Zośka, dorobiłaś się kryzysu wieku średniego. Witaj w smudze cienia! Ale, droga kobieto z lustra, nie martw się. Jakoś to będzie. Tylko nie bądź głupia, jasne? No. – powiedziała na głos sama do siebie, mocno zadarła podbródek a kiedy wracała z pokoiku, rodzina już wracała ze swojej wycieczki.

 – Mamo, jesteśmy! – rozległo się echem w korytarzu, więc Zosia zapobiegawczo krzyknęła:

– Tylko buty mi pościągać! Nie włazić w mokrych butach! Fajnie było?

Wśród rozplątywania szalików płynęły chaotyczne opowieści, ale Zosia nie słuchała uważnie, pilnowała tylko, żeby ubrania trafiły na swoje miejsce i mechanicznie kiwała głową, aż usłyszała Roberta:

– Hej! Hej, Zosia tu ziemia! Wszystko okej?

– No oczywiście – wzruszyła ramionami – a jak ma być – dodała ostrzej niż chciała, wywinęła się od rytualnego buziaka i poczłapała do kuchni.

„To nie będzie dobry rok – pomyślała. – Mam dziwne przeczucie, że to nie będzie dobry rok…”.

Gdyby obejrzała się za siebie, zauważyłaby zaniepokojony wzrok Roberta. Może wtedy miałaby więcej wiary w ten nowy rok…

 

***

Jędrek Halski jeszcze chwilę temu słodko spał, ale jako człowiek obowiązkowy i lubiący porządek, po dźwięku budzika wstał z łóżka. Jędrek nie dawał sobie zgody na jeszcze jedną minutkę, o nie, to nie w jego stylu. Gdyby zaspał i spóźnił się do szkoły… Spaliłby się z zażenowania! Słyszał ze swojego pokoju jak mama namawia do wstawania jego rozleniwione rodzeństwo i kiedy oni jeszcze gmerali paluchami w kapciach, on już był umyty, ubrany i schodził na śniadanie. Jego przydługie jasne włosy były zaczesane lekko na bok, żeby nie prowokować mamy do powtarzania „Jezu, Jędrek, przypomnij mi o fryzjerze!”, wcale mu na fryzjerze nie zależało. Długie włosy pozwalały w krytycznych momentach zasłonić twarz i ukryć przed ludźmi haniebne rumieńce.

Mówiąc ludzie, Jędrek miał na myśli oczywiście swoją klasę. Nie było tam tak źle, ale nawet mała wpadka wizerunkowa mogła wszystko zrujnować, więc chłopak pilnował, by do takowej nie doszło. Nie zdobywał łatwo przyjaciół i nie zamierzał tracić tych, których już miał.

– Jak tam, młody, wyspany? Chcesz herbaty? – z kuchni wołał już tata. Pachniało kawą i majonezem. Robert robił sobie kanapki do pracy.

– Tak, tato, poproszę. Jedziesz dziś gdzieś dalej? – Jędrek do swojej herbatki dodał dwie duże łyżki cukru, wielki krążek cytryny i przyjemnie mlaskając popijał złocisty napój.

– Jadę, detektywie Pozytywko. Czy zdradziły mnie plamy na stole po majonezie? – tata sięgnął po ścierkę – Robię kanapki, masz rację, będę dziś późno, może nawet jutro. Mamy oglądać stary dom do totalnego remontu. Już sprzątam, zanim mama przyjdzie, no nie? Jak twój brzuch? Nie boli?

– Nie, jest dobrze, nie martw się tato. A gdzie ten dom? Ładny? To jakiś stary dworek, jak ten w Górze Pomorskiej? – Jędrek oparł brodę na ręce i z rozmarzeniem przypomniał sobie, jak w wakacje tata zabierał go czasem do pracy przy remoncie starego przepięknego domu, jak odkrywali poniszczone ale wciąż mające w sobie duszę kredensy, fotele, lampy… Jędrek z dumą patrzył, jak w rękach taty – stolarza i renowatora – te klamoty i starocie odzyskiwały uśmiech i połysk.

– Nie wiem jeszcze dokładnie, na zdjęciach nie wygląda to dobrze, ale zobaczymy. Opowiem ci, jak wrócę, dobrze? I zęby umyj po tej obrzydliwie słodkiej herbacie! Wszystko widziałem!  – Tata puścił oczko do swojego wkrótce już jedenastoletniego synka i krzyknął w górę mieszkania, gdzie mieściła się sypialnia Hani – Hanka! Zaraz jedziemy! Zbieraj się!

Z góry już coraz wyraźniej było słychać, że chyba tylko Jędrek i tata obudzili się dziś w dobrych humorach. Do kuchni wpadła najpierw nachmurzona Hania, nie odzywając się do nikogo słowem, chwyciła butelkę z wodą i dopiero wtedy ze złością zawołała do Roberta:

– Serio?! Taki z ciebie ojciec, nie pamiętasz nawet, że mam zdalne lekcje i nigdzie nie idę!

– Jakie zdalne! – zdenerwowała się Zosia, która przed chwilą zeszła z maluchami na dół – dziś dziesiąty stycznia, mieliście już normalnie iść! Kiedy coś się zmieniło? Ja nic nie słyszałam!

– Jak skończyło! To ja nic nie wiem!

– Jak nie skończyło? – zdenerwował się też od razu Jędrzej – przecież ja wiem, że dziś normalnie do szkoły!

– LUDZIE! TO JEST NIENORMALNE! Jak ja nienawidzę szkoły! Czy tam nie może być jakiegoś porządku? – Hania była na skraju histerii. W kuchni Halskich zapanowało istne pandemonium. Jędrek zburzył swoją fryzurę machając rękami, rozlał przy okazji resztę herbaty, Zosia szukając w telefonie potwierdzenia swoich wiadomości o nauczaniu zdalnym – niezdalnym wdepnęła w mokrą plamę i już już prawie brzydko zaklęła, ale zdążyła zamienić cisnące się jej na usta słowa na swoje zwyczajowe „kurdzibąk”, Sławek z Julką zdążyli włączyć sobie stojący na kuchennym stole laptop i do wrzasków rodzinnych dołączył wesoły głosik śpiewający wkurzające pioseneczki. Dzieciaki w rytm „czarnych jagódek” skakały naokoło stołu i mokrą podłogą nie przejmowały się w ogóle.  

Na progu kuchni stanął niepewnie bury kotek, przekrzywiając łepek i zastanawiając się najwidoczniej, czy ktoś z tej szalonej czeredy zajmie się jego miseczką, ale po krótkim namyśle postanowił przyjść za chwilę. Wycofał się z jasnej, oświetlonej kuchni do ciemnego saloniku i usiadł wygodnie na starym wysłużonym fotelu. Miał z niego doskonały widok na w to, co działo się w kuchni. Tradycyjnie podrapał obicie ostrymi pazurkami i czekał, aż ten szał minie.

I rzeczywiście, Zosia w tym momencie zamknęła laptop i zaczęła:

– Ludzie, uspokójmy się. Sławek, Julka, nie biegajcie! Dziś już szkoła normalnie –  chciała coś jeszcze dodać, ale rozwścieczona hankowa furia przerwała jej:

– Ja i tak nigdzie nie idę! Nie jestem przygotowana, myślałam że są zdalne i nikt mi nie powiedział!

– Hania – przerwał spokojnie Robert – uspokój się. Ja już muszę wychodzić, jestem umówiony i nie chcę się spóźnić. Nie wrzeszcz na mamę. Nadrobisz te dzisiejsze lekcje? Ja już nie zdążyłbym cię podrzucić do szkoły, zanim się wyszykujesz.

– Ale – Zosi nie podobało się ulgowe potraktowanie licealistki z klasy przedmaturalnej – uważam, że Hania powinna iść. To jej wina, że się nie przygotowała i nie spojrzała w kalendarz.

– Wiem – westchnął Robert – ale teraz to już nie ma co rozpaczać. Ja już naprawdę muszę iść. Tylko widziałaś może kluczyki?

– Tak – mruknęła Zosia pod nosem – dziad na kiju niósł. Sławek, Julia, Jędrek – krzyknęła już głośniej – ubierać się! Jedziecie ze mną! Hania, masz się pouczyć sama przez ten czas, jasne? Sławek, nie ta noga, i czapkę mi na głowę załóż! Jula, tu są twoje rękawiczki! I zostaw teraz kotka, Hania już się nim dziś zajmie i go wygłaszcze, dobrze? Jędrek, na boga, plecak! Poszedłbyś bez!

Ze spokojnego nastroju porannej herbatki zostały gruzy i kurz. I kot Benek czekający, aż ktoś mu w końcu łaskawie nasypie kociego jedzonka… Uniesiony przez Hanię, pozwolił jej utopić w swoim futerku parę łez.

Kiedy wydawało się, że już wszyscy wyszli, drzwi uchyliły się, mama Hani wetknęła jeszcze głowę, popatrzała zmęczona na córkę. Nie była pewna, co właściwie co chce jej powiedzieć, zawahała się i rzuciła tylko sucho:

– I podłogę musisz umyć. Pa.

Hania nie odwróciła się. Dopiero kiedy usłyszała odjeżdżające spod domu samochody podeszła do drzwi i wściekłym ruchem zamknęła je na klucz.

 

***

Jędrek w samochodzie odzyskał nieco spokoju. Zrobiło mu się żal jego najstarszej siostry, chociaż nie raz bał się jej zbyt głośnego i swobodnego wyrażania swoich emocji. Kiedy Hanka była wesoła, swoją radością zarażała wszystkich przebywających z nią w tym samym pomieszczeniu, nieśmiały Jędrek grzał się wówczas w jej uśmiechu i czuł się lekko. Jednak bezmiar rozpaczy i wściekłości, w którą potrafiła wpadać jego krewka siostra, sprawiał, że wolał wówczas znikać jej z drogi i z oczu. Hania jawiła mu się wówczas jak jedna z Furii, o których czytał kiedyś w jakiejś bajce.

W każdym dobrze, że są lekcje w szkole, nie na komputerze – pomyślał chłopak, podskakując na siedzeniu samochodu, jadącego po wyboistej polnej drodze, prowadzącej z ich domu na uboczu do centrum Miłczyc.  Z jednej strony drogi rozpościerał się widok na ostatnie pola, jakie jeszcze nie zostały sprzedane na działki budowlane i teraz, zimą, stanowiły iście reymontowski wiejski pejzaż. Nad muśniętymi śniegiem kopczykami czarnej ziemi unosiły się ciężkie chmury, gdzieniegdzie drzewo wyciągało ku niebu smutne puste gałęzie. Za polem rozciągało się nowe osiedle domków jednorodzinnych, skąd też wyjeżdżało coraz więcej samochodów do pracy i do szkoły. Z powodu porannej godziny słońce jeszcze nie pojawiło się na widnokręgu, ale już zaczynało robić się szarawo. Nowy dzień nadciągał niechętnie, powoli i z ociąganiem. Przydałaby mu się taka awantura jak u nas w domu – zachichotał chłopiec – zaraz wyskoczyłby z nocy jak z procy.

– Mamo – zaczął rozmarzony – wiesz, czemu dzień nie może wyskoczyć z nocy jak z procy? Bo sobie jeszcze leży w cieplutkim łóżeczku z chmur i nigdzie mu się nie spieszy. Wiesz, ten dzień jest chyba smutny… Myśli, ze nikt na niego nie czeka…

– Jak to nikt – wtrąciła się Zosia, chcąc podnieść swojego rozmarzonego synka na duchu – ja tam czekam. Może przyniesie mi podwyżkę. Albo grzeczne dzieci!

– Albo pyszny obiadek – włączył się ochoczo Jędrek – dzieciaki? A wy co powiecie? Co wam przyniesie nowy dzień?

Z fotelików z tylnych siedzeń rozległy się odpowiedzi:

– Mi psyniesie ze się spotkam z kolegami. Juhuuu! – wołał Sławek.

– Mi psyniesie plezenty! – chciała ucieszyć się Julia, ale Jędrek przypomniał jej, że prezenty na Gwiazdkę to już były, a urodziny najbliższe to ma właśnie on. Już niedługo!

– To się ciesę, ze ty się ze mną podzielis! – Julka była urodzoną optymistką.

Wkrótce Zosia zaparkowała, wprawdzie daleko od wejścia do szkoły, ale przynajmniej miała pewność, że nikt jej nie zastawi przy wyjeżdżaniu i cała czwórka raźno ruszyła w stronę szkolnych przygód. Zosia pomachała jeszcze Jędrkowi, kiedy odchodził w stronę budynku dla starszaków a pozostałą dwójkę zaprowadziła do szkolnej zerówki. Szkoła W Miłczycach była podzielona na dwa budynki, do dzieci młodszych skręcało się w przytulną, kolorową część, dzieci zaś, które wyrosły z wieku wczesnoszkolnego, przechodziły do poważniejszego budynku. Julka i Sławek, mimo różnicy wieku, chodzili do jednej grupy zerówkowej i w ich wypadku układ ten dosyć się sprawdzał, a Zosia nie musiała rano rozdzielać dzieci do różnych placówek. Rozebrane z kurtek maluchy ochoczo wbiegły do swojej sali a Zosia, nieco mniej ochoczo, udała się do pokoju nauczycielskiego. 

Za oknem było już zupełnie jasno. Przez szare chmury prześwitywał nawet zabłąkany promyk wschodzącego słońca, jakby ośmielił się uwierzyć, że ktoś mimo wszystko na ten nowy dzień czeka.

Zima – część 2

Nawigacja wpisu

← Opowieści rodzinne 2
Dziennik pokładowy →

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

kontakt
Ola, siedzi w oknie, zdjęcie czarno - białe, melancholijne, bo tematem jest czas
To ja, Ola, zapraszam do mojego zwykle uśmiechniętego świata. Choć chwile zwątpienia, goryczy i szarości też tu są, co zrobić... Też tak masz? To się zrozumiemy!
Poczytasz u mnie o codzienności, o polecanych książkach, czasem o wychowaniu. Ot, życie najzwyczajniejsze. Choć przeplatane bajkami!

Ostatnie wpisy:

  • Trochę o ogrodach
  • dziś jest tylko wyrazem
  • Bajki
  • Co czytać – moim zdaniem
  • Wielkie piękno zmienności

Archiwa blogowe:

  • wrzesień 2025
  • sierpień 2025
  • czerwiec 2025
  • maj 2025
  • luty 2025
  • grudzień 2024
  • listopad 2024
  • październik 2024
  • wrzesień 2024
  • sierpień 2024
  • lipiec 2024
  • czerwiec 2024
  • maj 2024
  • kwiecień 2024
  • marzec 2024
  • luty 2024
  • styczeń 2024
  • grudzień 2023
  • listopad 2023
  • październik 2023
  • wrzesień 2023
  • sierpień 2023
  • lipiec 2023
  • czerwiec 2023
  • maj 2023
  • kwiecień 2023
  • marzec 2023
  • luty 2023
  • styczeń 2023
  • grudzień 2022
  • listopad 2022
  • październik 2022
  • wrzesień 2022
  • sierpień 2022
  • lipiec 2022
  • czerwiec 2022
  • maj 2022
  • kwiecień 2022
  • marzec 2022
  • luty 2022
  • styczeń 2022
  • grudzień 2021
  • listopad 2021
  • październik 2021
  • wrzesień 2021
  • życie i …
  • życie i książki
  • życie i problemy

anegdotki dobry humor dziecko jesień kryminały książki malarstwo matka-feministka małżeństwo musierowicz muzyka mąż notatki nowy_dzień opowiadanie przepis reportaże rodzina rozmowa rozmowy samo życie spokój współczucie wychowanie wyjaśnienie zdjęcia zdrowie święta żółte liście

gdzies.tam.pomiedzy

Przeważnie czytam.
Czasem piszę o życiu: bajki i inne bzdurki.

Dobre to było kryminalne czytanie, muszę przyzna Dobre to było kryminalne czytanie, muszę przyznać. Takie wyważone - akcja, groza i humor w proporcjach, które pozwalają zanurzyć się w książce z przyjemnością.

A sama historia oparta jest najpierw o opowieści  rodzinne, sięgające jeszcze czasów powstania styczniowego, potem autor sięga po opowieści i kroniki kryminalne, dodaje też parę legend z gór świętokrzyskich. 
Siembieda scala to wszystko historią dwóch zwaśnionych rodzin, dla których honor = zemsta i kto tego równania nie rozumie, to do rodziny nie należy, koniec kropka. Ech, Jadźka, mogłaś pokochać kogo innego, a tak to szekspirowski dramat się ułożył... 

Dodam, że nie jest to właściwie typowy kryminał, trochę się wymyka gdzieś obok, powiedziałabym bardziej: opowieść kryminalna. Z panoramą zawieruchy dziejów w tle, bo jak na powstaniu styczniowym się zaczęło, tak kończy się w czasach programu Temat dla reportera. Nie szukamy z komisarzami sprawcy, nie grzebiemy z detektywami czy profilerami w głowach morderców - bo wiemy co i kto. A jednak zostajemy z pytaniem o tę naszą ludzką naturę... 

I z obrazem wosku skapującego z gromnicy, kiedy zostaje wydany wyrok.

Jesienna polecajka - jak najbardziej!

@znak_literanova @monika_i_ksiazki - współpraca barterowa - i to udana, dziękuję :) 
____________________________
Maciej Siembieda 
@maciejsiembieda
Gołoborze
Wyd. Znak Literanova
#wspolpracabarterowa
______________________________
#gdziespomiedzy #bookstagrampl #maciejsiembieda #gołoborze #maciejsiembiedagołoborze
#wydawnictwoznakliteranova
Jak zadbać o siebie, kiedy w dzieciństwie nikt c Jak zadbać o siebie, kiedy w dzieciństwie nikt cię tego nie nauczył - próba odpowiedzi. 
Próba, bo to pytanie na które nie będzie jednej prostej odpowiedzi. 

Więc - czy to próba udana? 

Dla mnie tak. Poradnik Niewidzialne rany mogę spokojnie polecać, jeżeli szukacie książkowo-fachowej pomocy w zakresie uporania się z dorastaniem w dysfunkcyjnym domu. 
Bez ckliwości, konkretnie o problemach w dorosłym życiu, kiedy dzieciństwo nie zapewniło ci stabilności emocjonalnej i kiedy wciąż jedną nogą - a raczej częścią umysłu - w tym rodzinnym domu tkwisz. 

"Chcę pokazać mechanizmy, zależności i schematy, które posłużą ci do stworzenia instrukcji obsługi własnej głowy" - pisze we wstępie autorka. Nie obiecuje różów ani brokatów na nowej ścieżce życia, ale mówi: spróbuj się sobie przyjrzeć z boku, daj sobie szansę. Przeczytaj, czemu się boisz, czemu wciąż jesteś przekonana o swojej "beznadziejności", a jak trzeba to idź też na terapię, przegadaj to swoje życie, daj sobie przyzwolenie na pomoc.

Warto zwrócić uwagę, że nie jest to akt oskarżenia wobec rodziców, nie - cała uwaga skupiona jest na próbie zrozumienia, przyjęcia pewnych faktów i zdecydowania się na takie życie, które nie będzie już uwięzieniem w przeszłości. 

Poradnik o odzyskiwaniu równowagi, nie dzięki magicznym plasterkom, a dzięki wiedzy z zakresu psychologii. 
Więc ja mówię: tak. Polecajka - jeśli potrzebujesz. 

#współpracabarterowa z @wydawnictwo_publicat
_____________________
Niewidzialne rany
Andżelika Dominiak-Banach
@andzelika.dominiak_psycholog
Wyd. Publicat
Ilustracje: Patrycja Niewiadomska
________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #niewidzialnerany #andżelikadominiakbanach  #wydawnictwopublicat
Arabeski to rodzaj wypełnienia, tło, ozdobne mot Arabeski to rodzaj wypełnienia, tło, ozdobne motywy - coś co nie jest głównym obrazem. Mikroświaty. 
Opowiadane mimochodem, przyuważone, tu ślub, tu szpital, tam sprzątanie, albo ta smutna randka w hotelu, dzieciaki, którym zawozi się puszki i konserwy, przecież wojna, ale też przecież zwyczajne życie...
Ślady i zapiski spomiędzy światów ważniejszych i bardziej zrozumiałych: frontu i codzienności. 
Kiedy nachodzą na siebie, wszystko staje się inne. Niepasujące. Poprzesuwane.
Czytanie takich książek staje się rodzajem  współodczuwania, trudno z tych opowiadań wyjść. I to jeszcze w taki na przykład złoty październik sobie wyjść, ale warto je przeczytać, naprawdę.
Przynajmniej ja tak myślę;)

A wypożyczone są Arabeski z biblioteki, przypadkiem, kiedy tak chciałam już nic nowego nie brać, ach te postanowienia...
____________________________
Arabeski
Serhij Żadan
Tłum. Michał Petryk 
Wyd. Czarne
_____________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #arabeski #serhijżadan #wydawnictwoczarne
Sięgnęłam po Złodziei bzu, bo akurat miałam n Sięgnęłam po Złodziei bzu, bo akurat miałam na telefonie. A miałam bo kiedyś naczytałam się, że "czytajcie, czytajcie, będzie fajnie!".
No i nie, nie było fajnie, składam reklamację! I skargę i zażalenie. I ja się tak nie bawię i już.
Po pierwsze - nie było ostrzeżenia, że to parodia. Zdążyłam się pierdyliard razy oburzyć, zanim dotarło do mnie, że to groteska, parodia właśnie, że to Nic śmiesznego z innymi rekwizytami, że to Kariera Nikosia Dyzmy choć z innym tłem. Z wąsem Wałęsy.
Dopiero tak ustawiona perspektywa pozwoliła mi czytać spokojnie.
Po drugie - wcale i tak nie czytało się spokojnie, bo główny bohater to strasznie antypatyczna postać. Wkurzająca.
Po trzecie - wkurzam się na siebie, bo może wychodzi ze mnie jakaś, omatkobosko, dulszczyzna??? Jakieś kołtuny mam do rozplątania? Nie umiem sama z siebie się pośmiać? Cha, cha, cha. Właśnie że umiem. 
Po piąte i dziesiąte - żeby bez śmierdział zgnilizną - to już przesada. Totalnie. Tu już czuję się urażona do żywego! 

W każdym razie dzieje rodziny z Wołynia w naprawdę innym ujęciu, nietypowo. 

Kto teraz też chce przeczytać?? 😂
________________________
Złodzieje bzu
Hubert Klimko-Dobrzaniecki
Wyd. Noir sur Blanc
________________________
#gdziespomiedzy
#bookstagram #złodziejebzu #hubertklimkodobrzaniecki #noirsurblanc
Jakoś ponad rok temu przyszła do mnie opowieść Jakoś ponad rok temu przyszła do mnie opowieść o Henryku. Wiedziałam o nim tyle, że może się oprzeć o ciepłe deski domu, i że ma kota, i się do sobie z tymże kotem uśmiechają, i tak sobie razem czekają, zapewne na te porzeczki;) Bardzo chciałam poznać całą jego historię.

Teraz wiem trochę więcej -
Może on czeka na list. 
Może po prostu wspomina.
Na parapecie okna stygnie herbata, słychać z dala żurawie. Szarość nieba i wiatr.
Niby nic.

Tak sobie myślę, że to była najdelikatniejsza historia jaką czytałam. I będę czytać jeszcze wiele razy, bo wciąż nie wiem, czy te porzeczki to dojrzały czy nie?? 

@gosssiaaak - dziękuję! Za twoją gotowość do dzielenia się, chociaż znamy się tylko z tego, co piszemy... 
Nawet nie wiesz, jak wiele radości i wzruszenia mi podarowałaś:) 
_______________________
Kiedy dojrzeją porzeczki
Joanna Concejo
@joannaconcejo 
Wyd. Wolno
@wydawnictwowolno
_______________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #joannaconcejo #kiedydojrzejąporzeczki #wydawnictwowolno
"zamknij oczy, bądź... Rozmarzylam się przy pi "zamknij oczy, bądź...

Rozmarzylam się przy piciu kawy.
Ziemia krąży leniwie"

Dwa wersy na kartkę - można? A jakże, można. A to leniwe te wersy, a to szybkie i przewrotne. Lekkość i optymizm przeplatają się ze smutkiem. Po prostu życiowo, tylko na szczęście to życie w zamyśleniu i z dystansem. Takie życie z drugim spojrzeniem, kiedy to co zwykłe umie się przekuć w metaforę. Zegary, muszle, ołówek, piaskownica - wszystko może być poezją, lub uchwyconą myślą. 

"Wycieczka

Jesienne światło przysiadło sobie na chwilę...
I co teraz?"

Teraz można spokojnie wrócić do codzienności, już odrobinę ją zaczarowaliśmy:) 

@przeczytane.napisane - dziękuję ci! Nie tylko za te konkretne książki, ale i za wszystkie twoje blogowe polecajki:) wiesz, za to całe przeszkadzanie w życiu, bo cóż też innego robią nam gwiazdy i wiersze, i inne głupstwa, jak nie przeszkadzają! *

*To też wersy Renaty Blicharz;)
_______________________
Renata Blicharz
189 dwójek i Dwójki drugie
Wyd. Ridero 
_______________________
#gdziespomiedzy
#bookstagram #renatablicharz #189dwójek #dwójkidrugie
Kolażowe bajki. Ja zamieniam słowa, a czy one Kolażowe bajki. 

Ja zamieniam słowa, a czy one zmieniają mnie? Może, być może...

"...stworzę historię
której dałeś zaledwie
pierwszą

ciepłą

literę"

- Dorota Koman 

I tak to pisanie się kręci:)

#gdziespomiedzy
"Rano przyjechałem do tego wielkiego miasta. Cał "Rano przyjechałem do tego wielkiego miasta. Cały dzień po nim łaziłem, po jego ulicach i mostach. 
Opierałem się o poręcz i patrzyłem na wodę przez jakiś czas, właściwie wcale jej nie widząc, to znaczy widziałem wodę na początku
ale później już jej chyba nie widziałem, bo ja mam takie dwa patrzenia, i jedno z nich to było dzisiaj
bo jedno z moich patrzeń to to jest takie nicniewidzenie, zapominanie się oczami, zapadanie się w leje, które muszą być po drugiej stronie oczu".

Moje czytelnicze skojarzenia i drogi. 

"Potem pójść dalej. Dalej".

Stachura i Sołtys mi się przeplatają.
__________________
#gdziespomiedzy #bookstagram
#sierpień #pawełsołtys 
#flaneryzm
Po Wyjechali chciałam więcej sebaldowskiego pisa Po Wyjechali chciałam więcej sebaldowskiego pisania, wypożyczyłam Austerlitz. 
Jeszcze lepsze! Ten rytm, przyciąganie, czytanie jak sen, jak ciężki sen, z którego chcesz się obudzić a nie możesz, i też jednocześnie nie chcesz, bo historię trzeba wysłuchać do końca...
Dla mnie książka o poszukiwaniu tożsamości. Opowieść Austerlitza o swoim życiu poprzedzona jest  analizami architektury, i razem daje to wrażenie poruszania się po nieznanych (poznawanych) przestrzeniach,  zaglądania przez okna - kiedy nie wiesz, co możesz ujrzeć, kiedy nie wiesz, czy chcesz to ujrzeć. 
Schody, mury, ulice, wartownie, płoty. Miasta znane i miasta odgrzebywane w pamięci. Zdzieranie warstw, pod którymi czeka pamięć. 
Cień czasu. Albo też cień czasów, w których przyszło żyć. Wyrzucenie zegarków nic nie da, choć wydaje się pociągającym gestem - mówi Austerlitz - i nic z tego, niedola i udręka wciąż trwają... Jak i niekończąca się samotność. 

@bookspiracja - dzięki za wspólny zachwyt:) długo by można o Austerlitz, prawda?
___________________________
Austerlitz 
W.G. Sebald
Przekład: M. Łukasiewicz 
Wyd. Wab 
_____________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram
#austerlitz
#sebald
#wydawnictwowab
Pani Carson, cieszę się, że panią poznałam. T Pani Carson, cieszę się, że panią poznałam. Trochę było obaw, bo zwykły człowiek to się jednak waha - czy zrozumie, czy jest godzien, czy aby na pewno wolno mu sięgnąć po Literaturę Wielką - i jeszcze pół biedy jak coś jednak znajdzie dla siebie i pochwali, ale jak niedajboże się nie spodoba??? Jak to napisać! Ale pani, droga Anne Carson, to mnie zagarnęła całą, szczerze i bez reszty.

Autobiografia czerwonego to historia Geriona. A Gerion jest inny - czerwony i skrzydlaty. Jest to więc historia o odrzuceniu i poszukiwaniu bliskości. Pisana czy raczej malowana? Czytanie książki przypominało czasem oglądanie obrazu, czy też układanie go z elementów uczuć, emocji, myśli. Do tego niezbędna szczypta ironii, specyficznego humoru. 
Książka do odczuwania. 
Zmieniająca formę, albo raczej wymykająca się powierzchownym podziałom. Dramat? Esej? Proza poetycka? Eksperyment literacki? 
Nie to jest ważne, nie dla mnie. Ja chciałabym wciąż słuchać historii o Gerionie, o jego nie-zrobionych  fotografiach, o nieśmiertelności, o tajemnicy, jaką jesteśmy sami dla siebie.
Historii o byciu pomiędzy światłem a ciemnością, wszak: "wspaniałe z nas istoty, myśli Gerion. Jesteśmy sąsiadami ognia". 
I to połączenie:  tytułowy czerwony i zacytowane ostatnie zdanie z ogniem też coś znaczy, może jak przeczytam jeszcze raz to złapię to coś, na razie zostawiam sobie na obrzeżach myśli. 
Niech eksperyment trwa.
__________________
Autobiografia czerwonego 
Anne Carson
Wyd. Ossolineum, seria Wygłosy
@ossolineum.wydawnictwo 

Wypożyczone z @mbpwejherowo 

#gdziespomiedzy #bookstagram #autobiografiaczerwonego #annecarson #ossolineum
Danilo Kiš Grobowiec dla Borysa Dawidowicza Tłum Danilo Kiš
Grobowiec dla Borysa Dawidowicza
Tłum. Danuta Cirlić-Straszyńska
Wyd. Czarne
________________________
Jednego dnia usłyszeć o człowieku po raz pierwszy, drugiego odkryć, iż człowiek ten jest w bibliotece - niektórzy wygrywają w totka, a ja wygrywam w książki:) Te nieoczywiste, najlepsze. 
Grobowiec to opowiadania/powieść/siedem rozdziałów wspólnej historii - więc już po tych podtytułach wiemy, że nic nie wiemy, albo też, że stoimy na niepewnym gruncie. I tak przez wszystkie strony - prawda miesza się ze zmyśleniem - niby nic nowego w literaturze - ale miesza się wciąż udając prawdę. Dokument, który jest literacką fikcją. Odnośniki do biografii, które nie istnieją. 
A co wspólnego w tych siedmiu historiach? Rewolucja, co pożera własne dzieci. Ktoś chciał wierzyć i oddać się  idei a tu jednak - ironia losu - totalitaryzm pokazuje, gdzie ma idee. Najstarsza z historii dzieje się w czasach Wielkiej Inkwizycji, więc nie o sam wiek XX idzie, a o całokształt ludzkich wyborów, dążeń i poszukiwań - poszukiwań, jak jeszcze inaczej możemy sobie urządzić piekło. I siebie w nim urządzić. 

A równie wybornie czyta się dyskusje o samej książce, choć nie ma tego dużo, ale widać, jak Grobowiec daje do myślenia. 

Dziękuję za uwagę, lecę dalej do biblioteki:)
_____________________
#gdziespomiedzy #grobowiecdlaborysadawidowicza #danilokiš #wydawnictwoczarne
Była sobie kiedyś dobrozła wróżka. Kiedy kto Była sobie kiedyś dobrozła wróżka. 
Kiedy ktoś tęsknił, przchodziła i zamieniała w lód serce, język i nogi, żeby te nie chciały nigdzie biec. A oddech w siwy dym.
.....

Kolaż do wiersza Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej pt. Mewa:

"Tęskonta nade mną szeleszcze.
Trąca mnie skrzydłem mewiem.
Czy wciąż ta sama jeszcze?
Nie wiem! Nie wiem..."

@dozamotaniajedenkrok @chwila_ze_sztuka 
i #kolażzpoezją 

#gdziespomiedzy
Mój Instagram

życie i książki

Jesteś ważny, wiesz?

26 stycznia 2023
życie i problemy

Czapeczka i tożsamość

16 stycznia 2023
życie i książki

Czytamy dzieciom. Tym trochę starszym.

26 listopada 2022
życie i ...

O marzeniach i życzeniach

30 grudnia 2022
życie i problemy

„Nastolatkozmagania”

29 października 2021
życie i ...

Całkiem nowy synek

26 września 2021
życie i problemy

Taki sobie zwyczajny tydzień

23 października 2021
życie i ...

Listy znad morza

6 lipca 2024
życie i problemy

„Kołyska”

16 grudnia 2021
życie i książki

„Uparte serce”

30 stycznia 2022

© 2025 gdzieś pomiędzy | Powered by Minimalist Blog WordPress Theme