Skip to content
napis gdzieś pomiędzy - blog o życiu i...
Menu
  • O mnie
  • Gdzieś pomiędzy – czyli gdzie?
  • życie i …
  • życie i książki
  • życie i problemy
  • Czytamy dzieciom
  • Opowieści rodzinne
Menu
wakacje - spacer po łące

Opowieści rodzinne. Prawie lato – część 6. Urodziny Hani

Posted on 27 kwietnia 202327 kwietnia 2023 by Ola

W piekarni “Bezik” od rana panował dziś wielki ruch. Nic dziwnego, była sobota, sprzedawały się nie tylko świeże bułeczki, ale i ciasta, drożdżówki, serniki z truskawkami, tartaletki z bitą śmietanką, a pani Halska miała zaraz odebrać tort na urodziny swojej córki. Pan Romuald, co prowadził “Bezik” od tylu lat, że zdaniem niektórych powinien samo stworzenie Miłczyc pamiętać, znał rozkład urodzin w rodzinie Halskich jak we własnej. Zimą urodziny miał Jędrek, ten zamyślony, poważny chłopak, co spojrzeniem przewiercał człowieka na wylot, latem mała koza, Julka, jesienią od paru lat urodzinki obchodził mały Sławcio, co to zawsze, ale to zawsze musiał zadać kilka pytań odnośnie świata, a późną wiosną – najstarsza Hania. W tym roku przypadały jej osiemnaste, toteż tort był szczególny, pan Romuald osobiście robił ozdoby i był z siebie bardzo zadowolony. Rodzina Halskich zdała się na jego wyczucie smaku zarówno dosłownie, jak i estetycznie, i wyszło małe arcydziełko. Do czasu odebrania pyszniło się na wystawie i przyciągało wzrok wszystkich klientów.  

Tort zaiste był niezwykły. Pan Romuald nie użył tej okropnej masy cukrowej, co to ją każdy potajemnie odkłada, bo zjeść się tego po ludzku nie da, ale użył sprawdzonej od stuleci śmietanki. Całe piękno i artyzm tkwiły w sposobie ozdobienia – ukoloryzowana śmietanka sprawiała wrażenie, że tort jest obrazem. Przeplatały się na nim letnie kolory soczystej zieleni i niebieskiego nieba, u spodu delikatnie prześwitywały skromne biało-żółte kwiaty stokrotek, wyżej pyszniły się czerwoniutkie maki. Fragment tortu muśnięty był żółtym, słonecznym blaskiem. Całość wyglądała jak wcielenie Lata w swojej kolorowości, aż chciało się uśmiechnąć i pobiec boso po tej śmietankowej kolorowej łące. 

W smaku pan Romuald postawił na czerwcową tradycję – tort był truskawkowy. Najlepszy. Co jakiś czas cukiernik zerkał na ciasto znad lady i jakby miał wąs, to by go podkręcał z zadowolenia. A tak się leciutko do siebie uśmiechał. 

Tymczasem w domu Zosi trwało sobotnie sprzątanie, dom miał być gotowy na gości, co oczywiście było najtrudniejszym zadaniem pod słońcem, zwłaszcza w rodzinie, gdzie każdy miał swoje zdanie na temat porządku.  

Sławcio i Julka wyciągali kolejne klocki, misie, puzzle i zamiast układać je na półkach zaczynali tysięczną zabawę, czekając, kiedy to zabawki zaczną wypełzać z ich pokoju na korytarz, ewentualnie kiedy zaczną same się układać z powrotem na miejsce.  

Jędrek biegał po ogrodzie ze swoją bandą, z Sandrą i Wojtkiem, wnosili ciągle do domu pełno piachu, wbiegając to po wodę, to po truskawki, to szukając piłki.    

Robert siedział w kuchennym fartuszku przy dużym stole i dyrygował krojeniem warzyw do sałatki, w roli dyrygowanych pomocników występowały Hania, jej przyjaciółka Liwia i ciocia Alicja. Alicja z miłą chęcią zamieniła się rolami z Zosią i ruszyła ochoczo do kuchni kroić, siekać, ustawiać, mieszać, za to Zosia z jeszcze większą chęcią zajęła się małym Mikołajem. Uciekła z nim do ogródka, wdzięczna za możliwość wydostania się z kuchni.  

 – Tak, tak Mikołajku – mówiła do swojego bratanka, podając mu łopatkę do piaskownicy – ciocia Zosia nie nadaje się dziś do kuchni. W ogóle nie nadaje się dziś do ludzi, wiesz? No, ciebie nie liczę, z tobą się dogadam. Ale po tym wszystkim, co się ostatnio wydarzyło, nie umiem dogadać się z Hanką. Nie rozumiem tej dziewczyny, wiesz?  

Mikołajek wesoło potrząsał łopatką, nie przejmując się, że piasek leci wszędzie, tylko nie do wiaderka. Bawiło go samo sypanie. 

– Powinna myśleć o swojej przyszłości, mieć jakiś plan, prawda? – ciocia Zosia stwierdziła najwidoczniej, że znalazła wdzięcznego słuchacza i mówiła dalej. – I już nawet nie chodzi mi o samo wydarzenie z pomalowaniem muralu przy szkole, może to i dobrze, że nie jest obojętna, że liczą się dla niej przyjaciele. Ale co to właściwie zmieniło? Ano nic, prawda Mikołajku? To był tylko gest buntu i wszyscy teraz każą mi ją podziwiać. A ja się boję, że jak zauważy, że takie gesty nic nie dają, to wpadnie w rozpacz. 

– Pać. Pać, pać. Daj. 

– Patrzę, patrzę, kotku. Wiesz, może ja rzeczywiście przesadzam, w końcu to już jej życie, prawda? Jest już zupełnie dorosła. Mnie też kiedyś mama nie rozumiała…  

– Ma-ma, ma-ma – Mikołajek radośnie przyłączył się do rozmowy. 

– Tak, mama. Na razie to twój cały świat, mama i tata. Na razie wszystko jest takie proste. Ciesz się tym. Potem będziesz sobie myślał, że wszystko robią źle. A oni chcą dobrze… 

– Naprawdę myślisz, że to wszystko tłumaczy? Że ktoś chce dobrze i to wszystko usprawiedliwia? Ty też chcesz dobrze… 

Zosia rozejrzała się w popłochu. Zza wielkiej śliwy rosnącej przy piaskownicy, zakrywającej widok na wyjście z domu, wyłoniła się jej własna mama, Asia Szreder. Na łańcuszku dyndały jej okulary, w ręku trzymała mus jabłkowy, siwe włosy jak zwykle tworzyły zawirowania wokół głowy.  

– Mamo, co ty ludzi straszysz! I od razu z pytaniami. Od razu ja coś robię źle, tak? – Zosia mówiła półżartem, półserio. – A w ogóle to co się stało, już pora na gości?  

– Nie, spokojnie. Przyszłam szybciej, tort od razu odebrałam. Śliczny wyszedł. Ten nasz “Bezik” to jakiś zaczarowany jest. Ale mnie tu nie zagaduj, powiedz mi no, córcia, czy to, że ktoś chce dobrze, wszystko usprawiedliwia? I masz, mus Alicja dała dla Mikołajka. 

Zosia milczała. Tak postawione pytanie o dobro i zło, zbiło ją nieco z pantałyku. Przypomniała sobie, jak to samo mówiła Hani, parę wieczorów temu: “Hania – mówiła wtedy wzburzona Zosia. – Ja wiem, że chciałaś dobrze. To młodzieńcza brawura, to młodzieńczy idealizm, ale jesteś już dorosła. Nie możesz zachowywać się jak dziecko”. To kto ma w końcu rację?… 

Cisza przy piaskownicy przedłużała się.  

Z dala dochodziły okrzyki dzieciaków grających przed domem w piłkę, przez otwarte okna i drzwi dolatywały z kuchni i salonu wybuchy śmiechu zmieszane z muzyką. Zosia po kolejnych utworach rozpoznawała, kto rządził playlistą, Sanah na przykład na pewno wybrał Robert, to on się rozczulał na dźwięki jej piosenek. Nie widziała, co się dzieje w domu, ale mogła dokładnie sobie wszystko wyobrazić – jak Robert podśpiewując pod nosem szuka łyżeczek i noży, jak pyta, gdzie musztarda i czemu tak mało sałatki wyszło, wyobrażała sobie, jak Hania wymachuje rękoma tłumacząc coś wszystkim, jak Alicja robi sobie kolejną kawę, jak Liwia roześmiana i swobodna przyłącza się do wszystkich po trochu, tu krojąc, tu podając, tu też podśpiewując.  

–  Nie wiem, czy to coś usprawiedliwia. Może tak, może nie. Wiem, że chciałabym, żeby nikt ich nigdy nie skrzywdził – odezwała się w końcu Zosia na głos, trochę niespodziewanie dla samej siebie. Nie patrzała na Asię, skupiła się na podawaniu łyżeczką musu swojemu siostrzeńcowi. – Wiem, że to nierealne, wiem, ale nie mogę się z tym pogodzić. Czasem mam wrażenie, że z tego martwienia się tracę wszystkie siły. Ale nie wiem, jak przestać. Jak ty przestałaś? Kiedy? 

Asia wzruszyła ramionami.  

– Teraz ja powiem: nie wiem. Chyba nigdy człowiek nie przestaje się martwić o swoją rodzinę. Może jednak z czasem się przyzwyczaja. A może za dużo się wydarzyło, żebym udźwignęła takie ciągłe martwienie się. No nie wiem, córcia.  

Zosia zamyślona wpakowała łyżeczkę musu do ust sobie, nie Mikołajowi, na szczęście maluch wydawał się już znudzony jedzeniem i wrócił do przesypywania piaseczku. Rozgrzane powietrze pachniało kwiatami starych drzew owocowych, co jakiś czas parę biało-różowych płatków delikatnie opadało na trawę. Kilka zabłąkało się na jasną główkę Mikołaja, Zosia leciutko i miękko strąciła je z jasnych włosków. Patrzała wciąż przed siebie, nie odwróciła głowy w kierunku mamy, przytłumionym głosem pytała dalej: 

– Mamo, a nie żałujesz niczego? Jak byś mogła wybrać jeszcze raz, rozwiodłabyś się? Czy nie?  

Z drzewa sypnęło mocniej białymi płatkami. Zawirowały w powietrzu i mały Mikołaj wyciągnął do nich rączki.  

– Ech, nic bym nie zmieniła. Może nie wychodziłabym za mąż w ogóle. To było od początku nieporozumienie. Ty to już słabo pamiętasz, ale… on… to nie był dobry mąż. Ani ojciec. Lepiej nam było bez niego.  

Asia skończyła mówić, niepewna, czy ma coś jeszcze dodać, czy nie popełnia błędu. Zerknęła na córkę. Do czego właściwie dąży jej tajemnicza Zosia? Chyba nie układa jej się tak źle z Robertem?! Co jej po głowie krąży w dzień urodzin Hani? Czemu w ogóle schowała się tu, w piaskownicy? Dziwne to wszystko. Ale Zosia zawsze była trochę dziwna. Zawsze wszystko po swojemu. Zawsze uważała, że wie lepiej i nie cierpiała prosić o pomoc. Już samo to, że Zosia o coś pyta i słucha odpowiedzi, było faktem godnym uczczenia.  

– Zosieńka… – zaczęła ostrożnie jej mama, mając nadzieję, że jeszcze trochę pociągnie rozmowę, ale córka szybko jej przerwała. Odwróciła w stronę mamy i domu i odezwała się już swoim normalnym głosem: 

– Nie, mamo, nic się nie dzieje, nie musisz pytać. Dobrze zgadłam, że tak chciałaś spytać? 

– Tak, dobrze – westchnęła Asia. – Już nic nie mówię. Widzę, że wszystko w normie, no nie, Mikołajku? Ciocia Zosia – Samosia nie potrzebuje rozmowy. No idę już sobie, idę. 

Asia podparła się ręką, powoli podniosła z desek piaskownicy i rozmasowała sobie plecy. – Już nic nie mówię – mruknęła pod nosem i ruszyła w stronę domu. Z tarasu wyglądał Jaś, czekając na swoją nie-żonę, lekko zaniepokojony jej dłuższą nieobecnością. Kiedy do niego podeszła, bez słów się na chwilę przytuliła. Jak zwykle dodało jej to sił i razem weszli do salonu przygotowywać urodzinowo stół. Stół, który zbudował jeszcze Asi ojciec. Solidny był ten stół, najlepszy, a Robert jako stolarz roztaczał nad nim fachową opiekę. Stół, który niejedną historię mógłby opowiedzieć…  

– A co ty znowu robisz? Kawa będzie, jo?  – Waldek przyszedł z pracy już zawiany. Pewnie niedługo go wyrzucą, znowu. Asia wcale im się nie dziwiła. Dziwiła się tylko sobie, że jeszcze to wytrzymuje. Zacisnęła zęby i dalej rozkładała talerze i sztućce na stole, zaraz mieli pić kawę z okazji urodzinek Zosi. Całe trzy latka – tyle ma jej córcia.  Nie zwracając uwagi na męża, który zresztą przeszedł już dalej i rozłożył się na kanapie przed telewizorem, przeliczyła szklanki. Mama, Róża, Sułkowska też wpadnie, obiecała ciasto przynieść, może męża weźmie, mąż Sułkowskiej bardziej się do ludzi nadaje niż wieczne pijany i kłócący się Waldek, no, tyle szklanek będzie. Dobrze, bo ostatnio znów jedna się stłukła. Za kruche te szklanki były. Nie wytrzymywały wiele. Ale na szczęście nikt ich sklejał i nie kazał im żyć dalej – pomyślała Asia, rozmasowując sobie ramię. Dziergany na drutach sweterek zakrywał sine ślady palców.  

Na stole stały więc całe szklanki w koszyczkach, stała kryształowa cukiernica, stały gotowe do podgryzania paluszki. Nie zabrakło też koreczków serowych, które mała Zosia tak lubiła. Tort z “Bezika”, czekoladowo-maślany, z orzechami, i już. To i tak nadszarpnęło domowy budżet, do wypłaty będą jeść chleb z dżemem, westchnęła Asia. Na szczęście Zosieńka jest jeszcze tak malutka, że nie zwraca uwagi na prezenty. Dostała już dziś rano od babci lalkę, która zamykała i otwierała oczy, i mówiła “ma-ma”, i malutkiej to wystarczyło. Nie przejmowała się, że widziała już tę lalkę wcześniej u babci w pokoju, że nie jest to nowy prezent, prosto ze sklepu. Zrozumiała, że teraz lala jest jej i była szczęśliwa.  

“Gdyby Waldek nie… – zaczęła ze złością myśleć Asia, znów dotykając swojego ramienia. – Gdyby… Ech, po co te myśli, i tak się nic nie zmieni… Zosieńka ma dopiero trzy lata, potrzebuje i mamy i taty, tak przecież musi być… Sama jej takiego na ojca wybrałam, to teraz mam za swoje… Jak połowa kobiet z Miłczyc. I co, rozwiedziemy się wszystkie? W życiu! A przecież widzę, co się dzieje, ślepa nie jestem!” 

– Waldek! – krzyknęła głośno, zła na siebie, na życie i na tę połowę kobiet z Miłczyc, co dały się wciągnąć w takie życie. – Idź się umyj, zaraz wszyscy przyjdą, proszę cię! Nie leż już, no proszę cię! 

– Tata! – ze schodów zbiegła córeczka, jej czarne oczka śmiały się do taty. – Będzie tolt! I goście! Hulla! Śto jat, śto jat – mała śpiewała sama sobie, aż Waldek się roześmiał, ubawiony, i usiadł przy stole. 

Zosieńki on nie skrzywdził nigdy, trzeba mu to było przyznać.  

Jeszcze, obawiała się Asia.  

Pogładziła stół, wyrównała serwetkę i poszła zawołać mamę i Różę. Usiądą już do tej kawy, zrobią to dla Zośki, chociaż napięcia między jej mężem a resztą rodziny nie dało się uniknąć. Dobrze, że Sułkowscy też będą. Jakoś to zniosą…  

To był ostatni raz, kiedy na stole stały te najkruchsze szklanki. Ostatni wspólny tort, ostatnie wymuszone wspólne żarty. Siedemdziesięcioletnia Asia, układając przepiękny tort urodzinowy wnuczki i grube, ceramiczne kubki na blacie, nagle uświadomiła sobie, że stół to właściwie jedyne, co przetrwało zawieruchę przemian tych wszystkich lat. Zmieniło się tak wiele! Zosia z Robertem wyremontowali i wymienili wiele sprzętów w domu na nowe, ona sama z chęcią przeniosła się do mniejszego mieszkania w kamienicy, jak tylko Jaś ją o to poprosił; po trzecich urodzinkach Zosi zginęły w wypadku mama i Róża, Waldek w końcu też odszedł… No, Asia trochę mu pomogła.  

Czy żałowała? Nie. Zosia chyba to rozumie? Asia myślami wróciła do rozmowy przy piaskownicy, ale po chwili potrząsnęła głową. Dziś jest dzień Hani, nie będzie teraz rozpamiętywać przeszłości. Koniec, basta.  

Pomyślę o tym jutro, mruknęła Asia pod nosem. 

A przy stole stali dziś ci, których łączyła miłość i życzliwość, pomimo wszystkich codziennych trosk. Nikt nie musiał wysilać się na dobry humor, zakrywać siniaków, maskować uśmiechem strachu i łez.  

– Asia, ty płaczesz? – szepnął jej do ucha Jasiek. – Wzruszasz się na starość nagle, czy co?  

– Sam się wzruszasz, stary ośle. Coś mi wpadło do oka, to wszystko – 

odszepnęła Asia i ścisnęła pod stołem rękę swojego niemęża.  

– Hania, ty to masz babcię. To jest dopiero Degeneratka. Totalnie bez przyszłości – zachichotała za plecami Asi Liwia. Obserwowały całą scenę stojąc w drzwiach.  

– Ty się nie śmiej. Jak dorosnę, chcę być babcią! – mówiła Hania, patrząc na Asię z uwielbieniem. – Tylko mi nie mów, że już jestem dorosła. Mama powtarza mi to tysiąc razy dziennie. Bleh. Słuchać tego nie można!  

– No dobra, dawaj te sałatki. Uważaj, mały Mikołaj pędzi z ogrodu!  

– A za nim moja mama. Zaraz się zacznie, zobaczysz! 

– Hania! – usłyszały dziewczyny z ogrodu. – Przygotowaliście wszystko? Goście zaraz idą! To twoje dorosłe urodziny, musisz sobie radzić! 

Liwia zachichotała ponownie i pomachała do pani Zosi. – Mama to co innego niż babcia, wiadomo – wymądrzyła się jeszcze. – Jak twoja mama będzie babcią, to też będzie lepsza, cha, cha! 

– ODPUKAJ! – usłyszała oszołomiona Lidka ze wszystkich stron.  

Usłyszała ją nie tylko Hania, ale i Zosia. I Asia. I Robert. A że z góry zbiegły w końcu maluchy, i dopytywały się, czemu Liwka ma odpukiwać i co, to zrobił się wkrótce iście zdegenerwoany hałas.  

W całym tym zamieszaniu Hania zobaczyła, jak mama patrzy na nią i w końcu w jej oczach widać iskierki uśmiechu. Urodziny mogły się rozpocząć. 

Nawigacja wpisu

← O depresji fachowym okiem. Rozmowa
Czytam z sentymentem →

2 thoughts on “Opowieści rodzinne. Prawie lato – część 6. Urodziny Hani”

  1. Kasia pisze:
    30 kwietnia 2023 o 10:00

    Olu, ja mam tylko jedno do powiedzenia: pięknie. Wciągająco. Za krótko! I jeszcze, że mogłoby być więcej! No, to może jednak trochę więcej niż jedno mam do powiedzenia. Tyle się naczekam, a tu ledwie skrawek, piękny taki, czerwcowy, ale co dalej? Chcę więcej babci Asi. I tajemniczej Róży. I Zosi, i Hani, i dzieci…
    Czekam!

    Odpowiedz
  2. Hanna Dominik pisze:
    30 kwietnia 2023 o 12:41

    Olu przeczytałam i zobaczyłam ich wszystkich ten tort ogród ten stół poczułam uczucia i problemy ich wszystkich oczarowałaś mnie swoją opowieścią będę czekała na dalszy ciąg z radością ☘️https://media.tenor.com/AL8T87f64-cAAAAM/thanks.gif

    Odpowiedz

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

kontakt
Ola, siedzi w oknie, zdjęcie czarno - białe, melancholijne, bo tematem jest czas
To ja, Ola, zapraszam do mojego zwykle uśmiechniętego świata. Choć chwile zwątpienia, goryczy i szarości też tu są, co zrobić... Też tak masz? To się zrozumiemy!
Poczytasz u mnie o codzienności, o polecanych książkach, czasem o wychowaniu. Ot, życie najzwyczajniejsze. Choć przeplatane bajkami!

Ostatnie wpisy:

  • Trochę o ogrodach
  • dziś jest tylko wyrazem
  • Bajki
  • Co czytać – moim zdaniem
  • Wielkie piękno zmienności

Archiwa blogowe:

  • wrzesień 2025
  • sierpień 2025
  • czerwiec 2025
  • maj 2025
  • luty 2025
  • grudzień 2024
  • listopad 2024
  • październik 2024
  • wrzesień 2024
  • sierpień 2024
  • lipiec 2024
  • czerwiec 2024
  • maj 2024
  • kwiecień 2024
  • marzec 2024
  • luty 2024
  • styczeń 2024
  • grudzień 2023
  • listopad 2023
  • październik 2023
  • wrzesień 2023
  • sierpień 2023
  • lipiec 2023
  • czerwiec 2023
  • maj 2023
  • kwiecień 2023
  • marzec 2023
  • luty 2023
  • styczeń 2023
  • grudzień 2022
  • listopad 2022
  • październik 2022
  • wrzesień 2022
  • sierpień 2022
  • lipiec 2022
  • czerwiec 2022
  • maj 2022
  • kwiecień 2022
  • marzec 2022
  • luty 2022
  • styczeń 2022
  • grudzień 2021
  • listopad 2021
  • październik 2021
  • wrzesień 2021
  • życie i …
  • życie i książki
  • życie i problemy

anegdotki dobry humor dziecko jesień kryminały książki malarstwo matka-feministka małżeństwo musierowicz muzyka mąż notatki nowy_dzień opowiadanie przepis reportaże rodzina rozmowa rozmowy samo życie spokój współczucie wychowanie wyjaśnienie zdjęcia zdrowie święta żółte liście

gdzies.tam.pomiedzy

Przeważnie czytam.
Czasem piszę o życiu: bajki i inne bzdurki.

Dobre to było kryminalne czytanie, muszę przyzna Dobre to było kryminalne czytanie, muszę przyznać. Takie wyważone - akcja, groza i humor w proporcjach, które pozwalają zanurzyć się w książce z przyjemnością.

A sama historia oparta jest najpierw o opowieści  rodzinne, sięgające jeszcze czasów powstania styczniowego, potem autor sięga po opowieści i kroniki kryminalne, dodaje też parę legend z gór świętokrzyskich. 
Siembieda scala to wszystko historią dwóch zwaśnionych rodzin, dla których honor = zemsta i kto tego równania nie rozumie, to do rodziny nie należy, koniec kropka. Ech, Jadźka, mogłaś pokochać kogo innego, a tak to szekspirowski dramat się ułożył... 

Dodam, że nie jest to właściwie typowy kryminał, trochę się wymyka gdzieś obok, powiedziałabym bardziej: opowieść kryminalna. Z panoramą zawieruchy dziejów w tle, bo jak na powstaniu styczniowym się zaczęło, tak kończy się w czasach programu Temat dla reportera. Nie szukamy z komisarzami sprawcy, nie grzebiemy z detektywami czy profilerami w głowach morderców - bo wiemy co i kto. A jednak zostajemy z pytaniem o tę naszą ludzką naturę... 

I z obrazem wosku skapującego z gromnicy, kiedy zostaje wydany wyrok.

Jesienna polecajka - jak najbardziej!

@znak_literanova @monika_i_ksiazki - współpraca barterowa - i to udana, dziękuję :) 
____________________________
Maciej Siembieda 
@maciejsiembieda
Gołoborze
Wyd. Znak Literanova
#wspolpracabarterowa
______________________________
#gdziespomiedzy #bookstagrampl #maciejsiembieda #gołoborze #maciejsiembiedagołoborze
#wydawnictwoznakliteranova
Jak zadbać o siebie, kiedy w dzieciństwie nikt c Jak zadbać o siebie, kiedy w dzieciństwie nikt cię tego nie nauczył - próba odpowiedzi. 
Próba, bo to pytanie na które nie będzie jednej prostej odpowiedzi. 

Więc - czy to próba udana? 

Dla mnie tak. Poradnik Niewidzialne rany mogę spokojnie polecać, jeżeli szukacie książkowo-fachowej pomocy w zakresie uporania się z dorastaniem w dysfunkcyjnym domu. 
Bez ckliwości, konkretnie o problemach w dorosłym życiu, kiedy dzieciństwo nie zapewniło ci stabilności emocjonalnej i kiedy wciąż jedną nogą - a raczej częścią umysłu - w tym rodzinnym domu tkwisz. 

"Chcę pokazać mechanizmy, zależności i schematy, które posłużą ci do stworzenia instrukcji obsługi własnej głowy" - pisze we wstępie autorka. Nie obiecuje różów ani brokatów na nowej ścieżce życia, ale mówi: spróbuj się sobie przyjrzeć z boku, daj sobie szansę. Przeczytaj, czemu się boisz, czemu wciąż jesteś przekonana o swojej "beznadziejności", a jak trzeba to idź też na terapię, przegadaj to swoje życie, daj sobie przyzwolenie na pomoc.

Warto zwrócić uwagę, że nie jest to akt oskarżenia wobec rodziców, nie - cała uwaga skupiona jest na próbie zrozumienia, przyjęcia pewnych faktów i zdecydowania się na takie życie, które nie będzie już uwięzieniem w przeszłości. 

Poradnik o odzyskiwaniu równowagi, nie dzięki magicznym plasterkom, a dzięki wiedzy z zakresu psychologii. 
Więc ja mówię: tak. Polecajka - jeśli potrzebujesz. 

#współpracabarterowa z @wydawnictwo_publicat
_____________________
Niewidzialne rany
Andżelika Dominiak-Banach
@andzelika.dominiak_psycholog
Wyd. Publicat
Ilustracje: Patrycja Niewiadomska
________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #niewidzialnerany #andżelikadominiakbanach  #wydawnictwopublicat
Arabeski to rodzaj wypełnienia, tło, ozdobne mot Arabeski to rodzaj wypełnienia, tło, ozdobne motywy - coś co nie jest głównym obrazem. Mikroświaty. 
Opowiadane mimochodem, przyuważone, tu ślub, tu szpital, tam sprzątanie, albo ta smutna randka w hotelu, dzieciaki, którym zawozi się puszki i konserwy, przecież wojna, ale też przecież zwyczajne życie...
Ślady i zapiski spomiędzy światów ważniejszych i bardziej zrozumiałych: frontu i codzienności. 
Kiedy nachodzą na siebie, wszystko staje się inne. Niepasujące. Poprzesuwane.
Czytanie takich książek staje się rodzajem  współodczuwania, trudno z tych opowiadań wyjść. I to jeszcze w taki na przykład złoty październik sobie wyjść, ale warto je przeczytać, naprawdę.
Przynajmniej ja tak myślę;)

A wypożyczone są Arabeski z biblioteki, przypadkiem, kiedy tak chciałam już nic nowego nie brać, ach te postanowienia...
____________________________
Arabeski
Serhij Żadan
Tłum. Michał Petryk 
Wyd. Czarne
_____________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #arabeski #serhijżadan #wydawnictwoczarne
Sięgnęłam po Złodziei bzu, bo akurat miałam n Sięgnęłam po Złodziei bzu, bo akurat miałam na telefonie. A miałam bo kiedyś naczytałam się, że "czytajcie, czytajcie, będzie fajnie!".
No i nie, nie było fajnie, składam reklamację! I skargę i zażalenie. I ja się tak nie bawię i już.
Po pierwsze - nie było ostrzeżenia, że to parodia. Zdążyłam się pierdyliard razy oburzyć, zanim dotarło do mnie, że to groteska, parodia właśnie, że to Nic śmiesznego z innymi rekwizytami, że to Kariera Nikosia Dyzmy choć z innym tłem. Z wąsem Wałęsy.
Dopiero tak ustawiona perspektywa pozwoliła mi czytać spokojnie.
Po drugie - wcale i tak nie czytało się spokojnie, bo główny bohater to strasznie antypatyczna postać. Wkurzająca.
Po trzecie - wkurzam się na siebie, bo może wychodzi ze mnie jakaś, omatkobosko, dulszczyzna??? Jakieś kołtuny mam do rozplątania? Nie umiem sama z siebie się pośmiać? Cha, cha, cha. Właśnie że umiem. 
Po piąte i dziesiąte - żeby bez śmierdział zgnilizną - to już przesada. Totalnie. Tu już czuję się urażona do żywego! 

W każdym razie dzieje rodziny z Wołynia w naprawdę innym ujęciu, nietypowo. 

Kto teraz też chce przeczytać?? 😂
________________________
Złodzieje bzu
Hubert Klimko-Dobrzaniecki
Wyd. Noir sur Blanc
________________________
#gdziespomiedzy
#bookstagram #złodziejebzu #hubertklimkodobrzaniecki #noirsurblanc
Jakoś ponad rok temu przyszła do mnie opowieść Jakoś ponad rok temu przyszła do mnie opowieść o Henryku. Wiedziałam o nim tyle, że może się oprzeć o ciepłe deski domu, i że ma kota, i się do sobie z tymże kotem uśmiechają, i tak sobie razem czekają, zapewne na te porzeczki;) Bardzo chciałam poznać całą jego historię.

Teraz wiem trochę więcej -
Może on czeka na list. 
Może po prostu wspomina.
Na parapecie okna stygnie herbata, słychać z dala żurawie. Szarość nieba i wiatr.
Niby nic.

Tak sobie myślę, że to była najdelikatniejsza historia jaką czytałam. I będę czytać jeszcze wiele razy, bo wciąż nie wiem, czy te porzeczki to dojrzały czy nie?? 

@gosssiaaak - dziękuję! Za twoją gotowość do dzielenia się, chociaż znamy się tylko z tego, co piszemy... 
Nawet nie wiesz, jak wiele radości i wzruszenia mi podarowałaś:) 
_______________________
Kiedy dojrzeją porzeczki
Joanna Concejo
@joannaconcejo 
Wyd. Wolno
@wydawnictwowolno
_______________________
#gdziespomiedzy #bookstagram #joannaconcejo #kiedydojrzejąporzeczki #wydawnictwowolno
"zamknij oczy, bądź... Rozmarzylam się przy pi "zamknij oczy, bądź...

Rozmarzylam się przy piciu kawy.
Ziemia krąży leniwie"

Dwa wersy na kartkę - można? A jakże, można. A to leniwe te wersy, a to szybkie i przewrotne. Lekkość i optymizm przeplatają się ze smutkiem. Po prostu życiowo, tylko na szczęście to życie w zamyśleniu i z dystansem. Takie życie z drugim spojrzeniem, kiedy to co zwykłe umie się przekuć w metaforę. Zegary, muszle, ołówek, piaskownica - wszystko może być poezją, lub uchwyconą myślą. 

"Wycieczka

Jesienne światło przysiadło sobie na chwilę...
I co teraz?"

Teraz można spokojnie wrócić do codzienności, już odrobinę ją zaczarowaliśmy:) 

@przeczytane.napisane - dziękuję ci! Nie tylko za te konkretne książki, ale i za wszystkie twoje blogowe polecajki:) wiesz, za to całe przeszkadzanie w życiu, bo cóż też innego robią nam gwiazdy i wiersze, i inne głupstwa, jak nie przeszkadzają! *

*To też wersy Renaty Blicharz;)
_______________________
Renata Blicharz
189 dwójek i Dwójki drugie
Wyd. Ridero 
_______________________
#gdziespomiedzy
#bookstagram #renatablicharz #189dwójek #dwójkidrugie
Kolażowe bajki. Ja zamieniam słowa, a czy one Kolażowe bajki. 

Ja zamieniam słowa, a czy one zmieniają mnie? Może, być może...

"...stworzę historię
której dałeś zaledwie
pierwszą

ciepłą

literę"

- Dorota Koman 

I tak to pisanie się kręci:)

#gdziespomiedzy
"Rano przyjechałem do tego wielkiego miasta. Cał "Rano przyjechałem do tego wielkiego miasta. Cały dzień po nim łaziłem, po jego ulicach i mostach. 
Opierałem się o poręcz i patrzyłem na wodę przez jakiś czas, właściwie wcale jej nie widząc, to znaczy widziałem wodę na początku
ale później już jej chyba nie widziałem, bo ja mam takie dwa patrzenia, i jedno z nich to było dzisiaj
bo jedno z moich patrzeń to to jest takie nicniewidzenie, zapominanie się oczami, zapadanie się w leje, które muszą być po drugiej stronie oczu".

Moje czytelnicze skojarzenia i drogi. 

"Potem pójść dalej. Dalej".

Stachura i Sołtys mi się przeplatają.
__________________
#gdziespomiedzy #bookstagram
#sierpień #pawełsołtys 
#flaneryzm
Po Wyjechali chciałam więcej sebaldowskiego pisa Po Wyjechali chciałam więcej sebaldowskiego pisania, wypożyczyłam Austerlitz. 
Jeszcze lepsze! Ten rytm, przyciąganie, czytanie jak sen, jak ciężki sen, z którego chcesz się obudzić a nie możesz, i też jednocześnie nie chcesz, bo historię trzeba wysłuchać do końca...
Dla mnie książka o poszukiwaniu tożsamości. Opowieść Austerlitza o swoim życiu poprzedzona jest  analizami architektury, i razem daje to wrażenie poruszania się po nieznanych (poznawanych) przestrzeniach,  zaglądania przez okna - kiedy nie wiesz, co możesz ujrzeć, kiedy nie wiesz, czy chcesz to ujrzeć. 
Schody, mury, ulice, wartownie, płoty. Miasta znane i miasta odgrzebywane w pamięci. Zdzieranie warstw, pod którymi czeka pamięć. 
Cień czasu. Albo też cień czasów, w których przyszło żyć. Wyrzucenie zegarków nic nie da, choć wydaje się pociągającym gestem - mówi Austerlitz - i nic z tego, niedola i udręka wciąż trwają... Jak i niekończąca się samotność. 

@bookspiracja - dzięki za wspólny zachwyt:) długo by można o Austerlitz, prawda?
___________________________
Austerlitz 
W.G. Sebald
Przekład: M. Łukasiewicz 
Wyd. Wab 
_____________________________
#gdziespomiedzy #bookstagram
#austerlitz
#sebald
#wydawnictwowab
Pani Carson, cieszę się, że panią poznałam. T Pani Carson, cieszę się, że panią poznałam. Trochę było obaw, bo zwykły człowiek to się jednak waha - czy zrozumie, czy jest godzien, czy aby na pewno wolno mu sięgnąć po Literaturę Wielką - i jeszcze pół biedy jak coś jednak znajdzie dla siebie i pochwali, ale jak niedajboże się nie spodoba??? Jak to napisać! Ale pani, droga Anne Carson, to mnie zagarnęła całą, szczerze i bez reszty.

Autobiografia czerwonego to historia Geriona. A Gerion jest inny - czerwony i skrzydlaty. Jest to więc historia o odrzuceniu i poszukiwaniu bliskości. Pisana czy raczej malowana? Czytanie książki przypominało czasem oglądanie obrazu, czy też układanie go z elementów uczuć, emocji, myśli. Do tego niezbędna szczypta ironii, specyficznego humoru. 
Książka do odczuwania. 
Zmieniająca formę, albo raczej wymykająca się powierzchownym podziałom. Dramat? Esej? Proza poetycka? Eksperyment literacki? 
Nie to jest ważne, nie dla mnie. Ja chciałabym wciąż słuchać historii o Gerionie, o jego nie-zrobionych  fotografiach, o nieśmiertelności, o tajemnicy, jaką jesteśmy sami dla siebie.
Historii o byciu pomiędzy światłem a ciemnością, wszak: "wspaniałe z nas istoty, myśli Gerion. Jesteśmy sąsiadami ognia". 
I to połączenie:  tytułowy czerwony i zacytowane ostatnie zdanie z ogniem też coś znaczy, może jak przeczytam jeszcze raz to złapię to coś, na razie zostawiam sobie na obrzeżach myśli. 
Niech eksperyment trwa.
__________________
Autobiografia czerwonego 
Anne Carson
Wyd. Ossolineum, seria Wygłosy
@ossolineum.wydawnictwo 

Wypożyczone z @mbpwejherowo 

#gdziespomiedzy #bookstagram #autobiografiaczerwonego #annecarson #ossolineum
Danilo Kiš Grobowiec dla Borysa Dawidowicza Tłum Danilo Kiš
Grobowiec dla Borysa Dawidowicza
Tłum. Danuta Cirlić-Straszyńska
Wyd. Czarne
________________________
Jednego dnia usłyszeć o człowieku po raz pierwszy, drugiego odkryć, iż człowiek ten jest w bibliotece - niektórzy wygrywają w totka, a ja wygrywam w książki:) Te nieoczywiste, najlepsze. 
Grobowiec to opowiadania/powieść/siedem rozdziałów wspólnej historii - więc już po tych podtytułach wiemy, że nic nie wiemy, albo też, że stoimy na niepewnym gruncie. I tak przez wszystkie strony - prawda miesza się ze zmyśleniem - niby nic nowego w literaturze - ale miesza się wciąż udając prawdę. Dokument, który jest literacką fikcją. Odnośniki do biografii, które nie istnieją. 
A co wspólnego w tych siedmiu historiach? Rewolucja, co pożera własne dzieci. Ktoś chciał wierzyć i oddać się  idei a tu jednak - ironia losu - totalitaryzm pokazuje, gdzie ma idee. Najstarsza z historii dzieje się w czasach Wielkiej Inkwizycji, więc nie o sam wiek XX idzie, a o całokształt ludzkich wyborów, dążeń i poszukiwań - poszukiwań, jak jeszcze inaczej możemy sobie urządzić piekło. I siebie w nim urządzić. 

A równie wybornie czyta się dyskusje o samej książce, choć nie ma tego dużo, ale widać, jak Grobowiec daje do myślenia. 

Dziękuję za uwagę, lecę dalej do biblioteki:)
_____________________
#gdziespomiedzy #grobowiecdlaborysadawidowicza #danilokiš #wydawnictwoczarne
Była sobie kiedyś dobrozła wróżka. Kiedy kto Była sobie kiedyś dobrozła wróżka. 
Kiedy ktoś tęsknił, przchodziła i zamieniała w lód serce, język i nogi, żeby te nie chciały nigdzie biec. A oddech w siwy dym.
.....

Kolaż do wiersza Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej pt. Mewa:

"Tęskonta nade mną szeleszcze.
Trąca mnie skrzydłem mewiem.
Czy wciąż ta sama jeszcze?
Nie wiem! Nie wiem..."

@dozamotaniajedenkrok @chwila_ze_sztuka 
i #kolażzpoezją 

#gdziespomiedzy
Mój Instagram

życie i książki

Opowieści rodzinne. Prawie lato – część 6. Urodziny Hani

27 kwietnia 2023
życie i ...

Z życia wzięte

11 marca 2022
życie i ...

Żółte liście, szarlotki i inne melancholie

15 października 2021
życie i problemy

„Kołyska”

16 grudnia 2021
życie i ...

Życie i… cierpliwość.

24 lutego 2024
życie i ...

Pierniki i nie tylko – część 2

11 grudnia 2021
życie i ...

„Mój szczęśliwy dzień”

1 stycznia 2022
życie i ... życie i książki życie i problemy

Lilka i Henio

28 sierpnia 2023
życie i książki

Powrót do Whistle Stop

20 listopada 2021
życie i ...

Życie po 40-tce? Poznaj 10 niewiarygodnych faktów!

21 maja 2022

© 2025 gdzieś pomiędzy | Powered by Minimalist Blog WordPress Theme