Instagram to podstępne miejsce. Zwłaszcza jak lubisz czytać i lubisz pogadać o książkach. A niektórzy lubią, no taki trafił się los. Wtedy stos polecanych książek rośnie niczym stos chorób i skierowań po czterdziestce. Kiedy wszystko przeczytać, kiedy? Jak?! Jak żyć…
Sprawdźcie, czy znacie te, które polecamy w ramach bookstagramowej współpracy z @mariuszowelektury
Tylko proszę pamiętać, że nie ponosimy żadnej odpowiedzialności za pusty portfel, za biegi do biblioteki ani za ciężkie i smutne myśli po przeczytaniu. Still – enjoy!
Dwa spojrzenia na “Rzekę dzieciństwa”, Andrzej Stasiuk, Wyd. Czarne
M: Rzeka – panta rhei, podróże, Wschód, melancholijna refleksja o życiu. Trochę jestem rozczarowany, to wszystko już widziałem w prozie Stasiuka.
O: Rzeka – życie, od źródeł do ujścia, płynie z nią to, co było, jest i będzie. U Stasiuka to Bug, więc Wschód, racja, a to kierunek, który budzi określone skojarzenia, prawda?
Co do rozczarowania – no nie wiem? Ja sobie cenię we współczesnej literaturze ślady humanitarnej katastrofy. Duży plus dla autora.
M: Humanizm, rzeka – metafora czasu, życia, granicy między kulturami to na pewno. Idziemy zatem w stronę eseju filozoficznego. To jest wartość. Jednak to bardzo stasiukowa książka, raczej dla fanów niż dla kogoś, kto chciałby rozpocząć spotkanie z jego twórczością.
Dużo tu o wojnie, tej obecnej w Ukrainie i drugiej, przejmujące fragmenty o Bełżcu, Wołyniu, ogólnie o zapętleniu losów, narodów, istnień. Ale gdzie dzieciństwo?
O: Dobre pytanie. Może w myśli o kolistości czasu? O wiecznym powrocie? W tym zapętleniu, o którym piszesz. O powtarzalności pewnych zdarzeń – słyszałeś o tym już w dzieciństwie, pamiętasz przywołaną postać Pastusza, wraca do ciebie to, co już było. Jak go zinterpretować?
M: Pastusz to chyba najlepszy fragment tej książki. A może on jest jedynym śladem dzieciństwa, które nie pozostało jak u Mickiewicza “święte i czyste”. Jest też jakimś demirugiem, który miesza w losach świata, wtedy paradoksalnie tylko rzeka jest czymś stałym i niezmiennym.
O: A propos najlepszych fragmentów, to u mnie będą to Urodziny. Tuwa. Trafia do mnie taka forma rozliczenia potraktowanego na koniec jako “poetyckie pierdolenie”. I mimo tej beznadziejności – wyjazd z dostawą dla ukraińskich żołnierzy. Bo tak trzeba.
Podsumowując: u mnie – czyli kogoś, kto przestraszył się Stasiuka w młodości a teraz jednak trochę wydoroślał – polecajka.
M: Też polecam, ale nie na pierwsze spotkanie z autorem.
Iłła. Opowieść o Kazimierze Iłłakowiczównie, Joanna Kuciel-Frydryszak, Wyd. Marginesy
O: Pamiętam, kiedy pierwszy raz zetknęłam się z nazwiskiem poetki, o której czytaliśmy. Znalazłam kiedyś pocztówkę, a na niej wiersz, taki o jeziorze w głębi lasu: “…O tę przepaść, zimną paszczę czarta, stoi tafla jeziora oparta (…) czaple chodzą pod olszynkami, wodzą sennie, sennie oczami”. Miałam 10-11 lat i pokochałam ten liryczny ton. Nawet nazwisko poetki wydawało mi się takie właśnie poetyckie: Kazimiera Iłłakowiczówna. Później już dużo o niej nie słyszałam. A jak było u ciebie – jak bardzo znałeś Iłłę przed książką?
M: Raczej standardowo – przy okazji Skamandrytów. Poezja nigdy specjalnie mnie nie interesowała. Może poza Baczyńskim i Słowackim. I w tej książce o niej jest jakby mimochodem. Trochę tak jakby Iłła mówiła o sobie – nie poetce. Więcej o wychowaniu, wartościach, pracy urzędniczej, wierze…
O: Rzeczywiście, bardzo ceniła sobie “prawdziwą” pracę. Podobnie wypowiadał się Myśliwski – że tylko zarabiając na życie inaczej, może pisać szczerze i prawdziwie. Iłła zdumiewa praktycznością, realistycznym podejściem, pewnością siebie, prawda?
Choć to nie cały jej charakter…
M: Czyli i w dwudziestoleciu z pisarstwa nie dało się wyżyć. Myślę, że jej charakter został ukształtowany w dzieciństwie. Wychowanie w Inflantach zaważyło na jej życiu. Stała się jak Pascalowska trzcina chyląca się na wietrze. Naginała się, ale nie łamała. Upadała, ale podnosiła się. Jest w tym coś ewangelicznego.
O: I fascynującego. Nie przystawała do schematów, nie raz wytrącając tym ludzi z równowagi. I smutnego, bo życie w poprzek konwenansów nie jest łatwe.
Biografię czyta się jednym tchem, jest przejrzyście napisana, zajmująca. Polecasz też?
M: Tak. Inspirujące herstory.
O: To jesteśmy zgodni:) tak sobie jeszcze wracam myślami do tej książki i widzę, ile zostało postawionych pytań o charakter, a jak mało odpowiedzi. Jest w niej wiele sprzeczności – bunt i pewność siebie, niechęć do bliskości. Praca ponad pisanie, to też nie jest popularne podejście. Wiara, ale tak normalnie traktowana. Ciekawa z niej rzeczywiście była osoba:) dzięki za zwrócenie uwagi na tę właśnie książkę:)
Nocami krzyczą sarny, Katarzyna Zyskowska, Wyd. Znak Literanova
M: „Jestem przędzą utkaną na szpuli. Czas przewija się przeze mnie. Jestem lnianą kanwą, utkaną z wielu różnych nici: tych wysnutych moimi palcami, ale i palcami kobiet, które były przede mną”.
O: Był Stasiuk ze swoim charakterystycznym pisaniem o flaneryzmie w czasie i przestrzeni, była literatura biograficzna – Iłła – a dziś chcemy polecić powieść. Dobrą powieść, prawda? „Nocami krzyczą sarny” Katarzyny Zyskowskiej. Dobra już choćby dlatego, że czyta się z zainteresowaniem, łatwo się człowiek wciąga w życie mieszkańców domu z duszą położonego w Górach Sowich. To miejsce, gdzie swoje położenie po wojnie zmieniła granica i oczywiście zmienili się zamieszkujący je ludzie. Jak ty byś pokrótce streścił “Sarny”?
M: Jako zaprzeczenie tezy zawartej w “Odrzani”, że w kulturze polskiej nie ma odwołań do tych ziem. Po “Domu dziennym, domu nocnym” Tokarczuk, “Toni” Ishabel Szatrawskiej czy “Tarninie” Marty Kucharskiej, kolejna dobra książka.
O: Dodałabym jeszcze “Ocalenie Atlantydy” Zyty Oryszyn.
M: Tej nie znam, ale wracając do “Saren”. Miejsce trwa, zmieniają się okoliczności, bohaterowie. Tak jakby żyło poza czasem i historią. Ważna jest też rola bohaterek, które zmagają się z losem. Są zdeterminowane, wytrwałe i gotowe ponosić konsekwencje.
O: I te właśnie bohaterki są mocnym punktem książki. Raz silne, raz uciekające, zranione i walczące, podejmujące zarówno dobre jak i złe decyzje – one są po prostu ludźmi, nie tylko takimi z papieru i jednej cechy.
M: Poza tym nie ma znaczenia kwestia narodowościowa, tożsamościowa, czas – wszystkie mają podobne doświadczenia.
O: Właśnie – wątek narodowy wprawdzie jest, ale pokazany od strony ludzkiej, nie jest nadrzędny. Doświadczenia zła czy dobra są po prostu nasze – ogólnoludzkie. A trochę się tych złych rzeczy dzieje. Sarny nie krzyczą bez powodu. Ale to już pozostawiam czytającym! Katarzyna Zyskowska staje się gwarantem dobrej lektury – ja nie czytałam jeszcze jej tylko “Historii złych uczynków”. Pozostałe były u mnie na plus.
M: Dla mnie duże pozytywne zaskoczenie. Słucham teraz o Baczyńskim. Ale to już inna historia.
Jedenaście, Hanna Krall, Wyd. a5
M: Wiesz, z czym mi się kojarzy tytuł? Jedenaste przykazanie Turskiego: „Nie bądź obojętny”. Szczególnie widoczne w relacji wobec uchodźcy, Ukraińca, Żyda, czy po prostu “tego obcego”, jak pisał Kapuściński.
O: Radosław Romaniuk w podcaście o książce Krall mówi więcej o symbolice liczb. Jedenaście to numer ulicy, gdzie był Dom Dziecka po wojnie. To ten, którego w jednym z opowiadań szukają i nic już nie ma, samosiejki, i to dobrze, mówi Krall, bo więcej smutku te mury by już nie zniosły. A my czytając, musimy znosić tego właśnie smutku coraz więcej i więcej…
M: To jedenaście z czasu po wojnie jest inne niż obecne. Jakby lepsze, bo przetrwało w pamięci. I tu mi się kojarzy “Nie ma” Mariusza Szczygła. Było, minęło, nic nie pozostało poza (nie)pamięcią.
O: Została pamięć przekazywana dzieciom. Sztafeta pokoleń. Sztafeta dobra – moja babcia ratowała ludzi z Zagłady, ja ratuję ludzi w drodze. I listy, archiwa, biblioteki… opowieść. “Opowiadanie jest potrzebą – pamiętania i bycia zapamiętanym”. Jak nas zapamiętają w opowiadaniach o ludziach w drodze? To dosyć mocny wątek, nie sądzisz?
M: Tak. Tylko mam wrażenie, że przeszłość została w głowie, tych, którzy jej doświadczyli. Mimo to coś się zmieniło – antysemityzm zastąpiła empatia, chociaż dość wybiórczo, tylko wobec niektórych i z ograniczonym terminem ważności.
O: Niestety, masz rację. Mam po tej książce jeszcze taką myśl, że można o niej pisać i mówić bez końca, dużo w niej wątków, problemów – zredukowanych do symbolu, ociosanych do kości. Im bardziej zredukowany, tym więcej rodzi pytań: o wojnę, zagładę, odwagę, życie, a w końcu także o rolę szczegółów. Widzisz tu jakiś rodzaj kontynuacji po “Szczegółach znaczących”?
M: Dla mnie ta książka, to jak koraliki z rozerwanego łańcuszka; analogie, motywy z całej twórczości Krall – krótko, zwięźle, dosadnie.
O: A znaczenie tym koralikom nadaje czytający. I rozumienie/zrozumienie – lub jego brak, i bezradność.
Kkos kos jeżyna, Tamta Melaszwili, Wyd. Filtry
M: Czy można być szczęśliwym w wieku 40+, czy tylko kiedy jesteśmy młodzi, a może nie trzeba tego wykluczać w ogóle? To jedno z pytań, które nasuwa się po przeczytaniu “Kos, kos jeżyna”, a przecież to nie romans, a całkiem dobra literatura.
O: No jak nie romans!!! Toż to romans jak nic! I to piękny – prawdziwy, bez żadnego romantyzowania. Romans jako odpowiedź na chęć życia, jako łapanie przyjemności – jak to mówi sama bohaterka. To mnie akurat ujęło w Kosie najbardziej. Zresztą Etero w ogóle jest taka prawdziwa, zostanie jedną z moich ulubionych bohaterek książkowych. A dlaczego to dobra literatura?
M: Bo np. wbrew literaturze feministycznej nie przedstawia swojej bohaterki zbyt nachalnie: praczka, sprzątaczka, posługaczka, opiekunka, żywicielka… to nie dla niej. Chce być wolna i niezależna w patriarchalnym i dobrze zakonserwowanym konserwatyzmem społeczeństwie. I nie boi się mówić wprost o swojej przyszłości: “A zaplanowałabym ją sobie tak, żeby mieć wszystko, czego mi potrzeba, i żyć tak, jak mi się podoba”. Masz jakiś ulubiony cytat?
O: Moje ulubione cytaty nie nadają się do cytowania. Byłyby zbyt długie – bo to np. cały pierwszy rozdział. Dla mnie – najlepszy w tej powieści. Kolejne idą w stronę społeczną, historyczną, trochę są chaotyczne – takie moje wrażenie. Choć perspektywa Etero rzeczywiście nadaje ton feministyczny. Dla mnie to pozytywny ton. Mówi o wolności należnej każdemu człowiekowi. Etero – tak jak też zauważasz – pozostaje niezależna choćby we własnych opiniach o życiu. Ale ten koniec… podobał się tobie?
M: I tak i nie. Jest inny niż można by oczekiwać, ale ona w ogóle zaskakuje, więc dlaczego tu ma być inaczej. Codzienność, nic szczególnego. Lubię takie książki – prosto, oszczędnie, czasem dosadnie o zwykłym życiu, uwikłaniu w kulturę i tradycję. A z drugiej strony emocje, dylematy. Dobra literatura o zwykłym życiu, czyż nie?
O: Bardzo zwykłym. Śpiewa kos, z jeżyn robi się konfitury, a pojedyncze zdarzenia splatają się w ciąg, co widać dopiero po czasie. Ot, życie…
Tłumaczenie – Magdalena Nowakowska
Austeria, Julian Stryjkowski, Wyd. Czytelnik
O: Austeria – to słowo brzmi jak z innego świata, jak coś, co znamy z opowieści czy filmów. Słowo ze świata, który już nie istnieje. Myślisz, że książka Stryjkowskiego jest dziś nieaktualna? Tylko dla historyków?
M: Na pewno ze świata, którego nie ma. Tuż przed I wojną. Poza tym kultura żydowska. Może bardziej dla tych, którzy pamiętają, że Polska była wielonarodowym krajem.
O: Mam wrażenie, że to niezbyt liczna grupa. Ale w tej książce jest coś więcej niż tylko relacja z ówczesnego życia. Coś symbolicznego, ponadczasowego. To, co przeżywają ludzie z opowieści jest obecne i dziś, też masz taką myśl?
M: Dla mnie ta książka jest jak lejek. W jednym miejscu spotykają się różne osoby, wartości, emocje. Świat w pigułce. Niby cały czas jesteśmy w karczmie, a w gruncie rzeczy otwiera się świat: wielobarwny, różnorodny, mistyczny.
O: Właśnie tak. I przeplata się to co mistyczne z codziennością. Tak też Austeria jest pisana – jakby w różnych rejestrach – od niemal biblijnych scen po zwyczajność. Dla mnie to jeden z atutów książki. Ciężko mi porównać ją z inną.
M: Z takich oczywistych – opowiadania Schulza. Ale może też : “Początek” Szczypiorskiego. W wymiarze opowieści o świecie, który odszedł bezpowrotnie – “Rodzinna Europa” Czesława Miłosza.
O: Czyli też klasyka literatury. A coś współczesnego?
M: Obawiam się, że dziś już tak się nie pisze. Może Andrzej Bart “Dybuk” albo “Król” Szczepana Twardocha. Choć o czymś innym traktują.
O: I jest jakiś punkt odniesienia:) Co mnie jeszcze ujęło u Stryjkowskiego, to że nie opisuje minionego świata w sposób nostalgiczny czy romantyczny. Nie, we mnie budzi raczej strach. Przed zniszczeniem? Zagładą? Przed pytaniami o to, co nieuchronnie niszczy? I czy ta siła przychodzi z zewnątrz czy jest też w nas?
M: Tak, niewątpliwie sytuacja graniczna. Ale też zetknięcie sacrum z profanum (nadejście wojny). Rytm języka, kultury żydowskiej, świata, który jest ponad świat ziemski, który nie przeczuwa, że nadchodzi jego rozpad.

